|
| Korytarz na VII piętrze | |
| | Autor | Wiadomość |
---|
Tony Shepard
Liczba postów : 254 Join date : 21/07/2012
| Temat: Korytarz na VII piętrze Czw Sie 02, 2012 2:03 pm | |
| | |
| | | Tony Shepard
Liczba postów : 254 Join date : 21/07/2012
| Temat: Re: Korytarz na VII piętrze Czw Sie 02, 2012 2:09 pm | |
| Tony miał wyjątkową przerwę między zajęciami, dlatego nie wiedział gdzie się podziać. Na dworze siedziało za dużo pierwszorocznych i zresztą nie było tam za fajnie. Wybrał się więc aż na ostatnie piętro, gdzie o tej porze trudno było kogokolwiek spotkać. Wspiął się na parapet okna i tam sobie przysiadł. Oparł plecy o ścianę i wyjrzał za okno. Nowe dzieciaki go irytowały… były takie szczęśliwe, że trafiły do Hogwartu, piszczały widząc ruszające się zbroje… Doprawdy… W głowie Tony’ego nie mieściło się jak można było być aż tak dziecinnym. Krukon ściągnął torbę ze swojego ramienia i położył ją obok wyciągając wcześniej podręcznik do zaklęć. Tak proszę państwa, nasz nieuk wyciągnął podręcznik do nauki zaklęć! Gdzie to zapisać, prawda? Otworzył na stronie, którą sobie zaznaczył. Accio, Accio… Potrzebował tego zaklęcia. Było mu niezbędne. Wyciągnął więc swoją cudowną magiczną różdżkę i rozpoczął trening. Bez tego zaklęcia po prostu nie mógł żyć, było mu tak bardzo niezbędne. - Accio, Accio, Accio… - zaczął kręcić swoim nadgarstkiem wpatrując się w instrukcje w książce. Nigdy nienawidził się uczyć zaklęć, ale teraz skoro mus to mus. Pewnych rzeczy nie przeskoczy i nawet mu w tym dar nie pomoże. - Accio, Accio, Accio… - powrócił do swojego cudownego Acciowania mając nadzieję, że uda mu się szybko złapać o co w tym wszystkim chodzi, a przede wszystkim: nikt go nie nakrył na trenowaniu!
Trening Accio.
| |
| | | Tony Shepard
Liczba postów : 254 Join date : 21/07/2012
| Temat: Re: Korytarz na VII piętrze Czw Sie 02, 2012 7:18 pm | |
| Tony wreszcie zrozumiał swój błąd. Przecież musiał powiedzieć co chciał przywołać! Zaraz zamknął książkę i rzucił nią przez korytarz (dobrze, że nikt akurat nie przechodził). - Accio podręcznik! – machnął sprawnie różdżką. Na razie nic się nie stało. Młody Shepard nadął swoje policzki. On się nie nauczy zaklęcia przywołującego? Bez żartów! Jeszcze raz! Chrząknął i uniósł swoją różdżkę. - Accio podręcznik! – książka nieco podskoczyła, ale nie zmieniła swojego miejsca położenia. Tony skupił się na tym co chciał zrobić. Żadne, głupie zaklęcie przywołujące nie będzie pluło w twarz Krukonowi! Nie było takiej opcji, aby mógł być pokonany przez nie! - Accio podręcznik! – kolejna próba, trzecia. Tym razem jak najbardziej udana. Książka poderwała się z miejsca, podleciała do Tony’ego, a ten bez problemu złapał ją w lewą dłoń, która była rzecz jasna wolna. Krukon uśmiechnął się zadowolony z siebie. Może jak jeszcze poćwiczy, będzie mistrzem w rzucaniu zaklęcia przywołującego? Wystarczyło tylko parę godzin… Boże, on zaczął myśleć jak prawdziwy Krukon! Niebywałe! Może jednak Tiara przydziału się nie pomyliła i wcale nie była pijana? Nieee… Tony’ego za bardzo nie pociągało zdobywanie wiedzy. On ją tylko zdobywał wtedy, jeśli naprawdę czegoś potrzebował. A teraz odczuł wielki dyskomfort z powodu braku znajomości zaklęcia Accio. Zlazł z parapetu i zadowolony z siebie zabrał swoją torbę. Wrzucił do niej podręcznik. Udał się na obiad do Wielkiej Sali. W końcu to już była ta pora…
Koniec treningu, opuszczam temat.
| |
| | | Cristina Reed Klasa VI
Liczba postów : 720 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Korytarz na VII piętrze Sob Wrz 01, 2012 2:58 pm | |
| Cristina miała piękny sen. Śniło jej się, że trenowała oklumencję w bibliotece, kiedy zaskoczył ją Marcin Wroński, wziął ją w ramiona i zaczął szeptać gorączkowo coś o wreedności, jednocześnie obsypując jej szyję tysiącem pocałunków... Zaraz, to nie ta bajka. A zapowiadało się tak fajnie. Śniła jej się, owszem, biblioteka. I Jensen, który jej wybaczył, który - tak, to zdecydowanie było nocne marzenie - sam ją przeprosił, a potem się z nią kochał na skrzypiących deskach bibliotecznej podłogi. Jęknęła głucho w poduszkę, ściskając mocniej puchaty materiał i stwierdzając, że ni cholery nie ma zamiaru zwlekać się z łóżka. Zaraz zamknie oczy, a sen sam wpłynie na jej powieki, odtwarzając tak niesamowicie cudowne obrazy... Przewróciła się na plecy, nie wypuszczając poduszki z objęć i nadal przytykając ją do twarzy. Drobne poruszenie wywołało echo odległego, słodkiego bólu w wyczerpanym ciele, a panna Reed zerwała się po pozycji siedzącej z przeraźliwie dziwnym wyrazem twarzy. - Ja pierdole kurwa Helgi mać - wyrzuciła z siebie pełnym fascynacji głosem, kompletnie nie przejmując się jego modulacją, co potwierdziła poduszka Rene odbijająca się od zasłon wokół łóżka Reedówny. Czyli to była prawda, a nie złudzenia jej umysłu, który najzwyczajniej w świecie miał dość trenowania oklumencji? Tak. To musiała być prawda! Chyba, że zgwałcił ją wampir, który później biedną Kryśkę zauroczył i teraz nie wiedziała, co się dzieje. Nie, nie, nie! Żadne takie! Unormowała swoje relacje z Jensenem Kinghsley'em za pomocą jedynej słusznej metody i to, moi drodzy, był fakt. Mając wrażenie, że chyba zaraz zacznie śpiewać wyskoczyła z łóżka, wzięła szybki prysznic (to znaczy stała pod strumieniem wody dobre dwadzieścia minut, uśmiechając się marzycielsko z przymkniętymi oczami, dopóki Amy nie zaczęła dobijać się do łazienki), ubrała się w pierwsze lepsze spodnie i bluzkę z kufra, nawet nie przejmując się suszeniem włosów, a na nogi naciągnęła... tak, trzewiczki. Najwyraźniej żałoba - albo inny dziwny stan odwyku od zajebistości - poszła w niepamięć. Nie miała najmniejszej ochoty iść na lekcję. Szósty rok był po prostu perfekcyjny dla takich nieuków jak ona, czy Tony, a środy były najperfekcyjniejsze ze wszystkich. Tylko opieka przed obiadem (na który przecież i tak nie chodziła), a później dwie godziny zaklęć, które i tak zostały odwołane, bo Ivanhoe zdezerterował. Crissy była przekonana, że to wina żartów M&M'sów na temat jego kapiącej różdżki. Jednak, jako się rzekło, Reedówna lochów nienawidziła z całego swojego serduszka, prawie tak samo mocno jak nic-nie-robienia, więc wcisnęła różdżkę do tylnej kieszeni jeansów i z poczuciem, że nie potrzeba jej niczego więcej, opuściła pochmurne, zimne i wcale niefajne lochy. I tak, sobie idąc, wylądowała na piętrze siódmym, gdzie rozwaliła się na parapecie i zaczęła trenować oklumencję, czekając na jakiegoś rycerza w lśniącej zbroi albo damę drącą się "moja ci ona", który - bądź która - uchroniliby ją od tego przeraźliwie beznadziejnego zajęcia.
trening oklumencji | |
| | | Elizabeth Hall Klasa VI
Liczba postów : 209 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Korytarz na VII piętrze Sob Wrz 01, 2012 3:15 pm | |
| W pokoju wspólnym było po raz pierwszy dla niej za głośno. Co chwila ktoś się coś jej pytał, jakieś pierwszaki zachwycały się nowo poznanymi zaklęciami, a prefekci urządzali konkurs na picie soku dyniowego. Sodoma i Gomora. Akurat wtedy kiedy prawdopodobnie po raz pierwszy od wielu lat postanowiła się przyłożyć do zadania domowego z jakiegoś przedmiotu, który nie był zielarstwem- dookoła niej działo się tyle ciekawych rzeczy. Przeszła przez dziurę z portretem i ruszyła korytarzem na siódmym piętrze szukając jakiejś ławeczki czy w ogóle przyjaźnie wyglądającego kawałka zamkowej podłogi. Pod pachą niosła podręcznik do obrony przed czarną magią. Nie chciała zawieść Wrońskiego. Lubił ją, miała u niego fory i raczej nie chciała nadużywać tego kredytu zaufania jaki u niego miała. A wbrew wszelakiej opini panienki Hall na temat zaklęć Expelliarmus mógł jej się przydać. Aż dziwne, że dopuszczała do siebie taką myśl. Już w głowie widziała minę swojej matki kiedy przyjdzie do domu i ni z tego ni z owego ją rozbroi. O tak. To był plan. W oddali dostrzegła kamienną ławkę umieszczoną w korytarzowej niecce. Oparła się plecami o ścianę, a ugięte w kolanach nogi złożyła właśnie na ławeczce zajmując w ten sposób prawie całą powierzchnię siedziska. Z kieszeni noszonego szarego sweterka wydobyła różdżkę i otworzyła podręcznik na odpowiedniej stronie. -Rozbrajające zaklęcie. Expelliarmus... prawidłowa inkantacja.. Odchrząknęła potrząsnęła nadgarstkiem by go rozluźnić i skierowała różdżkę w niewielką ścianę na przeciwko siebie. -Expelliarmus. Jej różdżka warknęła, charknęła, wypluła niebieską iskierkę... i koniec. -Nienawidzę Cię profesorze Wroński Zaśpiewała i wróciła wzrokiem do podręcznika by wyłapać gdzie popełniła błąd. W oddali, nie, nie usłyszała, bo niemożliwym było usłyszenie Reedowej jeżeli miała na stopach trzewiczki i jednocześnie nie śpiewała Don't Cry For Me Argentina, dostrzegła cień. Zmrużyła oczy i przygotowała się do rzucenia jadowitego spojrzenia na osobę, która postanowi zaburzyć jej najświętszy treningowy spokój. -Och nie, to ty Reed. Wynoś się Jęknęła zrozpaczona widząc dumnie kroczącą przyjaciółkę. No to sobie potrenowała, nie ma co. Ale żeby treningu stało się za dość skierowała na ślizgonkę różdżkę: -Expelliarmus. Jej patyczek rzygnął niebieskawymi iskierkami. -Na kurewską pensję! Co to ma do chuja Kinghsleya być?! Warknęła mając ochotę cisnąć swoją różdżkę w kierunku Cristiny i liczyć na to, że podziała to równie dobrze co expelliarmus, ale się powstrzymała. Już trzeciej różdżki jej matka nie kupi. -Co ty taka uchachana co? Zapytała zrezygnowana i pogodzona z faktem, że jest dupą wołową w zaklęciach. -Ja tu taka siedzę... chujnia z grzybnią, a ty wyglądasz jakbyś zjadła ciasto jaśminowe. To jest oficjalnie dziwne. Czy to coś ma wspólnego z Jensenem? Godryku, powiedz mi, że się przespaliście, bo dłużej nie zniosę tego wiecznego napięcia i bycia między Helgą a Slytherinem. Westchnęła z miną męczennika, którym jakby nie było się stała.
Trening Expelliarmus. | |
| | | Cristina Reed Klasa VI
Liczba postów : 720 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Korytarz na VII piętrze Sob Wrz 01, 2012 3:38 pm | |
| A mamusia powtarzała małej Krystynce, że nie można za dużo marzyć, bo jeszcze marzenia przyjdą i jebutną ją prosto w nos. No i proszę, dostała za swoje. Chciała jakiegoś wybawiciela od nudy? Dostała takiego najlepszego! W dodatku w tak paskudnym humorze, jakby doszło do jakiejś dziwnej transfuzji, w której panna Hall przejęła nastrój swojej psiapsióły jeszcze z wczoraj. - Sama się wynoś, to moja miejscówa - warknęła, rozwalając się na kamiennej parapeto-ławce tak, jak miała w planach. Nie żeby naprawdę chciała pozbyć się teraz Ellie, no ale bitch please, przecież nie mogła pozwolić się tak traktować. Mimo wszystko postanowiła kontynuować trening oklumencji, więc odrobinę zaciekawione spojrzenie spoczęło na Gryfoneczce. Słysząc formułę zaklęcia rozbrajającego i widząc magiczny patyk skierowany w jej stronę, w ciągu ułamka sekundy wyswobodziła swoją różdżkę z odmętów kieszeni i cisnęła nią gdzieś w przestrzeń. Pomimo tego, że beznadziejny humor buchał od Elizabeth jak para z kociołka, nie mogła powstrzymać się od posłania jej rozbawionego spojrzenia. Zerwała się z ławeczki, bo przecież cały czas ją nosiło, podniosła swoją zgubę i znowu rozłożyła się na kamiennej przestrzeni, tym razem na brzuchu. - Będziesz bić, jak powiem, co źle robisz? - spytała dyplomatycznie i odruchowo schowała głowę w ramionach. Jakby powiedziała, to jeszcze dostałoby się jej za uważanie Hallówny za kretynkę, jakby nie powiedziała - za to, że rzekomo czerpała przyjemność z jej porażek. Zaczęła przewracać różdżkę między palcami, coby się na czymś skupić i nadal obserwowała Elle. Ona uchachana? Ona ucha... No dobra. Kolejny raz zerwała się do pozycji stojącej, jedną ręką obejmując Lizzie w pasie, a drugą chwytając jej dłoń i zaczęła z nią tańczyć walca, śpiewając przy tym przewodnią piosenkę z disney'owskiej Śpiącej Królewny, bo Cristina to nie ja i znała tylko tego walca. - To są ciastka jaśminowe? - zdziwiła się, biorąc przerwę na oddech, kiedy zapomniała którejś linijki i wykonała porządny obrót swoją przyjaciółką. Może nie powinna tak wszem i wobec ogłaszać swojej radości, ale wychodziła z założenia, że szczęściem łatwo się zarazić. Szczególnie, jak twoim jedynym zmartwieniem było niewychodzące zaklęcie. Zaklęć zawsze można się nauczyć. Pogodzić się z Jensenem było trudniej. - Ja ci wybierać nie kazałam! Bo wiem, że byłabyś po jego stronie - stwierdziła pewnym siebie tonem i pokazała Ellie język, wypuszczając ją wreszcie ze swoich szalejących objęć. Oparła się o ścianę, a jej usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. - Wspominałam już kiedyś, że ciebie nie znoszę? Ale tak bardzo, bardzo mocno? Nie możesz mówić, że mam te głupie wróżbickie geny, skoro to ty zawsze wszystko wiesz! - to mówiąc wystawiła oskarżycielskiego palucha w stronę Elizabeth, marszcząc z urazą czoło, ale zaraz wybuchnęła perlistym śmiechem. | |
| | | Elizabeth Hall Klasa VI
Liczba postów : 209 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Korytarz na VII piętrze Sob Wrz 01, 2012 4:54 pm | |
| -Twoja miejscówa? Żachnęła się i spojrzała na nią jak na nieproszonego gościa mogłaby spojrzeć jedynie Elizabeth Margaret Hall. -To jest, moja droga siódme piętro, piętro Gryfonów, twoje miejsce wężowy łuskojadzie jest w lochach! Nie ma to jak obrażać najlepszą przyjaciółkę i mieć przy tym uśmiech na twarzy. Nareszcie ktoś sprawił, że Elizabeth Hall jest sobą. Przez te ostatnie kilka dni czuła się tak nie sobą jka tylko nie sobą czuć się mogła ona sama. Cały ten romantyczny cyrk z Tonym Shepardem przyprawiał ja o bół głowy. Czy ona na prawdę go kochała czy może to było tylko przelotne zauroczenie? Czemu to wszystko było tak skomplikowane. Pasudne. Fuj. Ani słowa więcej! -Bić, gryźć, kopać... Mam już dośc tego cholernego zaklęcia. Myślisz, że jakbym przespała się z Wrońskim to dałby mi spokój z nauką zaklęć do końca siódmej klasy? Nawet nie masz pojęcia jak się ucieszyłąm kiedy zawiadomiono, że Ivanhoe musiał zostać przewieziony do Munga, bo wykryto u niego mutację smoczej ospy. A przynajmniej ja tak słyszałam. Grunt, że nie ma zaklęć. Wzruszyłą ramionami i widać było, że na prawdę jest jej to obojętne czy przejechał go jednorożec, czy zgubił się w lesie. Nigdy za gościem nie przepadała. -Ciekawe kogo mianuje nasz kochany Casey na wicedyrektora teraz. Wątpię by Ivanhoe wrócił. Zachichotała z nieskrywanym okrucieństwem. Jedyne czego żałowała to fakt, iż Ivanhoe nie zniknął z jej powodu. Miała tyle wspaniałych pomysłów w głowie jak dręczyć najgorszego profesora w Hogwarcie ever, że to aż podchodziło pod książkę. Z głuchym jękiem dała się porwać do walca i kilka razy nie omieszkała się nadepnąć na święte trzewiczki. -Pewnie, że są. Autorski przepis Sophie Nevou. Chodujemy przecież za domem krzak jaśminu, nie wiedziałaś? Po prostu za pomocą jakiegoś tam zaklęcia matka robi syrop z kwiatów, a potem dodaje do ciastek. Pycha. Zrobimy na święta to spróbujesz! Zapowiedziała szczęśliwa, że Reed w końcu wypuścia ją z tego kopniętego w żyć tańca. -Aaaa czyli jednak?! Wykrzyknęła wyraźnie zachwycona że jej przypuszczenia byy prawdziwe. -Ja Cię po prostu za dobrze znam. Nie cieszyłabyś się tak nawet jakbyś wpuściłą komuś fretkę do gaci. Zachichotała i władczym gestem nakazała Cristinie siadać na ławeczce gdzie znó spoczywał królewski tyłek Hall. -Opowiadaj wszystko. Duży jest? Zawsze mnie to zastanawiało, bo pamiętasz jak Dyptam biegła nago na święta? Wtedy od razu wiedziałam skad się wzięła opinia o Kinghsleyach. Jensen to prawdziwa krew tego pornorodu? Pytała bez najmniejszego skrępowania. -W ogóle gdzie, bo znając Ciebie to pewnie i w wanniei pod łóżkiem i na biurku... Bo przecież nigdy do głowy by jej nie przyszło, że kiedyś idąc do biblioteki może stąpać po podłodze nasączonej seksualnym potem swojej dwójki przyjaciół. -A tak odbiegajac od tematu to masz przebranie na piątkowy bal? Zapytała wesolutko. Dobry humor powrócił. Yaaay. | |
| | | Cristina Reed Klasa VI
Liczba postów : 720 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Korytarz na VII piętrze Sob Wrz 01, 2012 5:32 pm | |
| Jeśli jeszcze przed chwilą Reedówna martwiła się o stan zdrowia psychicznego Elle, to teraz wszelkie zmartwienia odleciały hen, hen daleko. Jeśli była w stanie ją obrażać, była w stanie podbić świat! Tak! Bo duet Reed&Hall był niczym Pinky i Mózg, tylko po dziś dzień trwają kłótnie, która z nich jest Mózgiem, bo żadna nie chce się przyznać do posiadania szarych komórek. - Siódme piętro? Aaach, to tłumaczy, czemu nagle tak mnie ogłupiło - przeciągnęła pierwsze słowo i uśmiechnęła się odrobinkę złośliwie. Już miała w głowie cały szereg odpowiedzi na wzajemne szykany. Coś pięknego! Żyć nie umierać, śpiewać, tańczyć i pić. A jak już sobie o piciu przypomniała, to wyciągnęła z kieszeni paczkę fajek i zapałki, z którymi od jakiegoś czasu się nie rozstawała, bo tak, proszę państwa, Cristina wpadła w bardzo brzydki nałóg. A wszystko przez Jensena i zszargane nerwy, co trzeba będzie mu przy najbliższej okazji wypomnieć, bo przecież niezacna matula Crissy nie da długo wprowadzać się w maliny i w końcu zrozumie, na co idzie to zwiększone kieszonkowe jej grzecznej córeczki. Tak, CReed lubiła się łudzić, że jej matka nie wie o wszystkim, co dziewczyna robi w Hogwarcie. Zaręczam, że to było lepsze dla jej zdrowia psychicznego. Uniosła brew w odrobinkę pytającym geście, jednocześnie zaciągając się papierosem, o którym zaraz miała zapomnieć i odłożyć go na kamiennym parapecie, by ruszyć w tany z panną Hall. - Stać go tylko na smoczą ospę? - zaczęła od końca, odrobinkę smutniejąc. A była naprawdę, święcie przekonana, że to zasługa jej Benów! Mogłaby chodzić taka dumna, że dwóch jej cudownych kumpli wykurzyło takiego nudnego buraka, jak pan Ivanhoe. W dodatku buraka, który był aż tak ślepy, że uznał Cristinę za typową Ślizgonkę i chciał ją wynosić przed ołtarze. Czy jak to tam się mówi. - Czasami jesteś taka głupia, Hall. Nie musisz z nim spać, wystarczy, że spojrzysz na niego tymi swoimi ślicznymi, niewinnymi oczętami i wciśniesz jakiś kit, najlepiej padający w tym samym zdaniu, co imię twojej mamusi - wytłumaczyła z odrobiną pobłażliwego rozbawienia, zawzięcie gestykulując dłonią z papierosem. Wroński to był naprawdę fajny gościu, uwielbiała z nim gadać, a wymienianie przez nich listów stało się już popołudniowym rytuałem. Co nie zmieniało faktu, że kiedy w grę wchodziła Elizabeth, Wroński miał klapki na oczach i gotów był twierdzić, iż jego ulubienica jest w stanie ożywić wszystkie zbroje w Hogwarcie na raz. Słysząc pytanie przyjaciółki o nowego wicedyrektora zadarła z dumą głowę. - Jak to kogo? MNIE! - stwierdziła z niezachwialną pewnością, która jednak się zachwiała wybuchem śmiechu. - Masz coś do pisania? Normalnie zaraz do niego napiszę list z petycją na ten temat... Aaa, bo ty nie wiesz! - Pacnęła się w czoło dłonią bez papierosa. - Parę dni temu mi się nudziło i wysłałam do wszystkich facetów w Hogwarcie listy, że chcę się pieprzyć z nimi w promieniach zachodzacego słońca. Wiesz, takie badanie socjopatyczne - przekręciła, bo najwyraźniej nawet spędzając tyle czasu wśród mugoli, mogło się czasami zapomnieć tych ich dziwnych słówek. - Dostałam kilka zajebistych odpowiedzi, a O'Sullivan przystał na moją propozycję i w dodatku dał mi hasło do swojego gabinetu - tutaj zrobiła minę sugerującą bardzo prostą opinię o dyrektorze: kretyn - To kiedy idziemy zrobić mu tam małe zamieszanie? - spytała niewinnie i porządnie się zaciągnęła nikotyną. Bo ta myśl warta była uczczenia jej buchem, ot i co! Uwagę o ciastkach skwitowała tylko potakiwaniem i tak gwałtownym kiwaniem głową, że aż włosy wpadły jej na twarz. Z szerokim uśmiechem zagoniła je tam, gdzie ich miejsce, usiadła po turecku na wyznaczonym jej przez Elle miejscu i skrzywiła się odrobinkę. O jaka wścibska paskuda! Przyzwyczaiła się do tego, że zamiast oglądać porno wysłuchuje opowieści Reedówny, która dużych oporów przed mówieniem nigdy nie miała, i teraz chce wszystko wiedzieć! A biedna Crissy właśnie czuła, że chciałaby jak najwięcej zachować dla siebie. Jakby obecność Elizabeth w tym jednym, jedynym aspekcie życia Cristiny wcale nie była potrzebna. Ta myśl spadła na nią tak niespodziewanie, że natychmiast strąciła ją bardzo daleko. Hallówna była tak naprawdę jedyną osobą, której mogła powiedzieć wszystko, nawet przy tendencjach Criss do zostawiania pewnych spraw tylko dla siebie. I teraz miała pozwolić wygrać głupim oporom? Ha! Nie ma tak! - Jestem urażona, że zapomniałaś o tym, że w tamte święta mamuśka przewidziała mi jednodniową grypę żołądkową i leżałam w łóżku akurat wtedy, kiedy Dyptam świecił tyłkiem biegając po salonie - przypomniała z goryczą i siąknęła noskiem, udając przeraźliwie zasmuconą tym faktem. - Twierdzę nadal i twierdzić tak będę do końca życia, że dodała mi coś specjalnie, żeby utrzymać mnie jak najdłużej w pozornej niewinności, albo jak najdalej od tego pornorodu - dodała jeszcze bardzo naukowym tonem, kiedy rozkładała psychologię własnej matki. - Ale wracając do Jensena. Mogę cię zapewnić, że i rozmiarami, i umiejętnościami nie przynosi hańby swoim przodkom - wyraziła swoją opinię zaskakująco spokojnie, skoro miała wielką ochotę machać nogami oraz rękoma i odpowiedzieć jej czystym potokiem niezrozumiałego zbitku liter w stylu: jdhsmdnmdkshmdhsjdfnkss. - Na biurku tak. Tak jakby - zaśmiała się mimowolnie, a w jej oczach pojawił się złośliwy błysk. Skoro Hall sama chciała... - W bibliotece. I w tej nieużywanej klasie na czwartym piętrze. Kolejny raz się zaciągnęła i strzepnęła popiół na ziemię, nie spuszczając wzroku z Elizabeth. Kiwnęła głową w ramach odpowiedzi, ale nie miała zamiaru zdradzać niczego więcej. Wystarczająco się nad swoim strojem napracowała, żeby nie powiedzieć za kogo się przebierze nawet własnej i prywatnej rudej paskudzie. | |
| | | Elizabeth Hall Klasa VI
Liczba postów : 209 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Korytarz na VII piętrze Sob Wrz 01, 2012 8:48 pm | |
| -Nie muszę?Zapytała wyraźnie rozczarowana ze smutkiem w oczach, a kąciki jej warg opadły w dół o kilka centymetrów. Wyglądała jakby chciała zapytać: ale, ale jak to? i zaraz potem się rozpłakać. - W sumie masz rację. Co powiesz na: 'Panie profesorze Wroński, słyszał pan, że moja mama, wie pan psor, Sophie Nevou, pracuje właśnie nad ulepszonym zaklęciem tarczy, które mogłoby odpychać Avadę?', albo 'Słyszał pan o tej nowej roślinie odkrytej przed dwoma tygodniami, która podobno wywołuje chwilowy paraliż po dotknięciu? Moja mama ją odkryła, mam taką w domu! Chce pan zobaczyć?'W obydwóch przypadkach udawała, że Cristina to Wroński i idealnie gestykulowała, a miny były ponad przeciętne. Zaśmiała się perliście po skończonym pokazie i odłożyła na razie na bok swoją różdżkę, za chwile pomartwi się Expelliarmusem. - Że co zrobiłaś?!Zapytała piskliwym głosem. - Jak śmiałaś mnie nie zaprosić na odbieranie odpowiedzi ty wstrętna paskudna prukwo ty! Uderzyła Kryśkę w udo, aż plasnęło. Widać, że była śmiertelnie obrażona, ale ani trochę nie przeszkadzało jej to w dalszym słuchaniu. Bo w jej głowie rodził się właśnie najgenialniejszy plan na świecie. Coś takiego mogła wymyślić tylko i wyłącznie Elizabeth Margaret Hall. Och, pławiła się w swoim geniuszu i ociekała chwałą. Widać to było w tej chwili na jej twarzy. - Masz hasło, tak? Uniosła wysoko jedną brew i na jej oblicze wystąpił uśmiech, którym nie pogardziłby Rumpelstiltskin, a chwilę później dokładnie tak samo zachichotała: [You must be registered and logged in to see this link.]- Mój plan wygląda tak: prosimy Jensena- jeżeli się od razu nie zgodzi to tutaj wkroczysz ty i być może kawałek podłogi w jego gabinecie- żeby uwarzył eliksir miłosny, bo chcemy trochę zamieszać w Hogwartowych związkach. Zakończyła jedno zdanie, wzięła głęboki oddech wyraźnie zastanawiając się jak swój geniusz ubrać w słowa. - Wlewamy go do wódki, którą podrzucamy Caseyowi do gabinetu do jego barku. Yay. Done! Trzeba tylko znaleźć jakąś ofiarę, której włos czy coś innego wrzucimy do tego eliksiru. Wódkę zdobywamy następująco: Panie sporze Wroński zdobyłam właśnie wybitny z zielarstwa u profesor Wood i z Cristiną chciałabym to oblać w babskim gronie. Jest szansa na buteleczkę?Rzecz jasna Lizzie nie miała pojęcia o drobnym związku pomiędzy Wrońskim a Jenną, ale tym bardziej by zadziałało. Klasnęła w dłonie. -Jak zmusić Caseya do wypicia naszego specyfiku, a nie np. oddania go komuś? Po raz kolejny zachichotała niczym Rumpel. -Zbroimy coś wielkiego. Wezwanie na dywanik, wkurzamy Caseya, oddelegowuje nas bo nic z takimi matkami nie może nam zrobić, otwiera swój barek a tam z brzegu czeka jedyny trunek jaki tam pozostał: nie ma siły zastanawiać się: ale jak to, tylko go bierze i pije. Yup. Nie musisz mi mówić, że jestem najcudowniejsza w świecie!Odtańczyła coś a la taniec radości i z powrotem usiadła na ławeczce, którą okupowały. Siedziała cała rozpromieniona i skąpana w swoim geniuszu. - MrrrrrMachnęła w jej stronę ręką niby kocią łapą na informację o umiejętnościach Kinghsleya. A jednak nazwisko zobowiązuje. - OOOOO NIE O FUUUUUUUUU To... paskudne. Udała, że wymiotuje. - A ja w tej klasie uczyłam się kiedyś zielarstwa! Ja w tej bibliotece jestem codziennie! Wy wstrętni zbezcześciliście świętą ziemię....Opadła bezradnie na ziemię nie wiedząc czy ma śmiać się czy płakać. - A co Jensen myśli o tym, że palisz?! Warknęła kiedy do jej płuc wdarł sie drażniący dym. Gdyby byłą pijana to byłoby jeje wszystko jedno, a może nawet sama podebrałaby Cristinie papierosa, ale na trzeźwo jej to przeszkadzało. Nie wiedziała tylko czy Reed o tym zapomniała czy robiła to złośliwie. /Ustalone z Caseyem, bo napisałam do niego odnośnie seksu z Lizzie, więc myk będzie taki, że przez przypadek wpadną do eliksiru jej własne włosy, ale uzna, że w sumie tak będzie zabawniej i przez to koniec końców się z O'Sullivanem prześpi. Skomplikowane ale ma sens w gruncie rzeczy! | |
| | | Cristina Reed Klasa VI
Liczba postów : 720 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Korytarz na VII piętrze Sob Wrz 01, 2012 9:46 pm | |
| Parsknęła śmiechem. I to podobno Krysia jest wiecznie napalona, sypia z kim popadnie i ma przyczepioną na wieki wieków plakietkę dziwki. A tu proszę jak jej nieświętej acz dziewczej przyjaciółce humor się popsuł, bo w niebyt odpłynęła wizja przespania się z Mahcinem Whońskim! Gdyby nie fakt, że Cristina coś Jensenowi obiecała i miała zamiar obietnicy dotrzymać - przynajmniej na razie - to sama byłaby bliżej tegoż, niż panna Hall. Jakby nie patrzeć, Marcin już ją zapraszał na małe tete-a-tete, a jego posucha tylko zwiększała szanse na zakończenie go w objęciach Marcina. Ale co było, minęło, obecnie nie w głowie pannie Reed były takie pomysły. Klasnęła dwa razy w dłonie, chcąc upewnić przyjaciółkę, że dokładnie taką przemowę miała na myśli. Coś pięknego! Istny popis gry aktorskiej (ach, dlaczego, dlaczego Reedówna nie mogła być tak perfekcyjna w tym, jak gupia Elizabeth?!), który przekonałby każdego, a już człowieka tak bardzo zapatrzonego w swoją ulubioną uczennicę, jak Marcina Wrońskiego, na pewno. - Au! - jęknęła oburzona, zginając nogę w kolanie i podtykając ją sobie praktycznie pod twarz. Aż się zapowietrzyła, że jej przyjaciółka śmiała zaatakować biedną, niewinną i jakże delikatną Cristinkę i rzuciła tejże złej przyjaciółce pełne urazy spojrzenie. - Nie mogę robić wszystkich zajebistych rzeczy razem z tobą! Wtedy twoja zajebistość przyćmiewa zajebistość czynów! - rzuciła, nadal obrażona, coby trochę Ellie posłodzić, ale zgodnie z prawdą. Bo niezależnie od tego, jak epicki plan by się nie wymyśliło, jeśli obok pojawiała się Hall, od razu stawał się odrobinkę mniej epicki w kontraście do epickiej epickości Gryfonicy. Szybko jednak przeszła jej złość na podstępnie atakującą ją dziewczynę, bo uśmiech, który pojawił się na jej twarzy natychmiast wywołał bliżniaczy na buźce Cristiny Reed. Ten w dodatku był okraszony iskierkami w oczach, jakby odbijał się w nich mały, ale za to bardzo złośliwy chochlik. Nie, nie potrafiła czytać swojemu prywatnemu Lwiątku w myślach (jeszcze). Po prostu wiedziała, że coś, co właśnie wytworzyło się w główce Lizzie, będzie warte podzielenia się z nią hasłem do gabinetu dyrektora. - Mogę wkroczyć nawet gdyby się zgodził od razu, nie musisz mnie długo namawiać... - wtrąciła błyskawicznie słodziutkim tonem, bo już miała to do siebie, że zawsze przerywała nawet najgenialniejszym myślom Elizabeth z rodu Hallów. - Właśnie! Miałam ci opowiedzieć o Statkach i o "Wróżbicie"! Podwójnie wstrząśnięta i namieszana! I Bondomobil! - wyrzuciła z siebie, podskakując na ławce. Wsadziła sobie papierosa do ust, coby się nim porządnie zaciągnąć i choć odrobinkę uspokoić, bo obecnie zdecydowanie była za bardzo podekscytowana. Co z tego, że mówiła rzeczy, które dla normalnego człowieka nie miały żadnego związku? Eee tam. Elle się przyzwyczaiła. - Casey mnie lubi - Przewróciła oczami z miną, która mówiła: nie, nie mam pojęcia dlaczego. On nie jest normalny. Jest bardziej nienormalny niż ty, ja, Jensen i zgraja pufków pigmejskich z demencją starczą razem wzięci. - Spokojnie namówiłabym go to tego, żeby się napił i przypilnowała, żeby na pewno łyknął naszego cudownego napoju. Tylko... Jesteś pewna, że to nie taki eliksir, który sprawiłby, że zakochałby się w pierwszej osobie, którą zobaczy na oczy? - Drgnęła, jakby odrobinkę zaniepokojona. - Bo ja bym mu odmówić nie potrafiła, a tego... no - zakończyła niemrawo, rzucając Ellie wymowne spojrzenie. W końcu biedna Krysia już przeszła wystarczająco wiele przez kłótnie z Jenseniątkiem, a jak wspomniałam na początku posta. Naprawdę miała zamiar być mu wierna, chociaż dziwność ich związku przekraczała nawet dziwność Elizabeth siedzącej nad bramą wejściową do Hogwartu i piejącej jak kogut. Oczka Reedówny znowu błysnęły. Trzeba zapamiętać, gdyby znowu się o coś założyły. - Jesteś genialna, siostro - stwierdziła z niezachwianą powagą i wystawiła rękę, żeby Elizabeth przybiła jej piątkę. - Ale nie powiedziałam ci jeszcze zajebistszej rzeczy. Otóż, kiedy moja droga mamusia nie patrzyła, poszperałam w jej starych rupieciach i znalazłam coś, co zmieni cały twój świat. Co uczyni nasze próby zniszczenia Hogwartu przerażająco nudnymi i łatwymi. Co zmniejszy naszą ilość szlabanów do zera, co obecnie jest mi jak najbardziej na rękę. Coś lepszego od Zaklęcia Kameleona. - Zrobiła sprytną minkę. - Zgadnij co? Może i obie kochały się w ryzyku, ale Cristina po pierwszym szoku i niechęci do Peleryny Niewidki stwierdziła, że to całkiem przydatny rupieć był. Nie sądziła, żeby prawdziwy, choć znając jej matkę wszystko było możliwe, a biorąc pod uwagę, że w zamkniętym pokoju rzeczy zalegały od kiedy Linnet trwale zadomowiła się w Górach Wicklow... Cóż, Krysia miała kolejną zagadkę do rozwiązania. Ale na razie miała zamiar cieszyć się wizją miny Jensena, kiedy nagle się pojawi w jego gabinecie. Tak, zgadliście, wcześniej obrażając się na ubrania. A kiedy Elle zrobiła tak przecudowną minę... Cristina zaczęła się rozpaczliwie, radośnie śmiać, chwytając ręką bez papierosa za brzuch i przez minutę czy dwie tkwiąc w tej pozie, cały czas wstrżasana wybuchami śmiechu. - Wie-wiedziałam - wydusiła z siebie wreszcie, ocierając łezkę z dolnej powieki. - Wiedziałam, że tak zareagujesz! - dokończyła z radosną dumą i wyprostowała się w ciągu sekundy. - Nie potrafiłabym ukryć przed tobą tej prawdy, Elizabeth Margaret Hall. Musisz pogodzić się z faktem, że za każdym razem, kiedy przekroczysz próg biblioteki możesz stąpać po miejscu, w którym wciśnięty moim ciężarem leżał Jensen Kinghsley. Może nawet z pamięcią o tobie pieprzyliśmy się w dziale z książkami o zielarstwie? - podpowiedziała z niewinnym uśmieszkiem i dmuchnęła Hallównie w twarz papierosowym dymem. - A co mnie to obchodzi? - spytała, wzruszając ramionami. Dobre sobie! Może i zgodziła się na pewne warunki, może i przyznała i przed nim, i przed samym sobą, że najwyraźniej działał na nią tak bardzo, że traciła swoją kryśkowatość, ale przecież nie będzie dostosowywać do niego całego swojego życia. Jak chciała palić, to palić będzie. W końcu bardzo lubiła zwierzaczki, a jej raczek domagał się karmienia.
| |
| | | Elizabeth Hall Klasa VI
Liczba postów : 209 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Korytarz na VII piętrze Nie Wrz 02, 2012 9:29 am | |
| Elizabeth była podekscytowana swoim geniuszem, ale nie przyćmił jej on całego umysłu jak to zwykle się działo podczas cudownego i mistrzowskiego knowania. Jej plany, ich plany, jakiekolwiek plany, które zakłądały uczestnictwo Elizabeth Hall musiały być dopracowane do perfekcji. A jak nie wychodziły? To zwyczajnie nie była to wina Lizzie. Zawsze jakis kozioł ofiarny się znajdzie. Jednakże skoro nie miała zamroczonego umysłu przez swoją genialność mogła przypomnieć sobie, że właściwie wyemigrowała z pokoju wspólnego tylko i wyłącznie po to, żeby poćwiczyć zaklęcie rozbrajające, bo przecież konkurs na picie skoku dyniowego na dodatek organizowany przez prefektów? Bitch please. Dobrowolnie czegoś takiego by nie opuściła. Szczególnie, że jak znała jednego z Gryffindorowych prefektów, to można było unieść wysoko jedną brew i powiedzieć: "taaa, sok dyniowy...". Wzięła do ręki swój patyczek z dzikiego bzu i machnęła nim wprowadzając lekkie korekty do ruchu nadgarstka. - Expelliarmus. Mruknęła celując w ścianę i ku jej zaskoczeniu cieniutki promyk wydobył się z jej różdżki i pognał... może metr. Westchnęła. Ale był już jakiś progres. - Przynajmniej już nie rzyga iskierkami. Powiedziała do Cristiny i spróbowała jeszcze raz i jeszcze, i tak cały czas co kilka minut wznawiała swoje marne próby. - Masz rację. Przepraszam. Moja zajebistośc może być czasami przytłaczająca i onieśmielająca, ale musisz się od kogoś uczyć moja Mała Wróżbitko!Z przekomicznym dziubkiem ucałowała Criss w policzek i... musze przywłaszczyć ten chichot Rumpla dla Lizzie. Tak do niej pasuje! Więc nie musze chyba powtarzać, że owy chichocik echem odbił się od wysokiego, łukowatego sufitu. -Statki? Wróżbita? To kiedy gdzieś płyniemy? Tylko uprzedź tak z miesiąc wcześniej, bo wolałabym mieć zapasy herbatki jaśminowej...Wymruczała jakby bełkot Reedówny wydawał jej się zupełnie bez sensu, chociaż wiedziałą, że musi on być podszyty wrodzonym geniuszem panienki Ly Reed. - Casey Cię lubi? Jeżeli o moją skromną opinię chodzi to po prostu go nakręciłaś tym listem i teraz zwyczajnie się przymila, żeby Cie zaliczyć. O'Sullivan jest typem psychopaty, rzecz jasna to wszystko jeżeli pytać mnie.Zatrzepotała rzęsami. - Och, Jen coś wymyśli. Przecież to nie jest tak, że istnieje jeden eliksir miłości. Ty nic nie czytasz? W końcu to jest to za czym gania cała cholerna ludzkość od wieków. Musieli tego wymyślić z miliony. A ktoś pokroju Kinghsleya musi znać przynajmniej z pięćdziesiąt. Nam pasowałby taki na 24... a idźmy za ciosem! 48h. Wyobraź sobię tą anarchię w Hogwarcie jak Casey zacząłby biegać i wyznwać miłość do Wood! Aż pisnęła z podniecenia i panicznie zamachała rękoma nie wiedząc jak wyrzucić z siebei nadmiar energii. Przybiła piątkę Cristinie. - No ba...Skomentowała swój geniusz, a kiedy Reed zaczęłą jej mówić coś o zmienianiu życia, zerowej ilości szlabanów jej oczy zrobiły się wielkie jak Galeony i zaświeciły nawet jak galeony. Ba. Jak cała sterta galeonów skąpana w słonecznym świetle. - Powiedz mi, że stara dobra Linnet trzymała na strychu dwa przebrania śmierciożerców...Spojrzała na Kryśkę z miną how dear you do this to me... a potem na kilka sekund miała na swojej facjacie zupełnego pokerface'a kiedy podnosiłą się z kolan, ozbijała rąkoma od podłogi i z powrotem siadała na ławeczce. Po chwili niczym robot obróciłą głowicę w kierunku ślizgonki i jeszcze przez chwile wytrwała w tej kaminnej pozie by po chwili zrobić tak: [You must be registered and logged in to see this image.]Kiedy jej już przeszło znów kilka razy pobawiła się różdżką i rozbrajaczem. - W ogóle to Shepard przebosko całuje...Wyrzuciła z siebie, bo w sumie oficjalnie nie powiedziała nic Kryśce, ale ta i tak zapewne wiedziała. - I widziałam jego klejnoty rodowe, bo wyobraź sobie, że ten kretyn chodzi do damskiego kibla i na dodatek nie potrafi zamknąć drzwi w kabinie. To straszne...Expelliarmus trening | |
| | | Cristina Reed Klasa VI
Liczba postów : 720 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Korytarz na VII piętrze Nie Wrz 02, 2012 12:03 pm | |
| Skoro Elle znowu zaczęła rozbrajać ścianę, Cristina też powróciła do swojego treningu. Nigdy nie wiadomo, kto spróbuje ci się do umysłu włamać, ot i co! Nie można ufać takim Lizkom ani Jensenom! I niech mówią, że Reedowa koksem jest, ona tylko dbała o to, żeby ludzie, którzy nagle wejdą do jej umysłu, pozostaną zdrowi psychicznie. - Moja kochana, niesłuchająca Elizabeth - zaczęła z wybitnie profesorską miną. - Nie mówiłam, że twoja zajebitość przewyższa MOJĄ. To jest główna kwestia, którą rozważają właśnie naukowcy z całego świata. Mówię o tym, że przyćmiewasz zajebistość nawet najbardziej zajebistych rzeczy, które ktokolwiek mógłby zrobić. Nie moją, my deary - zacmokała ze smutkiem i pokręciła głową, jakby rozpaczała nad tym, że panna Hall mogła być aż tak niedomyślna. A przecież to całkiem oczywiste, że nie mogła być zajebistsza od Reedówny. Bo była jej równa, proszę państwa. Tak, jak zielony jest równy czerwonemu. Tylko przy czerwonym się stoi, a przy zielonym idzie. - Możemy później popłynąć na Wyspy Jaśminowe, jestem pewna, że coś takiego jest - Zmarszczyła czoło, próbując uchwycić ulatującą jej uszami wiedzę, ale zaraz machnęła na to ręką. - Nie. Słuchaj. Pamiętasz, że jedną z ulubionych metod Tony'ego na wykorzystywanie swojego talentu, jest mówienie dwójce ludzi, że rzekomo do siebie pasują? Więc chciałabym zrobić coś takiego na większą skalę... Mam w dormitorium zapiski takich przykładowych par, znaczy statków, od relacji, łapiesz? Że też ich ze sobą nie wzięłam... No bo sobie pomyśl. Jakby rozpuścić po Hogwarcie plotę, że prawdziwszy, najprawdziwszy wróżbita widział romans Jensena i O'Sullivana? Albo, że Ułamek z Wili zakocha się we Wrońskim? Wydawałybyśmy taki biuletyn informacyjny, przesyłany do dosłownie każdego w Hogwarcie i przyjmowały zlecenia na sprawdzenie przyszłości jakichś tam par! - Zachichotała. - Taki popis dla wyobraźni, tyle wstrząśnięcia i namieszania, a najlepsze, że to spadłoby na któregoś z Shepardów, jestem tego pewna! Tym bardziej, gdyby utwierdziło się w tym przekonaniu kogoś, kogo uczciwość nigdy nie została poddana w wątpliwość... - Na tym miejscu widziała małą Linzi-Tinzi, która była tak głupiutka, że nikomu nawet nie przeszłoby przez myśl, że umie kłamać. A wystarczyła siła sugestii. Zobaczenie w sowiarni Tony'ego wysyłającego listy i kogoś w tym samym czasie mówiącego do niego per wróżbito. - Casey lubił mnie zanim wysłałam mu ten list. Serio. Nawet powie-powiee-powiedział, że jestem do niego podooooobna - zawyła, wstrząsana śmiechem, bo przecież nie było osoby bardziej różnej od Cristiny Reed co Casey O'Sullivan. - Ej, sekundeczka, moja panno! Sugerujesz, że chęć zaliczenia mnie jest objawem choroby psychicznej? - spytała z błyskiem w oczach. Co prawda, to prawda... Słysząc magicznie zdanie 'ty nic nie czytasz?' Cristina Reed posłała swojej przyjaciółce spojrzenie tak wyrażające jej pobłażliwość i jednocześnie rozczarowanie, że bardziej się nie dało. Oczywiście, że Cristina nie czytała. Chyba, że fantastykę i horrory. O, jeszcze czasami zdarzało jej się wziąć do ręki brukowca na poprawę humoru. Ale książki naukowe? A po co? Cristina w ten sposób wiedzy nie zdobywała i nie miała zamiaru zacząć. - Równie dobrze mogłabyś zadać to samo pytanie Tony'emu. A nie, przepraszam. On teraz czyta o zielarstwie - powiedziała słodziutkim tonem z wymowną miną. - Chwała kochanej Morganie, że ja zakochana nie jestem. Nie przetrzymałabym nagłej zmiany charakteru i zaaplikowana sobie ogromnej ilości wiedzy... bleeeh - Tym razem to ona udała odruch wymiotny, bo to, co robił Tony, było według niej nieskończenie głupie. Skoro Elle go pokochała (w co Cristina nadal nie wierzyła i uważała, że ten związek wykruszy się przy najbliższej możliwej okazji - brawa dla najcudowniejszej przyjaciółki na świecie), to pokochała go kretynem. A jeśli nie... Cóż, niespodziewana miłość do zielarstwa nie miała tego zmienić. Dla Criss to nie było zmienianie się na lepsze czy wybieranie durnych kompromisów. Dla Criss było to przeczenie temu, kim się jest. Czasami Shepard zachowywał się jak jeszcze większy idiota, niż normalnie. - Ha! gdyby miała przebrania śmierciożerców, to na pewno nie byłoby nudne. Zgaduj dalej. Podpowiem, że ubranie i że można dzięki niemu zniknąć. Jeśli teraz nie zgadniesz, to ogłaszam wszem i wobec, że poziomem inteligencji idealnie dobrałaś się z Tony'm - Nie ma to jak obrazić dwójkę swoich najlepszych przyjaciół w tym samym czasie, joł! Parsknęła śmiechem słysząc potwierdzenie swoich słów. - No. Nieźle - potwierdziła umiejętności Sheparda w całowaniu. - I to ciebie dziwi? Pewnie czuje się niedowartościowany i napada biedne, niewinne dziewczynki w kiblu, żeby potwierdziły jego rozmiary, a te robią to tylko po to, żeby wreszcie schował chuja do spodni. - Mistrzyni teorii spiskowych, no po prostu.
kontynuacja treningu | |
| | | Elizabeth Hall Klasa VI
Liczba postów : 209 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Korytarz na VII piętrze Nie Wrz 02, 2012 5:25 pm | |
| -Taaaaaaaak to sobie tłumaczZachichotała Elizabeth, która rzecz jasna jedynie droczyła się z przyjaciółką, bo sama nie potrafiła stwierdzić która z nich jest bardziej zajebista. Faktem jest, że nawet ktoś postronny miałby z tym problem. I kto stoi na czerwonym ten stoi, nie wielkomiejskie burżuje takie jak ja czy panna Wrońska. Dla mnie czerwone to wyzwanie, które z chęcią podejmuję, a co! Fakt faktem, że nie wszędzie, ale niektóre przejścia aż się o to proszą swoją absurdalnością. No nic. Koniec tego tematu. - Gdyby były wyspy Jaśminowe to bym już dawno pierniczyła Hogwart i na nich zamieszkała, a tak? Tak to dupa. Więc z przykrością muszę Cię poinformować, że takich nie ma, ale nic się nie bój. Kiedyś kupię sobie wyspę i zasadzę na niej w chuj dużo jaśminu.Oznajmiła w taki sposób jakby to ona była wróżbitką i dokładnie widziała taką wizję w głowie, a nikt nie mógł temu zaprzeczyć- jeżeli mu życie miłe. - Ale dlaczego to się nazywa statki? Brzmi idiotycznie. Poza tym już widzę te rubryki redagowane przeze mnie "Zauważono: Szkolna Wila obściskująca się z nauczycielem w cieniu Zakazanego Lasu" i pod tym zgrabnie zmontowane zdjęcie. Mogłybyśmy wstrząsnąć całą szkołą aż pod fundamenty. Na napletek Rogogona Węgierskiego! This is the best!Ucałowała Cristinę w policzek i przytuliła jakby się nie widziały co najmniej dwóch tygodni. Tylko, ze wtedy prawdopodobnie kopnęłaby ją w zadek i krzyknęła, że 'jak śmie ją zdradzać i co sobie wyobraża porzucając ją w ciąży z ich dzieckiem, którym jest Skandal?! 'albo coś równie patetycznego. - Wielkie umysły myślą tak samo. Zawsze wiedziałam że jest jakiś powód dlaczego wciąż się z tobą trzymam.Wyszczerzyła swe urocze ząbki i podskoczyła w miejscu redagując w głowie nowe artykuły. Zachichotała. - Serio Reed? Pomyśl. Przecież kto o zdrowych zmysłach by poszedł z Tobą do łóżka?! To jak zawarcie paktu z demonem na rozdrożu! Wyrok śmierci ot co. Zobacz jakie katusze przeżywa Baxter od Kinghsleya. Co więcej. Jak cierpi na tym mój kochany Gryffindor. Spojrzała na nią z istną niewinnością. - Więc tak. Choroba psychiczna jest tutaj czynnikiem decydującym. Wystawiła język. Rozejrzała się po korytarzu czy nikt ich genialnych pomysłów nie podsłuchuje. Było czysto. Dobrze, bo nie chciała mieć morderstwa na swych ślicznych rączkach. A gdyby ktoś to wszystko usłyszał, to nie byłoby innej rady: trzeba by go zabić. Słowa o Shepardzie puściła mimo uszu. Szczególnie uwagę 'dobrze, że sama nie jestem zakochana' bo tylko rozjuszyła by przyjaciółkę, a tutaj odzywała się jej prawdziwa Gryfońskość. Tak czy siak znała Cristinę i sam fakt, że weszła do 'łóżka' dwa razy z rzędu z tym samym facetem wcale nie oznaczał hołdu dla tego jaki był dobry. Kiedy Cristina wchodzi dwa razy do tej samej rzeki to wiedz, że coś się dzieje. Ale nie kontynuowała tych rozmyślań, szczególnie nie na głos. Życie jej było miłe, a nie miała pojęcia z jaką reakcją by się spotkała. - Ubranie i że można dzięki temu zniknąć? Masz na strychu sukienki ze zgniłego mięsa i chcesz w nich wejść do Zakazanego Lasu? Pisnęła, ale widać było, że już wie. - Czy ty chcesz mi powiedzieć, że przez te wszystkie lata kiedy wędrowałyśmy po nocach mogłyśmy się schować pod niewidką?! Szept konspiracyjny był tak konspiracyjny, że przerażał aż jej konspiracyjną do kwadratu konspiracyjności duszę. Już nawet nie ważne były rozmowy o chuju Tony'ego Sheparda. | |
| | | Cristina Reed Klasa VI
Liczba postów : 720 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Korytarz na VII piętrze Nie Wrz 02, 2012 6:03 pm | |
| Bo jesteście głupie wielkomiejskie burżuje i jak będę płakać na waszych pogrzebach to przysięgam, że się zaopatrzę w łopatę, żeby rozkopać wasze groby (feel like Winchester!) i nakopię w wasze martwe tyłki. - A Ułamek z Wili będzie robiła za twoją maskotkę? - upewniła się, unosząc brew w wyrazie dyskretnego rozbawienia. Tak, proszę państwa. Crisitnie czasami udawało się być dyskretną, normalnie trzeba to opić! Ale zamiast opijać, zgasiła niedopałek o kamienną ławkę i rzuciła go gdzieś na korytarz. W końcu nie mogła pozwolić, żeby woźny przytył z braku zajęć, nie? - Elizabeth Margaret Hall też brzmi idiotycznie, a jakoś istniejesz - odpowiedziała przesadnie zarozumiałym tonem, parafrazując jedno z ulubionych powiedzonek jej ojca, kiedy upierała się, że coś jest brzydkie, głupie, nielogiczne albo po prostu tego nie lubi. Przy ostatnim przykładzie w jasnych oczach Cristiny pojawił się złośliwy błysk, przywołała sztuczne łzy i pobiegła szukać matki, żeby z rozpaczą powiedzieć "tatuś mnie nie luuuubi". W nagrodę za śliczne przedstawienie (bo przecież nie dlatego, że Linnet Reed naprawdę nie załapała, jak ślicznie Cristina wkręciła swojego prywatnego ojca) dostała całe pudło lodów z popcornem, którym mogła rzucać przy oglądaniu jakiejś idiotycznej komedii romantycznej. Nadal zachowała w pamięci widok ślicznych, rozpuszczających się śmietankowych plam na ekranie telewizora. - Wiem - potwierdziła radośnie i odwzajemniła uścisk przyjaciółki, z trudem powstrzymując się od złamania jej wszystkich kości. Z chęcią i fascynacją wypisaną na twarzy siedziałaby przy łóżku Elizabeth Hall pod działaniem Szkiele Wzro i notowała wszystkie innowacyjne połączenia przekleństw. Majstersztyk! - Wydało się - westchnęła przejmująco, spuściła głowę i wygięła usta w podkówkę, jakby zaraz miała się rozpłakać. - Już wiesz, dlaczego zawsze mam taką szopę. To wszystko po to, żeby ukryć mój wielki umysł, który wręcz rozsadza mi czaszkę - dodała zrozpaczonym tonem i rzuciła Elle spojrzenie z serii: czyż to nie jest wybitnie smutne, niczym jednorożec niepatatający po tęczy? Mruknęła pod nosem ciche "hm" i wyprostowała się odruchowo. Podobało jej się porównanie z demonem z rozdroża. Miała przecież nawet Nieśmiałka i Kurwistracha, którzy mogliby robić za jej piekielne ogary. Zanim całkiem pogrążyła się w tej wizji, dotarło do niej coś innego. - Czas dla Kryśki - warknęła cicho, pokazując dobrze znany trenerski gest. I nie, nie był to środkowy palec. Ani nawet dwa środkowe palce na raz. - Jensen odgrywał się na Baxterze? Morgaaaaaaano, jak ja nienawidzę hipokryzji! Normalnie jak go spotkam to przysięgam, że nakopię w to jego seksowne dupsko, żeby raz na zawsze zapamiętał, że jak ma jakieś sprawy do załatwienia ze mną, to je ze mną załatwia, a nie karmi swoje wielkie ego odgrywaniem się na tych, którzy nawet nie mają jak mu odszczekać! - Gdyby Krysia była teraz smoczyskiem albo czymś w ten deseń, to zaręczam, że z jej nosa buchałaby właśnie para. Tak tylko z jej zaciśniętej w dłoni różdżki zaczęły strzelać złote iskry, oczy się zwęziły, a całe ciało wykonało ruch, jakby chciało się w tej chwili zerwać. Bo Reed naprawdę nienawidziła hipokryzji i to akurat nie były gadki pod publikę. Nienawidziła wszelkich jej przejawów i wszystkiego, co zahaczało o hipokryzję choćby ostatnią literą swojej nazwy. Do tego dochodził fakt, że lubiła praktycznie wszystkich, a jak kogoś lubiła bardziej, to nie lubiła, kiedy dręczył go ktoś inny, niż ona. Kiedy spostrzegła, że Hall sprawdza, czy czasem nikt ich nie podsłuchuje, mruknęła Muffliato. Gryfonka miała rację, ostrożność winny zachować. Jeszcze ktoś ukradnie ich pomysł i na siebie przypisze genialność dziewczyn? Bo jakoś w głowie jej się nie mieściło, że przypadkowy przechodzień mógłby po prostu chcieć im zaszkodzić. Też coś! - No mogłyśmy. Ale spójrz - nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło! Gdybyśmy miały Pelerynę od pierwszego roku, nie odkryłybyśmy przypadkiem tylu przejść, nie wyrobiłybyśmy sobie kondychy podczas zawodów w uciekaniu przed woźnym, nie musiałabyś się ukrywać w zbroi jak wtedy na czwartym roku, a wierz mi, twoje piski, że mam cię w końcu wyciągnąć, bo chyba odkrywasz w sobie klaustrofobię, były najpiękniejszą rzeczą, jaką słyszałam w całym moim życiu... - Westchnęła rozmarzona. Przy okazji przypomniało jej się o czymś innym i skierowała na siebie różdżkę, niewerbalnie rzucając zaklęcie tajemnicy. - Rrrrrrr - powiedziała bardzo wyraźnie, przy okazji szczerząc ząbki po czym wyprostowała się z miną wcielonej niewinności. - Na balu nie możesz nikomu tego powiedzieć, rozumiesz? - upewniła się, nie wiedząc, czy zaklęcie zadziała na konkretny czas. Cóż, jak będzie trzeba, to najwyżej podejdzie do wszystkich ludzi i powie, że już mogą mówić tę nieszczęsną literkę. Na razie miała jednak misję trudniejszą - złapać dosłownie wszystkich, od pierwszaka, po dyrektora i zakazać mówienia litery r. Myślicie, że Ellie jako najlepsza przyjaciółka Naczelnej Paskudy powinna zostać od tego uchroniona? Ha! A cóż to by wtedy była za przyjaźń? | |
| | | Elizabeth Hall Klasa VI
Liczba postów : 209 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Korytarz na VII piętrze Nie Wrz 02, 2012 7:50 pm | |
| Zapowietrzyła się, nadęła policzki i gdyby tylko potrafiła się zaburaczyć to pewnie to teraz by się stało, a tak to na policzki wystąpił tylko leniwy rumieniec czystego obruszenia. Elizabeth Margaret Hall brzmi idiotycznie?! Jak ona nienawidziła kiedy Cristina używała tego, skąd inąd genialnego, powiedzonka. Och miała teraz taką ochotę ukręcić przyjaciółce łeb i nabić go na pal niczym rasowy cesarz rzymski, ale nie. Nie mogła tego zrobić. Zamknęła oczy. -God, that was so lame... Mruknęła do Cristiny komentując jej zachowanie i w oczach miała jedynie współczucie dla przyjaciółki. Zaśmiała się z jej następnych słów. -Tak, tak. Pęcznieje od tej wiedzy, przed którą tak uciekasz. Puchnie od chłonięcia całej głupoty, którą wypuszczasz ze swoich ust każdego dnia. Jestem całkowicie pewna, że istnieje jakieś rozsądne prawo, które mówi o tym, że z każdym kolejnym facetem z którym śpisz z twojego mózgu znika kolejny zwój. Chyba musisz pozostać abstynentką od stosunków seksualnych. Nawet tych wyobrażonych! No co? To było takie zabawne: Cristina Ly Reed seksualna abstynentka. Och, takie, takie... nierealne, że aż musiała wybuchnąć śmiechem. Tym samym śmiechem, którym wybuchła po zobaczeniu wacka Sheparda... Zgubnym śmiechem. Powinni już pisać o tym legendy. -Och, Baxter próbował się mu odszczekać, ale zarobił tylko Nędzny czy tam Okropny w podzięce. Zresztą nie od dziś wiadomo, że Kinghsley to taki mały hipokryciuszek. I w ogóle to hej! Do seksu potrzeba dwóch osób. Ben jest tak samo winny jak i ty. W jej brzuchu zaburczało bardzo głośno. Kazała mu się chwilowo zamknąć. -Tu nie ma nic do śmiechu. Jestem całkowicie pewna, że wyczuwałam w tej zbroi ektoplazmę Irytka, no i do tego było w niej tak paskudnie ciemno, że wydawało mi się iż widzę durnych ludzi. O dziwo każdy miał Twoją twarz! Obroniła się, chociaż wspomnienie tej przygody przyprawiło ją o ciarki, które nie raz, nie dwa, ale trzy razy przebiegły jej po plecach wprawiając ją w nieprzyjemne drgawki. Ziewnęła. -Nudzisz mnie Reed. Idę jeść. Powiedziała, wzięła podręcznik, ale kiedy obróciła się do przyjaciółki by się z nią pożegnać ta zdawała się próbować zaniechanych ćwiczeń logopedycznych z pamiętnika Marcina Wrońskiego. Uniosła prześmiewczo jedną brew. -To niedorzeczne. Czemu mam nie wymawiać 'r' na balu? Ten cały seks chyba zaburzył Ci dopływ krwi do mózgu. Zaśmiała się i podniosła. Niedorzeczne. Aha. Zobaczymy na piątkowym balu. Tymczasem podciągnęła wyżej spodnie. -Uważaj, bo na tym piętrze jeszcze Ci wejdzie w krew Gryfońskość! Po drodze na dół wpadnę do Jensena i pogadam z nim o eliksirze dla O'Sullivana. Wieczorem możesz go upewnić, że ten zabieg jest konieczny Oznajmiła i mrugnęła przyjaciółce, a następnie ruszyła korytarzem w kierunku wielkich schodów. Różdżkę na powrót włożyła do kieszeni sweterka. Pieprzyć zaklęcie rozbrajające.
Koniec treningu.
zt
| |
| | | Cristina Reed Klasa VI
Liczba postów : 720 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Korytarz na VII piętrze Nie Wrz 02, 2012 8:11 pm | |
| Seksualna abstynencja? Hmm... To było interesujące. I nieskończenie głupie, bo Criss nie widziała sensu w odmawianiu sobie czegoś tak przyjemnego. Co nie zmieniało faktu, że chciałaby zobaczyć minę Jensena, kiedy z całkowitą powagą powie mu, że podjęła najważniejszą decyzję w swoim życiu i zachowa swoją zbrukaną czystość do ślubu. Złapała Elle za policzki i ucałowała ją w czoło, pełnym natchnienia głosem mówiąc: mój ty rudy geniuszu! Inna sprawa, że znając pannę Reed skończyłoby się na tym, że byłaby jak ta dziwka, Marynarska Żona, która na jedną noc poślubiała każdego swojego klienta. - Przecież tu nie chodziło o Baxa. Gdybym przespała się z twoim Shepardem czy kimkolwiek innym, Jensen zachowywałby się tak samo. - Prychnęła z pogardą. Że niby to pierwszy raz ktoś się pieprzył w łóżku Jensena podczas imprezy? Oczywiście, że nie. Gdyby to był ktokolwiek inny, pewnie jeszcze by im przyklasnął. To Cristina zraniła jego dumę, zachowała się całkiem kretyńsko - do czego już przyznać się potrafiła - i to na niej chciał odbić sobie Jensen. Baxterowi dostało się rykoszetem. - Bo ja jestem herbem durnych ludzi, nie wiedziałaś? - Uniosła brew w wyrazie niedowierzania. - A twoje imię sławią w pieśniach, więc spokojnie można powiedzieć, że nigdy się od siebie nie uwolnimy - dodała odrobinkę rozbawiona. - No tak, zapomniałam, że niektórzy ludzie muszą jeść - przyznała beztrosko, bo przecież nie od dziś było wiadomo, że panna Reed jada co drugi jak nie trzeci dzień. Słodycze się nie liczyły. Uśmiechnęła się tajemniczo, kiedy Elizabeth z takim lekceważeniem odniosła się do jej rozkazu. - W takim razie gdybyś wieczorem przypadkiem przechodziła obok jego gabinetu, nie przejmuj się hałasami! - krzyknęła wesoło za oddalającą się Hall, a sama, zamiast ruszyć w dół, skierowała swoje kroki do Pokoju Wspólnego Gryfonów. Punkt pierwszy Wielkiego Planu Logopedy - Lwiątka!
zt, koniec treningu | |
| | | Benedict Lamiz Prefekt
Liczba postów : 166 Join date : 25/07/2012
| Temat: Re: Korytarz na VII piętrze Wto Wrz 11, 2012 9:19 pm | |
| Korytarze w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart były dziwacznym miejscem. Kiedy odbywały się lekcje, niemożliwym było wyprzedzenie większości uczniów- taki ścisk panował. Mimo wielu korytarzy, zatrważającej ilości sal i ogromnych przestrzeni tak po prostu się jakoś działo. A teraz, gdy lekcje skończyły się jakieś dwie godziny temu, korytarze były niemalże opustoszałe. A nawet nie zbliżała się godzina aurorska! Zapewne każdy miał własne problemy, o wiele większe niż te Lamizowe. To właśnie on przemierzał spokojnym krokiem korytarz na siódmym piętrze, wracając z sowi arni. Z dwa razy musiał czyścić swoją bluzkę, ponieważ jakaś szkolna sowa mu ją zapaskudziła. Cholerne ptaki. Najchętniej w tej chwili to by je powystrzelał- pomimo wielkiej miłości do wszelkich zwierząt. Nowa, nowiuśka bluzka! Chamstwo i prostactwo, ot co! A co też puchoniastą główkę tak zajmowało? Ano zwykłe problemy dnia codziennego, czyli zaklęcia. Aktualnie próbował przypomnieć sobie, czy nie zna zaklęcia, które używane jest w MM, aby przesyłać sobie wiadomości. W sumie z samym zaklęciem nie było problemu- gorzej z zapieczętowaniem wiadomości tak, aby tylko adresat mógł ją odczytać. Może prościej wysyłać patronusa z listem w pyszczku? Pytanie tylko, czy foka prześlizgnęłaby się przez mur strzegący Pokój Wspólny Ślizgonów wraz z przesyłką… Rozmyślania tak zaprzątnęły mu głowę, że nie patrzył gdzie idzie. Co chwila potykał się o stopę zbroi, albo zahaczał rękawem o jakiś mocno wystający obraz. Przyzwyczajanie- druga natura człowieka. Wystarczyło się zatrzymać na dwie sekundy i mechanicznym, już nawet bezmyślnym, ruchem uwolnić się od przeszkody, albo złapać równowagę, tupiąc przy tym niczym rasowy trol. Norma. | |
| | | Anastasie Mitchell Prefekt
Liczba postów : 49 Join date : 03/08/2012
| Temat: Re: Korytarz na VII piętrze Wto Wrz 11, 2012 9:54 pm | |
| Anastasie wcale nie przeszkadzało to, że nie musiała przeciskać się przez tłum spoconych nastolatków (wierzcie mi - Mitchell miała hipersuperwęch i potrafiła wyczuć pot nawet pod warstwą osiemnastu antyperspirantów). Właśnie wracała z Pokoju Życzeń, który dla niej zmieniał się w prywatną pracownię eliksirów (wiedziała, że Kinghsley udostępniłby jej klasę, ale nie miała zamiaru go o nic prosić). Musiała odświeżyć swoje zapasy, które kończyły się w przerażającym tempie: normalne, kiedy przyjaźniło się z kimś takim, jak Lindsy Welsh. Mimo wszystko - a raczej właśnie dlatego, opary buchające z kociołka zawsze dobrze działały na jej samopoczucie - miała doskonały humor. Tak bardzo doskonały, że chętnie nawet zatrzymałaby się na pogawędkę z kimś. No dobra, z kimś, kto według jej mniemania nie był niewartym uwagi jaśnie pani Anastasie robakiem. Tym kimś okazał się być Lamiz. Dokładnie Lamiz wpadający na zbroję. Odruchowo wyciągnęła różdżkę, za pomocą zwykłej Leviosy utrzymując ją w stabilnej pozycji i podbiegła do chłopaka, tupiąc szpilkami. - Czym ci się tak naraziła, hm? Nie przepadasz za jej epoką? - Uniosła brew, taksując Benedicta wzrokiem. Dla kogoś to spojrzenie mogło mieć jakiś... podtekst, ale Ana najzwyczajniej w świecie chciała sprawdzić, czy nic mu nie dolega. A gdyby dolegało: trzeba było mu pomóc. Na mądrość Roweny, to chyba naprawdę był zaskakująco doskonały dzień! Anastasie Bailey Mitchell z własnej woli pomagająca komuś, kto nie był Linzi-Tinzi! Świat się wali, a gumochłony stąpają po jego gruzach w rytm marszu pogrzebowego. Dobra, może i Benedict był dość wysoko w rankingu Anastasie (to znaczy: nie znam go, ale czasami pomaga Welshównie, dzięki czemu mogę się skupić na nauce bez świergoczącej mi nad uchem paskudki), ale to nie znaczyło, że często prowadziła z nim niezobowiązujące pogawędki. Właściwie... To była jedna z pierwszych, ale Krukonka naprawdę miała dobry humor. No i wcale nie była taką pustelnicą, za jaką większość ją uważało. Po prostu miała swój honor i nie zadawała się z kim popadnie. Większość uczniów zwyczajnie nie zasługiwała na kontakt z Mitchellówną. No, a przynajmniej w mniej mniemaniu. | |
| | | Benedict Lamiz Prefekt
Liczba postów : 166 Join date : 25/07/2012
| Temat: Re: Korytarz na VII piętrze Wto Wrz 11, 2012 10:28 pm | |
| Benny w dalszym ciągu był zapatrzony w jakiś martwy punkt przed sobą. Co chwila tylko marszczył brwi, tylko po to by po chwili powróciły na swoje właściwe miejsce, albo poruszał bezgłośnie wargami (czego nie kontrolował- bo jak mógłby zapanować nad czymś, o czym nie miał zielonego pojęcia?!). I w tejże chwili po raz enty wpadł na zbroję. Z tą różnicą, że tym razem blaszana puszka zamiast stać posłusznie w miejscu, postanowiła roztrzaskać się o podłogę. A zwykłe reparo mogło na nią nie poskutkować- Lamiz już próbował. Musiał najpierw ułożyć wszystkie kawałki, niczym puzzle, we właściwych miejscach, a dopiero potem wszystko zespolić. Jednak gwałtowne hamowanie nie było najlepszym pomysłem- reakcja górnej części ciała nie była tak szybka, jak być powinna i chłopak musiał się ratować machnięciem dwa razy łapskami, aby uzyskać równowagę. Skulił się nieco w sobie, oczekując brzęku spadającego metalu na kamienną posadzkę. Raz, dwa… trzy? Spojrzał niepewnie w stronę żelaznego człowieka. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że znajduje się pod kątem, który uniemożliwiał mu samodzielne utrzymanie się. I wtedy do jego uszu doszedł nieco rozbawiony (ale bardzo delikatnie). A ów głos znał doskonale. Widząc przed sobą Anastasie, na jego policzki wpłynął delikatny rumieniec. Co za wstyyyyyyd!- w jego głosie rozbrzmiał szyderczy głosik, bardzo podejrzanie podobny do kryśkowatego. Czyżby ta paskuda zaszczepiła mu w mózgu jakąś magiczną pluskwę, dzięki której będzie mogła go katować swoimi szyderstwami na odległość? - Barok nie jest za bardzo w moim stylu. Zbytnio się puszą.- Wskazał jednoznacznie na złote zdobienia pokrywające płytę żelastwa. Kompletna strata pieniędzy, jeśli chcecie znać moje osobiste zdanie. Jednak powróćmy do nieszczęsnego Lamiza, który próbował za wszelką cenę zlikwidować kompromitujące plamki czerwieni na policzkach. Jego wysiłki były daremne, ale zawsze warto spróbować, czyż nie? - Dzięki za pomoc. Czasami te blaszaki potrafią być upierdliwe.- Uśmiechnął się ze zmieszaniem i przejechał ręką po brązowej czuprynie. Przynajmniej sklecił w miarę składne zdanie i przy okazji nie pogrążył się jeszcze bardziej. Co nie byłoby takie dziwne- Benedict miał dziwną tendencję do dziwacznych wyskoków akurat wtedy, gdy Mitchellówna była w pobliżu. Zupełnie przez czysty przypadek! | |
| | | Anastasie Mitchell Prefekt
Liczba postów : 49 Join date : 03/08/2012
| Temat: Re: Korytarz na VII piętrze Wto Wrz 11, 2012 11:30 pm | |
| Ana właściwie nie wiedziała, czy śmiać się czy płakać. Zapewne, gdyby nie była... cóż, Aną, strzeliłaby popisowego facepalma. Zachowanie Benny'ego było albo rozczulające, albo po prostu głupie, więc ograniczyła się tylko do jeszcze większego uniesienia brwi, a kąciki jej ust zadrgały od tłumionego śmiechu. Anastasie Mitchell mogła wpisać ten dzień do niewielkiej kolekcji naprawdę dobrych dni. A Benedicta Lamiza do ludzi, których najwyraźniej przy każdej okazji nie obdarzało się pełnym pogardy spojrzeniem. Chociaż, Rowena jej świadkiem, że rumieniec malujący się na jego twarzy właśnie na to zasługiwał. Z trudem powstrzymała się od przewrócenia oczami i wymownego: Puchooooni. Tylko oni potrafili rumienić się w każdej sytuacji, tylko dlatego, że wpadli na zbroję (zresztą, tylko oni faktycznie wpadali na zbroje - Ana była święcie przekonana, że Tiara przydzielając do tego domu sprawdzała współczynnik ciapowatości). Zamiast zachować zimną krew, utrzymać maskę i udawać, że to wszystko było zaplanowane, albo zbroja sama się na nich rzuciła - to nic, że Mitchell wyśmiałaby tę teorię spiskową, liczył się sam fakt - rumienili się, odsłaniając wszystkie karty. Pocieszni, nie mogli ukryć. Może w tym przewróceniu oczami pod sporą ilością pobłażliwości tkwiła się odrobina rozczulenia. Może. Ale panna Krukonka miała dziś taki nastrój, który wykluczał nawet tylko połowiczne pokazywanie swojej pobłażliwości dla całego świata. No, a przynajmniej jego większej części. - Dużo bzdurnej otoczki, mało konkretów - skwitowała bez ceregieli, a druga brew powędrowała do pierwszej, jakby pytając: zaprzeczysz? - Albo, jakby to powiedziała Reed: pierdolenie o Mordredzie za publiczne pieniądze - zdecydowanie, przebywanie ze Ślizgonką źle wpływało na Anastasie, skoro tak publicznie przeklinała. Nie wiedzieć czemu nagle Cristina uznała Anę za swoją prywatną bibliotekę, jakby bywanie w tamtych okolicach przekraczało jej możliwości. Mitchell zdziwiła się, że w ogóle widziała ją żywą, od kiedy ostatnio ją tam zaprowadziła, w końcu z jej częstotliwością bywania w tym pomieszczeniu i zdolnością do wpadania w tarapaty, bardziej prawdopodobne, że zabłądziła, trafiła przypadkiem do Działu Ksiąg Zakazanych i stała się kolacją dla takiej naprawdę zakazanej. - Taak, czasami do tego stopnia wykazują niezdrowe tendencje do życia, że same podstawiają nogi biednym uczniom - starała się powiedzieć te słowa z pełną powagą, ale odrobina kpiny wkradła się do jej wypowiedzi. - Polecam się na przyszłość - dodała, tym razem z nutą ciepła. Błyskawicznie zaczęła przeszukiwać umysł w poszukiwaniu jakiegoś tematu do rozmowy. W końcu miała na nią ochotę, a takie przestępowanie z nogi na nogę (czego, nomen omen, nie robiła, stała porządnie, z jedną nogą wysuniętą odrobinę przed drugą, bo właśnie tak, proszę państwa, stało się w prostej spódnicy nieco przed kolana) i wpatrywanie się w siebie raz, że było krępujące, to bardzo, ale to bardzo nie było w stylu Any. Plotkami Mitchell niby się nie interesowała, ale koniec końców znała wszystkie i właśnie w tej szufladzie szukała szczególnie starannie. Większość uczniów nie lubiła rozmawiać o nauce, nawet jeśli było się dziećmi wybitnie uzdolnionych rodziców. Swój pierwszy prawdziwy hogwarcki szok Anastasie przeżyła, kiedy Elizabeth Hall, będąca wówczas na drugim roku, zbyła pytania pierwszorocznej Krukoneczki o opinię na temat testowanego właśnie zaklęcia tarczy, które rzekomo potrafiłoby odeprzeć Avadę. Ostatnio był... bal. A na balu Lamiza nie było. Bingo! Linsy wspominała, że bardzo się zdziwiła, kiedy zobaczyła Benny'ego bez skorupy, skoro podobno był teraz bezkręgowcem jak ślimak, a doświadczona w obcowaniu Mitchellówna uznała, że Puchon musiał paść ofiarą jakiegoś zaklęcia usuwającego kości. Albo coś w ten deseń. Idealny punkt podparcia dla teoretycznie niezobowiązującej rozmowy. - Wszystkie kości na swoim miejscu? - spytała, uśmiechając się lekko, jakby na próbę. - Słyszałam... Sam wiesz. Lindsay. - Przewróciła oczami, chociaż przed nikim innym nie pozwoliłaby na tak lekceważące potraktowanie własnej, ukochanej przyjaciółki. Ale nikt tak jak Lamiz nie rozumiał jej niektórych bólów związanych z Welshówną. O słodka naiwności! Gdyby tylko Ana wiedziała, że większość z nich jest związana z tym, co Lamiz nagadał Lyśce... | |
| | | Benedict Lamiz Prefekt
Liczba postów : 166 Join date : 25/07/2012
| Temat: Re: Korytarz na VII piętrze Sro Wrz 12, 2012 9:40 pm | |
| Benny nawet nie śmiał powiedzieć słowa sprzeciwu. Kulturalny mężczyzna o nienagannych manierach nie zaprzeczy wprost kobiecie, chyba, że skutkiem jej twierdzenia miałoby być kalectwo lub też śmierć. I nie ma w tym nic śmiesznego, zwłaszcza, gdy taka przedstawicielka Wenusjańskiej rasy pyta, czy coś ją pogrubia. „It’s a trap! Run for your life!” w męskiej głowie rozbrzmiewają te dwa zdania, powodując ataki paniki. Często mieszają się w szkodliwą kombinację: „It’s your life! Run for a trap!”. Kobiety nawet nie wiedzą, jak jednym pytaniem potrafią sprawić, że samce czują się niczym antyterroryści rozbrajający bombę. Wtedy trzeba zaprzeczyć w takich słowach, że samica stwierdzi, że odpowiedział prawidłowo. Słowo ziemniak jest bardzo dobrym wyjściem awaryjnym. Wzruszył ramionami, zupełnie jakby chciał tym przekazać swą bezradność dotyczącą obrzydliwie udekorowanych barokowych zbroi. Kto wie, może ta jest zaczarowana i w najbliższej przyszłości będzie chciała się zemścić? A Zemsta Krwiożerczego Blaszaka jest ostatnią rzeczą, jakiej by pożądał. Zwłaszcza, że miał plany dotyczące VII piętra. I wtedy, gdy nieco zbliżył się do Any, Benedict wyczuł coś bardzo znajomego. Nie był to zapach jaśminu (ten od razu by poznał). Niemniej jednak był dość charakterystyczny. I często go wyczuwał. Na jego czole pojawiła się jedna mała zmarszczka, zdradzająca głęboki stan zamyślenia Toma. Jak możemy się spodziewać doznał olśnienia (inaczej po co miałabym to pisać?!) - Nic nie wiesz Anastasie Mitchell…- Odpowiedział z największą powagą, na jaką było go stać w tym momencie. Najwyraźniej podopieczna Roweny nie miała zielonego pojęcia, jakie dziwaczne rzeczy potrafią zdarzyć się w magicznym zamku! Złośiliwe zbroje, pozbawione poliestrów i innych istnień je wspomagających, potrafią nagle zacząć tańczyć lub przechadzać się po korytarzach pijackim krokiem, były najmniejszym zmartwieniem. Kto wie co się czai za pełnym tajemnic murem budynku? Zapewne te ściany widziały nie jedną tragedię i do dziś odgrywają je na nowo, aby zniechęcić młodsze roczniki do samotnych, nocnych wycieczek. - Czy ty też czujesz zapach stokrotek?- Zapytał zdziwiony anomalią, jaką był zapach kwiatów w listopadzie i to w dodatku w zamku. Pech chciał, że w tym samym czasie, Krukonka także zadała pytanie. Oczywiście spowodowało to ponowne zmieszanie Lamiza. Może dlatego, że dobór jego słów pozostawiał wiele do życzenia. Najwyraźniej nie było mu dane zachowywanie się obok Any. Chciał się zrehabilitować w postaci satysfakcjonującej odpowiedzi. Jednak na samym początku nie zrozumiał o co chodzi- Linzy mogła mówić mnóstwo i jeszcze więcej rzeczy, przez co nie wiedział czego pytanie blondynki dotyczy. Dopiero po paru sekundach zorientował się o co dokładnie dziewczynie chodzi. - Tak, wszystko w porządku. Wbrew pozorom pani Lawrence zna się na swojej robocie- obyło się bez tygodnia u Mungo. Szkoda tylko, że ominęła mnie zabawa…- Uśmiechnął się wesoło, całkowicie zaprzeczając swoim słowom. Jego nastrój wzrósł o jakieś pięć tysięcy punktów. Mitchell się o niego martwiła! Może nie powinien zbytnio się ekscytować, w końcu to pytanie mogło zostać zadane tylko z grzeczności, albo też dla podtrzymania konwersacji. W sumei to i te wyjaśnienia także by go uszczęśliwiły. Skoro Anastasie mu się podobała to musiał ją chociaż trochę znać, czyż nie? Doskonale sobie zdawał sprawę z jej aspołeczności. Niebieska zapewne użyłaby o wiele bardziej wyrafinowanych słów, które w jej mniemaniu lepiej oddawałyby charakter jej skromnej osóbki. Ale powiedzmy sobie szczerze- Benny był prostym chłopakiem, który nie przepadał za komplikowaniem sobie życia. Używał mądrych słów i wyjaśnień tylko wtedy, gdy chciał przed kimś zabłysnąć, albo pokazać swoją wyższość. Niezbyt często to się zdarza, w końcu jest Puchonem. Nawet szanowna narratorka i powinna o tym pamiętać. - A ty byłaś?- Zapytał, starając się (dość nieumiejętnie) ukryć ciekawość w swoim głosie. Benedict nie był plotkarzem, co to to nie! Ale lubił wiedzieć co jak gdzie i kiedy. Ot takie skrzywienie, które pozostało mu po spędzeniu zaledwie tygodnia u przyszywanej Ciotki, Której Imię Trzeba Wymawiać. Zapewne nie zgadniecie o kim mowa... Lądująca mu na ramieniu sowa (biedaczka musiała nieźle się napracować, aby dostać się do środka zamku) przypomniała Lamizowi dlaczego tak się spieszył do dormitorium. Odwiązał od jej nóżki list i przepędził ruchem ręki, zanim ta zdążyła mu zanieczyścić ubranie. Schował kawałek pergaminu do kieszeni. -Wybacz Ana, niestety muszę parę rzeczy pozałatwiać. Na wczoraj. Niestety nie mam zmieniacza czasu, więc będę musiał sobie jakoś poradzić. Najprawdopodobniej niedługo będziemy mieli okazję do rozmowy. Do zobaczenia.- Mrugnął do dziewczyny i czym prędzej pobiegł w stronę schodów prowadzących na niższe poziomy. Może nawet skorzysta z zaklęcia, aby szybko dostać się na dół?
[zt]
Ostatnio zmieniony przez Benedict Lamiz dnia Nie Wrz 16, 2012 12:32 am, w całości zmieniany 1 raz | |
| | | Anastasie Mitchell Prefekt
Liczba postów : 49 Join date : 03/08/2012
| Temat: Re: Korytarz na VII piętrze Sro Wrz 12, 2012 10:53 pm | |
| Kulturalny czy nie, lepiej, żeby żaden mężczyzna nie śmiał poddać w wątpliwość czegoś, co twierdziła Anastasie Mitchell. Jeśli istniał na tym świecie ktoś tak pewny tego, co mówi - i nieomylności tych słów - co Ana, chętnie by tego kogoś poznała. Zapewne tylko po to, żeby wykpić tę jego rzekomą stanowczość. Najzwyczajniej w świecie dziewczyna nienawidziła mówić czegoś, co prawdą nie było, więc zanim coś powiedziała - pomyślała jakieś milion razy. Lwiątka powinny zapisywać się do niej na kurs. Anastasie z przyjemnością wytłumaczyłaby Lamizowi, że aby zaczarować zbroję by robiła coś więcej, niż śpiewanie piosenek (poziom ich sprośności zależał od zboczenia rzucającego zaklęcie), trzeba było być naprawdę potężnym czarodziejem, więc wątpliwe było, by jakakolwiek zbroja w Hogwarcie przejawiała krwiożercze skłonności. Och, może oprócz tych, które znajdowały się w najniższych, opuszczonych poziomach zamku. Z jakiegoś powodu Ana nie zapuszczała się niżej, niż do klasy eliksirów. Przypadkowe trafienie na dawną komnatę tortur wywołałoby w niej tylko obrzydzenie, ale kto wie, jakimi klątwami mógł być obdarzony każdy, nawet przypadkowy przedmiot, który się tam znajdował. Zapewne zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy, Benedict Thomas Lamiz właśnie wbiegł prosto w pułapkę. Anastasie zaśmiała się chłodno. - Słucham? - spytała przesłodzonym tonem, zaplatając ręce pod biustem. Zupełnie przypadkowo nadal w jednej z nich trzymała różdżkę, którą teraz postukiwała o łokieć. - Może uważasz mnie tylko za napuszoną Krukonkę, ale możesz być pewien, że wiem coś więcej, niż jakie dziesięć właściwości ma mordownik, albo które postanowienia dwunastej Rady Czarodziejów obowiązują do dziś... - Zbliżyła się niebezpiecznie blisko Lamiza. - ...więc następnym razem, kiedy wygłosisz taką opinię, zastanów się dwa razy - dokończyła, uśmiechając się lekko, jakby ton jej głosu przed dosłownie paroma sekundami wcale nie sugerował, że ma zamiar rzucić na niego jakąś naprawdę paskudną klątwę. Jeśli tak wyglądała Ana w jej dobrym humorze, to zaprawdę, trzeba było mieć go dużo częściej. Jeszcze nie zdarzyło się, żeby ktoś, kto obraził poziom inteligencji - nie tylko wiedzy, bo jak sądziła, do tej życiowej odnosiły się słowa Benny'ego - wyszedł bez szwanku. No, a przynajmniej bez obrzucenia słownym błotem przez panienkę Mitchell. - Stokrotek? - Uniosła brew, przyglądając się Puchonowi z nutą powątpiewania. Nie miała pojęcia, dlaczego według chłopaka w powietrzu miał wisieć właśnie ten zapach. Dyskretnie poruszyła noskiem, ale nie: nie wyczuła całkowicie zwyczajnego zapachu polnych kwiatów. Miała nadzieję, że Benedict zaraz wytłumaczy, że jednak się pomylił, bo w innym wypadku czeka go spotkanie z Aną-terierem. Jak chciała coś wiedzieć, to się tego dowie, choćby miała grzebać do usranej śmierci. Dlaczego Lamiz tak przeraźliwie się cieszył? To wada genetyczna wszystkich Puchonów? Kiwnęła głową, nie komentując jego słów, bo prawdę powiedziawszy nawet nie miała jak ich skomentować. Zgadzała się, że pielęgniarka była całkiem nieźle wykwalifikowana, chociaż Anastasie zbyt często nie pojawiała się w skrzydle, w przypadku przeziębień czy drobnych obrażeń ufając własnym eliksirom. Mimo wszystko wychodziła z założenia, że ktokolwiek zatrudniony na swoje stanowisko przed urzędowaniem O'Sullivana jako dyrektora, nie był kompletnym kretynem. - Oczywiście, że byłam - skwitowała takim tonem, jakby sugerowanie, że Anastasie Mitchell mogła się nie pojawić na takim wydarzeniu, było więcej, niż nieporozumieniem. Co prawda Averille kompletnie ją przyćmiła (swoją drogą fatalnie, że kiedy jej ślizgońska koleżanka przebrała się za Czarnego Łabędzia, ona nałożyła strój Białego! dostrzegła lekko złośliwy prztyczek losu, ale nadal - wyglądało to tak, jakby splagiatowała strój Francuzki, coś okropnego). - Nie doczekałam do końca, znudziło mnie wysłuchiwanie narzekań większości ludzi na to, że nie mówią litery r. Żadnemu z nich nie przyszło do głowy po prostu dobrze się bawić, albo wyszukiwać synonimów, które nie zawierałyby w sobie tej litery. - Przewróciła oczami, wyraźnie pokazując swój stosunek do głupoty innych. Cóż, ona nie miała najmniejszego problemu z mówieniem tak, by w jej zdaniach unikać spółgłoski, której wymówić tego wieczoru nie mogła. Kiwnęła głową, kiedy Benedict wytłumaczył się ważnymi sprawami i usiadła na kamiennej ławce, obserwując odchodzącego szybko Puchona. Uśmiechnęła się półgębkiem widząc, że tym razem nie zahaczył o żadną zbroję. Nie śpieszyło jej się do dormitorium, wiec postanowiła potrenować Expelliarmus na lekcję z Wrońskim.
trening Expelliarmus | |
| | | Anastasie Mitchell Prefekt
Liczba postów : 49 Join date : 03/08/2012
| Temat: Re: Korytarz na VII piętrze Nie Wrz 16, 2012 5:47 pm | |
| Anastasie dalej sobie trenowała, mechanicznie powtarzając formułę zaklęcia i ruchy różdżką, jednocześnie obliczając, do ilu eliksirów pozostało jej ingrediencji i ile będzie musiała uzupełnić, kiedy wróci do domu na święta. Nie pierwszy raz pomyślała, że dla mugolaka mieszkającego poza Londynem, życie było tragiczne. Jakakolwiek forma podróży do stolicy, a co za tym idzie na Pokątną, praktycznie wykraczała poza jego możliwości. Kominku podłączonego do sieci Fiuu nie mieli, stworzenie świstoklika to była wyższa szkoła (nawet Anie nie wychodził, co wprawiało ją w niemożliwą frustrację), nie mówiąc o tym, że wezwanie tego idiotycznego Błędnego Rycerza też wiązało się z użyciem różdżki. W osiemdziesiątym drugim roku do jednego ucznia wysłano list z Ministerstwa, bo w dzielnicy mugoli, wezwał magiczny pojazd, chociaż ten miał osobną klauzulę. Kretyństwo, ale akurat do tego Ana była przyzwyczajona. Na szczęście Mitchell mieszkała w Londynie i dla niej dostanie się do Dziurawego Kotła było tylko kwestią niezbyt długiej podróży metrem. Zorientowała się, że zaklęcie jej już całkiem nieźle wychodzi, kiedy promień Expelliarmusa wyklarował się na konkretny, szaroniebieski odcień. Mruknęła z aprobatą, zaraz powracając do segregowania ingrediencji w myślach i nadal kontynuowała trening. Aż w końcu sobie poszła warzyć eliksir świąteczny dla swojej psiapsióły.
zette | |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Korytarz na VII piętrze | |
| |
| | | | Korytarz na VII piętrze | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |