Krysi zostały już tylko lochy i pierwsze piętro, kiedy poczuła, że ma dość mówienia litery 'r' na naprawdę długi czas. Naprawdę czuła się mentalnie związana z Marcinem Wrońskim, KTÓRY NAWET JAK STRACIŁ CZĘŚĆ SWOICH WYJEBANYCH W KOSMOS UMIEJĘTNOŚCI NADAL BYŁ NAJWIĘKSZYM KOKSEM EVER! No, ale przed nią już niewiele pracy. W Skrzydle Szpitalnym było tylko dwóch pierwszorocznych Ślizgonów, na tyle głupich, że próbowali rozkwasić sobie nosy w miejscu publicznym i piguła. Mimo to nie poskąpiła także im, w końcu jak wszyscy - to wszyscy. Gdyby przypadkiem kogoś ominęła, jutro miała zamiar przejść się po salach lekcyjnych i ogłaszać to samo w czasie lekcji.
A skoro już o lekcjach mowa... Kompletnie jej się zapomniało o Historii. Niby suma nie zdobyła, niby zajęć nie znosiła, ale w końcu specjalnie kupiła podręcznik, żeby trochę podręczyć - jak sama nazwa wskazuje - O'Sullivana. Na wszelki wypadek przed wejściem odświeżyła na sobie Zaklęcie Tajemnicy, w końcu nie chciała, żeby Casey'a ominęła ta radość z konieczności chodzenia do logopedy.
- O. Pusto tu. Normalnie tak się boją pana dyrektora, że nikt nawet nie ośmielił się przyjść na lekcję. Ja tam w sumie ich rozumiem - przyznała, kiwając głową z bardzo poważną miną. - Ale ja nie o tym. Chciałam tylko powiedzieć panu: rrr i poinformować pana dyrektora, że na piątkowym balu z okazji Nocy Duchów nawet pan nie może tego mówić. - Zasalutowała, zrobiła przesadne spocznij i się odmeldowała, to znaczy wyszła z klasy, bo im więcej postów o niczym mam pisać, tym bardziej wena zostaje ze mnie wysysana bardzo dziwnym sposobem.
zt.
/w razie wątpliwości tłumaczę: wasze postaci w czasie trwania balu nie mają prawa wypowiedzieć literki 'r', co daje efekt identyczny jak Marcinowa wada wymowy. enjoy!