|
| Komnata Portretów | |
|
+3Jensen Kinghsley Marcin Wroński Mistrz Gry 7 posters | Autor | Wiadomość |
---|
Mistrz Gry Admin
Liczba postów : 240 Join date : 13/07/2012
| Temat: Komnata Portretów Sro Lip 18, 2012 11:01 pm | |
| Przestronny pokój na którego ścianach pozawieszane jest mnóstwo portretów sławnych czarodziejów. Pod każdym wisi plakietka z imieniem i z czego zasłynął. Pokój wyłożony czerwonym dywanem, a z sufitu padają zaczarowane "złote konfetti". Znajdują się tu dwa kominki w których zawsze płonie ogień. | |
| | | Marcin Wroński Wicedyrektor
Liczba postów : 769 Join date : 20/07/2012
| Temat: Re: Komnata Portretów Pon Sie 20, 2012 11:54 pm | |
| Marcin po niedługim marszu przez zamek dotarł właśnie tutaj: do komnaty portretów. Uśmiechnął się lekko. Dawno już tutaj nie był - aż zwyczajnie o tym korytarzu zapomniał. Przywitał się ze wszystkimi portretami jakie tylko wisiały na ścianach i jakby nigdy nic usiadł sobie po turecku na podłodze na samym środku komnaty. - Tak, będę ćwiczył. Jak za stahych, dobhych czasów. - uśmiechnął się wyciągając ze swojej torby książkę, którą zwinął z biblioteki, a także różdżkę. Dzisiaj nie chciał się za bardzo przemęczać jakimiś zaklęciami, dlatego wybrał bardzo milutkie zaklęcie, które miało za zadanie chronić go przed mugolami. Aż było Marcinowi wstyd, że do tej pory go nie znał! - Hepello Mugoletum. - westchnął ciężko, kiedy przeczytał „intencję” zaklęcia. Dlaczego większość zaklęć musiała być dla niego aż tak kłopotliwa?! Marcino pokręcił głową, no nic. To zaklęcie musiał nauczyć się rzucać od razu w sposób całkowicie niewerbalny, ponieważ inaczej mu się nie uda... Marcin skupił się na tym co chciał osiągnąć. Chciał sprawdzić, że podręcznik, który leżał przed nim nie będzie widoczny dla mugoli. To zadanie było jeszcze bardziej utrudnione, ponieważ znajdował się obecnie w Hogwarcie, a powszechnie wiadomo, że na tą szkołę było takie zaklęcie rzucone... Ale Wroński ćwiczył. Był przecież bardzo upartym chłopcem, który się tak łatwo nie poddawał.
Trening: Repello Mugoletum, poziom IV
| |
| | | Marcin Wroński Wicedyrektor
Liczba postów : 769 Join date : 20/07/2012
| Temat: Re: Komnata Portretów Wto Sie 21, 2012 10:38 am | |
| Marcin nadal siedział w Komnacie Portretów ćwicząc zawzięcie zaklęcie. Na jego policzkach pojawiły się przedziwne wypieki, kiedy tylko bardziej się skupiał na danej czynności. W obecnej chwili portrety dla niego nie istniały, tak samo jak mury tej komnaty. Liczyła się tylko różdżka, jego silna wola oraz księga, którą próbował zakląć. Oj tak, Wroński osiągnął chyba szczyt jeśli chodziło o skupienie na danym treningu. I niech mi teraz ktoś powie, że Marcino nie potrafi okiełzać Pożogi... Chyba zaraz zjem was razem z kopytami! Oczywiście, że potrafi okiełzać piekielny ogień i mu nawet rozkazywać, aby przybrał odpowiednie formy, takie jakie on chciał! Był naprawdę opanowany przy tym co robił... Pełne skupienie towarzyszyło mu zawsze i wszędzie. Wroński smagnął charakterystycznie swoją cudowną różdżką. Uchronić od mugoli, uchronić od mugoli, może nieco nagiąć działanie tego zaklęcia. I wreszcie coś udało mu się zrobić, przynajmniej tak podpowiedział mu cichy głosik w jego głowie. Wielce zadowolony z siebie podniósł się z ziemi. - Sukces panie i panowie, pełen sukces. - ukłonił się przed portretami. Przynajmniej tutaj miał jako taką widownię, która nawet nagrodziła go gromkimi brawami. - Już niedługo przhehosnę nawet moją matkę. - cmoknął głośno zabierając podręcznik z ziemi i wrzucając go do swojej torby. - Do widzenia! - machnął ręką do postaci namalowanych na płótnach i wyszedł z Komnaty Portretów. Oj, zadowolony był jak nigdy!
Koniec treningu, opuszczam temat.
| |
| | | Jensen Kinghsley Dyrektor
Liczba postów : 270 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Komnata Portretów Nie Wrz 02, 2012 11:51 am | |
| Było mu zimno. Po lekcjach wpadł tylko do Wielkiej Sali po ogromny kubek gorącej kawy, bo na jedzenie wyjątkowo nie miał ochoty. Mdliło go od tych oparów wywaru Żywej Śmierci jaki kazał warzyć drugoklasistom. Grzejąc dłonie o wrzący kubek począł wspinać się po schodach. -Ja pierdolę kurwa mać! Wrzasnął kiedy trafił na znikający stopień i dopiero w połowie drogi między jego stopą a rzeczonym stopniem przypomniał sobie o jego właściwościach co poskutkowało wylaniem części kawy zarówno na schody jak na swój piękny biały t-shirt. Szybko odłożył kubek na jeden z normalnych stopni i zaczął podskakiwać i wachlować swoją koszulką. -Aaj aaj aaaj... gorące, gorące.... yhkjhyghjdkki Zapowietrzył się, a kiedy koszulka ostygła wyciągnął z tylnej kieszeni spodni (najpierw zapętlając rękę w swoją profesorską pelerynę, lecz w końcu wygrał tą walkę- wiecie co! Żeby nawet peleryna wałczyła o dostęp do jego narcystycznego boskiego tyłka?!) różdżkę i potraktował ją zaklęciem Tergeo, chociaż nie miało to całkowicie zadowalającego skutku, bo na koszulce pozostała lekko żółtawa plama, dla niewprawnego oka nie do zauważenia, ale nasz Kinghsley i tak był niezadowolony. Pokręcił noskiem i wsunął różdżkę do kieszeni. -Kiedyś się z tobą rozprawię ty pomiocie Helgi Hufflepuff... Warknął do stopnia, zaanektował swoją kawę i znów zaczął wspinać się po schodach. Przynajmniej już mu nie było tak zimno. Nawet pokusiłabym się o stwierdzenie, że jego brzuch w tej chwili był tak gorący, że aż wrzący, ba dum tss. Kroczył ku górnym partiom zamku, bo w tych okolicach zawsze było najcieplej. Szczególnie w jednym pomieszczeniu. Właśnie wszedł na szóste piętro. Może skrzaty protestowały jak chodzi o grzanie lochów, ale tutaj kominki płonęły nie zależnie od pory roku czy doby. Otworzył drzwi prowadzące do komnaty portretów i cieplutkie powietrze owiało jego mordkę. Natychmiast się uśmiechnął i zatrzasnął za sobą ościeże by ciepło nie uciekło. Skierował się do fotela najbliższego kominkowi. Złote konfetti opadało na jego czarną pelerynę i mieszało z włosami, ale Jensen wiedział, ze jak tylko stąd wyjdzie to owe paskudne złotka znikną, więc nie parał sie ich usuwaniem. Podkurczył kolana pod brodę i objąwszy kubek obiema dłońmi wpatrywał się w ogień. Ciepluuuutko.
| |
| | | Ged Mohr Pracownik Hogwartu
Liczba postów : 94 Join date : 27/07/2012
| Temat: Re: Komnata Portretów Nie Wrz 02, 2012 12:35 pm | |
| Wstyd przyznać, ale Ged nigdy nie miał przesadnie dobrej orientacji w terenie. Co prawda dzięki długim latom podróży, w których niejako był zmuszony do nieustajacego kontaktu z mapami, a ich rozumienie i odnajdywanie sie czasem nawet było jedynym gwarantem przetrwania, opanował tę niezwykle trudną sztukę i teraz żaden jelonek nie wywiódłby go na manowce. Ale Zamek...cóz, Zamek to coś zupełnie innego. Te wszystkie ruchome schody, migrujące przejścia, skróty, które przerzucały Cię na zupełnie inne piętro, w zupełnie innym skrzydle...owszem, dla kogoś, kto je dobrze znał i pamiętał które gdzie prowadzą były cholernie użyteczne. Tylko że niestety Ged się do tego nielicznego towarzystwa nie zaliczał, i tak o ile pod koniec swojej nauki w tym zacnym przybytku potrafił sobie skrócić dwie czy trzy drogi i nie wylądować w kompletnie innym miejscu, tak te naście lat przerwy całkowicie wymazało te wiedzę z jego głowy. Mimo to próbował, próbował...i kończył tak jak teraz. Szukał gabinetu panny Wood, który z tego, co mgliście pamiętał, znajdował się na drugim piętrze, a wylądował na piętrze NieWiadomoKtórym zastanawiając się, jak do cholery tu trafił i gdzie w ogóle może własnie być. Pewnie którymś z wyższych, sądząc po ilości światła i ciepłocie (uch uch, jaki mądrala!), więc powinien ruszyć w dół, co tez właśnie zamie... Czy on poczuł kawę? Poruszył nosem jak pies tropiący, łapiąc tę niteczkę najcudowniejszego zapachu na świecie. Tak, tak, zdecydowanie kawa, świeżutka, gorąca, dokładnie taka jakiej nie pił od dwóch dni, nic więc dziwnego, że niczym zombie który wyczuł mózgi obrócił się na pięcie i jak zahipnotyzowany ruszył za aromatyczną wonią. Pomysł odwyku kofeinowego był chyba najdurniejszym pomysłem na świecie, ale tak to już jest, jak człowiek chce się zmienić na lepsze i słucha porad matek - nie swojej, co prawda, ale matka to matka. Kiedy więc ślad urwał się przed drzwiami którejś z komnat, ucięty drewnem i oddzielony od spragnionego kofeiny Gedowego jestestwa, nie kłopotał się pukaniem (lata w Hogwarcie nauczyły go, że do absolutnie wszystkich drzwi należy pukać, zwłaszcza tych od pozornie opustoszałych klas, if you know what I mean) i wtargnął do środka z głodem w oczach, dobrze że ręce mu się nie wyciągnęły bezwolnie tak zupełnie po zombiakowemu. - Kawaaaa...
| |
| | | Jensen Kinghsley Dyrektor
Liczba postów : 270 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Komnata Portretów Nie Wrz 02, 2012 12:57 pm | |
| Kontemplował. Nie jeden z was pomyśli, że pewnie myślał o czymś trywialnym i zboczonym, ale wyjątkowo proszę państwa nie! Jensen Kinghsley nie myślał o seksie. Rozmyślał właśnie o właściwościach eliksisalnych mandragory i o tym, że dawno nie parał się uwarzeniem czegoś co by ją zawierało, co było dziwne, bo to znaczyło, że tegoroczna uzdrowicielka warzy je sama. A to było niepocieszające, bo zawsze cieszył się jak mógł zrobić źle przygotowany napój leczący z czyraków i sprawić, że jakiś puchon wyglądał jak jedna wielka czyrakobulwa. To było takie zabawne. Jeden kącik ust uniósł się w słabym uśmiechu do tego wspomnienia kiedy Leah Connery spędziła w skrzydle szpitalnym calutki tydzień i przegapiła ważny test z eliksirów, którego Jensen rzecz jasna nie pozwolił jej pisać w innym terminie. Pogrążony w swoich co lepszych pomysłach na udupienie puchonów nawet nie usłyszał, że drzwi do komnaty... Portretów zostały otwarte. Strzeżcie się posiadacze kawy. Przeciągły jęk 'kawaaa' obudził w nim instynkty obrońcy swoje własności i skulił się chroniąc na wpół opróżniony kubek pancerzem z własnego ciała. - Odejdź maszkaro! Poczwaro złośliwa! Ty obrzydliwy... seksowny potworze ty! Odejdź!Krzyczał do swoich ud, aż w końcu jego kolejne słowa zaczęły kłócić się o pierwszeństwo z szaleńczym chichotem. "Rozkulił' sie i podał kubek gajowemu. -Zostaw mi łyka.Uprzedził, ale w głębi duszy pogodził się, że to był ostatni moment, w którym widział swoją kawę. Smuteczek. - Mohr, myślałem, że twój "napięty" grafik całkowicie Cię pochłonął. Zabarykadowałeś się w swojej chatce z apokaliptycznymi zapasami ciastek, czy co?Zapytał przyglądając się zmarnowanemu mężczyźnie. Jeszcze nie wiedział, że Ged był na odwyku kawowym. Gdyby miał taką informację to nie dziwiłby się zachowaniu przyjaciela. Ba! Ku jego zgubie dostarczyłby mu z dwa kociołki kawy zaprawionej jakimś afrodyzjakiem. Taki z niego pomocny kolega, a co. Podniósł sie i z uczuciem strzepnął gajowemu konfetti z włosów: A potem dusząc się ze śmiechu znów opadł na fotel. -Co u Ciebie? Niczym arystokrata machnął dłonią, oparł łokieć na podłokietniku, a brodę wsparł na dłoni- wyglądał jak dystyngowany członek szanowanego rodu. Co jeszcze bardziej dodało całej osobie Kingshleya komizmu. | |
| | | Cristina Reed Klasa VI
Liczba postów : 720 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Komnata Portretów Nie Wrz 02, 2012 8:47 pm | |
| Korytarze były pełne uczniów. Reedówna już nawet nie zdejmowała z siebie Zaklęcia Tajemnicy, wychodząc z założenia, że nie ma co się męczyć z magią. Co chwila zatrzymywała się, zgłaśniając swój głos i mówiąc: proszę o uwagę! Jakoś tak się działo, że większość ludzi faktycznie się zatrzymywała (nawet udało jej się złapać woźnego!), a wtedy Krysia mogła oznajmiać im, że nie mają prawa wypowiedzieć literki r. Była dopiero na piętrze szóstym, co oznaczało, że jej władzy podlegało już piętro siódme i wieże. Przed nią jeszcze caała masa pracy, więc nie guzdrząc się zaczęła obchód pomieszczeń. W gabinecie Cartemoll zastała Lili i jej córkę, które błyskawicznie zostały poinformowane o nowym zakazie. W klasie transmutacji złapała dwójkę liżących się Gryfonów, którym udzieliła tych samych instrukcji, jednocześnie dodając beztroskie: nie martwcie się, waszym językom to nie zaszkodzi! Co oznaczało, że na tej kondygnacji została jej tylko Komnata Portretów. Swoją drogą ciekawe - czy Zaklęcie Tajemnicy działało i na obrazy? Trzeba będzie kiedyś sprawdzić, ale to zdecydowanie nie w najbliższym czasie. Miała dwa dni na obskoczenie wszystkich mieszkańców zamku, a tych przecież mało nie było. Może wydaje wam się, że łatwiej byłoby załatwić sprawę w Wielkiej Sali. Problem był taki, że Cristina bardzo, ale to bardzo nie chciała, żeby Wroński dowiedział się o jej maleńkim prezencie przed czasem. Dlatego zdecydowała się na bardziej czasochłonną, a przy tym niewątpliwie zabawniejsza opcję. Wkroczyła do Komnaty jakby była panią tego miejsca, pozdrowiła kilka znajomych i wybitnie plotkarskich obrazów, by zaraz skierować się w stronę głosów. Natychmiast się wyszczerzyła na widok Geda i Jensena. - Masz ze sobą Rzyga? - spytała nie kłopocząc się przywitaniem czy jakimiś tam innymi wymarłymi, grzecznościowymi formułkami, bo - wow! To mogła być taka jedyna okazja, żeby usłyszeć wozaka przeklinającego bez literki r! Swoją drogą ciekawe, czy dałoby się wpędzić go w depresję, gdyby tak przeczytać mu słowniki przekleństw z całego świata i zakazać o nich wspominać? ... Nie. Nie była aż tak okrutna. Wystarczyło wyobrazić sobie, jak sama by się czuła, żeby wiedziała, że nigdy czegoś takiego paskudnemu łasicowi nie zrobi. Był zbyt paskudny, by mogła go krzywdzić. W końcu to prawie jak krzywdzenie Ellie Hall! - Ale do rzeczy - odkaszlnęła i wyprostowała się z godnością. - R! I nie możecie tego powiedzieć na balu, ha! - to rzekłszy paluchem wskazującym tycnęła Jensena w nos puszczając mu oczko, odwróciła się zgrabnie na pięcie i radośnie opuściła portretowy przybytek.
zt.
/w razie wątpliwości tłumaczę: wasze postaci w czasie trwania balu nie mają prawa wypowiedzieć literki 'r', co daje efekt identyczny jak Marcinowa wada wymowy. enjoy! | |
| | | Jensen Kinghsley Dyrektor
Liczba postów : 270 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Komnata Portretów Wto Wrz 04, 2012 7:42 am | |
| Post wychodzeniowy Jensena Kinghsleya, bo jest bal bal bal, a na bal nie ma bilokacji. Poza tym chcę przypomnieć Gedowi Mohrowi, że w Wielkiej Sali dnia 1 sierpnia został nieuzupełniony post 'wychodkowy' prosze to nadrobić!
Jensen podniósł się z fotela by złapać Cristinę za rękę, ale nie zdążył. Ta zwyczajnie już wybiegła. Spojrzał na Geda z miną 'I don't know' i wzruszył ramionami. -Wiesz co Gedziu? Zostawię Ci ten kubek, bo właściwie teraz to będzie twoim problemem by go odstawić do Wielkiej Sali Wyszczerzył się do przyjaciela i klepnął go po przyjacielsku w ramię, a następnie wsadziłdłonie do przednich kieszeni w spodniach. -Będę znikać, bo w zasadzie przybyłem tu tylko by kontemplować nad kawą, a teraz skoro nie mam już trunku... Zachichotał i jeszcze raz spojrzał w kominkowy ogień. Przecież się nie przyzna, że ktoś kto półżyje w lochach marznie już w październiku! -Za dwa dni bal, masz już przebranie? Zapytał z trudem przenosząc wzrok z cieplutkiego miłęgo ognia na... no właśnie. Moherka. -Yhym. Ja właśnie idę dopieścić moje czernie, ale nic więcej Ci nie powiem. Poza tym, że będzie epickie i bardzo... kontrowersyjne! Niemalże to zaśpiewał taki był dumny ze swojego pomysłu. Pomachał przyjacielowi i skierował się do wyjścia. Zamknął za sobą drzwi nie powzalając by cudowne ciepło wypłynęło z pomieszczenia. Kiedy dotarł na klatkę schodową zatrząsł się z chłodu jaki tu zastał. Szybkim tempem zbiegał po schodach by się rozgrzać. Miał szczerą nadzieję, ze w jego gabinecie było przytulnie i cieplutko, chociaż wciaz bezdrzwiowo i z wypaloną na ścianie plamą. Takie rzeczy to tylko u Kinghsleya
zt | |
| | | Feliks Reed Klasa V
Liczba postów : 9 Join date : 08/01/2013
| Temat: Re: Komnata Portretów Czw Sty 10, 2013 5:31 pm | |
| I nagle, gdzieś na horyzoncie pojawiła się szczupła sylwetka pewnego młodzieńca. Bardzo niskiego młodzieńca. Już wiadomo o kim mowa? No o Feliksie właśnie! Przyglądał się portretom na korytarzu z niemałym zaciekawieniem, a w ręku dzierżył małą, czarną książeczkę w skórzanej oprawie. Na grzbiecie miała wyryty napis „Mała Księga Istot Magicznych” bardzo brzydkim pismem, udającym kaligraficzne. Miała milion zakładek, kartki się wręcz z niej wysypywały, przez co Feliks co jakiś czas musiał stawać i podnosić je, a potem wkładać na właściwe miejsce, co było zadaniem okropnie trudnym, jako że i tak wszystkie kartki były pomieszane i powkładane byle jak. Po chwili jednak wszystkie, kartki jak jeden mąż postanowiły wypaść i rozsypały się wokoło. A że było ich około 250 (przynajmniej tyle doliczył się Feliks) to… no cóż, był mały problem. Spojrzał na papier niezachwyconym wzrokiem i z cholewki czarnego glana z tęczowymi ornamentami wyciągnął różdżkę. Wymierzył nią w kartki i… dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że nie pamięta zaklęcia na przywoływanie przedmiotów. Westchnął i z powrotem schował różdżkę za cholewkę, pochylił się i zaczął zbierać wszystkie kartki. Głupia książka… Zanotował sobie w myślach, że musi się nauczyć zaklęcia na naprawianie przedmiotów, przyklejanie kartek lub coś w tym stylu. Trochę mu to zajęło. Teraz to już wszystko było zupełnie ze sobą pomieszane, więc Reed postanowił to natychmiast poukładać. W oddali zauważył jakieś niedomknięte drzwi, podszedł do nich i otworzył. Co było w środku? Portrety… Milion portretów. Cała masa portretów! Większość się jednak przeszła do innych, spała, zajmowała się sobą albo ewentualnie była zbyt zajęta rozmową, by zauważyć wchodzącego Felka. Anderson zerknął na tańczące płomienie w kominku i postanowił zostać tutaj na dłużej, by wszystko uporządkować. Usiadł po turecku obok budowli, grzejąc się w przyjemnym ciepełku i zaczął układać wszystkie kartki. Ku jego radości – wszystkie były starannie ponumerowane, co bardzo mu ułatwiało zadanie. Pochwalił samego siebie w myślach i zaczął mozolną pracę. | |
| | | Aurelia Brown Pracownik Hogwartu
Liczba postów : 13 Join date : 07/01/2013
| Temat: Re: Komnata Portretów Czw Sty 10, 2013 6:09 pm | |
| Przemierzała w samotności korytarz za korytarzem, zamknięta w sobie, rozmawiająca niemo z własnymi myślami. Unikała ludzkich skupisk, nie patrzyła na setki portretów rozsianych wszędzie, gdzie przeszła. Niektóre przyglądały się jej, niektóre nawet się odezwały, inne miały to gdzieś. Pamiętali ją. Gryfońską dziewczynkę, która uwielbiała rozmawiać z postaciami z obrazów. Mądrą czarnowłosą ślicznotkę zawsze mającą odrobinę czasu dla zmarłych. Teraz jednak była dorosłą kobietą, która w Hogwarcie ostatni raz była ponad dwie dekady temu. Czarodzieje znali jednak jej dzieci, którym już drugi rok nie było dane powrócić do nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa. Will byłby teraz w piątej klasie, Claudia w siódmej, a Nathaniel mógłby dostać kopa i iść w świat. Cholerni aurorzy. Cholerne Ministerstwo Magii. Jak mogli dopuścić do śmierci czterech niewinnych osób, a ją potem tak okaleczyć psychicznie. Nie potrafiła zrozumieć, czemu to zrobili. Nie zwracała uwagi na ludzi z portretów, na uczniów, których czasem mijała. Wycofała się umysłem wgłąb siebie, nie zwracając uwagi dosłownie na nic. Bose stopy ukryte pod długą do ziemi, czarną suknią nie wydawały żadnych odgłosów. Szła w ciszy, choć wydawała się wręcz płynąć w powietrzu jak bardzo materialny, czarny duch. Uciekła z biblioteki, było tam za dużo osób. Szukała miejsca odludnego, w którym mogłaby pozastanawiać się nad swoim losem. Aż wreszcie wpadła w ciszy do Komnaty Portretów. Czarodzieje jednak nie byli zainteresowani światem żywych i woleli załatwiać swoje sprawy. Aurelia zobaczyła ucznia przy kominku i już chciała odejść, kiedy ostatecznie stwierdziła, że to nie ma sensu. Podeszła bliżej, w ciszy stanęła za nim. Patrzyła w dół, na porozrzucane kartki w losowej numeracji, teraz układane w kolejności. - Lepiej dbaj o książkę - mruknęła krzyżując ręce na piersi i przybierając minę w stylu bardzo niezadowolonej bibliotekarki. W sumie to była mina bardzo niezadowolonej bibliotekarki. - I naucz się zaklęcia Reparo. | |
| | | Feliks Reed Klasa V
Liczba postów : 9 Join date : 08/01/2013
| Temat: Re: Komnata Portretów Sob Sty 12, 2013 12:00 am | |
| Początkowo nie usłyszał żadnych kroków, był zbyt pochłonięty składaniem cennej księgi. Dopiero gdy usłyszał nieznajomy głos – wzdrygnął się lekko i podniósł głowę. Zobaczył jakąś kobietę… Pewnie gdzieś ją wiedział, ale ni cholery nie mógł sobie przypomnieć gdzie… Postanowił więc schować na chwilę bycie debilem do kieszeni i być normalny… Oczywiście w miarę możliwości. - Jest bardzo stara… - wyjaśnił, nieco speszony. Cóż jednak poradzić, kiedy prowizoryczna książka miała już około dziesięciu lat, a sam notes, w którym książeczka została spisana (i zresztą wciąż uzupełniana) został znaleziony w jakiś starych śmieciach na strychu więc niewykluczone, że ma tak gdzieś około 35 lat. Jest może to dość stosunkowo niewiele jak na książkę, ale gdy ktoś naprawdę często jej używa, trzyma zazwyczaj w jakiś dziwnych, nie bardzo przystępnych miejscach to raczej wiadomym jest, że nie będzie w stanie idealnym. Przechodząc jednak do rzeczy – Reed domyślił się, że „Reparo” jest zaklęciem na naprawianie czegoś. Swoją drogą jego drogi wujek – Sebastian często go używał, kiedy coś się psuło, a jemu nie bardzo się chciało tego naprawiać samodzielnie. Podziękował grzecznie bibliotekarce (choć był w przekonaniu, że to nauczycielka) za przypomnienie zaklęcia i postanowił je wypróbować jak najszybciej. Składał kartki w zaskakująco szybkim tempie, nie poświęcają zbyt dużej uwagi Aurelii. Nie minęło dwadzieścia minut, a wszystkie były ułożone we właściwej kolejności. Nawet te niezapisane ułożył zgodnie z numeracją. Wydobył swoją różdżkę zza cholewki wojskowego buta i wymierzył ją w skórzany książko-notes. - Reparo – rzekł, lecz niewiele mu to dało. Tylko kilka losowych kartek posłusznie się scaliło z oprawą, lecz pozostałe – strzeliły focha i nie chciały. Na jego twarz wstąpił grymas zażenowania. Zostawił więc „Małą Księgę Istot Magicznych” w świętym spokoju, różdżkę niedbale schował do buta (tak, że część wystawała), wstał i odwrócił się do czarnowłosej. Na początku zmierzył ją wzrokiem, starając się wywnioskować z jej miny, postawy i innych tego typu dziadostw ewentualne uczucia, ewentualnie jakieś wyraźniejsze cechy charakteru. Co po pierwsze – według niego na pewno nie była w żadnym wypadku wesoła, sprawiała wrażenie wrednej i czepliwej, ale tak naprawdę to bardzo coś przeżywała i… straciła pogodę ducha? Albo po prostu ma zły dzień i musi się wyżyć na jakiejś biednej istocie – jak to kobiety. Kobiety ogólnie są dziwne. Przynajmniej dla Feliksa. Zawsze były według niego odwieczną zagadką, nie rozumiał dziwnych fochów dziewczyn swojego wujaszka, a także odgadywanie uczuć szło mu o wiele gorzej, niż w przypadku facetów. Miał zwykle milion różnych wersji ich aktualnych emocji, a niektóre były jeszcze lepsze – przybierały zdradzieckie maski, tak że nawet najwybitniejszy jasnowidz by nie zgadł. No ale niestety – takie to właśnie dziwne są kobiety i mało który mężczyzna potrafi je zrozumieć. - A tak w ogóle to nazywam się Feliks – powiedział i uśmiechnął się życzliwie. Nie ośmielił się jednak wyciągnąć doń ręki. Bardzo dobrze wiedział, że to wysoce niekulturalne w stosunku do osoby starszej. Tak jest – może i był bardzo/lekko (niepotrzebne skreślić) nienormalny, ale ogólnie przyjęte zasady kultury my były doskonale znane i bardzo ich przestrzegał. Zdarzało mu się nawet fuczeć na tych, którzy ich nie przestrzegali. Powracając jednak do nienormalności Reed’sa – spojrzał na szyję kobiety i co zobaczył? No właśnie – nic! Ani pół amuletu. Czy naprawdę nikt ich nie nosił? Każdy chciał się zarazić wirusem wściekłego powietrza? Przecież to bardzo groźna choroba! Czy naprawdę wszyscy chcą umrzeć? Owszem, może niektórzy chcą tego, mają jakieś powody, albo sens egzystencji już dla nich nie istnieje, ale Aurelia nie wyglądała na taką, która najchętniej to by się zabiła. Przynajmniej jak dla niego. Ech, ten świat jest bardzo dziwny… | |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Komnata Portretów | |
| |
| | | | Komnata Portretów | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |