|
| Składzik Eliksirów | |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Mistrz Gry Admin
Liczba postów : 240 Join date : 13/07/2012
| Temat: Składzik Eliksirów Pon Lip 30, 2012 6:14 pm | |
| Składzik zlokalizowany na pierwszym piętrze w korytarzu z gobelinami to miejsce, w którym profesor eliksirów może składować swoje zapasy składników do eliksirów i eliksirów. Zamknięte dla uczniów, klucz posiada tylko profesor eliksirów i woźny. | |
| | | Jensen Kinghsley Dyrektor
Liczba postów : 270 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Składzik Eliksirów Pon Lip 30, 2012 8:00 pm | |
| Dobrze, że pewne rzeczy były niezmienne w tym zamku. Położenie klas, a także toalet, a przede wszystkim jego ukochanego miejca: składzika. To skromne pomieszczenie dwa na dwa dawało mu czasami więcej radości niż szklaneczka burbonu, a to jednak już było coś. Wypełznął z lochów prawie sprintem, ale w Sali Wejściowej zwolnił ciesząc się popołudniowym słońcem. Po obiedzie musiał wrócić do klasy w lochach, żeby ją posprzątać, bo skrzaty zawsze coś przestawiały, albo ustawiały tak, że zaburzało mu to jego feng shui, którego nawet nie znał, ale był nieszczęśliwy, gdy coś co ewidentnie miało być z prawej strony teraz stało po lewej. Tak się zapracował, że nim znowu ujrzał słońce była już szósta wieczorem. Szedł teraz z fiolkami eliksirów uwarzonych przez uczniów, do swojego magicznego zakątka, do składzika na pierwszym piętrze. Zgrabnym skokiem ominął znikający stopień i minął drzwi, których nie dało się otworzyć, a mocował się z nimi jakiś pierwszoroczny. Oczywiście, że nic mu nie powiedział. Muszą się sami uczyć niespodzianek jakie kryje zamek, bo inaczej tu zginą! Hogwart to brutalne miejsce. Chociaż nie widział z jakiego domu był szczyl, to był przekonany, że to Hufflepuff. Kretyn. Wszedł na pierwsze piętro i od razu skręcił w prawo ku korytarzowi gobelinów. Sięgnął do kieszeni jeszcze kilka dobrych metrów przed celem podróży, ale klucz wygrzebał dokładnie w momencie, w którym stanął przed drzwiami. Kucnął, bo dziurka na klucz była umieszczona chyba na wysokości pasa, ale goblina, albo skrzata domowego i spróbował otworzyć zamek co od trzech lat niezmiennie sprawiało mu taką samą trudność. | |
| | | Cristina Reed Klasa VI
Liczba postów : 720 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Składzik Eliksirów Pon Lip 30, 2012 8:22 pm | |
| Cris nie lubiła dolnych poziomów zamku. Po dziś dzień uważała, że Tiara przydzieliła ją do Slytherinu na złość. Dlatego nie spędzała w dormitorium więcej czasu, niż było konieczne na baaardzo długi sen albo zmienienie swojego ekwipunku. Tym razem nie było inaczej, po ostatniej lekcji natychmiast pobiegła do dormitorium, by zrzucić okropne szaty i wcisnąć się z bardziej cristinowy strój. Brązowe, bawełniane bryczesy, luźna szara koszula wciśnięta w spodnie i brązowa, skórzana kurtka. Och, no i obowiązkowe trzewiczki, ale ich nigdy nie pozbywała się z nóg. Wywaliła z torby wszystkie ciężkie rzeczy (to znaczy wszystko). Wzruszyła ramionami na ten widok, rzucając opróżnioną na łóżko i w biegu wcisnęła różdżkę za pasek spodni. Po cóż jej cokolwiek więcej? Nie zmniejszając tempa pruła przez korytarze, zmierzając w stronę wyjścia z zamku. Miała piękny plan - i dziwiła się, że przez pięć lat na to nie wpadła - sprawdzenia, jak się jeździ na centaurach. Zawsze lubiła jeździć konno, a taka przejażdżka na centaurze mogła być tylko zabawniejsza, bo konie nigdy nie chciały z nią konwersować. Już zakręcała, kiedy coś przykuło jej wzrok. Nie do końca wiedziała co (za szybka prędkość i jej przed oczami migotało), więc przyhamowała gwałtownie i zawróciła, już bardziej idąc, niż biegnąc. Skrzywiła się nieznacznie, kiedy jej oczom ukazał się Jensen. - A, to ty - stwierdziła mało odkrywczo i zdecydowanie mało życzliwie, jak na Cristinę Reed. Cris może i zbyt często obrażała innych ludzi, ale wszystko to robiła z miłością. Każdemu dobrze zrobi, jak trochę się obniży mu się nadmuchana samoocena. W innej sytuacji zapewne byłaby zachwycona rozmową z Kinghsley'em, ale teraz w głowie miała tylko myśl o galopowaniu na jakimś centaurze. Przygoda pierwsza klasa! Zamiast czuć wiatr we włosach (chociaż nie była pewna, czy przez te kołtuny cokolwiek poczuje) będzie musiała trochę powkurzać profesorka. I nie chodziło o to, że Jensen by ją siłą zatrzymywał, Morgano broń! To Cris nie mogłaby sobie darować. - Wyglądasz teraz jak hobbit - stwierdziła radośnie, bo faktycznie, rozmiary psorka diametralnie się skurczyły. Posmutniała na sekundę, kiedy pomyślała o tym, że zamiast marnego stwierdzenia, że Kinghsley był Kinghsley'em mogła kopnąć go w wystawiony tyłek, zanim zdążył się wyprostować. | |
| | | Jensen Kinghsley Dyrektor
Liczba postów : 270 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Składzik Eliksirów Pon Lip 30, 2012 8:48 pm | |
| Coś kliknęło, więc pociągnął za minimalną klameczkę również przystosowaną do rozmiarów dłoni jakiegoś przykurcza, a nie byczego faceta metr osiemdziesiąt, ale się bardzo zawiódł i przypuszczał, że drzwi jedynie bardziej zamknął. -Aaaa aaaa Wydał z siebie słumiony okrzyk i podskoczył niczym spłoszony jeleń. I zachował się niczym spłoszony jeleń, bo obiegł sam siebie w okół własnej osi z rękoma przykurczonymi, a szyją schowaną niczym żółw i wydajac dżwięk podobny do mugolskiego alarmu samochodowego "iiiiyyyyyyyuuuuuaaaa" -Do jasnej... co jest? Powiedział kiedy się w końcu uspokoił i dostrzegł, ze tą paskudną osobą była Cristina Reed. Idealnie. -Chcesz, żebym zawału dostał? Zakradasz się do ludzi jak śmierć. Warknął, ale nie było to nieprzyjemne i obraźliwe warknięcie, a raczej służące rozbawieniu zakradajacego się. Ponownie przykucnął i zacząłoperację z zamkiem od nowa, bo w ferworze walki o przeżycie upuścił kluczyk na ziemię. -Co to jest hobbit? Zapytał nie do końca będąc przekonanym czy chce wiedzieć, ale zadajac pytanie nie oderwał czujnego spojrzenia od zamka, który wciąż stawiał mu opór. -Jakiś tępy skurwysyn musiał rzucić na to jakąś klątwę jak Helgi nienawidzę no... Jęknął, ale akurat w tym momencie zamek kliknął i drzwi lekko się uchyliły. -Aha! Oznajmił triumfalnie i otworzył drzwi, które w przeciwieństwie do połozenia zamka i klamki były rozmiarów normalnych. I tak się musiał schylić, ale co tam. Prostujac plecy musiał złapać się w krzyżu. -Czasami mam ochotę znaleźć tego kto ten zamek projektował i zapoznać go z moją pięścią. Powiedział odrzucajac grzywkę niczym królewicz. -Co tu robisz, mała zmoro ludzkości? Zapytał podnosząc fiolki z eliksirami z podłogi i wchodząc do składzika. | |
| | | Cristina Reed Klasa VI
Liczba postów : 720 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Składzik Eliksirów Pon Lip 30, 2012 9:20 pm | |
| Cristina, obserwując reakcję Jensena Kinghsley'a doszła do jednego, bardzo prostego i słusznego wniosku - jego nie dało się nie kochać, skoro reagował w tak cudowny sposób na zwykłe stwierdzenie, że jest sobą. A może myślał, że jest Casey'em O'Sullivanem i właśnie dał sobie podwyżkę? Ta myśl leciutko ją uradowała i pozwoliła na pojawienie się iskierek czystej radości w oczach Cris. - Wiesz, czasami jesteś naprawdę zabawnym facetem - stwierdziła z powagą i pokiwała głową z bardzo mądrą miną. Gdyby nie był... no, Jensenem, powiedziałaby mu, że powinien się cieszyć tym, iż tylko Reed była światkiem jego zachowania. Tylko, że był Jensenem i żaden uczeń ani nauczyciel nie miał wątpliwości co do zdrowia psychicznego psora Kinghsley'a. Niespodziewany uśmiech rozświetlił jej twarzyczkę. Dokładnie tak samo było z jej zdrowiem psychicznym. Zbystrzała natychmiast i zrobiła chytrą minę, kiedy Jensen zadał jej dwa retoryczne pytania. Tylko, czy taka gaduła mogłaby odmówić sobie odpowiedzi? Oczywiście, że nie! - Ja jestem! - stwierdziła radośnie i pomachała mu dłonią przed twarzą. Zrobiła nieco urażoną minkę, ale jej ton nie świadczył o tym samym, gdy odpowiadała: - Myślałam, że to jest jasne od lat. Jestem twoją prywatną śmiercią, mówię wielkimi literami i pragnę twojej zguby, dlatego nie dostaniesz krokodyla. Aaale nie musisz się obawiać, na zawał nie zejdziesz, to za nudna i za mało bolesna śmierć. - Założyła sobie pasmo włosów za ucho i uniosła brew, wpatrując się w Jensena jakby był ciekawym zjawiskiem przyrodniczym, albo nową odmianą grzyba żyjąca na dnie Morza Martwego. Cris oparła się o brudną ścianę tuż przy drzwiach, dzięki czemu mogła przypatrywać się wyczynom Kinghsley'a z góry. A zaiste, było na co patrzeć. Wyglądało na to, że zamek wyraźnie Jensena nie lubił, czego Cris zupełnie nie rozumiała. Był takim zabawnym i fajnym gościem! Gdyby nie był, Cris nie marnowałaby swojego czasu na zawiłe plany mające na celu uprzykrzanie mu życia. Choć faktem było, że nie udawało jej się pracowąć nad żadnym dłużej, niż dziesięć minut. Zawsze sobie obiecywała, że będzie prawdziwą Ślizgonicą (jakby jej na tym zależało) i spędzi całą noc na pieczołowicie tworzonych planach, z ogromną ilością tabelek, dziwnych schematów i psychopatycznego śmiechu, a zamiast tego wypijała chore ilości kawy i szła spać, by następnego dnia na sam widok Kinghsley'a wpaść na jakiś nowy pomysł. Tym razem tak nie było, bo zbytnio zaabsorbowała ją wizja galopu na centaurze i zainteresowały właściwości zamka. - Może on nie toleruje mężczyzn-nauczycieli eliksirów? Albo jednostek wybitnie głupich? Albo wrednych? Albo puszczalskich? A może po prostu uważa, że powinieneś ściąć włosy? - rzucała teoriami, co kolejną, to głupszą, więc zapewne bliższą prawdy. - Albo serio trzeba być hobbitem, żeby otworzyć te drzwi! - ucieszyła się wcale nie sztucznie. Głównie dlatego, że gdyby była to prawda, Jensen nie mógłby dostać się do składników do eliksirów (bo w którymś momencie przypomniała sobie, że to właśnie do tego pomieszczenia próbował się wedrzeć), a O'Sullivan na pewno wolałby włożyć pieniądze do swojej kieszeni, niż wydawać je nowe ingrediencje. Lekcje zostałyby odwołane, a Jensen chodziłby cały czas wkurzony, że nie ma kiedy dręczyć Puchonów! Coś pięknego, niestety - piękne rzeczy mało kiedy są prawdziwe, no chyba, że mowa o Mahcinie Wrońskim - i temu cholernikowi wreszcie udało się otworzyć drzwi. - Hobbit? Takie małe coś o bosych, włochatych nogach. - Zerknęła podejrzliwie na stopy Kinghsley'a. - Zdejmuj skarpetki! - zażądała pod wpływem jakiejś nieokreślonej emocji. Może odkryła w sobie fetysz stóp hobbicich? Tak po rozmiarze buta patrząc, to Jensen miał je raczej spore... Kto wie, może jakiś jego przodek faktycznie wyrwał się z kart książek Tolkiena? Oczy rozbłysły jej po raz kolejny, a mózg nie przyjął do wiadomości znaczenia słowa metafora, ani groźba po próżnicy. - Wiesz, że on pewnie nie żyje, nie? Musimy znaleźć wejście do Tartaru i poszukać go w zaświatach! Poczekaj tu, pobiegnę po Ellie, na pewno będzie chciała nam towarzyszyć! No, ja zawsze chciałam wpierdolić jakiemuś potępieńcowi, więc nawet gdyby nie chciała, powinna mi towarzyszyć jako moja cheerioska - zdecydowała, cała rozpromieniona. Naprawdę była gotowa urwać się ze szkoły i jechać na wyprawę do Grecji, do tego jeziora... Jak mu tam było? No nic, będzie musiała znaleźć myślodsiewnię i przelać do niej odpowiedni odcinek serialu, który namiętnie oglądała przez wakacje. Słysząc kolejne pytanie, w dodatku z takim cudownym określeniem jej osoby, w nagrodę pokazała Jensenowi prawie wszystkie swoje śliczne ząbki. - Idę pojeździć na centaurze - stwierdziła prosto, bo i dlaczego miałaby ukrywać swoje plany?
| |
| | | Jensen Kinghsley Dyrektor
Liczba postów : 270 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Składzik Eliksirów Pon Lip 30, 2012 9:55 pm | |
| Oddychając jakby przebiegł milę lub więcej musiał się uspokoić, więc zamknął usta, chociaż niewiele to dało, bo jego nos wykonywał ruchy jak u smoka, wykrzywił usta zupełnie jak na memie 'not bad' pokiwał głową jakby chciał pokazać, że no właściwie to się z potencjalnym kimś, a tym potencjalnym kimś tutaj jest Reed, w ostateczności zgadza. - Wiem. Ale nigdy nie sądziłem, że usłyszę to od ciebie. Na mądrości Ravenclaw! Ty zachorowałaś i przyszłaś się pożegnać?! Doskoczył do niej w jednej sekundzie, a właściwie w jej ułamku, objął ciasno ramionami (a musiał do tego przykucnąć), przytulił policzek do jej policzka i z miną dokładnie, dokładnie taką jak [You must be registered and logged in to see this link.] rzekł: - Nie możesz umrzeć! Będzie mi na tym świecie za miło i za dobrze bez ciebie! Ta wizja jest zbyt nęcąca bym pozwolił paskudzie, która zatruwa mi swoim słodkim wrednym uśmiechem życie, odejść. Nie wiem czy wiem jak żyć kiedy jest zbyt dobrze! Nie możesz odejść! Wypowiadajac ostatnie słowa złapał ją za ramiona i spojrzał dobitnie wzrokiem szczeniaczka w oczy. - Proszę? Dodał tym razem robiąc minę po prostu niczym Shrek A chwilę później całą powagę diabli wzięli, bo opadł na kolana, oparł się na łokciach na podłodze i zaczął się śmiać. Uderzył czołem o podłogę i kilka razy walnął pięścią o dywan na podłodze i czuł jak łzy śmiechu ciekną mu po policzkach. Zabrało mu chwilę by powstać i przybrać na tyle niechwiejną pozycję by znów wrócić do siłowania się z zamkiem. - Noooo to nie było zbyt miłeZwrócił jej uwagę i na kilka sekund oderwał wzrok od drzwiczek by przenieść urażone spojrzenie na Ślizgonkę i pokazać jej jęzor. - Wredna, mała... ŻmijkaOznajmił juz na finiszu zmagać z magicznym zamkiem, a ostatnie słowo już było po triumfalnym otworzeniu swojego wroga. - Chcesz zginąć?!Zapytał odwracając się kiedy rozkazała mu zdjać skarpetki. - Chociaż w sumie to może być z korzyścią dla mnie, hey, dobraMachinalnie rzucił się na jedno kolano i zdjął buta, a potem drugiego i szybciutko pozbył się skarpetek. I chyba nie do końca zrozumiał o co chodziło naszej Krysi, albo po prostu i to bardziej prawdopodobne, uwagę o hobbitach puścił mimo uszu. Bo nasz mądry Kinghsley złożczył skarpetki i wyciągnął je w stronę Reed jakby chciał i właściwie chciał jej je dać. - Proszę. Masz. No bierz!Rzucił w nią swoimi workami na stopy, a następnie na bosaka wspiął się po drabince wraz z fiolkami eliksiru poprawiajacego humor. Resztę zostawił na podłodze, bo tylko te musiał dać tak wysoko. - Na centaurze?!Pisnął jak dziewczynka i wypuścił z rąk fiolki, a sześć szkiełek potłukło się w drobny mak robiąc więcej hałasu niżeli można się było po takim małym gównie spodziewać. - KurwaSyknął i zeskoczył z drabinki, wciągnął dziewczynę za rękę do składzika i zamknął drzwi. - Colloportus! Woźny zaraz tu będzie i będziemy mieć przesrane...Mruknął i obrócił się plecami do drzwi, a przodem do porwanej do wnętrza składzika ślizgonki. Zrobiło mu się niemożliwie niezręcznie, bo przestrzeń była malutka, a oni blisko siebie, ale potem się uśmiechnął jak zwykle. Była uczennicą, więc spokojnie. Nie rzuci się na niego z łapami, a on nie będzie miał wyrzutów sumienia, bo nawet jeżeli była uczennicą to była kobietą, a kobiety się nie odrzuca. W mniemaniu kinghsleyanizmu oczywiście. Zaczął machać różdżką mrucząc 'reparo'. -Jeżeli spotkasz centaura, który pozwoli Ci się dosiąść to tylko w jednym celu: żeby cię wywieźć w głąb zakazanego lasu i prawdopodobnie zabić. Oni nie lubią ludzi Reed. Kiedy wejdziesz na ich terytorium... masz przesrane. Nie są do nas zbyt przyjaźnie nastawione. Żebyś widziała jaką ostatnio miałem szramę na ręce, kiedy musiałem wyciągnąć dwóch puchonów z centaurijskiej zasadzki. Pokręcił głową i spojrzał na rozlany eliksir poprawiający humor. - Nie żebym chciał ich ratować, ale ta poprzednia dyrektorka, której nazwiska nawet nie pamiętam, to była taka ofiara losu, że ja musiałem po tych debili iść. A nawet jeżeli puchoni to byli za młodzi, żeby umierać. Chociaż za taką głupotę...Westchnął i zaklęciem 'hot air' postanowił wysuszyć podłogę, ale w połowie tego zaklęcia przestał. - Kurwa jestem debilem...Zachichotał i zatkał swoje usta. Opary eliksiru były czasami silniesze niż jego wypicie. Co prawda rozbite fiolki to nie był najlepszej jakości eliksir, więc będą na lekkim haju tylko jakieś dziesięć minut, ale i tak. | |
| | | Cristina Reed Klasa VI
Liczba postów : 720 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Składzik Eliksirów Pon Lip 30, 2012 11:05 pm | |
| Teatralnie przewróciła oczami i już miała odpowiedzieć, że nie ma zamiaru się z nim żegnać, bo nawet gdyby umarła, wróciłaby na ziemię, żeby nawiedzać go po śmierci (czego tak naprawdę by nie zrobiła, co przeanalizowała na uczcie powitalnej, ale drobne kłamstewko nie było niczym złym). Tylko, że Jensen zaczął odstawić takie szopki, że nawet jej matka by się nie powstydziła. Cris odruchowo się wyszczerzyła, zaraz jednak załapała, czego wymaga jej rola i przyjęła najbardziej tragiczną postawę, jaką miała w swoim asortymencie. - Na nic twoje błagania, mój czas nadszedł... Nie możesz mnie powstrzymać, najtańszy! - zawyła rozpaczliwie, próbując wyrwać się z uścisku Jensena. - Myśl, że nie poradziłbyś sobie na świecie, gdzie żaden tak piękny jak ja wróg nie czyha na ciebie za rogiem korytarza, jest zbyt piękna, bym odpuściła sobie ten widok - wyrzucała sobie słowo po słowie, a ostatnie padło dokładnie w chwili, gdy Jensen utkwił swoje spojrzenie w jej. Nie mogąc się powstrzymać parsknęła śmiechem, trzepnęła go w ramię i wystawiła język. Nie musiała dodawać nic więcej, kto jak kto, ale Kinghsley powinien zrozumieć, że w ten sposób oznajmiała, iż przychylnie rozpatrzyła jego prośbę. - Brzuch mnie boli przez ciebie, a to ty masz odnosić rany, nie ja - rzuciła w jego stronę, trzymając się za rzeczoną część ciała i zerkając co chwila z wyrzutem w oczach. Po tych słowach Jensen wybuchł cholernie zaraźliwym śmiechem i Cris wylądowała na podłodze, zwijając się ze śmiechu. Najpierw głośnego i radosnego, powoli przeradzającego się w chichot nie do opanowania, a kiedy w końcu udało jej się wygrać, musiała otrzeć łezkę z dolnej powieki. - Zdrajca ideałów - wycedziła, łypiąc na niego ponuro. Miała na myśli oczywiście to, co powiedziała i wcześniej. Jeśli ktoś tutaj miał cierpieć, to li i wyłącznie pan psorek, zaś brzuch Kryśki dawał do zrozumienia, że cierpi właśnie ona. Chociaż nie mogła zaprzeczyć, że takie cierpienia były naprawdę fajne. Nie żeby Cris narzekała na śmiech w swoim życiu, ale uwielbiała go tak bardzo, że mogła wytrzymać nawet tarzanie się po podłodze (po trawie było fajniejsze) i bolący brzuch. - Przed chwilą miałam pokaz tego, co się dzieje, jak przez przypadek jestem miła. Więcej się na to nie narażę - stwierdziła z mocą i równie mocno kiwnęła głową, aż uderzyła się głową w klatkę piersiową. Huknęło jej przy tym w uszach, ale niespecjalnie się tym przejęła. Zachichotała nieco złośliwie, kiedy wspomniał o ginięciu. - Mój nos miał doczynienia z gorszymi smrodami, chociaż... to przecież stopy Jensena Kinghsley'a. Pewnie ostatni raz miały styczność z wodą, kiedy za zamierzchłych czasów szkolnych udało ci się włamać do łazienki prefektów, co? - spytała rozbawionym tonem. Nie żeby wiedziała, iż takie zdarzenie faktycznie miało miejsce, po prostu... dedukowała, o. Jensen na pewno musiał próbować włamać się do łazienki (bo że sam był prefektem było niemożliwą niemożliwością, ktoś na pewno by go za ten czyn wydziedziczył; Cris nie była pewna kto, bo w ich... środowisku tak naprawdę każdy był rodziną dla każdego), skoro Cris to zrobiła. Bardziej dla zasady, bo obraziła się, że z jej troskliwością o młodszych uczniów nie została mianowana prefektką, niż po to, żeby spędzić godziny mocząc się w wodzie, kiedy było tyle ciekawszych zajęć. Szybki prysznic, żeby zmyć z siebie pył tysiąca przygód był bardziej w guście Cristiny. - Jednak poradzisz sobie bez Reed psującej ci najpiękniejsze chwile twojego życia? - upewniła się z wyraźnym rozczarowaniem i spuściła głowę, jakby błyskawicznie posmutniała. Zaraz jednak w ręce zostały wciśnięte jej skarpetki Jensena. Zwinęła je, a jej wzrok odruchowo powędrował na stopy Kinghsley'a. Owłosione co prawda nie były, ale spod brzegów nogawek wystawał porządny las. Nieznacznie uniosła brew, a z jej ust wyrwało się bardzo zamyślone hmm. Teoretycznie faktycznie mógł mieć przodka hobbita, bo nawet na ten metr osiemdziesiąt, miał duże stopy, ale Cris nie mogła być niczego pewna. Decyzja odroczona została na czas nieokreślony. - Mogę je sobie zatrzymać? - spytała, machając skarpetkami przed nosem Jensena. Teraz pożałowała, że nie ma ze sobą żadnej torby, ani kieszeni w spodniach, bo noszenie się z workami psorka, kiedy miała zamiar jeździć, nie było zbyt wygodne. Coś wymyśli, najwyżej nałoży je centaurowi na ogon. Uniosła głowę, by obserwować poczynania Jensena i odskoczyła w ostatniej chwili, gdy fiolki zlatywały na dół. Sekunda opóźnienia, a oberwałaby szkłem prosto w głowę, a nawet szopa włosów mogłaby nie być wystarczającą asekuracją. Jednak nawet z jej błyskawicznym refleksem nie mogła jednak uchronić się przed atakiem Jensena, który najwyraźniej miał szybsze tempo, niż spadające szkło. Nie minęła sekunda, od kiedy uchroniła się do fiolkowego ataku, a ten złapał ją za ramiona i wciągnął do składziku. - Gwałcą w składziku na eliksiry, ratuuuuuuuuuuuuuuunkuu! - wydarła się tak głośno, że Kinghsley'owi z racji odległości między nimi powinny odpaść uczy. Skrzyżowała przed sobą ręce (tylko żałowała, że nie ma na nich zarękawi) i błysnęła złowrogim spojrzeniem. - Żywej mnie nie dostaniesz, a martwa będę gryźć! - zaznaczyła, z trudem powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem. Na szczęście, miała całkiem niezłe aktorskie geny, więc udało się zachować pełną powagę i wojowniczość w jednym. Dopiero po chwili zorientowała się, że Jensenowi serio coś odwaliło i się o nią martwi. Rzuciła mu naprawdę podejrzliwe spojrzenie i cofnęła się o krok, co nieszczególnie dało rezultat w tak ciasnym pomieszczeniu, jak składzik i nadal dzieliły ich od siebie centymetry. - Kim jesteś i co zrobiłeś z moim Jensenem? - zażądała odpowiedzi, nadal przyglądając się mężczyźnie-który-wyglądał-jak-Jensen podejrzliwie. Na szczęście uwaga o Puchonach lekko ją uspokoiła. Tylko Jensen (i jego wuj) mógł mówić z taką zawziętością o małych, słodkich borsuczkach. Cris lubiła mieszkańców Hufflepuffu, ale prawda była taka, że ona lubiła wszystkie domy. Najmniej chyba swój własny, ale to przez to, że bardzo nie lubiła niesłusznej arogancji. Ot, weźmy takiego Jensena, jak już stoi dwa centymetry od nas i sprawia, że autorka ma moralne dylematy - on miał prawo być aroganckim, bo i zdolności magiczne posiadał, i w głowie pomimo wychowania przez wuja coś mu zostało, a nawet twarzy tak brzydkiej nie miał, chociaż włosy koniecznie powinien przyciachać. Cris lubiła mówić innym ludziom, że mają ściąć włosy, bo swoim nie uczyniłaby tego za nic w świecie. - Weź przestań zachowywać się jak stary, nudny flak bez oleju, nic mi się nie stanie, centaury mnie lubią. - Wzruszyła ramionami, bo i taka była prawda. Co prawda lubiły ją te centaury z Wicklowskiego lasu i były jedynymi magicznymi stworzeniami, które ją tolerowały - może właśnie dlatego, że nie nazywała ich magicznymi stworzeniami - ale z tymi z Zakazanego nie miała dużej styczności. Zawsze, kiedy wybierała się do lasu okalającego hogwarckie błonia, nie natykała się na żadne stworzonko, które mogłoby zagrozić jej życiu. Bo zdrowie zagrożone byłoby raczej owych zwierzątek. Na szczęście Cris przestała myśleć o niefajnych sprawach, bo Jensen powiedział coś tak pięknego, że aż zapachniało w składziku kwieciście. Reed pisnęła radośnie i z tej radości uściskała Jensena, a nawet ucałowała go w oba policzki i w czoło (to ostatnie w ramach sprawdzenia temperatury). - Wreszcie przyznałeś to, co tłumaczę ci od tylu lat! Jestem z ciebie niewysłowienie dumna, jestem tak dumna, że nawet moja elokwencja poszła się rozmnażać! - Wyszczerzyła się od ucha do ucha, ale zaraz zaczęła idiotycznie - nawet jak na Reedównę - chichotać. | |
| | | Jensen Kinghsley Dyrektor
Liczba postów : 270 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Składzik Eliksirów Pon Lip 30, 2012 11:55 pm | |
| Panicz KInghsley był widziany jak raczy się niezliczonymi i przeróżnymi trunkami w różnych częściach Wielkiej Brytanii, więc zupełnie dla nikogo nie byłoby zaskoczeniem gdyby wszedł do Trzech Mioteł i postanowił sie upić. Natomiast pod wpływem innych środków odurzających wliczajac podmioty zielarskie i eliksiralne nie widział go nigdy nikt i zdawało się, że panienka Reed miała być pierwszą która się przekona co się dzieje ze światem, kiedy pan profesor poważany bardziej niż trąbka z koziej dupy był zjarany, albo jakby powiedzieć to w sposób istotnie lepiej oddający sytuację: sparowany i chodziło o działanie pary, a nie o połączenie z kobietą, tudzież fuuu facetem. Zaśmiał się lekko psychicznie. - Skąd wiedziałaś... hihihi, że hihihi włamałem się do hihihi łazienki prefektów? Zapytał nie potrafiąc powstrzymać chichotu i zrozumiał, że uczeń robiący ten eliksir mieszał o raz w prawo za dużlo i o dwie sekundy pod przykryciem za mało. Cofnie to W! Jak Rowene kochał, cofnie! - Mieli przeeeeee hasło. Świeżość nocnikaaaaZaczął się śmiać i nagle przestał. -A może ciemiernika... albo hahahahahahahha Jego rozmyślania przerwała niekontrolowana salwa śmiechu, przez którą klęknął przed Krysią jakby zamierzał się jej conajmniej oświadczyć. A gdy podniósł głowę na pytanie o skarpetki... - Chcesz zatrzymać...Tutaj była przerwa na stłumione parsknięcie śmiechem. - Moje skarpetki?Zachichotał. - Poczekaj! Masz też bluzkę!Zdjął swój czarny t shirt przez głowę i rzuciłw nią tak, że miałą zasłoniętą całą twarz. - W spodniach mam rachunek z Trzech mioteł...[You must be registered and logged in to see this image.]Dając jej go starał się utrzymać pokreface'a. - O, wiem, wiem, poczekaj!Rozpiął pasek wyskoczył ze spodni i dumnie jej podał. - Masz! Oznajmił i stał teraz przed Reed w samych bokserkach (ciekawe jak teraz się mu oprzesz, ha! Zmuszę Cię, normalnie Cię zmuszę! ). Oddawszy całą swoją kolekcję ubrań [pewnie oddałby też bokserki gdyby eliksir był lepiej uwarzony] chwilę na nia patrzył po czym musiałsię oprzeć o ścianę, żeby nie upaść na podłogę ze śmiechu [You must be registered and logged in to see this link.]. - Nikt nikogo nie gwaaaałci! Zaczął również się drzeć, ale po chwili zrozumiał co robi i skoczył na Reed, co było nieco dziwne biorąc pod uwagę negliż, zatkał jej usta i nasłuchiwał zbliżających się kroków. Ledwo zaczęła mówić, że 'żywej mnie nie dostaniesz..' i z bezradności ją pocałował, bo woźnego bał się bardziej niż gniewu ślizgonki (w sumie nie musze Cię zmuszać mając naćpanego Kinghsleya). Kroki po chwili ucichły, a on przestał całowac dziewczynę. - [You must be registered and logged in to see this link.]Powiedział lekko drapiac się po głowie, bo miał wrażenie, że eliksir przestawał działać i znów wracał do siebie. Pierwszy dzień a on już walnął taką głupotę. Przecież Kinghsley go zabije. Nasłuchał się tyle historii o wyrodności Nadii i o tym jak ma nigdy nie robić nic z uczennicą, ewentualnie może patrzeć, ale i tak się w tym ograniczać. - Centaury nikogo nie lubią...Powiedział chłodniej niż zamierzał i potarł rękoma o ramiona, bo zrobiło mu się chłodno. Zrobił krok do przodu by wziąć swoje spodnie i znów zaczął chichotać. Nie, jednak nie wytrzeźwiał, to byłtylko skok adrenaliny. A chichot był z czymś powiązany. Zdjąłjakieś zamarynowane serce z półki i pokazał Criss. - Hey! Be my valentine?Znów zaczął niekontrolowanie chichotać. | |
| | | Cristina Reed Klasa VI
Liczba postów : 720 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Składzik Eliksirów Wto Lip 31, 2012 12:55 am | |
| I jeśli teraz ktokolwiek powie pannie Reed, że ma wewnętrzne oko albo inny bonusowy organ, to przysięgam, jakem ja, że temu komuś oberwie pięścią prosto w nos, który już nigdy później nie będzie prosty. Wierzcie mi, gdyby trzeźwa na ciele, bo przecież nie na umyśle, Cristina Ly Reed przeczuła, że wyląduje w składziku z rozbierającym się Jensenem Kinghsley'em, który miał geny rasowego pedofila, NIGDY by do tego nie doprowadziła. Chociaż teraz... sama mam wątpliwości. Zanim jednak przejdziemy do tych jakże traumatycznych i tragicznych wydarzeń, wypadałoby wspomnieć o tym, co rozchichotana i szczęśliwa Cris wyprawiała wcześniej. Na potwierdzenie swojej teorii tylko wyprostowała się dumnie, zadzierając głowę wyżej, niż zrobiłaby to Królowa Angielska (albo ta nowa ileś-tam-ułamka-z-wili, która właśnie przeniosła się do Hogwartu). - Bo jestem wykurwiście mądra i wykurwiście potrafię korzystać z mojego łba - stwierdziła wesoło, uśmiechając się od ucha do ucha i popukała się w czoło. O ile Cris przeklinała na co dzień bardzo mocno, tak po używkach - a eliksir rozweselający czy jakie tam ustrojstwo najwyraźniej się do tego zaliczał - zwiększało się to jej o milion procent. Jeśli nie będzie zamieniać co drugiego słowa na jakieś z wyrazem teoretycznie niecenzuralnym, to najprawdopodobniej słaby był ten haj, a Jensen miał naprawdę tragiczną odporność na wszystkie środki odurzające. Nawet jeśli chwilę temu potrafiła się uspokoić i grać, to kiedy psorek zdradził jej hasło, którym w jego zamierzchłych czasach otwierało się drzwi łazienki prefektów, coś w niej pękło. Próbowała się opanować, ale na próżno, aż parsknęła śmiechem - dosłownie, powietrze uleciało jej z ust, a wraz z nim wesoły i całkiem przyjemny dla ucha, choć oscylujący wokół górnych tonów, śmiech. Mocno złapała Jensena za ramię, wbijając w niego paznokcie, kiedy próbowała utrzymać się w pozycji pionowej. Lądowanie na podłodze nie było dla niej niczym nowym, zaliczyła je nawet dzisiaj, ale nie wiedzieć czemu teraz nie chciała tego zrobić. Niestety, Jensen miał inne plany i klęknął na ziemi, a co za tym idzie pociągnął za sobą Cris, która padła na ziemię jak dziewica do ratowania, z jedną ręką na czole, drugą efektownie zarzuconą gdzieś z boku i nogą zarzuconą na ramię Jensena. Przez ten fakt zaczęła chichotać jeszcze bardziej, a kiedy otworzyła oczy i dotarło do niej, że Jen klęczy, nie siedzi, zerwała się do pozycji siedzącej, wygładziła kurteczkę, przyklapnęła włosy i uśmiechnęła się uwodzicielsko. - Gdzie pierścionek? I nie masz wrażenia, że jest tu strasznie gorąco? - spytała, niesamowicie szybko machając rzęsami i jednocześnie zdejmując kurtkę, bo faktycznie - zrobiło się jej okropnie gorąco. Trwało to jednak może dwie sekundy, bo zaraz znowu zawyła rozpaczliwym śmiechem. Kinghsley tylko jej dowalił, bo nie dość, że zgodził się na oddanie skarpetek, to w dodatku... zdjął swoją koszulkę, rzucając ją z idealną celnością (o co w pomieszczeniu metr na metr trudno nie było, ale ćśś) na twarz Cristiny. - Jestem aż taka brzydka, że chcesz zakryć moją tw... Ej, masz dobry antyperspirant, nie śmierdzi potem! - ucieszyła się jak głupia, kiedy mimowolnie odetchnęła nosem, więc i powąchała koszulkę, bo sama też miała dobry, a jak się zbiorą dwie osoby z dobrym antyperspirantem to im dzwony kościelne biją, ale, żeśmy obie ateistki, to urzednik w Urzędzie Stanu Cywilnego młotkiem tłucze (nie wiem skąd miałby ten młotek wziąć, ale takie mi się utrwalił amerykański albo angielski obrazek). Udało jej się ściągnąć z twarzy czarną flagę pokoju akurat wtedy, kiedy w jej ręce wpadł kolejny trybut, to znaczy spodnie. - Wiesz, koszulka jak koszulka, wolę przylegające rzeczy - W końcu nosiła bryczesy, a nie ma bardziej opinających spodni od nich, nawet ledżinsy-ledżinsy się do nich nie umywają - ale mogłabym w takim worku chodzić, za to w spodniach chyba bym się zgubiła... - Zachichotała naprawdę jak nie ona, ale na szczęście skończyło się kolejnym parsknięciem śmiechem, co było już dużo, dużo bardziej kryśkowe. Dopiero teraz do niej dotarło, że skoro i koszulka, i spodnie Jensena są w jej rękach to... Z przykrością dowiedziała się, że nosił bieliznę. Nie jestem pewna, czy to kwestia eliksiru czy samej panny Reed, bo jeszcze nie miałam zamiaru o tym myśleć, a ty podle przyśpieszyłaś moją decyzję o rozwoju seksualnym mojego nowonarodzonego dziecięcia, ale owa panna Reed właśnie z przyjemnością przyglądała się porządnemu abs pana Kinghsley'a, które zdecydowanie nie było stworzone w photoshopie. Może to Ellie miała małego pierdolca na punkcie facetów z przerostem tkanki mięśniowej nad rozumem, ale panu Kinghsley'owi niczego nie brakowało - no, może w obecnej chwili właśnie rzeczonego rozumu... I tak sobie kompletnie bez skrępowania pożerała go wzrokiem, kiedy Jensen zareagował na jej wcześniejszą uwagę o gwałtach. Będąc nadal w lekkim, ale to leciutkim otumanieniu spowodowanym nowymi widokami tudzież perspektywami na przyszłość, odpowiedziała takim tonem, jakby mówiła najlogiczniejszą rzecz pod słońcem: - Ja ciebie zg... - Na szczęście nie pogrążyła się całkowicie (a to byłoby pogrążenie się nawet jak na warunki Cristiny Reed), bo Jensen najpierw zatkał jej usta, a kiedy już miała zamiar ugryźć jego rękę uznając, że odcięcie od tlenu to prawie jak bycie martwym... Morgano, jego powaliło i naprawdę mnie całuje czy mnie powaliło i mam halucynacje? To była jedyna myśl Reed, przynajmniej dopóki - nie wiedzieć czemu... to znaczy wiedzieć, to wpływ eliksiru, tylko i wyłącznie! - nie odwzajemniła pocałunku, tak całkiem automatycznie. Zaś kiedy Jensen się od niej oderwał, a woźny znikł za rogiem korytarza i nie miał wracać przez najbliższą godzinę (PRZEKLĘTE PRZECZ... ojej), zamrugała kilkakrotnie ze zdziwienia i oblizała usta. Nie w zaden pseudoerotyczny sposób, tylko jakby chciała sprawdzić, czy przed chwilą naprawdę przylegały do nich wargi Jensena Kinghsley'a. - Całkiem nieźle całujesz - stwierdziła po paru sekundach z nutą zadziorności i uniosła lekko brew. - Jesteśmy całkowicie pojebani, prawda? Bardziej, niż myślałam pół godziny temu, tak? - upewniła się, kiedy Jensen ją przeprosił. Potrząsnęła głową nadal tkwiąc w pewnego rodzaju szoku pobitewnym, jakby chciała powiedzieć, że nie ma za co przepraszać, że nic się nie stało, a raczej stało, ale ona nie miała nic przeci... STOP! Miała trzy zasady, które obowiązywały ją w Hogwarcie. Przyjaźnić się z Jensenem (tę spełniała aż za dobrze...), nie wysadzać w powietrze sedesów (z trudem się powstrzymywała, ale jednak) i pod żadnym pozorem nie romansować z nauczycielami. Zamrugała kilkakrotnie. Czy to znaczyło, że jej matka... wiedziała? W takim razie dlaczego kazała jej się zaprzyjaźnić z Jensenem?! Morgano kochana... Nawet Cristina Reed najwyraźniej nie potrafiła zrozumieć swojej matki. Przez te rozmyślania o Linnet Crackenthorpe-Reed kompletnie zignorowała uwagę o centaurach (w końcu ją lubiły) i drgnęła dopiero, kiedy Jensen podetknął jej pod nos marynowane serducho na kolację i zaczął się śmiać. - Wiesz, masz całkiem... ładny śmiech - stwierdziła odrobinę zdziwiona, bo nawet jeśli komplementy zdarzało jej się mówić, to na pewno nie Jensenowi K. Nie wiedząc, czy to nadal kwestia eliksiru, jej otępienia kilogramami żywych mięśni czy jakże romantycznego gestu, przesunęła się na podłodze w stronę Jensena, spojrzała mu w oczy przekrzywiając głowę i pocałowała go, tym razem sama i osobiście. | |
| | | Jensen Kinghsley Dyrektor
Liczba postów : 270 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Składzik Eliksirów Wto Lip 31, 2012 9:40 am | |
| Być może, ale tylko i wyłącznie być może Kinghsley w niektórych aspektach życia znacznie różnił się od Dyptama. Ale jeszcze nie wiedział ani on, ani narrator jakie to aspekty są. Jednakże jak na razie wiadome było jedno: krew Kinghsleyów tworzyła durne idiotki podobne do mamy Madzi oraz przezajebistych facetów, którzy, jak panna Reed słusznie zauważyła, mieli w sobie dziwny i niezrozumiały pierwiastek pociągu do dziewcząt w wieku szkolnym. Bo zarówno Dyptam jak i Jensen reprezentowali sobą jakiś marny, ale jeszcze z zakresu przyzwoitych, poziom. Nastomiast matka Dyptama, która go porzuciła jeszcze w wieku szkolnym? Matka Jensena, która podrzuciała swojemu bratu dziecko i zostawiła je tam, by żyć swoje kurewskie (chyba nawet dosłownie) życie bez ciążącego na barkach dzieciaka zaczynającego obowiązek szkolny. Cóż. Nie pozostawia to w takim razie wątpliwości, że z pierwiastkiem żeńskim było w tej rodzinie gorzej niż z męskim u Justina Biebera, kiedy ten zaczynał swoją karierę(bo teraz nie jest źle!). Gorzej niż z pierwiastkiem urody u Niemek, ba! Niż z pierwiastkiem urody u Putina. Kulały żeńskie geny niczym rzucona kula do kręgli. Dlatego jeżeli miała się któremukolwiek z Kinghsleyów rodzić córeczka- świat niech się modli by odziedziczyła wszystko po mamusi. Chociaż skromne zdanie Jensena obejmowało stwierdzenie, że całe szczęście, iż ta niedorozwinięta puchonka dała spokój jego wujowi, bo jeszcze stworzyli by dzieci. A czy było coś gorszego od żeńskiej przedstawicielki niezacnego i niepoważanego rodu Kinghsleyów, która ląduje w pucholandzie? Gdyby świadomie o tym wszystkim myślał to pewnie by się skrzywił i poczuł chęć nagłego opróżnienia żołądka drogami przewodu pokarmowego górnego. A tymczasem Jensen zachichotał jak mała dziewczynka, która po raz pierwszy widzi męskie genitalia. -Łba? Chichot. -Nie wiem czemu, ale napierw mając w zestawieniu to słowo, a potem Twój obrazek pomyślałem o... hihihihi Świńskim Łbie i wiesz co? Tu wyszczerzył się wręcz przerażająco szeroko. -Tak sobie myślę, że definicja i obrazek się zgadzają! Tak, tak już to przerabialiśmy. Jensen zazwyczaj nie bywał wredny, ale kiedy był to tylko dla Reedówny. I puchonów. I grubych ludzi. I goblinó w Gringottcie. I brzydkich czarownic. I wierzących. I... ojej. No dobrze już. Jensen bywał wredny. Często. Ale zajebiście. Widząc pozycję do jakiej doprowadził kobietę zupełnie nieświadomie aż uśmiechnął się do swoich brudnych myśli co w ogóle nie miało nic wspólnego z szaleńczym psychopatycznym chichotem, który wydobywał się z jego gardła z częstotliwością większą niż alarm ostrzegawczy o skażeniach (nienawidzę przysposobienia obronnego). Jednak takie myśli napływały i zalewały jego umysł o każdej godzinie każdego, zasranego, deszczowego dnia, więc nie byłoby w nich nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że przez bycie na haju atrakcyjność każdej kobiety wzrastała plus dwadzieścia, jego popęd seksualny plus pięćdziesiąt, a okoliczności siedzenia w składziku dawały plus do skilla sto. I rzecz jasna wiek dziewczyny skoczył w jego oczach jakoś tak o pięć lat, ale aż tak odurzony nie był by dać się ponieść swojemu samczemu instynktowi i brać ją tu i teraz, na zimnej podłodze składzika do eliksirów. -Pierścionek... a nie potrafiłem znaleźć odpowiednio dużego, ale nic się ma luba nie martw. Gobliny już pracują nad nim w swych tajnych nikomu nieznanych kryjówkach. Mają do pomocy olbrzyma, z którego zdejmą rozmiar dla pierścionka. Wszystko skrzętnie przemyślałem i fakt. Jest trochę gorąco. Dlaczego wypowiadając te zdania jego mowa z normalnej przyspieszyła razy dwa, nie wiedział. Ale dało to zabawny efekt uniesienia głosu o oktawę, co było jakby przygotowaniem do 'przerażonego krzyku' z serii kobieta mnie bije co prawdopodobnie miało nastąpić po takiej uwadze względem Reed która byłą wcale nie gruba, ale to był Jensen i jego, słowo drobne akurat nie mieści się teraz w standardach, złośliwości. -Antyperspirant jest przegenialny. Znalazłem mały sklepik na Nokturnie, nazywa się Węszące Sandały. Słuchaj, właściciel gwarantował, że ten antyperspirant zapewni mi epicką siłę i długotrwałą erekcję. A że epicką siłe już mam, a o moich erekcjach wolałbym z uczennicą hihihihihi nie hihihihi rozmawiać to powiem, że cieszę się zapachem. Jednynie 14 sykli, dasz wiarę? Ten chichot już go denerwował, a teraz nie wiedząc dlaczego miał ochotę odtańczyć taniec brzucha. Miał dobre ruchy w biodrach tak więc jak raz zaczął to nie mógł przestać stąd gdyby nie fakt, że zakrył jej koszulką twarz, mogłaby podziwiać akcję godną niejednego profesjonalnego striptizera. -Kto wie czy twoje spojrzenie na dłuższą metę nie zabija. Jestem po prostu fanem profilaktyki zapobiegawczej! Zawołał i zrobił obrót na pięcie a'la Michael Jackson. Dopiero po chwili ogarnął, że ona na niego nie patrzyła, nie paczyła ani nawet nie zerkała czy spoglądała. To było żarłoczne spojrzenie kałamarnicy z Wielkiego Jeziora, które nasze zjarane dzieciątko speszyło i krzyżująć ręce na przyrodzeniu, ściskając razem kolana a stopy rozstawiając szeroko spłonął rumieńcem i zaczął chichotać jak na filmie, który przyspieszono razy cztery. -One też paczą.... Dodał konspiracyjnym tonem wskazując na kilka słoików różnorodnych gałek ocznych i znów zachichotał zakrywając usta ręką. I bardzo dobrze, że Cristina nie dokończyła tego 'ja ciebie zg...' bo to co do tej pory hamowało samcze zapędy Jensena mogłoby ujawnić się w gorszy sposób jak niekontrolowane ucałowanie, ba! Rzucenie się na pannę Reed z łapami. Mógłby wtedy rozerwać jej szarą koszulkę, albo coś w tym stylu. W każdym razie byłoby to zbyt wyćwiczone i podejrzane i rzucałoby go w świetle sekretnego gwałciciela, który brutalne zagrywki ze ściąganiem odzienia musiał opracować w fachu. -Czy ty kiedykolwiek wątpiłaś w moje skille w całowaniu?! Wykrzyknął lekko urażony nim przybrał znów minę niewiniątka, dziecka, które stłukło ulubiony wazon mamusi zupełnym przypadkiem. -Reed my nigdy nie byliśmy normalni. Mruknął zadziornie i jakby tak powiedzieć trochę speszonym gestem wyciągnął rękę. -Ja wiem, że darowanego się nie odbiera, ale chociaż spodnie? Uniósł jedno ramię i przytulił na ułamek sekundy do niego ucho razem z tym pytaniem, bo było mu teraz delikatnie mówiąc na prawdę głupio. I tutaj na chwilę leciutko obrócił się by odłożyć słoik z sercem, które trzymał, by kiedy wrócił spojrzeniem do towarzyszki niedoli i kempingu w składziku ... został pocałowany. O mój Merlinie przenajcudowniejszy, o wynalazco eliksiru wiggenowego o mój....! I będąc Kinghsleyem z krwi i kości nie mógł nic zrobić. Nie potrafił zawalczyć z instynktem nie mógł pozwolić sobie na odepchnięcie jej i powiedzenie nie. ON NIE BYŁ ASERTYWNY do kurwy nędzy! Nawet nie zostawiajac sobie chwili na racjonalne myślenie i zawalczenie z pokusą, uległ jej całkowicie. Gestem pełnym pożądania jedną ręką przyciągnął ją bliżej siebie za szyje. Rzecz jasna nie brutalnie, a tak by w razie przekroczenia granicy, chociaż ciężko było sobie wyobrazić teraz by już jakiejś nie przekroczyli i teraz nie stąpali po bezgraniczu bezprawia i niskich kręgów piekielnych. Och, Jensen będzie się smażył trzymany na widłach samego Lucyfera jeżeli miliony mugoli miało rację odnośnie jakichśtam Bogów, albo jednego. Co chwila mu się to mętlikowało. Drugą ręką powędrował pod jej włosy w okolice ucha. Aaaaa Jensen przestańprzestańprzestańkurwaogarnijswoje zgrabne dupsko. Ale nic nie pomagało. Całującej kobiety się nie odrzuca, a kobiety całowanej się nigdy nie odpycha. | |
| | | Cristina Reed Klasa VI
Liczba postów : 720 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Składzik Eliksirów Wto Lip 31, 2012 1:20 pm | |
| Cris miała naprawdę ogromne pokłady samokrytycyzmu i przyjemności ze słuchania obelg rzucanych w jej stronę. Ktoś, kto nie ma tego samego nie potrafiłby zrozumieć, dlaczego dziewczyna - i tak uchachana do przeraźliwej niemożliwości - zawyła jeszcze radośniej, gdy Jen porównał jej głowę do tej należącej do świni. W dodatku martwej świni wymalowanej na szyldzie najfajniejszego przytułku dla spragnionych alkoholu, jaki istniał na tym świecie. Nie dla niej czyste Trzy Miotły, nie dla niej przepełniony Dziurawy Kocioł, jeśli Cristina Reed chciała się napić, szła tylko i wyłącznie do Świńskiego Łba. Przez mieszanki tamtejszego barmana czasami nawet udawało się jej lekko upić. - Och nie, nie! - zaprzeczyła natychmiast, kręcąc głową i machając ręką. - Nie możesz mnie porównywać z tak szlachetnym i pięknym zwierzęciem! - powiedziała z prawdziwą mocą, a jej palec wylądował na samym czubku nosa. - Widzisz ten nos? Nie jest szeroki, ani mały, nie ma też dziurek wielkości dziury ozonowej... - Każde słowo mówiła z przejęciem, ale w którymś momencie tej gestykulacji spojrzała na Jensena przekrzywiając przy tym głowę. W jej oczach pojawił się nieokreślony, wcale niezłowrogi i bardzo wesoły błysk. - W przeciwieństwie do ciebie! - stwierdziła radośnie, a jej głos podniósł się o kolejną oktawę, Cris padła na kolana, kładąc ręce na ziemi i unosząc się w dziwnym rodzaju modłów. - O władco wszystkich świń i królu prosiaków, ammmm! - Po każdym słowie ponownie padała na ziemię, by zaraz powstać, zaś ostatni dźwięk kompletnie wyzbył ją z jakichkolwiek zdolności udawania i znowu, chyba pierdylionowy raz tego dnia, zaczęła się śmiać, odgarniając włosy z czoła. - To tłumaczy, dlaczego masz tam zniżki - dokończyła z urazą swoją jakże poważną wypowiedź o podobieństwu do wieprzowiny i tym, ile kto płaci za alkohol. Zaś Cris naprawdę nie była wredna. Jej tylko czasami zdarzało się mówić to, co ludziom niekoniecznie pasowało względem ich osoby. Już dawno odkryła jednak, że aby wyprowadzić z równowagi Jensena Kinghsley'a musiałaby mówić rzeczy nie złośliwe, a podłe. Owszem, potrafiłaby je powiedzieć i owszem, może udałoby się jej zranić nimi psorka, ale Cris nie miała zamiaru tego robić. Uprzykrzanie mu życia na ten lżejszy, czasami doprawiony jakimiś wydarzeniami, sposób było dużo zabawniejsze i obojgu pozwalało na utrzymywanie naprawdę przyjaznych relacji. Jeśli coś mogło urazić Cristinę... no dobrze, nie urazić tak naprawdę, ale wprawić w lekki stan poddenerwowania, była jedynie uwaga o jej tuszy. W normalnym wypadku wcale by się nią nie przejęła, wręcz przeciwnie, odpowiedziałaby napastnikowi taką uwagą, że automatycznie jemu przybyłoby trzydzieści kilogramów, ale teraz... Cóż, była naćpana, prawda? Zmrużyła oczy i podstawiła dłonie pod twarz Kinghsley'a. Nie było możliwości, żeby z tak bliskiej odległości cokolwiek zobaczył - bo cóż, rękoma praktycznie zasłoniła oczy Jensena. To jednak nie wystarczyło Cris, bo zaczęła nimi machać, jednocześnie mówiąc: - Widzisz? To są długie i szczupłe palce. Mój brzuch też jest chudy! - To mówiąc wyciągnęła brzeg koszuli ze spodni i uniosła ją do góry. Nie tak, że centymetr wyżej, a mogłaby się jej pozbyć, ale tak, żeby pokazać swój zdecydowanie szczupły (chociaż na szczęście nie wklęsły, wklęsłe brzuchy to największe ohydztwo na świecie, przynajmniej według Cris) i ładny brzuch. - Ten twój pierścionek byłby za duży na moja talię! Nogi też mam chude! Jak nie wierzysz, to sprawdź - to mówiąc podetknęła Jensenowi pod twarz swoją nogę, akurat udem na wysokości jego oczu, bo jak wiadomo, jeśli gdzieś na nodze jest najwięcej tłuszczu, to są to zdecydowanie uda. Z kobietą nie należy robić dwóch rzeczy: mówić jej, że jest gruba i zabierać jej czekoladę. Te bzdury o zdradzaniu i innych takich były według Cristiny... no, właśnie bzdurami, ale gdyby Jensen zabrał jej czekoladę już byłby trupem bez butów i bez skarpetek. W koszulkę i spodnie może by go ubrała, coby nie propagować wśród biednych uczennic, które przypadkiem by go znalazły, nekrofilii. Gdyby nie eliksir zapewne naprawdę ograniczyłaby się do komentarza, albo pokazała Jensenowi dwa środkowe palce na raz. Tak jednak... Cóż, uznała, że obrona jej honoru jest sprawą ważniejsza, niż bycie małą paskudą. Przy czym zaznaczyć by wypadało, że wszystkie te czynności miały miejsce przed jakimikolwiek napadami nastoletniego zaślepienia i burzy hormonów, bo i w rękach trzymała na razie tylko skarpetki. Na szczęście później padły słowa o antyperspirancie, a Cristina zaśmiała się radośnie i zdecydowanie za głośno. Na słowa o profilaktyce, nadal nie zdejmując z twarzy koszulki (w końcu wszystko to działo się w ułamkach sekundy, wystawiła dwa palce i wskazała nimi na wysokość swoich oczy, a później gdzieś, gdzie według jej innych zmysłów (głównie słuchu, bo Jen zachowywał się zdecydowanie głośno) znajdował się Kinghsley, w znanym narodom geście: obserwuję cię i zjem na śniadanie. W końcu udało jej się koszulkę z twarzy ściągnąć. - Też tam kupuję! Tylko mój miał mi dać epicką szybkość, którą też już mam i dwugodzinną trwałość orgazmu, o której z nauczycielem rozmawiać nie będę, staruchu - ledwo ostatnie słowo wypuściło jej usta, a znowu zaczęła się śmiać. Aż dziwne, że wszystkie fiolki nie popękały z nadmiaru tych śmiechów i innych wysokich dźwięków. Bo w końcu Cris była babą, a Jensen cały czas chichotał, więc oboje wypowiadali się na granicy pękania szkieł. Reed drgnęła, kiedy usłyszała o paczeniu innych obiektów i uniosła brew - to była jej reakcja zastępcza na rumienienie się, bo przecież Cristina Ly Reed nie mogłaby się zarumienić tylko dlatego, że patrzyła na naprawdę fajnie zbudowanego faceta, prawda? W końcu była Cristiną Ly Reed, wychowała się w takim a nie innym środowisku, a na wsi - a już szczególnie tak odsuniętej od świata, jak w górach - wszystko było nieco prostsze i bardziej naturalne, poza tym... była córą swojej matki, co zapewne będzie dane mi powtarzać jeszcze wiele razy. Po prostu nie miała jeszcze jej wieku. Och, i była całkiem ładna. Teoretycznie, gdyby jej się chciało i gdyby uspokoiła włosy, mogłaby mieć wianuszek adoratorów, ale... po co? Plątaliby się jej tacy pod nogami, a jakby wybrała jednego to byłby uciążliwy nie do zniesienia. Cris naprawdę lubiła samodzielność, lubiła bycie po prostu sobą bez żadnych zobowiązań, a już na pewno bez innego człowieka, który uważałby ją za swoją własność, mówiłby jej, co ma robić i odbierał jej cząstkę Cristiny Reed. Wolała wybierać sama, kiedy miała ochotę i kiedy uważała, że nie zachwieje to jej niezależności. Zaśmiała się z wyższością i uśmiechnęła zdecydowanie zbyt złośliwie. - Oczywiście. Nadal wątpię, bo to było raczej powstrzymywanie mnie przed wlepieniem mi szlabanu tysiąclecia i zniweczeniem możliwości dostania twojej premii przez najbliższe tysiąc lat - stwierdziła z radosną kpiną, czując się już bardziej jak młoda, wstrętna Cristina Reed. - Nie byliśmy, ale teraz... - Potrząsnęła głową, jakby chciała odsunąć od siebie nawet myśli o tym, jak bardzo spaczona jest teraz jej psychika. Ostatni bastion normalności został zdobyty i obrócony w proch! I to przez kogo? Przez Jensena Kinghsley'a, kurwa jego mać z czego sam zdaje sobie sprawę... Okej, gdyby to był taki Mahcin Wroński - okej, to by rozumiała. Jake Shepard? Toż to wręcz weteran w tych sprawach i aż przykro byłoby mu odmówić! Nawet Casey'a O'Sullivana by zrozumiała, gdyby mogła przy okazji nakopać w jego niezły tyłek. Ale na litość Morgany, której ta nie posiada - siostrzeniec Dyptama Kinghsley'a?! To nie było zdobycie ostatniego bastionu normalności. To było obrócenie go w proch, spalenie do samego wnętrza ziemi i wyplenienie atmosfery wokół niego z tlenu, żeby już nigdy nie mogła niczego tam wybudować, żeby nie mogła nawet przekimać się tam na karimacie. To była... tragedia narodu ludzkiego. Kto zrozumie więc, dlaczego Cris mimo wszystko pocałowała Jensena jeszcze raz? Może po prostu... po prostu naprawdę zadziałały te trzy czynniki z poprzedniego posta, a może stwierdziła, że skoro bastion został zburzony, powinna chociaż wyciągnąć jakieś korzyści z ataku najeźdźcy?... A może po prostu miała nadzieję, że kiedy sama zaatakuje, wróg cofnie się, przerażony tym co uczynił, gnany wyrzutami sumienia? Najwyraźniej Jensen Kinghsley nie należał do współczujących najeźdźców i uznał atak Cristiny za poddanie się. Tylko, że w chwili obecnej wcale jej to nie przeszkadzało. STOP! Jej to wcale nie przeszkadzało, w żadnej sekundzie, po prostu była otumaniona, jakby nałykała się kadzidełek zamiast je podpalić... Nic więc dziwnego, że kiedy przyciągnął ją do siebie jej ręce - tkwiące do tej pory nienaturalnie sztywno przy jej bokach - wylądowały na jego plecach, jakby dzięki temu mogła przylgnąć do niego jeszcze bliżej. Teraz jednak, wyzwolone z okowów bezruchu, odruchowo zaczęły wędrować po linii jego kręgosłupa, palcami muskać łopatki i podążać w zbyt szybkim spacerze po całej ich powierzchni. Jeśli Cris naprawdę miała jakiś fetysz, to były nim tylko i wyłącznie plecy. Nie przereklamowany (choć piekielnie ładny) brzuch czy klata, nawet nie skarpetki, o czym myślała parę długich chwil temu - po prostu, plecy. A Jensen, o czym właśnie przekonywały się jej ręce, miał plecy pierwsza klasa. Ręce Cristiny powędrowały po bokach Jensena na ramiona i z naciskiem się na nich oparła, sugerując Kinghsley'owi, że dobrym pomysłem byłoby opadnięcie w dół. Cris może i była wysoka dziewczyną, ale Jensen był zdecydowanie wysokim mężczyzną (i zdecydowanie dobrze zbudowanym, o czym aż nazbyt dobrze się teraz dowiedziała), więc na dłuższą metę było to męczące, a Cristina... Cristina właśnie się zorientowała, że nie chce krótszej mety. | |
| | | Jensen Kinghsley Dyrektor
Liczba postów : 270 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Składzik Eliksirów Wto Lip 31, 2012 2:29 pm | |
| /Zginęłam, post obrócił mnie w kłębek a'la Smeagol, który zamiast powtarzać 'my precious' to niekontrolowanie chichrocze próbując napisać choćby zdanie! Wrednaś! O! Nikt nie spodziewał się takiej reakcji jaką dostrzegł przed chwilą Jensen Kinghsley, bo nikt o zdrowych zmysłach nie przyjąłby takiego porównania dobrze, ale nikt też takiego porównania by nie wypowiedział gdyby miał chociaż krztę przyzwoitości. A Jensen wstydu nie miał. No dobrze. Prawie. Wstydził się swoich ulubionych bokserek w gumowe kaczki i rozlubowania w siorbaniu podczas picia herbaty, ale poza tym wstydu ni w hu hu. Zachowania tej dwójki były nieprzewidywalne. Obydwoje zachowywaliby się zupełnie inaczej gdyby nie pomógł im eliksir i pojawia się teraz pytanie czy dobrze się stało, że był dupa wołowa (nie! Nie wieprzowa jak to usilnie sugerowała Reed. Jak już do jakiegoś mięsa to chociaż do wołowiny na litość wielkiej Czyrakobulwy!) i upuścił ten eliksir. Ba! Że był totalnym kłębkiem zwiniętego ciasno kretynizmu, że postanowił eliksir odparować. Można by się doprawdy zastanowić nad jego eliksiralnymi umiejętnościami, skoro pominął taki ważny rozdział: Dymy i opary, czyli najniebezpieczniejsze pułapki dzielnego eliksirowara. - Ja? Prosięciem? Criss, jak śmiesz. Gdybym miał być zwierzęciem to byłbym dostojnym i dumnym... rumakiem! Chociaż zadowoliłbym się też sklątką tylnowybuchową.Dodał jakby rozmyślił się nad wielkością 'rumaka'. - Całuj! Rzekł kiedy zaczęła ammmować pod jego stopami i bezczelnie wystawił w żarcie jedną ze swych bosych stóp. Zaraz rzecz jasna ją cofnął, bo nie wiedzial do czego była zdolna nasza ślizgoneczka, której pośladki w tej pozycji prezenowały się nadzwyczaj krągło i ponęt.... tfu! Zaczął się śmiać z bezradności swoich idiotyzcznych myśli. - Mam zniżki, bo pokonałem w zawodach na picie ognistej samego barmana! Zaperzył się, że ktoś śmiał go tak bezczelnie urazić. Co prawda stracił przytomność minutę po samym barmanie, ale i tak jego wygrana się liczyła. A Cristina bardzo dobrze o tych zawodach wiedziała, bo wraz z młodą Hall, innymi uczniami Hogwartu i klientelą Świńskiego wiwatowali i wrzeszczeli podczas gdy Jensen obalał butelkę. Cicho westchnął kiedy ukazała mu idealnie płaski brzuszek i przebiegła po jego głowie swawolna myśl, że mogła koszulkę podciągnąć znacznie wyżej. Tak... powyżej głowy i ją zrzucić całkowicie. Kinghsley! Pohamuj dolny i prawdopodobnie Twój jedyny mózg, co? -Masz cudowne nogi! Wykrzyknął i nie omieszkał się porządnie zmacać ud ślizgonki podjeżdżając ręką wyżej niżby to komukolwiek wypadało, ale szybko ją cofnął. -Wybacz mi o Pani, bo zgrzeszyłem wątpiąc w twą boską szczupłość!To rzekłszy uklęknął na jedno kolano i zwiesił głowę. I całe szczęście, bo znów z jego ust wymsknął się cichutki, ale szaleńczy chichocik, który stawał się teraz lekko przerażający nawet dla samego chichoczącego. [You must be registered and logged in to see this link.]I powinno się wydawać komuś, że będąc takim babiarzem to Jensen winien wiedzieć, że nie należy robić notek do kobiecej tuszy, ale tracił rozum z tej całej wesołości, która tak paskudnie uderzyła do jego głowy. - Wypraszam sobie! Jestem tutaj bardzo obeznany w tematyce damskich orgazmów i jakiekolwiek insynuacje o mojej starości są nie na miejscu. Ja zwyczajnie jestem do-świad-czo-ny! Uderzył się dumnie w pierś. - Mogę Cię zapewnić, że żaden antyperspirant czy nawet facet ni kobieta nie zapewnią Ci takiego orgazmu jaki zapewniłbym ja! Dżizasie co za głupoty, najprawdziwsze, ale głupoty płynęły z jego ust. Mógłby spłonąć, spłonąc ze wstydu, ale ustaliliśmy już, że jest go pozbawiony w stopniu, który na spalenie by nie pozwolił. Uwagę o ich nadzwyczajnym poziomie nienormalności puścił mimo uszu, bo nei chciał się dołować. Nie miał takiej świadomości o swej antynormalności jak panna Reed i szczerze powiedziawszy ta niewiedza sprawiała, że był dużo szczęśliwszym człowiekiem. I dużo bardziej dziecinnym niż to przewiduje Urząd Normalizacji Ministerstwa Magii. A gdyby miał się teraz nad tym zastanawiać to straciłby całą przyjemność z faktu iż znów się całowali. Ręce dziewczyny wędrujące po jego plecach były czymś niewyobrażalnie przyjemnym. Jak już dowiodła miała zgrabne rączki, więc był pod wrażeniem jakie duże powierzchnie jego pleców potrafi zająć. Tak się zatracił w gorącym pocałunku, że nawet przegapił moment, w którym śmieszne uczucie rozbawienia i nieustająca potrzeba chichotania odpłynęły. Zaś on mógł całą swoją uwagę przelać na ślizgonkę, która straciła dla niego okowy studenckości, a stała się w jego oczach pełnowartościową i dojrzałą kobietą. Podążając za sugestią przesunął swoje ręce w dół jej ciała, na biodra, opadł na podłogę ledwo mieszcząc się w składziku i mając tylko centymetr luzu od ściany. Lekko wzmocnił ucisk swoich rąk na jej ciele i podciągnął "całość Krysi" wyżej, by im obojgu było wygodniej i by nie musieli przerywać pocałunku, który robił się coraz ciekawszy z każdą minutą. Niepewnie musnął jej wargi językiem zastanawiając się na ile mu pozwoli. Bezwstydnie zjechał dłońmi z jej bioder dalej, na pośladki i lekko ścisnął. Pełna perwersja. | |
| | | Cristina Reed Klasa VI
Liczba postów : 720 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Składzik Eliksirów Wto Lip 31, 2012 3:51 pm | |
| /To sobie wyobraź co przeżywam teraz ja... nie. Tego się wyobrazić nie da. Gdzie można znaleźć taki eliksir i takiego Jensena? Zapłacę każdą cenę!
- Phi - skwitowała dziewczyna rzekomą rumakowość Kinghsley'a. Jak było już wspomniane wcześniej, Cris się na koniach znała, potrafiła na nich jeździć i wiedziała, czym charakteryzuje się dobry obiekt do szybkiego galopu, a czym taki do dwutygodniowych wycieczek. Nie mogła więc powstrzymać się od spojrzenia na Jensena okiem znawczyni, a to oko przez przypadek połączyło się z okiem kobiety i aż chciałoby się zacytować tekst z pewnego avataru: bum! pregnant! Na szczęście Cristina nie była spojrzeniopylna, za to jej obserwacje, które czyniła już od dobrego czasu i które sprawiały, że Jensen w jej oczach wyglądał zupełnie inaczej niż dzień wcześniej na uczcie, wyszły zdecydowanie pozytywnie dla pana Kinghsley'a... O czym w żadnym wypadku nie mogła mu wspomnieć. - Sklątka tylnowybuchowa, ale taka zmutowana z gumochłonem. Nie czujesz dziwnego pociągu do sałaty, kochanie? Nie śni ci się po nocach ubrana tylko w spódniczkę ze szparagów? - podsuwała mu słodziutkim tonem, uśmiechając się przy tym całkowicie niewinnie. Może właśnie dlatego Cris dogadywała się z Jensenem, bo jej wstyd też oscylował w kategoriach: zaginione, nie szukające właściciela. Owszem, czasami się zjawiał i zadziwiał swoją właścicielkę, ale przez większość czasu miała w głębokim poważaniu to, co myślą inni ludzie, więc mogła mówić dokładnie to, co jej się podobało. Cris faktycznie już łapała za stopę Jensena, ten jednak zabrał jej prawie w ostatniej chwili. Reed udało się złapać za duży palec (miała w planach podnieść sobie stopę do ust, tak jak to robią chamy dwumetrowe, które myślą, że podnoszenie dłoni półmetrowej kobietki do swojej twarzy jest w porządku, a schylenie się uchybia ich godności), a kiedy Jensen zabrał nogę z impetem na nim wylądowała, co... Cóż, tylko powiększyło jej wybuch śmiechu. Zaraz się z niego zturlała, cały czas trzymając się za brzuch i nieznośnie śmiejąc. W tej pozycji jej pośladki zapewne nie wyglądały zbyt ponętnie i chwała Morganie, bo jeszcze by się Jensen podniecił i na nią rzucił i... aha. Zapomniałam, mamy nie uprzedzać faktów, a dyskusja co do tego, kto na kogo się rzucał i jakiego rodzaju towarzyszyło temu całowanie, odraczamy na czas nieokreślony. - Wygrałeś tylko dlatego, że dolałam do ognistej barmana setkę polskiej wódki - wyznała wreszcie swoje grzechy młodości. To była jedna z niewielu sytuacji, kiedy wizja przegranej Jensena naprawdę się jej nie podobała, ba! byłoby jej przykro, gdyby barman z nim wygrał. Kiedy więc jej wprawne oko (w końcu na imprezach padała jako ostatnia, a i to dlatego, że chciało jej się spać, nie dlatego, że działał na nią alkohol) zaobserwowało, że Kinghsley'owi mało brakowało, mruknęła do Ellie, że idzie do łazienki. W przeraźliwe brudnym wychodku zarzuciła na siebie Niewidkę i podkradła się do stanowiska zawodników. Przez chwilę naprawdę kusiło ją, żeby dolać wódki do trunku Jensena, ale solidarność rodzin zakonników wygrała. Miała nigdy się do tego nie przyznawać, a z racji mocnej głowy wygadanie się po alkoholu nie wchodziło w grę... Niestety, nie wiedziała, że tej dupie wołowej przyjdzie do głowy rozbić fiolki z eliksirem rozweselającym. Co, jeśli teraz pomyśli, że ona go naprawdę... lubi? I jest w stanie oszukiwać dla niego i... Dobra, pomyśli, że jest starą Cristiną, która przecież nie mogła pozwolić na to, żeby wygrał z Jensenem ktoś inny, niż ona. Odetchnęła z ulgą. Tak w końcu było. A jeśli Jensenowi będą chodzić po głowie inne rzeczy, będzie musiała mu te rzeczy wybić przy użyciu swojej pięści albo któregoś ze słoików. Zerknęła z odrobiną podejrzliwości na Kinghsley'a, kiedy wyrwało mu się coś w stylu... westchnięcia. Odruchowo podniosła koszulę, która przed chwilą opadła i przyjrzała się swojemu brzuchowi, mrużąc oczy. Wyglądał normalnie. Owszem, była z niego zadowolona, ale żeby tak od razu wzdychać? Ona do kinghsley'owskiego nie wzdychała, tylko... tylko się na niego gapiła. Też ładnie. Musiała przyznać, że to zwyczajne, całkowicie niewinne przejechanie dłonią po jej udzie było zbyt, zbyt przyjemne. A dreszcze, które mimowolnie rozeszły się po całym jej ciele i szybko bijące serce z pewnością nie miały miejsca, na pewno, była tylko na ćpana, po prostu naćpana. Nie mogła nie być naćpana, jeśli używała wobec Kinghsley'a jakiejkolwiek odmiany słowa niewinność... prawda? - Wiem - wyszczerzyła się od ucha do ucha, starając się zagłuszyć odczucia, i uniosła nogę jeszcze wyżej, niczym na kasecie z ćwiczeń fitness, którą wyrzuciła po pięciu minutach oglądania. Nie potrzebowała takich bzdur, żeby mieć szczupłą sylwetkę, a godzinę poświęconą na machanie nogami wolała spędzić na bieganiu, wspinaniu się po drzewach i nurkowaniu w cudownie chłodnych górskich jeziorach. - Powinnam cię za to wtrącić do lochu, ale nie zasługujesz na takie rozrywki. W końcu straszyłbyś każdego Puchona, który przypadkiem przechodziłby obok twojej celi - Zacmokała, jakby rozpaczając nad okropną tendencją Jensena do drażnienia wszystkiego, co żółte. Naprawdę nigdy nie zrozumie skłonności tego faceta do znęcania się nad ślicznymi borsuczkami. Cóż to jednak za komentarz bez roześmiania się, szczególnie po eliksirze rozweselającym? Cris po prostu musiała wybuchnąć śmiechem. I tak jak powiedziałam, Reed nie miała najmniejszych oporów przed rozmawianiem z Jensenem Kinghsley'em o orgazmach, jego doświadczeniu i wyzwaniach, które aż chciało się mu rzucić. - Nie trzeba być starym, żeby być doświadczonym, ale jak już jesteś stary to cóż... Jesteś stary i doświadczenie tego nie zminimalizuje - odpowiedziała prosto, tonem, który nie przyjmował sprzeciwu. Tonem, który w każdej sylabie mówił: staruchu! Parsknęła śmiechem po kolejnych słowach i przysunęła się do Jensena, jednocześnie zakładając włosy za ucho. - Wiesz, że to aż się prosi o wyzwanie? - spytała retorycznie, wcale z nim nie flirtując czy nie daj Morgano coś innego, po prostu z nutą zainteresowania i całą gamą rozbawienia. Lata zakładów z panną Hall zostawiły na Cristinie swoje piętno: jeśli widziała gdzieś możliwość do założenia się, mimowolnie z niej korzystała. Zaśmiała się po tym, a w tym śmiechu pobrzmiewało słowo 'przegrasz', którego nie potrafiła wypowiedzieć, choćby nie wiadomo jak się starała. I tak raz udało jej się w przerwie od chichotu wyrzucić z siebie 'prze...', by zaraz znowu poddać się śmiechowi i po paru sekundach dodać '...asz', w którymś momencie powiedziała nawet '...gr...', ale całość nie opuściła jej ust. Nie potrafiła. Po prostu. Za dużo śmiechu. Cris faktycznie dopiero po paru baardzo długich chwilach zorientowała się, ze ona też wcale już nie chce się śmiać. Może eliksir przestał działać, może cała sytuacja nie była już wcale tak zabawna, jak wydawało jej się jakiś czas temu, a może po prostu zdawała sobie sprawę, że by zaśmiać się musiałaby oderwać wargi od jego ciepłych i naprawdę, naprawdę przyjemnych ust. Kiedy Jensen za jej sugestią opadł na podłogę, mruknęła z cichą aprobatą. Bynajmniej nie dla tego, co robiły jego ręce czy usta, a dla jego posłuszeństwa. Cris lubiła, kiedy ludzie się jej słuchali, a kiedy robili to tak automatycznie, jak Jensen... Nie musiał wcale podciągać jej wyżej, Cris sama usiadła na jego udach i przycisnęła go do ściany, kradnąc nawet ten centymetr wolności. Gdy poczuła niepewne dotknięcie języka mimowolnie otworzyła oczy. Jensen Kinghsley naprawdę potrafił postępować w ten sposób? Rzuciła mu najbardziej rozbawione i jednocześnie zadziorne spojrzenie, rozchylając wargi i wychodząc na spotkanie językowi Jensena, atakując go z całą swoją zawziętością. Jedną ręką objęła go za szyję, pomagając sobie w utrzymaniu równowagi, bo nawet teraz nie mogła usiedzieć spokojnie, co jakiś czas unosząc się, by lepiej móc dostać się do ust Jensena, to znowu przysiadając, gdy odległość między nimi zmniejszała się jeszcze bardziej. Nie sądziła, by któreś z nich potrafiło to teraz przerwać, jednak nie miała zamiaru tego sprawdzać. Najmniejszego, nawet malutkiego zamiaru. Żaden irytujący głos nie kazał jej przerywać działań dziewczyny, nie miała więc powodu by myśleć, że może ich później żałować. Odchyliła się odrobinę, nadal nie przerywając pocałunku, i zaczęła rozpinać swoją koszulę. Przełożenie śliskich guzików przez zbyt małe otwory w takim stanie, bez możliwości przyjrzenia się im, kiedy jej ręce były jeszcze szybsze, niż normalnie, było ponad jej siły, więc bez zbędnych skrupułów szarpnęła jedną stroną koszuli, a po podłodze posypały się plastikowe guziki. Oderwała rękę od szyi Jensena i wyplątała się z ubrania, rzucając je gdzieś tam, gdzie chwilę temu (a może godzinę) rzuciła ubrania Kinghsley'a. Na sekundę w jej głowie pojawiła się myśl, że w sumie szkoda było, iż rozebrał się sam, bo pozbawienie go zbędnych warstw materiału mogłoby być aż nazbyt przyjemne. Zaraz jednak odrzuciła niepotrzebne myśli i znowu przyciągnęła się do Jensena, jedną rękę zbyt mocno wplatając w jego włosy, drugą sunąc powoli po klatce i brzuchu, podczas gdy jej wyprawiał coś dziwnego, coś bardzo dziwnego, jakby wszystko w środku szamotało się, próbując znaleźć wyjście. | |
| | | Jensen Kinghsley Dyrektor
Liczba postów : 270 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Składzik Eliksirów Wto Lip 31, 2012 8:01 pm | |
| No ale jak to! Jensen Kinghsley to rumak z krwi i kości. Rumak w eliksirach, rumak w łóżku, rumak w... ogólnie był najbardziej rumakowatą osobą na całym świecie i właściwie to czuł, że jego patronus może zmienić teraz kształt ze zwykłego szopa paracza na takie właśnie patataj! -Ochochochoch ja wieeeem! Lepiej! Wtrącił nim Cris zdołała się wypowiedzieć. -Jednorożec. Będę robił takie patataj patataj patatatatatataj! Tutaj owe patataj zaprezentował w sposób następujący: zaokrąglił plecy nadając im kształt garba, wycofał szyję, ugiął kolana, łokcie przykleił do tułowia, ręce zacisnął w piąstki jakby jechał na rowerze i zaczął przeskakiwać z nogi na nogę machając grzywą swych bujnych włosów na boki. -Potem odgłos paszczy: ihaaaaaaaa Była to marna interpretacja konia, ale za to jaki to byłwidok. Poniieważ nie zmienił jeszcze swojej pozycji służącej sprezentowaniu patatajania to stał do ślizgonki bokiem i jedynie odwrócił głowę w jej kierunku by spojrzeć jej prosto w oczy i owy odgłos paszczy wykonać, a jego zakończenie wygladało bardziej jakby przed chwilą w jej stronę zrobił zalotne "mrał" i taki też miał wzrok. -A na koniec strzeliłbym tęczą z tyłka! I żeby to zaprezentować podskoczył do góry by obrócić się tyłem do panienki Reed i bezczelnie wypiął w jej kierunku swoje dupsko, a nienależy zapominać o skromnym fakcie, że wciąż był w obcisłych czarnych bokserkach. Całe szczęście, że nasz Kinghsley nie miał w zwyczaju puszczania gazów, bo ta przygoda mogłaby się marnie skończyć dla Criss, ale nic takiego nie było. Kiedy się wyprostował był wyszczerzony od ucha do ucha. -Nieee jednorożec lepszy. Poza tym po nocach śnią mi się inne rzeczy. Na przykład... taka Cristina ubrana, a nie... czekaj. Nie ubrana. Puścił jej figlarne oczko. Ot, cały Jensen mieścił się w tym jednym, prostym, wypowiedzianym przez niego zdaniu. -Ale... ale... ale jak to? Jensen wyglądął centralnie jakby zaraz miał się rozpłakać. Tyle miesięcy żył w świętym przekonaniu, że pokonał barmana uczciwie, a teraz... jego świat legnął w gruzach. -Jak śmiałaś?! Poczerwieniał ze złości. -Przecież... o jeny. Zawsze wiedziałem, że mnie tak na prawdę nie lubisz, a twoja matka nasłała Cię na mnie, bo chce dopiec Dyptamowi za jego błędy młodości z Victorem Creedem! Nie oczekiwał, że Cristina będzie wiedzieć o czym mamrotał, natomiast nie powstrzymało go to przed skuleniem się pod półką z marynowanymi odnóżami kraba i w ogóle marynowanymi rzeczami, a następnie zaczął się kiwać w przód i w tył jak dziecko z chorobą sierocą. Biedny, biedny Kinghsley. -Moje życie to kłamstwo! Chciał by zabrzmiał odramatycznie, ale mu nie pykło, bo dobrym aktorem nie był i pod koniec zaczął się śmiać. Co nie znaczyło, że Reedowej wybaczył i ta powinna o tym wiedzieć. Lecz po chwili panna Reed musiał coś zrobić, że jej wybaczył i konwersacja biegła dalej. -O wyzwanie? Zachichotał, ale nie było to wywołane eliksirem. Zwyczajnie ta propozycja aż nazbyt mu się spodobała. -No co ty. Nie odraża Cię uprawianie seksu z takim staruchem? Burknął udając urażonego, ale mina nie mówiła tego w najmniejszym stopniu. Mina była taka jakby powiedział, że challange acceptad i udowodni jej to zaraz, tu i teraz, na tej podłodze. I tak jakby sama Cristina chciała by jej udowodnił, że to zrobić może, albo że nie może, bo po salwie śmiechu było już tylko lepiej. Przyciskał ją do siebie mocno, bo miał dziwny strach przed wypuszczeniem jej z ramion. Tak jakby podświadomie docierała do niego myśl, że jak ją puści, jak wyjdą z tego skłądzika, już nigdy do tego nie wrócą. Zbytnio go ta myśl przerażała i nie wiedział sam dla czego. Całe szczęście, że Jensen nie był tak przenikliwym i inteligentnym człowiekiem by dopuścić do siebie zdrowy rozsądek o tym co właśnie działo się w tym pomieszczeniu dwa na dwa metry. Kiedy usłyszał pomruk zadowolenia ze strony dziewczyny uśmiechnął się lekko. Bo jak to nie z powodu tego co robił z ustami czy rękoma. On w tym co robił ustami i rękoma był fenomenalny i fantastyczny. I zmusi ją do wydania odgłosów rozkoszy. Ustawił sobie to za cel. A Kinghsley swoje cele realizuje, a co! Kąciki jego ust machinalnie podeszły do góry, kiedy otworzyła swoje ista i podjęła zabawę pocałunkiem francuskim. Z początku Jensen starał sie nie być zbyt nachalny, ale widząc, że dziewczyna poszła na całość absolutnie przestał sie ograniczać. Jedną rękę z jej pośladków przeniósł na głowę i władczym gestem przyciągnął ją do siebie. Czując, że chce się cofnąć zaborczo przyciągnął ją mocniej, ale zrozumiał, że jest to irracjonalne i dał jej odrobinę luzu. Kiedy poczuł, że jej ręce zaczęły majstrować przy bluzce miał ochotę obie ręce zacisnąć na materiale okrywajacym jej grzbiet i brtalnie go rozerwać, ale kiedy ta zrobiła dokłądnie to samo o czym on pomyślał, jedynie z przodu oderwał na chwilę głowę by spojrzeć na widok malujący się przed nim. Westchnął z podziwem. Nawet dobrze wymieszany eliksir nie równał się z dobrem kobiecych piersi. Powstrzymał sie jeszcze jednak przed zrzuceniem z nije tego zła jakim był stanik. Nie chciał wszystkiego zabierać za szybko. Chciał sie nacieszyć każdym stopniem tych schodów, a schody to metafora do ich relacji, która sięgała najwyższych wyżyn w zastraszającym tempie od momentu kiedy, dzięki Ci Roweno że obdarzyłaś mnie takim rozumem, zamknął drzwi od środka i uwięził ich oboje. Nie, nie wytrzymał dłużej niż minutę. Jego ręce mimowolnie odnalazły drogę po jej plecach i nawet nie zastanawiał się nad tym kiedy za pierwszym podejściem odpiął haftki. Miał jedynie nadzieję, że Cristina nie zaprotestuje. Szkoda by było. Dla Jensena rzecz jasna.
| |
| | | Cristina Reed Klasa VI
Liczba postów : 720 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Składzik Eliksirów Wto Lip 31, 2012 9:44 pm | |
| Nie trzeba opisywać, jaka była reakcja Cris na jednorożcowe zachowanie Jensena. Wystarczy wiedzieć o dwóch rzeczach, żeby bezbłędnie zgadnąć - była pod działaniem eliksiru poprawiającego humor i nazywała się Cristina Reed. Te dwa czynniki sprawiły, że śmiała się tak głośno, iż nawet nie mogła wydusić z siebie jednego komentarza. Podły Jensen! To na pewno był jego sposób na pozbycie się Cristiny ze swojego życia - sprawienie, by udusiła się własnym śmiechem. To był nawet gorszy sposób, niż uduszenie się rzygami, przynajmniej taką opinię miała w obecnej chwili brunetka. Dopiero kiedy Jensen wypiął się w jej stronę walnęła go w ów wypiętą część ciała (nadal chciałabym zauważyć, że nie miało to żadnego podtekstu - bo Cris jeszcze nie wiedziała, że jej podteksty będą w głowie) i rozbawionym, nieco kpiącym tonem powiedziała: - Wio, jednorożcu! Założyła ręce na klatce piersiowej i uniosła brew, słysząc o tym, co rzekomo śniło się panu Kinghsley'owi. - To na pewno są bezsenne noce... - Zacmokała z prawdziwą troską o stan zdrowia Jensena, bo przecież wiadomo, że jak człowiek się nie wyśpi, to nie jest szczęśliwy. Co prawda u Cris ten stan nieszczęścia trwał przez pięć minut, ale dobrze wiedziała, o co chodzi. - Pewnie budzisz się zlany potem i nie możesz zasnąć... przez koszmary oczywiście! - dokończyła radośnie, zrzucając maskę zatroskanej i nieco złośliwej, a zamiast tego wybuchła śmiechem. Wiedziała, wiedziaławiedziaławiedziala, żeby za żadne skarby nie przyznawać się do tego, co zrobiła! Właśnie przypomniała sobie, dlaczego. Wcale nie chodziło o to, że Jensen mógł podejrzewać ją o dobre serducho, chodziło o coś gorszego. O zranioną dumę faceta, w dodatku KINGHSLEY'A. Co ona teraz biedna zrobi?! Będzie musiała ułagodzić jego dumę... Najprościej byłoby powiedzieć, że po prostu żartowała. Albo, że dzięki temu jego zwycięstwo było słodsze... Nie, to bez sensu, skup się, Reed, raz w życiu się skup! Zamiast tego wybrała jedną z najgorszych możliwych opcji i mogła tylko liczyć na to, że Jensen zrozumie. Wybrała prawdę. - Nie chciałam, żebyś przegrał - powiedziała odrobinę obrażona, że musi to zrobić. - Nie chciałam, żeby padła ci twoja reputacja, bo... bo jak ja bym wtedy wyglądała? Wygrywając z kimś, kogo mógł upić zwykły barman? - Uwiesiła się na szyi Jensena i utkwiła w nim spojrzenie ślicznych, szarozielonych, przeraźliwie wielkich i niewinnych oczu. - On nie grał uczciwie, Jen. Jestem Ślizgonką, nawet jeśli wybrakowaną, mamy to we krwi, mamy we krwi oszukiwanie i wiedzę, kiedy ktoś oszukuje innych. Myślisz, że mogłeś wygrać uczciwie z człowiekiem, który mógł na tym stracić tyle galeonów? Myślisz, że dostałeś takie same butelki, co on? Gówno prawda, Jen, gówno. Właśnie to dostałeś, jakieś mocne świństwo, które tylko smakowało i pachniało jak Ognista. Miałam na to pozwolić? - W jej oczach jawił się prawdziwy ból z powodu tamtej sytuacji, a usta zadrżały, jakby miała zamiar się rozpłakać. W tej chwili już nawet nie wiedziała, czy faktycznie byłaby do tego zdolna, czy tylko do tego stopnia udawała. Prawda była taka, że podejrzewała iż barman faktycznie starał się oszukać Kinghsley'a, ale nie mogła pozwolić na jego przegraną i już. W końcu dlatego miała ze sobą piersiówkę wypełnioną czystą. I nawet gdyby barman grał fair, a Jensen był na skraju zalania się w trupa, zrobiłaby to, co zrobiła. Była Cristiną Ly Reed. Miała swoje zasady. Jakieś, ale miało. Jedną z nich było: nie tykaj ludzi, których mogę wkurzać tylko ja. Na szczęście uwaga o wyzwaniu najwyraźniej podziałała lepiej, niż jakiekolwiek przeprosiny. Kącik ust powędrował do góry w lekko złośliwym geście. - Podobno doświadczonym staruchem - przypomniała mu jego słowa i parsknęła śmiechem. W najbliższym czasie miała się o tym przekonać i na razie... naprawdę nie narzekała. Tym bardziej, że Jensen najwyraźniej zamknął swój rozsądek gdzieś bardzo, bardzo głęboko i wyrzucił klucz. Nie zniosłaby, gdyby w jej obecnym stanie, nagle zdecydował się przerwać, bo przypomniałby sobie, że jest nauczycielem, a ona uczennicą. Mogła mieć tylko nadzieję, że jego stan był... zbliżony do jej stanu. I miała nadzieję, że zdawał sobie sprawę z tego samego, co ona - nie dla nich były gierki i przeciąganie sprawy, jeśli wyplączą się z gorączki skończy się na tym, że opuszczą składzik, każde idąc w swoją stronę. Takie historie jak ich miały prawo bytności tylko w świecie pozbawionym zahamowań. Teraz mogła już naprawdę stwierdzić, że Jensen całował dobrze. Właściwie dobrze było... mało powiedziane, zdecydowanie za mało, biorąc pod uwagę jęk, który zupełnie niekontrolowanie wyrwał się z jej ust. Cristina naprawdę uważała, że ukrywanie swoich uczuć nie miało sensu. Było jej dobrze, było jej dobrze przez niego, więc dlaczego miałby o tym nie wiedzieć? I chciała... tak, chciała więcej, nie wiedziała, czemu miałaby to przed sobą ukrywać. Przed sobą i przed nim. Miała nadzieję, że zdjęciem bluzki dała mu to wyraźnie do zrozumienia, ale przez chwilę - przez parę sekund, dosłownie - miała wrażenie, że zrezygnuje, bo choć ich usta nadal były złączone, a języki tańczyły w dobrze znanym tańcu, chociaż czuła jego palące spojrzenie na swoich piersiach... Nie zrobił nic, żeby pozbyć się kolejnego zbędnego elementu. Odruchowo oderwała swoje usta od jego ust, by rozszerzyć je w uśmiechu, kiedy poczuła jego zwinne palce na zapięciu stanika. Nadal uśmiechając się musnęła jego wargi i odsunęła się o milimetr na całą sekundę, by zaraz znowu się w nie wpić, nie zostawiając mu czasu do namysłu, że może lepiej byłoby skończyć to tu i teraz. Bo nie miała zamiaru, bo jej ręce błądzące po każdym mięśniu Jensena i badające ich fascynującą strukturę jej na to nie pozwalały, bo chciała, bardzo chciała, żeby jednak skorzystali z windy, żeby zostawili schody w cholerę. A mimo to czekała na ruch Jensena. Z ciekawości, może odrobiny przekory? Któż to wie? | |
| | | Jensen Kinghsley Dyrektor
Liczba postów : 270 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Składzik Eliksirów Wto Lip 31, 2012 10:20 pm | |
| Pewnie gdy zdzieliłą go w tyłek podskoczył i z oburzoną miną pogroził jej palcem. Tak, to brzmiało bardzo Jensenowo. Szczególnie jeżeli dodałoby się wystawienie języka i głośne oznajmienie, że 'ta pani, o tutaj, to go bezwstydnie maca! i wykorzystuje! i jest złośliwa!'. Pewnie potem dodał, że owszem budzi się, ale dlatego, że zwykł spać na brzuchu, a te sny sprawiają, że z opóźnieniem dostaje obiecaną przez sprzedawcę antyperspirantu, trwałą erekcję. Pewnie najpierw nie chciał wydusić w kierunku ślizgonki ani jednego słowa kiedy ta próbowała mu słodzić i sprzedawać tak zwaną uroczą zapakowaną jak cukierek 'gównoprawdę'. Potem jednak sie musiał poddać, bo nieznosił kiedy kobiety wyglądały tak jak wyglądała Cristina, a wyglądała jakby się miała zaraz zalaż potokiem, ba wodospadem łez i to z jego powodu, a facet o tak olbrzymim ego jakim był pan Kinghsley i o reputacji takiej jaką miał Kinghsley, nie mógł sobie pozwolić na płaczącą kobietę u boku, czy jęczącą z innego powodu aniżeli rozkosz. Ale te wszystkie rzeczy straciły jakiekolwiek znaczenie w momencie, gdy Criss postanowiła go pocałować. Tak jakby wszystko co działo się przed tą najważniejszą rzeczą zostało w Kinghsleyowym umyśle przykryte gęstą mgłą, której nie dało się przebić. A tą mgłą było nic innego jak rozpalone męskie pożądanie. Bo nie od dziś wiadomo, że faceci pozbawieni sią niesamowitej umiejętności multitaskingu i na dwóch rzeczach na raz nie potrafili się skupić. Więc myślenie i pocałunki nie miały racji bytu w jednej i tej samej chwili. Bawił się z dziewczyną na różne sposóby. To przerywał pocałunek i brutalnie na nowo go zaczynał, to przygryzał jej wargę lub ją delikatnie zasysał. Raz jego język przybierał powolne ruchy, raz szaleńcze obroty. Czasami żeby ją podrażnić w ogóle wycofywał się z francuskiego pocałunku, bo nikt nie lubił gościa używającego za dużo języka, aby po kilku sekundach powrócić do niego na nowo. Po zdjęciu stanika jako akcji Frontu Wyzwolenia Piersi odrzucił go gdzieś w dal, nawet nie wiedząc, że wylądował na już wcześniejszej idealnej stercie ich ubrań, ale w sumie był to tak mały składzik, że nigdzie indziej nie miał ów namiocik wylądować, więc niestety nie było plus dziesięć do skilla dla pana Kinghsleya. Jensen uniósł lekko bioderka i przetoczył panienkę Reed na plecy, a sam zawisnął nad nią w klęku podpartym. Pozwolił sobie na sekundę zapomnienia kiedy przerzucał spojrzenie z jednej piersi na drugą, a potem znów się pochylił by obdarzyć Cristinę wrzącym z podniecenia pocałunkiem. Nie trzeba chyba podkreślać, że wcześnejsza górka lekko po lewej stronie bokserek teraz zdecydowanie się powiększyła, prawda? Jednak ten aspekt na chwilę zostawimy. Posiadanie idealnie wysportowanego ciała miało tą zaletę, ze mógł swój ciężar oprzeć tylko na jednej rece, a drugą swobodnie przenieść na jej prawą pierś i zacząć ją pieścić. Wszystko to bez chwili wytchnienia od salwy wymiany śliny jaka między nimi zachodziła. W końcu jednak oderwał się od jej ust by podrażnić jej ciało swoim leciutkim zarostem i delikatnie przenieść umiejętności swojego języka do cudu natury jakim były kobiece piersi. I jakoś tak jego ręce powędrowały do guzika w jej spodniach, który odpiął i rozchylił spodnie tak, że zamek otworzył się z nieprzyjemnym dżwiękiem, który oznaczał, że nie robi się tego tak brutalnie. Leciutko smrnął ustami dolne patie brzucha i wrócił na górę. Może jeszcze nie winda, ale już przeskakiwał co cztery stopnie.
Ostatnio zmieniony przez Jensen Kinghsley dnia Sro Sie 01, 2012 10:02 am, w całości zmieniany 1 raz | |
| | | Cristina Reed Klasa VI
Liczba postów : 720 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Składzik Eliksirów Sro Sie 01, 2012 12:42 am | |
| Cristina mogła więc tylko cieszyć się, że najwyraźniej jej mimika lepiej działała na Jensena, niż jej słowa. Poza tym okazało się, że ten facet nie był całkiem wyprany z uczuć, skoro nie chciał dopuścić do tego, żeby Kryśka zalała się przy nim rzewnymi łzami. Może powinna zmienić o nim swoją opinię w tej kwestii? I tak nie dało się jej nie zmienić, chociaż Cris nie wiedziała, czy na lepszą czy na gorszą... Zależy, co by wygrało, jej lekkie podejście do wszystkiego, czy pierwiastek racjonalności. Cristina nie lubiła, kiedy nie ona się bawiła, a nią się bawiono. Czuła się źle w tej sytuacji, źle psychicznie i za każdym razem, kiedy Jensen zwalniał albo całkiem przestawał, przylegała do niego bardziej i z większa zawziętością prowadziła swój mały podbój. Nie przyjmowała do wiadomości, że coś mogłoby się dziać inaczej, niż ona sobie zażyczyła, inaczej, niż ona chciała i kiedy to nie ona była poddaną. Cóż, jak na kobietkę miała zdecydowanie zbyt duże potrzeby dominacji. Nie mogła jednak nic poradzić na to, że los rzucił ją prosto na Jensena Kinghsley'a, któremu powiedzieć, że ma się jej poddać, to jak powiedzieć smoku, że jego złoto należy obecnie do Cristiny Reed. Jednak kiedy została przetoczona na plecy już nie protestowała. Uznała, że tym razem może całkowicie zdać się na Jensena. Sam do tego doprowadził, nie powinien więc narzekać. Gdyby cała sprawa należała do Cristiny, zapewne już kończyliby ten gorączkowy szał, szczęśliwie zaspokojeni, czujący niedawną przyjemność wszystkimi zmysłami i każdą komórką ciała. Była w końcu szesnastolatką, a w szesnastolatce - nawet, a może przede wszystkim, będącej Crisiną Reed - w takich chwilach hormony przejmowały władzę. I pan Kinghsley powinien się cieszyć, że nie była szesnastoletnim chłopakiem, bo byłaby jeszcze trudniejsza do poskromienia. Kiedy on przyglądał się jej piersiom, ona spod wpółprzymkniętych powiek rzucała spojrzenie na jego twarz, jakby badając reakcje na jej ciało. Nawet gdyby niczego nie wyczytała z jego twarzy, nagły pocałunek, którego wcale się nie spodziewała, powiedziałby aż za wiele. Pocałunek, który dosłownie zaparł jej dech w piersi i sprawił, że przez sekundę czy dwie nie potrafiła wziąć oddechu. Machnęła rękoma tak rozpaczliwie, jakby nagle została strącona z dwudziestopiętrowego budynku i próbowała w ten sposób sprawić, że będzie latać, ale w końcu udało jej się uspokoić, a jej nadpobudliwe dłonie powędrowały na plecy Jensena. Przynajmniej dopóki Kinghsley nie zmienił pozycji. Z trudem uniosła powieki i, oddychając ciężko gdy jej klatka piersiowa unosiła się i opadała w błyskawicznym tempie, jedną rękę wplotła w jego włosy, jakby chciała odciągnąć go od siebie. Jednak zamiast tego delikatnie gładziła je, kiedy Jensen nachylił się nad jej piersiami. Z jej cały czas uchylonych ust wyrwał się świszczący dźwięk, który po chwili przerodził się w cichutki jęk. Była już w takim stanie, że każde najlżejsze smagnięcie palcem, każde muśnięcie języka na jej rozpalonej skórze sprawiało, że wybuchała, by zaraz się odnowić i poddać kolejnej fali destrukcyjnych dotknięć. Gdy jego palce zgrabnie poradziły sobie z guzikiem, mimowolnie uniosła biodra, by ułatwić Jensenowi ściągnięcie z niej spodni. Mruknęła z nutą przygany, gdy Kinghsley zostawił to na później. W miejscu, gdzie musnęły ją jego usta przeszły ją dreszcze, a wraz z każdym calem przebytym w górę jej oddech uspokajał się, by znów przyśpieszyć. W którymś momencie, już sama nie wiedziała kiedy, z całej siły zacisnęła powieki, a dłoń na jego włosach mimowolnie zrobiła to samo. - Jen... - westchnęła cicho, ale nie było to "Jen" z serii: co my robimy, musimy przestać, bo stracisz pracę i znienawidzisz mnie do końca życia. Tylko: za żadną cenę nie przestawaj, bo, do kurwy nędzy, JA znienawidzę ciebie do końca życia. Nie potrafiła jednak dłużej się nie odzywać, jeśli jej usta nie były zamknięte, jeśli Jensen sprawiał, że całym jej ciałem miotała burza zmysłów, nie potrafiła zachowywać się racjonalnie, nie potrafiła nie westchnąć i zostawić to, co robił, bez reakcji. | |
| | | Jensen Kinghsley Dyrektor
Liczba postów : 270 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Składzik Eliksirów Sro Sie 01, 2012 10:44 am | |
| Gdyby wiedział jakie myśli błądziły po głowie leżącej na podłodze Cristiny Ly Reed, gdyby znał wszystkie uczucia towarzyszące jego pieszczotom, gdyby tylko wiedział jak destrukcyjnie na nią działał... nie. Nie przestałby. Zabarykadowałby drzwi składziku w taki sposób by musieli tu zostać na... nieskończenie wiele czasu. Jakim cudem w tak krótkim czasie zaczęli się tak zachowywać, kiedy przekroczyli tą granicę? Czyżby to on pierwszy przełamał jakieś tabu w ich relacji kiedy z paniki postanowił ją pocałować? Przecież on nigdy wcześniej nie rozważał czegoś takiego. Nie sądził, że kiedykolwiek będzie uprawiał seks z uczennicą, a tym bardziej w tym składziku, który teraz już na zawsze będzie mu się kojarzyć z tym wydarzeniem. Obiecywał sobie, tyle razy obiecywał sobie, że nie stanie się Dyptamem, który fakt faktem był zajebisty, ale on miał być z założenia bardziej zajebisty niż jego wuj! A teraz co? Wszystko to jak krew w piach! To be kurwa, or not to be! Wszystko co tylko składało się na Jensena Kinghsleya czuło się teraz fenomenalnie, chociaż to było conajmniej pomówienie by określić to takim słowem. Na to jak się czuł nie było określenia. To co robił z dziewczyną, to jak na nią działał, to były te chwile kiedy uświadamiasz sobie, że do tego właśnie byłeś stworzony. Że to twoje powołanie. Że w tym jesteś prawie Bogiem. I może brzmi to płytko, może sugeruje, że Jensen powienien zostać na prawdę wybredną i drogą męską dziwką zamiast jakimś eliksirowarem. Może. Jednak mówi się trudno, nawet jeżeli minął się z powołaniem o tak wiele stopni. Na szczęście były to rzeczy, umiejętności, których nikt mu nie odbierze i nie odmówi, bez względu na to w jakim zawodzie przyszło mu pracować. Tak kalkulując to mógłby być jednocześnie męska dziwką i płatnym zabójcą, bo mógłby swoje ofiary otruwać wytworzonymi eliksirami. Miał zadatki na morderce. Z jednej strony taki wielki miś z Jensena, a z drugiej... zabiłby. Ale to nie są teraz odpowiednie myśli! Cristina Reed! Słysząc mruknięcie dezaprobaty kiedy odciągnął swoje palce od spodni Cristiny... jej oddech, jej bicie serca tak głośne, że zdawało się, iż słyszą je na ostatnim piętrze, a może... to było jego serce? Bo w chwili obecnej każda część Jensena pulsowała w szaleńczym rytmie jakiegoś latynoamerykańskiego tańca. Jego oba mózgi szalały, jego ręce nie wiedziały, w którym zakątku ciała Reedówny mają się podziać. Mocno ściskał jej piersi, czasami może za mocno, ale dopóki nie słyszał krzyków protestu, nie przestawał. Czując jej ręce na swoim ciele chciał by dałą mu więcej siebie, coraz więcej, aż do ostateczności. Podświadomie odwlekał ten moment. Z jednej strony podążając za zasadą, że im dłuższe wyczekiwanie tym większa przyjemność, z drugiej oszukując samego siebie, iż wszystko jest w porządku. Że nie robią nic złego. Nic zakazanego. Ale przecież... zakazany owoc smakował najlepiej. I ta myśl postanowiłą zakorzenić się w Jensenie i tymi korzeniami doszczętnie zniszczyć jakiekolwiek wątpliwości. Pachniała idealnie. Jej zapach uderzajacy w nozdrza Kinghsleya dorpowadzał go do szaleństwa. Słodkiego, niepowstrzymanego, rozkosznego szaleństwa. Nosem wodził po jej idealnie gładkiej, aromatycznej skórze. 'Jen..' to krótkie wyrażenie zabrzmiało w jego uszach jak dzwon. Było kroplą, która przelała szalę, szalę, która balansowała na granicy opamiętania i pożądania od kilku dobrych chwil by ostatecznie opaść jednoznacznie na pożądanie i nie zostawić już absolutnie niczego co mogłoby go powstrzymać. Wątpliwości, opamiętanie, powściągliwość. To wszystko zniknęło bez śladu. Ten jeden, krótki wyraz był kluczem do wszystkiego. Momentalnie, dziko, rzucił się na spodnie Cristiny i ściągnął je do samego dołu unosząc rękoma jej nogi i to samo brutalnie zrobił z ostatnią częścią jej bielizny. Pewnie za spodniami poszły też trzewiczki, więc teraz miał ją dla siebie całą. Nic go już od niej nie odgradzało. No, prawie. Ale teraz widząc ją, piękną, nagą, rozciągniętą na tej zadziwiająco małej, a jednak tak funkcjonalnej powierzchni... wyćwiczonym ruchem pozbawił się bokserek i ułożył na niej. Kij z tym, że było mu niewygodnie, bo nie chciał jej zgnieść swoim wielgachnym cielskiem. Nawet nie zwrócił na dyskomfort uwagi. Zwyczajnie wszedł w nią, bez zbędnych ceregieli, wcześniej kolanem lekko otwierajac jej nogi. I po sekundzie dokładnymi, długimi ruchami zaczął się poruszać w przód i w tył. Nie parał się jakąś przesadną delikatnością, nie w tym stanie, do którego doprowadziła go panienka Reed. | |
| | | Cristina Reed Klasa VI
Liczba postów : 720 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Składzik Eliksirów Sro Sie 01, 2012 12:07 pm | |
| A czy Cristina rozważała kiedykolwiek myśl, że mogłaby wylądować z Jensenem Kinghsley'em - z jakimkolwiek nauczycielem, na Mordreda! - w składziku, w opuszczonej klasie, kabinie w łazience czy nawet na biurku? Oczywiście, że nie. Nawet nie chodziło o fundamentalną, pierwszą zasadę bytności w Hogwarcie, chodziło o to, że Cristinie Reed po prostu nie przeszłoby coś takiego przez głowę. Nauczyciel to nauczyciel, nawet jak się go respektem nie darzy, nadal jest... nauczycielem. Mogłaby teraz przejmować się tym, jak niezręcznie będzie na lekcjach, nawet mijając się na korytarzu, nie mówiąc o świętach, gdzie - była o tym przekonana! - wszyscy będą wiedzieli o ich malutkim wyskoku. Jeśli nie jej matka, to Jessica, któraś na pewno złapała falę z ich uroczym tete-a-tete wśród marynowanych zwierzątek. Nie chciała się teraz przejmować tym, nie chciała się tym w ogóle przejmować, ale miała nadzieję, że wróżbitki zachowają to dla siebie. Nawet jeśli nie ze względu na nich, to na Dyptama, który chyba będzie mieć załamanie nerwowe, jak dowie się, że jego siostrzeniec poszedł w te najgorsze z jego śladów. A biedna Cris będzie cały czas musiała spoglądać przez ramię, bo kto wie, czy Roślince nie przyjdzie do głowy zabić niewinną Ślizgonkę, żeby nie zmarnowała Jensenowi życia tak, jak Nadia zmarnowała Dyptamowi? Faceci czasami byli kompletnie niepoważni. Tylko, że nawet z podzielną uwagą, z najbardziej podzielną uwagą świata, nie mogłaby teraz skupić się na tych myślach, na rozważaniu konsekwencji, i już nawet nie chodziło o to, że Cristina Reed konsekwencje utopiła w studni, jak brzydkiego niemowlaka. Jak mogłaby się skupić, skoro Jensen miał rację, cholerną, cholernie słodką rację, gdy przeżył zawodowe olśnienie? Cris mogłaby wydać każde pieniądze, mogłaby nawet przyznać mu, już teraz, że miał rację, że wygrał, byle tylko czuć to, co tu i teraz, wszystkimi zmysłami, zmysłami, których nagle wydało jej się za mało, by chłonąć to wszystko, co dawało jej parę sekund, minut, godzin, dni - już sama nie wiedziała - spędzonych z Jensenem. I nie obchodziło ją teraz, czy to działanie eliksiru, czy jej własna uczuciowość, czy naprawdę naturalny talent jej... nikogo jej, po prostu Jensena. Tylko Jensen, zawsze Jensen. Nie był nikim więcej. Uśmiechnęła się lekko na tę myśl, ale nie pozwolił jej długo cieszyć się tym odkryciem, bo z jej ust wyrwał się doprawiony odrobiną dobrego bólu jęk, gdy mocniej ścisnął nadwrażliwą pierś. To nie był znak do przerwania, nie było jej na to stać i jego też nie. Nie potrafiła nawet sobie wyobrazić, w jakim stanie byliby oboje, gdyby któreś z nich postanowiło zabawić się teraz w ostatniego obrońcę moralności, kiedy ten bastion spłonął już z ich drugim pocałunkiem, a teraz tylko wiatr targał popiołami po ich ciałach, przywołując żywe wspomnienie ognia. Jego ręce były wszędzie, a ciepły oddech na jej skórze doprowadzał ją do szaleństwa, szaleństwa, które sprawiało, że już nawet nie potrafiłaby go poganiać. Jakby czuła, że wypełniła już swój obowiązek, a teraz mogła tylko być zdana na jego łaskę lub niełaskę, czekając na zbliżające się niebo rozkoszy albo piekło odwlekanego w nieskończoność spełnienia. Gdyby wiedziała, że jeden cichutki jęk, jedno westchnięcie, jedno proste imię wystarczyło, by zrzucić kajdany opamiętania, by na ślepo wcisnąć wszystkie przyciski windy na raz. Nie musiała nawet pomagać mu w zrzucaniu niepotrzebnych ubrań, bo Jensen wpadł w jakiś szał, jakiś bardzo cudowny szał. Przez ułamek sekundy mierzyli się spojrzeniami, choć Cris nie miała pojęcia, jakim prawem widzi cokolwiek, gdy jej źrenice rozszerzyły się pochłaniając tęczówki, a jej oczy zaszła mgła nadludzkiego pożądania. A jednak przez ułamek sekundy jedynie wpatrywali się w siebie, dopóki Jensen jakby za obopólną zgodą nie ściągnął z siebie ostatniej granicy między nimi. Nie zdążyła nawet zawiesić na nim jednego spojrzenia, kiedy poczuła go w sobie, a jej biodra mimowolnie wyszły mu na powitanie, unosząc ją nad ziemią. Powitanie tak ciepłe, że straciła świadomość tego, gdzie kończy się on, a zaczyna ona. Cris nie chciała delikatności, nie chciała godziny niewinnych dotyków kumulujących się w jedno niemożliwe do opanowania pożądanie. Ona chciała już teraz, wszystkiego, chciała... chciała żyć, tak, i czuć, a bez fajerwerków rozsadzających jej głowę, bez strumieni słodyczy przenikających całe jej ciało, nie mogła wiedzieć, czy na pewno żyje. Tak instynktownie, jakby chodziło o oddychanie, wyczuła jego rytm i dołączyła do nowego tańca, a z każdym ruchem czuła, jak ociera się o kamienny mur granicy, którą przecież już dawno przekroczyła. I dopiero, gdy uderzyła bomba niewysłowionej przyjemności tworząc wyłom w murze, krzyknęła chrapliwie, zastanawiając się, jakim cudem potrafi wydać z siebie jakikolwiek dźwięk, a jej paznokcie wbiły się gładko w ciało Jensena. Zacisnęła powieki z ust wypadł jej potok gaelickich słów, których Jensen nawet nie rozumiał, a ona przez chwilę szukała jego warg, by wbić się w nie słodkim pocałunku, by po sekundzie przerwać, nie mogąc skupić się na niczym innym prócz miotającej nią serią rozkoszy. | |
| | | Jensen Kinghsley Dyrektor
Liczba postów : 270 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Składzik Eliksirów Sro Sie 01, 2012 1:32 pm | |
| Kiedy raz po raz cofał biodra by wykonać kolejne, silne, bezlitosne pchnięcie nie zamykał oczu, a obserwował twarz swojej partnerki, jakkolwiek dziwnie to brzmiało w odniesieniu do uczennicy, szczególnie uczennicy, którą była Cristina Reed. Określenie, że Jensen wpadł w jakiś szał było aż nadto trafne. Przez tą krótką chwilę przestał być uroczym, kochanym Kinghsleyem, który gada głupoty i zachowuje się jak dziecko. Nie było tu miejsca na infantylność, czy humor. Zmienił się diametralnie w mężczyznę z krwi i kości. Połączył się ze swoim pierwotnym instynktem, każdy kolejny ruch sprawiał, że pragnął jej ciała bardziej, pragnął jej jęków rozkoszy, jej westchnień, jej całkowitego zapomnienia. Ich ciała ocierały się o siebie tak jakby właśnie do tego były stworzone. Jakby byli idealnymi, zazębiającymi sie elementami, jego wyrzeźbiona klatka piersiowa ślizgała sie po jej piersiach, jego nogi splotły się z nogami Reedówny. Na jego twarzy malowało się pożądanie, zdecydowanie, lekka brutalność, coś intrygującego, przerażającego i nakręcającego w jednym. Na jego ręce ułożone po obu stronach panienki Cris zaczęły występować żyły, kóre były efektem wysiłku jaki wkłądał w utrzymanie swojego ciężkiego ciała o kilka centymetrów nad jej. Tak jakby tkwił w damskiej pompce. Ręce dziewczyny tak cudownie odnajdywały drogę po naczulszych miejscach ciała Jensena, że kilka razy wyrwało mu się głośniejsze westchnięcie, ale nie pozwalał sobie na jakieś "ow yeah" i "that's right, baby", bo w jego mniemaniu były dla prostaków, którzy tym rekompensowali sobie w jakimś stopniu swój mięsień piwny. A tak idąc za ciosem to nic dziwnego, że Jensen ma takie wysportowane ciało, bo jako męska dziwka w takich pozycjach musiał znajdować się dość często, a jak widać były one wymagające. Jensen poczuł jak jego ciało jest petryfikowane przez zbliżającą sie falę rozkoszy. Już tak nie wiele brakowało by osiagnął spełnienie. Po ruchach Cristiny wydedukował, że ona też odczuwała to co on. Jego ruchy nabrały jeszcze szybszego, jeżeli to możliwe tempa. Oddychał teraz ciężko, ale zmęczenie towarzyszące tym czynnościom był tak satysfakcjonujące... Krzyk Criss oznajmił szczyt ich obojga. Jej paznokcie wbijajace się w jego napięte mięśnie potęgowały rozkosz, którą nasz Jensen został zalany niczym tsunami. Nie było częstym, że oboje uczestnicy takiej zabawy osiągali spełnienie w tym samym momencie, ale ich ciała współgrały ze sobą jak dwa dobrze nastrojone instrumenty. Gdy on unosił biodra, ona robiła to samo, kiedy ona przyciskała go bliżej siebie on posłusznie do niej przylegał. Zmusił sie do jeszcze jednego, dopełniającego pchnięcia, ale już nie tak brutalnego i silnego jak każde poprzednie. Poddał się pocałunkowi, którym obdarzyłą go dziewczyna. Ten moment był idealny, rozkoszny, magiczny w każdym calu i nie miało to nic wspólnego z magicznymi ingrediencjami, którymi byli otoczeni w tym skłądziku. Ostrożnym, jak najdłuższym ruchem wysunął się z niej, nie przerywając pocałunku i nie pozwalajac jej na to. Jego ciało wciąż pulsowało kiedy otworzył oczy bardzo wolno odrywając swoje wargi od jej warg i delikatnie oparł się o chłodną podłogę swoim prawym bokiem. Chwycił jej lewą pierś w delikatny uścisk i złożył pocałunek na jej prawym obojczyku. Zastygł w takiej pozycji czekajac, aż Cristina coś powie, bo on nie był w stanie wykrztusić słowa. Pod lewą nogą poczuł ich ubrania. Przez chwilę pomyślał, żeby jej je podać, ale byłoby to nie miłe i jakby wiadomość: zrobiłaś swoje, więc spierdalaj, a nie, absolutnie nie chciał żeby tak pomyślała. Nie był chamem. Aż takim.
| |
| | | Cristina Reed Klasa VI
Liczba postów : 720 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Składzik Eliksirów Sro Sie 01, 2012 2:02 pm | |
| Przez kilka chwil nie potrafiła uspokoić bijącego zbyt szybko serca, tak szybko, że mogło być tylko objawem chorobowym, nie potrafiła złapać innego oddechu, niż urywany, dostarczający za mało tlenu, którego i tak w dusznym pomieszczeniu była ograniczona ilość. Przymknęła oczy, gdy jego usta spoczęły na jej obojczyku, zaraz jednak otworzyła i palcem uniosła brodę Jensena tak, by jego twarz znalazła się na wysokości jej twarzy. Uśmiechnęła się zadziornie, zanim nie musnęła jego warg. Ręką sięgnęła do kłębka z ich ubraniami, jednak zanim do niego dotarła opuszkami palców przebiegła po lewej stronie nieprzyzwoicie pięknego ciała Jensena. Kiedy udało jej się wymacać swoje ubrania złapała je w ręce i ze śmiechem odsunęła się od Kinghsley'a. Nie było to proste, biorąc pod uwagę wielkość składzika, ale Cris wystarczyła taka przestrzeń, żeby móc w spokoju się ubrać, nie wstając nawet z miejsca. Wskoczyła w majtki z odrobiną trudu udało jej się wsunąć w spodnie, których elastyczność wcale nie ułatwiała nakładania. Podskoczyła kilkakrotnie, zanim wylądowały na jej tyłku i dopiero wtedy narzuciła na siebie stanik. Obrzuciła koszulę kpiącym spojrzeniem, a kiedy uniosła oczy, by zerknąć na Jensena, była w nich całkiem spora gama rozbawienia. - Nawet nie mogę obciążyć cię kosztami - zauważyła z autoironią i nałożyła koszulę tyłem na przód, dzięki czemu po nałożeniu na wierzch kurtki nie wyglądało to tragicznie. Szczególnie, kiedy zapięła dwie środkowe napy. Wtedy przesunęła się do Jensena, nadal cudownie nieubranego i znowu złączyła ich usta, tym razem jednak tylko przygryzając jego dolną wargę. - Dzięki - powiedziała, kiedy się od niego odsunęła, a w jej oczach migotał łobuzerski błysk. Nachyliła się jeszcze raz, by podnieść z podłogi różdżkę, która w pewnym momencie musiała wypaść ze spodni, a Jensen ostatni raz miał zdecydowanie zbyt dobry widok na jej pośladki. Niewerbalną Alohomorą otworzyła drzwi, a kiedy trzymała rękę na klamce, odwróciła się po raz ostatni. - Nie musisz się bać, Jen - zaczęła łagodnym tonem i naprawdę małą nutką rozbawienia. - Jestem Ślizgonką, nie Puchonką. Nie zakocham się w tobie. Mrugnęła do niego i wyszła ze składziku, przeczesując dłonią włosy. Żałowała? Nie, zdecydowanie nie.
zt. | |
| | | Jensen Kinghsley Dyrektor
Liczba postów : 270 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Składzik Eliksirów Sro Sie 01, 2012 2:16 pm | |
| 'Dzięki'?! 'Dzięki'?! Jej słowa skomentował lekkim uśmieszkiem jakby zadowolenia, że to mówi, ale tak na prawdę nie był pewien czy go to cieszyło. -Kurwa mać... Szepnął siadając wolno i opierając się o chłodną ścianę. Przymknął oczy i potarł dłońmi po swojej twarzy. Co on zrobił. Dlaczego on to zrobił?! Ona nie żałowała, good for her. On? O mój Merlinie i kochana Roweno. Był zdruzgotany. Zrozpaczony. Zniesmaczony. Zdesperowany... Sięgnął powolnym ruchem po swoje bokserki, które ubrał szybko i neizgrabnie. Wciągnął na swój tyłek też spodnie, a potem zmierzył osądzajacym spojrzeniem czarną koszulkę, którą chciał dać Cristinie kiedy usłyszał rozrywane guziki koszuli. Tak, tak, przemknęła mu wtedy taka myśl przez głowę, lecz ta opuściłą go zbyt szybko by mógł sobie o tym przypomnieć. Z nieodgadnionym grymasem wciągnął ją przez głowę i wyciągnął z tylnej kieszeni spodni swoją ródżkę. Jednym ruchem posłał przyniesione fiolki na ich miejsce. W końcu tylko po to tu przyszedł do jasnej jebanej cholery! Uderzył czołem o krawędź półki i zaklął kilkakrotnie. -Kinghsley, jesteś obrzydliwym skurwielem, wiesz? I powiedział to z przeznaczeniem zarówno dla samego siebie jak i dla Dyptama. Bo może nigdy by tego nei zrobił, gdyby przez całe życie Dyp nie wpajał mu tego jak bardzo jest to zakazane. I w ogóle cudownie, bo teraz musiał gnać do Hogsmeade przed wieczorną imprezą, na której Cristina niewątpliwie będzie. -Awkward.... Zdenerwował się i wyszedł ze składzika. Po kilku sekundach siłowania się z zamkiem ruszył korytarzem ku wielkim schodom.
zt | |
| | | Tony Shepard
Liczba postów : 254 Join date : 21/07/2012
| Temat: Re: Składzik Eliksirów Sob Wrz 29, 2012 9:05 am | |
| Następnym przystankiem Tony’ego był składzik eliksirów. Jak zwykle – był zamknięty. Sama też nie wiem jak to zrobił, że jakoś się do niego przedostał, ale cóż… Dla człowieka, który musi coś ograbić, aby się zabić – jak widać nic trudnego. - Lumos – mruknął kiedy wszedł do szkła dzika. Zamknął zaraz za sobą drzwi, ponieważ nie chciał, aby ktokolwiek go nakrył na włamaniu się do Jensenowego składzika… Chociaż kto by się tutaj zapuszczał? Trwał Bal Bożonarodzeniowy, a jutro z rana miał ich wszystkich odwieść pociąg do Londynu. No nic. Tony zaczął się rozglądać co tutaj ma. Uśmiechnął się pod nosem widząc wiele eksperymentalnych eliksirów uczniów. Powinno mu się to przydać. Czasami niektóre były gorsze od najsilniejszych trucizn. Wyciągnął probówki ze swojej torby. Trochę dziwnego eliksiru na czkawkę, trochę takiego, w którym pływały pazury trolla… Tony nie przejmował się, że je miesza w swoich probówkach. I tak przecież później je wszystkie wypije, więc będzie mu to dokładnie wszystko jedno. Prawie, że z każdego eliksiru, który Jensen posiadał w składziku wziął z dziesięć kropli. Ta mieszanka musiała być zabójcza, bo jeśli nie to Tony rzuci się z Wieży Astronomicznej i będzie niczym Dumbledore, chociaż bez Avadki. Avadką w serce były czyny Lizzie. Nie przedłużając – Tony znalazł nawet źle (okropna klapa, a nie trucizna) uwarzony Eliksir Ravenclaw. Uśmiechnął się szeroko. Nawet jeśli był on źle uwarzony i tak go chciał. Nie przejmując się niczym, zwyczajnie go zwinął. Jensen chyba nie będzie przychodził po balu, aby zerknąć do składzika, a nawet jeśli to nie będzie liczył wszystkiego, prawda? Przynajmniej tak wyglądała teoria. Wychodząc ukradł jeszcze trochę jakiś dziwnych suszonych roślinek, które wisiały przy wyjściu.
Opuszczam temat.
| |
| | | Jensen Kinghsley Dyrektor
Liczba postów : 270 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Składzik Eliksirów Czw Lis 22, 2012 7:22 pm | |
| - Pieprzone darmozjady Warknął przyglądajac się marnej ilości śluzu gumochłonbó jakie zostały po lekcji z drugim rocznikiem. - Paskudne puchony wstrętna plaga... panoszą się... żeby im ten żółty przez dupę wyszedł sraką... Kopnął kosz na śmieci tak, że wszystko z niego wypadło. Nim ktokolwiek się zorientował, że to profesor jest takim wandalem wskoczył na schody pokonując od razu cztery stopnie. Dużymi susami zmierzał na pierwsze piętro. - Bu! Zaatakował jakąś puchonkę, która szłą przed nim. Nie było lepszej muzyki dla uszu Jensena niż paskudne obelgi rzucane w jego stronę kiedy odgrywał się na żółtych glizdach z Hufflepuffu. Korytarz na pierwszym piętrze był spokojny. Popołudniami nigdy nie było tu lekcji, Kinghsley nie do końca wiedział dlaczego, ale bardzo go to cieszyło, bo nawet jeżeli już ktoś raczył swoimi stopami piękny dywan w korytarzu, przy którym był jego składzik, to puchon był najmniej prawdopodobny- szczęśliwym trafem wszystkie popołudniowe godziny puchoni spędzali w górnych partiach Hogwartu. Tak, tak. Jensen znał plan lekcji wroga lepiej niż swoich krukoniątek. Szamocząc się z zamkiem pomyślał, że nawet jeżeli teraz jest dyrektorem to wiele się nie zmieniło. Poza tym, że miał teraz dwa gabinety i jak sobie ustalił swój gabinet z piętra drugiego zostawia na nocne schadzki z Cristiną, a co. Ten dyrektorski pozostawił względnie niewinny (ach, gdyby wiedział o nierządzkie Caseya i Lizzie..). W końcu otworzył drzwi. Zalała go fala wspomnień i mimowolnie się uśmiechnął.
| |
| | | Ged Mohr Pracownik Hogwartu
Liczba postów : 94 Join date : 27/07/2012
| Temat: Re: Składzik Eliksirów Czw Lis 22, 2012 7:51 pm | |
| Nie było wcale tak źle, biorąc pod uwagę obecna sytuację. Wściekłość już mu przeszła, mniej więcej w tym samym czasie co ból pięści i ogółu mięśni, których na darmo używał, by wyrwać się z objęć Cristiny. No, może nie do końca, bo wystarczyło sobie przypomnieć ten upokarzający moment, by dogasający płomyczek złości rozgorzał na nowo. Jej pomysły w najmniejszym stopniu nie zbiegały się z Mohrowym pojęciem "zabawne" i nijak nie pozwalały mu się cieszyć z tych plusów które rzekomo przyszły mu z dziewczęcym ciałem. Jego zdaniem tylko ona miała prawo się cieszyć. I w związku z tym nie zamierzał polegać na jej sposobach i mimo zakazu i niemoralnych wizji zamierzał poszukać w bibliotece. Tak wiec przemierzał szybkimi krokami korytarze zamku, jak wiewiórka na speedzie, bo choć ciało Krysi nie było nazbyt drobne i nóg też tak krótkich nie miało, to jednak do jego długich kroków wiele im brakowało. Miał wrażenie jakby każda droga wydłużyła się dwukrotnie, co było niezmiernie frustrujące, bo wolne chodzenie nigdy nie było jego nawykiem. No, chyba że w stanie niedoboru kofeinowego. Dreptał więc sobie, próbując wywołać z zagraconego umysłu drogę do biblioteki, dreptał prawdopodobnie totalnie okrężną droga, i ta droga dreptania wypadła mu przez korytarz na pierwszym piętrze, gdzie przechodząc dojrzał znajome plecy. Ten cudowny powiew normalności odebrał mu na chwilę skupienie na nowej sytuacji, i rzucił radosnym tonem w stronę odwróconego mężczyzny pełne entuzjazmu powitanie. - Siemasz Jens! Stary, gdzieś ty się schował, mam wrażenie jakbym cię miesiąc nie widział... - ups. Jego głos nie miał takiego brzmienia. Cholera, cholera, Ged, idioto, pierwszy kontakt z niewtajemniczonym a ty już nawalasz, a miałeś się pilnować! Nagły wybuch kaszlu nawet przy największych chęciach nie mógł uchodzić za naturalny. - Znaczy się, dobry wieczór, panie dyrektorze. Mam nadzieję że ferie się panu udały. Spokojnego wieczoru! - poprawił się, uśmiechając nieszczerze, po czym odwrócił się na pięcie i miał zamiar dać drapaka zanim Kinghsley zorientuje sie, który to żartowniś tak głupio się zabawia. | |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Składzik Eliksirów | |
| |
| | | | Składzik Eliksirów | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |