|
| Biblioteka | |
|
+5Jeffrey Hardy Cristina Reed Tony Shepard Clay Kahaya Mistrz Gry 9 posters | |
Autor | Wiadomość |
---|
Mistrz Gry Admin
Liczba postów : 240 Join date : 13/07/2012
| Temat: Biblioteka Sro Lip 18, 2012 10:59 pm | |
| Biblioteka znajduje się na piątym piętrze i jest czynna do godziny ósmej wieczorem. Znajdują się w niej dziesiątki tysięcy książek, zazdrośnie strzeżonych przez bibliotekarkę. Biblioteka jest podzielona na działy tematyczne. Jest tu także niewielka czytelnia. Przy dużym, marmurowym kominku stoi pięć stołów z krzesłami, a przy samym kominku ustawiono dwa wygodne fotele i trzyosobową kanapę. Na samym końcu biblioteki znajduje się dział Ksiąg Zakazanych. Nie można do niego wejść bez pozwolenia nauczyciela. Pilnie strzeżony przez bibliotekarkę. | |
| | | Clay Kahaya Klasa V
Liczba postów : 71 Join date : 28/07/2012
| Temat: Re: Biblioteka Pon Sie 06, 2012 8:37 am | |
| Do biblioteki weszła różowowłosa Ślizgonka uzbrojona w podręcznik do transmutacji, kawałek pergaminu i przybory do pisania. Przepełniona ambitnymi planami do nauki usiadła przy jednym ze stołów, żeby odetchnąć. Cały dzień na nogach, a teraz spędzi parę godzin na pisaniu pracy domowej z transmutacji. Otworzyła książkę i zaczęła kartkować, by dojść to interesujących ją tematów. Po paru minutach wodzenia wzrokiem po czarnych literkach, znalazła ten temat. Zatytułowała swoją pracę i podpisała. Położyła łokieć na stole i oparła głowę o rękę. Druga zaś trzymając pióro, śmigała po pergaminie zapisując informacje. Po zapełnieniu papieru kilkoma linijkami, pozwoliła pergaminowi się zwinąć, a sama ogarnęła wzrokiem bibliotekę. Poznała grzbiet książki na oddalonym od jej miejsca regale. Była to powieść, którą miała u siebie w domu. Lubiła czytać ją sobie jeszcze raz i jeszcze raz, albo ulubione momenty na wyrywki... Wstałaby i poszła po nią, żeby odreagować stres na pochłanianiu się w lekturze. W sumie po co wstawać? Clay wyjęła różdżkę i skierowała w stronę książki. -Accio książka- spróbowała skupiając się dokładnie na tym dziele literackim i wskazując w nie swoim magicznym patyczkiem. Parę iskierek, które wydobyły się z końca różdżki, nie można uznać za znak udanego czaru. Odchrząknęła. –Accio książka- powtórzyła spokojnie, świdrując wzrokiem tytuł powieści zapisany złotymi literkami.- Accio! Accio! Accio książka!- powtórzyła dużo głośniej, na co bibliotekarka zaserwowała jej wzrok bazyliszka. Clay pokiwała głową na znak, że zrozumiała. Ma być ciszej, okej. –Accio książka- powiedziała przyciszonym głosem. Jak się można domyślić, grzbiet powieści nawet się nie wychylił z półki. Clay nawet wydało się, że obiekt jeszcze bardziej wcisnął się w głąb regału. Panna Kahaya wykrzywiła usta w grymasie i nadymała policzki. Nie była zbyt lotną uczennicą, ale jakież to irytujące uczucie kiedy coś się nie udaje. -Accio książka!- syknęła zaciskając palce na różdżce.
Początek treningu zaklęcia Accio | |
| | | Tony Shepard
Liczba postów : 254 Join date : 21/07/2012
| Temat: Re: Biblioteka Sro Sie 08, 2012 1:31 pm | |
| Tego jeszcze nie grali! Młody Shepard zabrał się za naukę! Skoro już pojął o co chodziło w zaklęciu przywołującym, teraz chciał doprowadzić swoje machanie różdżką do perfekcji, bo co się będzie szczypał, prawda? Wpadł do biblioteki, przywitał się nadzwyczaj radośnie z bibliotekarką i udał się w stronę działu książek o zaklęciach. Ściągnął z półki jakieś tomisko i podlazł z nim pod okno. Jak dobrze, że okazało się, że jakaś notatka o zaklęciu Accio w nim była, bo by biedne Shepardziątko musiało się wracać po jakąś inną lekturkę. Otworzył podręcznik i ciach! Zaraz zaszył się w lekturce. Nic nowego jednak się nie dowiedział, sama nuda. Poruszał śmiesznie swoim noskiem i zabrał się za trenowanie. - Accio, accio, accio. – powtórzył dla samej wprawy zupełnie nie myśląc o trenowaniu. Planował co dalej zamierzał studiować w bibliotece. Może rośliny? Tak, żeby pannie Wood spadły kapcie, kiedy przyjdzie na kolejną lekcję? Ooo tak! To był bardzo dobry pomysł, nie ma co! - Accio książka! – machnął sprawnie różdżką, a ta podleciała do jego rąk. Tony naprawdę uwielbiał czas, kiedy nauczył się danego zaklęcia na tyle, aby bez problemu się nim posługiwać. Teraz duma aż kipiała z niego. I niech mu teraz ktoś powie, że jest nieukiem, haha! A później zabierze się za zielarstwo! Ooo tak! Zemsta będzie słodka!
Trening Accio!
| |
| | | Clay Kahaya Klasa V
Liczba postów : 71 Join date : 28/07/2012
| Temat: Re: Biblioteka Sro Sie 08, 2012 4:26 pm | |
| O wszystkie niemieckie kury Klejkowem matki! Ileż można patrzeć na żałosne iskierki wylatujące z różdżki, nie robiące absolutnie nic pożytecznego. Clay zrobiła się cała czerwona, bo nie wychodziło jej drobne zaklęcie przywołujące. Obróciła parę razy różdżkę między palcami i westchnęła. Odgarnęła kilka złośliwych kosmyków, które aż się pchały do Klejkowych oczu i wycelowała różdżką w tę samą książkę, na którą się już wcześniej uwzięła. -Accio książka- mruknęła cicho, ale spokojnym głosem zdradzającym skupienie. –Accio książka. Właściwie przechodzący uczeń mógłby tylko zgadywać, którą książkę, panienka Kahaya próbuje przywołać, ponieważ powieść, na którą się różowowłosa uwzięła była tak samo nieruchoma jak inne. -Accio książkaaaaaa!- zawyła śpiewnie, przedrzeźniając operowy głos. Tym samym dowiodła, że śpiewanie zaklęć nie daje lepszych skutków niż ich tradycyjne wypowiadanie, oraz, że bibliotekarka albo nie lubi muzyki, albo nie lubi, kiedy uczennice wyją fałszując na cały głos w bibliotece. Tym razem Ślizgonka posłała bibliotekarce spojrzenie bazyliszka, mimo, że ofiara tego morderczego wzroku, nawet nie zwróciła uwagi, bo była pochłonięta w lekturze. Ostatecznie mina Clay nie wydawała się groźniejsza od żądlibąka. Na szczęście nikt jej tego nie powiedział, więc tylko trochę zniechęcona niepowodzeniem kontynuowała ćwiczenie zaklęcia. Owszem, szybciej byłoby wstać, podejść i wziąć książkę z regału, ale Ślizgonka się zawzięła i ustawiła sobie za główny cel żeby nauczyć się tego zakichanego zaklęcia. I świadkiem mi moi świętej pamięci dziadkowie Niemiec i Japończyk, że mi się uda!-pomyślała dziarsko zaciskając chude, kościste paluszki na różdżce. -Accio książka!
Trening zaklęcia Accio | |
| | | Tony Shepard
Liczba postów : 254 Join date : 21/07/2012
| Temat: Re: Biblioteka Czw Sie 09, 2012 10:25 am | |
| Nie ma co, Accio już miał opanowane w cudownym stopniu. Aż wydął swoje ustka wielce zadowolony, że wreszcie coś się zaczynało udawać w jego jakże nędznym życiu. Wstał od stolika przy którym siedział, aby odłożyć podręcznik traktujący o zaklęciach na półkę. Kiedy to zrobił, udał się w stronę zielarstwa. Tak, tak! Chciał po prostu powkurzać panną Wood, że jednak wcale nie jest taki głupi na jakiego się kreował. Ściągnął z półki pierwszą lepszą książkę i przysiadł sobie przy małych stolikach obok regałów. Już nie chciało powracać mu się na stare miejsce. Rozprostował się na krześle (chociaż było to nieco trudne, bo był przecież wielki niczym mugolski wieżowiec) i zabrał się za lekturę. Akurat otworzył mu się rozdział traktujący o mandragorach. Tony miał na twarzy minę, która wyrażała po prostu ‘bicz plis’ i zabrał się za lekturę. To się dopiero Ell zdziwi! On i rośliny! Zdumiewające! Ale i tak postanowił tego dokonać, nikt go nie pokona, powiadam wam nikt! Ale zresztą kto miał go pokonać…? Sam już nie wiem, chyba piszę same bzdury, aby deczko zapełnić tego posta. Wracając do naszego Shepardziątka! Czytało sobie grzecznie książkę o zielarstwie wcale się nie kryjąc. Niech wszyscy zobaczą, że jednak młody Shepard do książek zajrzał. Ha! Deal with it! Niedługo będzie mistrzem zielarstwa… Już za dziesięć dni! Ha ha ha!
Trening zielarza, lololol!
| |
| | | Tony Shepard
Liczba postów : 254 Join date : 21/07/2012
| Temat: Re: Biblioteka Pią Sie 10, 2012 11:09 am | |
| Tony chyba nie był przygotowany na to, że potrafił tyle wiedzy przyjąć w tak krótkim czasie. Siedział przed książką czytając o magicznych roślinach i nawet nie zauważył jak ten czas szybko leciał… Był już wieczór, ale jeszcze nie aż taki, aby kogokolwiek bibliotekarka zaczęła zmuszać o opuszczenie „przybytku”. Shepard naprawdę miał wielką frajdę, kiedy czytał o magicznych roślinach oraz ich sposobach pielęgnacji. Najbardziej jednak uwagi poświecił ich właściwościom. Odezwała się w nim żyłka do eliksirów… Może i jego ojciec bez bicia się przyznawał, że z eliksirami zawsze był na bakier, ale przecież nie „od tak” udało mu się stworzyć Eliksir Nadii… I gdyby to nie było nic wielkiego to by nie dostał Orderu Merlina Pierwszej Klasy… Chyba tylko z tego powodu nasz bohater nie mógł narzekać na swoich rodziców, a właściwie jedynego… Ale wróćmy jednak do naszego młodzika, który nadal czytał jak szalony. Wzrok podążał od jednej linijki do drugiej. Może nie zapamiętywał wszystkiego tak jak chciał, leciał nieco po łebkach, ale i tak Elizabeth powinna być z niego dumna, że jej chłopak (czy aby na pewno? przecież o chodzenie nie pytał, tylko wyznał jej miłość, to była różnica!) czytał na temat jej ukochanego przedmiotu. Owszem, nie umywał się do dziewczyny ani trochę… Może brakło mu trochę skupienia oraz pamięci… Ale co tam! Uczył się! Niczym prawdziwy Krukon! Heja! To był pierwszy krok do zmienienia siebie na lepsze.
Trening zielarza w dalszym ciągu!
| |
| | | Clay Kahaya Klasa V
Liczba postów : 71 Join date : 28/07/2012
| Temat: Re: Biblioteka Pią Sie 10, 2012 3:23 pm | |
| -Jeszcze troszkę...- Clay była już znurzona i co chwilkę zerkała w okno. Wygląda na to, że nie jest jej pisane dokończyć wypracowanie z Transmutacji. No trudno. Dziewczyna westchnęła cicho. Jak to możliwe, że jej ojciec był znanym czarodziejem, a matka... no też nie najgorszą, powiedzmy. Jedynym pocieszeniem dla tak żałosnej egzystencji, był według dziewczyny starszy brat Akihiko. Ciekawe, czy skończywszy Hogwart umie to zaklęcie? Bardzo prawdopodobne, że nie. Ale mniejsza z tym. Trzeba się skupić na obiekcie. Różdżka skierowana w stronę książki. Na razie to tylko książka, która wcale nie jest tak potrzebna, ale w przyszłości... ho ho! Może będzie uwięziona w klatce, a na ścianie będzie haczyk, a na nim metalowy kluczyk. Wszystko możliwe. Fakt, że ktoś kto zamyka czarodzieja w klatce, powinien wcześniej odebrać mu różdżkę, umknął różowej główce Klejki. -Accio książka!- czy to nie barbarzyństwo ile człowiek musi powtarzać zaklęcie, by zadziałało? Tym razem jednak książka drgnęła.- Och bardzo dziękuję!- mruknęła ironicznie przewracając oczami. Nawet nie patrzyła w stronę bibliotekarki. I tak wiedziała jaką minę robi. BAZYLISZEK. -Accio książka, nooooo!- zawołała, a w jej głosie dało się wyczuć mieszaninę flustracji i złości. Trzęsąca się książka nawet nie poczyniła "kroku" w stronę wymachującej różdżką Klejki? Drgała tak sobie w najlepsze, doprowadzając Ślizgonkę do złości.
Trening zaklęcia Accio | |
| | | Clay Kahaya Klasa V
Liczba postów : 71 Join date : 28/07/2012
| Temat: Re: Biblioteka Sob Sie 11, 2012 9:40 pm | |
| W tym samym miejscu co wcześniej, na stole w mniej więcej środku tego zacnego pomieszczenia zwanego Biblioteką siedziało różowowłose indywiduum. Istota ludzka, próbująca przywołać za pomocą magii, przedmiot, oddalony od niej o jakieś trzy kroki. Czerwone z irytacji Ślizgoniątko machało różdżką, próbując udowodnić samej sobie, że jest mistrzem zaklęć. Daremnie. "Accio! Accio! Accio!" obijało się od ściany Biblioteki, więc również doszło do również zacnej bibliotekarki, która musiała zamienić się z Bazyliszkiem na oczy, albo po prostu bardzo nie lubi panienki Clay, która wciąż rzucała nic nie dające zaklęcia. -Accio książka!- warknęła po raz kolejny do książki. O dziwo, ta zachowała się inaczej niż dotchczas. Elegancko spadła z półki, a nawet się potoczyła do Klejki. Ta uniosła brew i schyliła się po owe cudo. Żyłka na skroni zaczęła jej niebezpiecznie pulsować. To nie ta książka! Taki banalny błąd przy przeczytaniu tytułu mógł się zdarzyć tylko jej. Westchnęła ciężko i zeskoczyła ze stołu. Kiedy odłożyła owe dzieło literatury, przysiadła znów do stolika by skończyć wypracowanie. Odezwały się u niej jednak skłonności do skupienia złotej rybki, więc zaraz odłożyła pióro i wrzuciła wszystkie rzeczy do torby. Zapakowana, kroczyła między regałami do wyjścia z biblioteki. -Do widzenia!- rzuciła przesadnie wesołym tonem do bibliotekarki, której dziś wyjątkowo działała na nerwy. Ta odburknęła pożegnanie, nawet nie podnosząc wzroku znad swojej lektury. Przy wejściu Ślizgona zderzyła się z jakimś Puchonem z drugiego roku. -Patrz jak łazisz, piekielny karle!- warknęła podnosząc się i strzepując brud (który na pewno znajdował się na kamiennej podłodze) z szaty. Posłała dzieciakowi spojrzenie wściekłego Rogogona Węgierskiego i opuściła czeluścia biblioteki.
Koniec treningu i zt. | |
| | | Cristina Reed Klasa VI
Liczba postów : 720 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Biblioteka Czw Sie 16, 2012 12:19 am | |
| Lekcja zaklęć - a raczej użycie przez Benny'ego paskudnej łaciny - przypomniało Cristinie, że nie skończyła pracy nad zaklęciem MI. Po dość długiej (trwającej pięć sekund) analizie, Reed stwierdziła, że najwyraźniej błąd faktycznie był w inkantacji. W końcu wszystko stworzyła tak, jak powinna. Odpowiednia moc zaklęcia, jego struktura... Tylko z tą przeklętą łaciną na pewno było coś nie tak. W tym celu udała się do biblioteki, pierwszy raz od zamierzchłych czasów. Cris i książki się nie lubiły. Nie żeby uważała, że nie da się tam znaleźć jakichś ciekawych informacji. Owszem, dało się, tylko w mniemaniu Żmijki trzeba było mieć do tego jakiś niesamowity talent, bo przed Crissy te informacje najzwyczajniej w świecie uciekały. Kiedy przekroczyła próg biblioteki, zaczęła rozglądać się dookoła jakby znalazła się właśnie w bajkowej krainie. Naprawdę, Nibylandia (swoją drogą wymarzone miejsce do mieszkania według panny Reed) byłaby dla niej mniej dziwna i niesamowita, niż to pomieszczenie pełne regałów, a na regałach książek, a w książkach słów. A co, jeśli po otwarciu takiej książki przenosiło się do zawartej w niej opowieści? Miała dziwne wrażenie, że był taki film, który pokazała jej Emily, jedna z dziewczyn z Wicklow... Co w takim razie stawało się z człowiekiem wsiąkniętym w podręcznik do eliksirów? Stawał się żywą ingrediencją w kociołku? Wzdrygnęła się mimowolnie, bo i eliksiry ostatnimi czasy nie nastrajały jej pozytywnie, i wizja wylądowania w kociołku miała dziwne zabarwienie kanibalizmem. Cris mogła mieć takie skłonności (naprawdę lubiła używać zębów w czasie seksu), ale to nie znaczyło, że ona jako posiłek była apetyczną wizja, prawda? - Rusz się, Reed - warknęła Mitchell w jej stronę i lekko ją popchnęła (Ślizgonka miała dziwne wrażenie, że to była taka zemsta za potrącenie na lekcji eliksirów, ale kto by tam zrozumiał Mitchellównę...), a Cristina otrząsnęła się ze swoich dziwacznych myśli. Przeniosła spojrzenie na nieco zirytowaną blondynkę, która potupywała nogą i najwyraźniej bardzo chciała wreszcie mieć ją z głowy. Może i to ona poprosiła ją o pomoc, ale to nie znaczyło, że Anastasie musiała być taka niemiła, prawda? Crissy uśmiechnęła się odruchowo. Musiała. Dzięki temu świat był taki piękny! Wszyscy niemili wobec niej ludzie sprawiali, że Cristina każdego dnia wstawała z uśmiechem na ustach. Bez tego byłaby kolejną mdło słodką idiotką. Tak mogła być... pikantną idiotką. - To ja sobie tutaj... posiedzę. - Przycupnęła na krześle przy najbliższym stole i złożyła ręce na podołku. Siedziała sztywno wyprostowana, jakby w każdej chwili coś mogło wyskoczyć zza rogu, żeby ją pożreć. Wtedy przynajmniej mogłaby wypróbować to nowe, czaderskie zaklęcie błyskawicy. Od razu nieznacznie się rozluźniła. Mitchell przewróciła oczami i z cichym ni to westchnięciem, ni warknięciem, zniknęła w cieniu ogromnych regałów. Nie minęło nawet parę minut, kiedy Ana wróciła, z hukiem opuszczając na blat pięć tomisk. - Tu masz słownik łacińsko-angielski - powiedziała, zdejmując pierwszą z rzędu. - Ta jest o zaklęciach kasujących pamięć, może znajdziesz coś przydatnego. - Kolejna księga wylądowała obok. - Powinnaś znaleźć rozdział o utracie energii podczas rzucania zaklęć. Jeśli uda ci się przeanalizować, wnioski mogą ci dużo dać. - Kolejna, z krzywym uśmieszkiem. - Struktura zaklęć. - Kolejna. - Cały rozdział poświecony Priori Incantantem. Zadowolona? Mogę udać się do swoich ważniejszych spraw, ciaos amigos? - spytała kpiąco, przyglądając się Cristinie z uniesioną brwią. Criss mruknęła cicho i zaraz rzuciła się na słownik łaciński. - Jestem geniuszem! - wykrzyknęła, podnosząc spojrzenie, ale Anastasie już zniknęła. Wzruszyła ramionami i natychmiast zabrała się za kolejną książkę. Niesamowite! Jakimś cudem poprawnie wymyśliła inkatancję. Mundatis Incantatores oznaczało dokładnie kasowanie zaklęć, coś takiego nie było dopuszczalne w świecie panny Reed. To znaczy... eee... oczywiście, że było, tak tak, w końcu Cristina Ly Reed była idealna i nigdy się nie myliła. Zaśmiała się wesoło na tę myśl. Przy czytaniu o Priori wpadła jej do głowy pewna myśl. Może błędem było to, że poprzednio próbowała rzucić to zaklęcie na różdżkę Baxa? Może powinna zrobić to ze swoją? - Mundatis Incantatores - wyszeptała, ściskając swój hikorowy patyczek. Wytrzeszczyła oczy, kiedy różdżka nagle się rozgrzała. Zaraz, zaraz... Możliwe, że już się udało?! Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu jakiejś ofiary. Głupia Mitchell! Nie musiała jej tak szybko opuszczać! - Aha! - mruknęła, kiedy dostrzegła siedzącą trzy stoliki dalej czwartoroczną Puchonkę. - Pozwolisz, że sobie pożyczę... - powiedziała słodko, sięgając po leżącą na blacie różdżkę dziewczyny i niewerbalnie rzuciła Priori na swoją różdżkę. Zamiast Wingardium Leviosy, którą rzuciła na lekcji zaklęć, ujrzała poranne Accio, kiedy za Komnatę Tajemnic (aka Chiny Ludowe) nie potrafiła znaleźć skarpetek. Policzyła w myślach, ile zaklęć rzuciła między tymi dwoma... - Dziewięć? - zdziwiła się. Taka... Nierówna liczba! A może Mundatis też się liczyło? Rzuciła różdżkę dziewczynie i wróciła do swojego stolika. Oparła łokcie o stół i podtrzymała głowę dłońmi. W sumie dobrym pomysłem byłby trening oklumencji. Musiała przyznać, że do czego jak czego, ale do tego biblioteka nadawała się doskonale. Cisza i spokój zdecydowanie bardziej ułatwiały naukę zamykania własnego umysłu, niż kolacja w Wielkiej Sali, jak ostatnio.
Trzeci post tworzenia zaklęcia Trening oklumencji | |
| | | Jeffrey Hardy
Liczba postów : 27 Join date : 03/08/2012
| Temat: Re: Biblioteka Czw Sie 16, 2012 3:26 pm | |
| Hardy zaraz po skończonym treningu Puchonów (oczywiście wcześniej skorzystał z łazienki) postanowił się udać do biblioteki - najgorszego miejsce jakie czarodziejski człowiek mógł stworzyć. Miliony książek, cisza, spokój i uczennice, które udają że się coś uczą. Ten widok może i był w pewnym sensie uroczy, ale Jeff szczególnie za nim nie przepadał. Można rzec, że nawet go śmieszył. On nie miał problemów z nauką, ale był strasznym leniem dlatego jego oceny nie były najlepsze. Co zrobić? Chłopak był urodzonym zawodnikiem! Nawet lekcje ostatnio opuszczał, ale chyba nikt mu za to jaj nie urwie. No, może poza panną Wood, której bał się najbardziej ze wszystkich istot na globie. Jeff chciał sprawdzić kilka szczegółów związanych ze swoim ukochanym sportem, quidditchem. Szkoda, że jego ojciec siedział w wariatkowie, bo pewnie on by mu wszystko wyjaśnił. Mimo swoich osiemnastu lat na karku nadal nie wiedział wszystkiego. A szkoda. - Quidditch, quidditch... - zaczął szeptać pod nosem, zaraz po wejściu do biblioteki. Po chwili rozpoczął krążenie między regałami jak głupi, w poszukiwaniu jakiejś książki z zasadami do gry. Głównym pytaniem Hardego było to, czy obrońca w razie straty ścigającego może włączyć się do gry i operować kaflem? Cholerstwo nie dawało mu spokoju. Nie chciał uchodzić za debila, bo przecież był z siódmego roku i dosyć długo już pełnił swoją rolę na boisku. Jeff po krótkiej chwili odnalazł jakąś grubą księgę z zasadami. Na jego twarzy momentalnie pojawił się delikatny i szczery uśmiech. Młody mężczyzna chwycił ją dwoma rękoma i szybko ruszył w stronę jakiegoś wolnego stolika. W czasie drogi nie fortunnie zahaczył nogą o jakieś krzesło i prawie się wywalił! Uratował go refleks i ...dziewczyna! Zatrzymał się na niej. Kij z tym, że siedziała na krześle, ale chyba w nią trochę przywalił. Zresztą skasował też kwałek oparcia. Amortyzujące żebra! Może nie było to jakieś mocne uderzenie, ale zawsze jakieś. Na szczęście książkę miał w łapach, bo jakby mu wypadła i trafiła niewinną pannę CReed w łeb to pewnie już by dostał szlaban za rozbój w bibliotece! - Cholera... przepraszam. - powiedział szybko, ocierając obity bok i jednocześnie rzucając księgę na stół. Troszkę się zdenerwował. Słowa skierował oczywiście do ofiary przypadkowego zdarzenia. Była nią panienka Reed. Znał ją z widzenia, ale nie bardzo pamiętał jak się nazywała. Cóż... | |
| | | Cristina Reed Klasa VI
Liczba postów : 720 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Biblioteka Czw Sie 16, 2012 3:48 pm | |
| Na Cristinę zdecydowanie źle - albo dobrze, kwestia gustu i preferencji seksualnych - wpływał trening oklumencji. Kolejny raz tak wkręciła się w budowanie muru wokół swojego umysłu, że straciła kontrolę nad ciałem. Zaczęła huśtać się na krześle, nucąc to przeklęte amm i wyglądając cholernie egzotycznie czy tam ezoterycznie, te dwa słowa zawsze jej się myliły. W którymś momencie, choć nie zdawała sobie z tego sprawy, przechyliła się tak bardzo, że oparciem krzesła prawie dotknęła podłogi, wprowadzając Puchonkę, której różdżkę sobie pożyczyła, w stan permanentnego szoku. Z tego wszystkiego kompletnie zapomniała, że jest w bibliotece i nawet nie zauważyła przybycia tego całego... Jak mu tam było. Puchon, rok wyżej. Najwyraźniej nawet w tym dziwnym, pełnym książek pomieszczeniu mogła się całkiem rozluźnić. Albo i za bardzo rozluźnić, co chętnie by zauważyła, gdyby zdawała sobie sprawę, jak się obecnie zachowywała... Huśtanie przybierało na sile, więc trzeba przyznać, iż mieli niesamowite szczęście, skoro kiedy Jeffrey potknął się o latające krzesło (jakaś pierwszoroczna Gryfonka trenowała zaklęcie lewitacji), akurat powracała do stabilnej pozycji. Kiedy poczuła obmacujące ją ręce (uwielbiała przesadzać, naprawdę), otworzyła oczy, a z jej ust wydarło się bardzo głośne i wysokie: - Aaaaaaaaaa! Podskoczyła rozglądając się dookoła, po kilku obrotach głową zwolniła i wreszcie spostrzegła Puchona. To nie był ten typ, który teraz z przyjemnością by go opieprzał, wręcz przeciwnie. Słysząc jego przepraszam (i cholera, trzeba było nauczyć go porządnie przeklinać) zorientowała się, że to właśnie on musiał macać Reedównę - albo zderzyć się z nią, ale nie analizujmy. Zerwała się z krzesła, chwytając Hardy'ego za rękę i ruszyła biegiem w stronę regałów, co chwila zerkając przez ramię, czy nowa, wstrętna bibliotekarka (przynajmniej tak słyszała od Ellie, sama nie miała z nią do czynienia) ich nie goni. Jakoś wątpiła, że odpuściłaby sobie możliwość ukarania szlabanem kogoś, kto naprawdę głośno zakłócał spokój w jej świętej bibliotece. Może i Crissy lubiła szlabany, ale to nie znaczyło, że chciała dostać kolejny. W końcu nadal nie odrobiła tego u Wood... A strata kolejnych punktów naprawdę doprowadziłaby ją do tego, że musiałaby obłożyć przestrzeń wokół swojego łóżka paroma mocnymi czarami ochronnymi. Chociaż nie znała biblioteki, teraz wręcz odruchowo wybierała odpowiednie alejki między regałami, aż w końcu dobiegła - a raczej dobiegli, w końcu nadal ciągnęła za sobą Jeffrey'a - przed wejście do działu ksiąg zakazanych. Osunęła się po ścianie na podłogę, oddychając głośno i trzymając się za brzuch. - Tu powinniśmy być bezpieczni - powiedziała, kiedy w końcu udało jej się opanować oddech. - Nie musisz dziękować - dodała tonem z serii: znaj łaskę pani. W końcu to przez niego się wydarła, nie? Powinien się cieszyć, że Reed tak szybko zareagowała i nie skazała go na poniesienie kary za wpadanie aka macanie niewinnych Żmijek. | |
| | | Jeffrey Hardy
Liczba postów : 27 Join date : 03/08/2012
| Temat: Re: Biblioteka Czw Sie 16, 2012 4:33 pm | |
| NIE ZMACAŁ JEJ! Nawet by nie śmiał! Wpadł na nią i ewentualnie gdzieś tam ją dotknął. Ale przecież nie specjalnie. Kodeks moralny mu zabraniał. Biblioteka stanowczo była złym miejscem... Panowało tu naprawdę jakieś zło, skoro biedny i niewinny Jeff wpadł na nimfomankę. Jeszcze go gdzieś zaciągnie na seksy. Przecież nie od tego jest biblioteka. Są na to lepsze miejsca. Pokój życzeń na przykład! Albo chociaż jakiś przeklęty gabinet u profesora od eliksirów. Chyba odpowiedź na quidditchowe pytanie będzie musiała poczekać. Krzyk kobiety był tak głośny, że pewnie wredna bibliotekarka usłyszałaby go w najciemniejszej dzielnicy Tel-Awiwu! Nawet sam Hardy w pewnym momencie się przestraszył, że zamiast prostego "nic nie szkodzi" dostanie krzesłem przez łeb. - Gdzie... - powiedział cicho, zaraz po tym jak dziewczyna go pociągnęła za sobą. - ...ty... - starał się kontynuować, ale nie mógł! Panienka Reed była stanowczo za silna. - ...MNIE! - no i urwał z krzykiem, bo ledwo udało mu się zrobić unik przed jednym z regałów. Oj, nie chciałby się z nim spotkać przy nadświetlnej prędkości! Orzeł wylądował. Zatrzymali się zaraz przed wejściem do działu ksiąg zakazanych. Czy to była sugestia do czegoś? Cholera! Może i Jeff był obrońcą w drużynie Puchonów, ale kuźwa bez przesady! Nie musiał być super odważny. Jeszcze go jakiś woźny zaatakuje lampą, albo inny gajowy motyką. Był jednak w tej całej akcji jeden pozytyw. Jako-taka kara za zderzenie go ominęła. Chociaż z drugiej strony już samo porwanie można nazwać karą samą w sobie. I jeszcze jest skazany na dzielenie ciasnej przestrzeni z osobą, którą tylko znał z widzenia. Damn! - Mów za siebie. - mruknął do niej, nawiązując do bezpieczeństwa. Bycie sam na sam z nieznajomą nie jest genialnym pomysłem! Trochę też dyszał, ale nie jakoś specjalnie głośno i mocno. Miał kondycję. Po chwili sam przysiadł na podłodze i rozpiął swoją bluzkę, bo jakby nie patrzeć to się trochę gorąco zrobiło. Taki nagły bieg potrafi rozgrzać człowieka. - Dobrze, dobrze. Nie będę dziękować. - dodał, uśmiechając się pod nosem. Mimo iż w umyśle miał kilka dziwnych i dosyć nie taktownych wizji, to jednak takie spotkanie mogło się zmienić w coś lepszego, mimo iż początek nie był za dobry. - Jak ty się w ogóle nazywasz? - zapytał po krótkim odstępie, bo przecież nie pamiętał. Znali się z widzenia, ale nic poza tym. Wzrok Jeffa utkwił najpierw nogach panny Reed, a następnie na jej twarzy. | |
| | | Cristina Reed Klasa VI
Liczba postów : 720 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Biblioteka Czw Sie 16, 2012 4:57 pm | |
| Hola hola, to, że panna Reed była nimfomanką (chociaż bez zaświadczenia Uzdrowiciela ze świętego Munga), nie oznaczało, że każdego spotkanego na swojej drodze chłopaka będzie gwałcić! Tym bardziej, że w jej słowniku nie istniało coś takiego, jak zgwałcić faceta. Facet powinien być zadowolony, że go zechciała 'zgwałcić' i uskarżać się nie powinien. A co do biblioteki... Nowe doświadczenia i takie tam. Gdyby Criss znała myśli Jeffa, z pewnością zapisałaby sobie w pamięci nową lokację do przypadkowych numerków. Nieszczególnie przejęła się protestem Hardy'ego. Mógłby nawet zacząć ją bić tudzież się wyrywać, a Reedównę mało by to obeszło. Ona wiedziała, że muszą zniknąć z pola rażenia bibliotekary, więc nie miała zamiaru przejmować się tym, co wrzeszczał jakiś tam Puchon, który próbował ją zmacać (wspominałam już, że Cristina naprawdę lubiła przesadzać?). Cris wybrała dział ksiąg zakazanych - a raczej wejście do niego, bo pewnie żeby się tam włamać, trzeba było było czegoś więcej, niż Alohomora - bo to było najdalszy rejon biblioteki i wstrętnemu babsku nie chciałoby się ich aż tam szukać. Zmarszczyła czoło, zastanawiając się, skąd w ogóle miała takie informacje, skoro w bibliotece pojawiała się od święta. A nawet nie. Święta były czasem wolnym, a tylko skończeni kretyni marnowaliby czas wolny w bibliotece. - A co, myślisz, że jakaś wredna książka cię zje? - parsknęła śmiechem, rzucając mu pełne pobłażliwości spojrzenie. Nie miała zamiaru mówić, że kiedy jakieś pół godziny temu przekroczyła próg biblioteki, sama była przekonana, że wchłonie ją podręcznik do eliksirów i wyląduje w czyimś kociołku. Kiwnęła głową, jakby dając mu do zrozumienia, że nie dziękowanie to jedyny słuszny wybór. W końcu sama mu to zaproponowała, co innego mogłaby zrobić? Właściwie, mogła sobie kompletnie darować reakcję, ale Reed naprawdę lubiła tę pozę pani i władczyni. Fajna była. Nie żeby Criss miała nieograniczone pokłady arogancji i zarozumialstwa... A może właśnie była fajna dlatego, że ich nie miała. Kto tam zrozumie filozofię Reedówny, skoro nawet mi ciężko ją pojąć. - Cristina - rzuciła, spoglądając na korytarz nad ramieniem chłopaka. Wyglądało na to, że kolejny raz udało jej się uniknąć złapania. - Rozumiem, że chcesz wiedzieć, kogo do końca życia masz zamiar czcić jako swojego bohatera? - spytała słodkim tonem, a w jej oczach pojawił się nieokreślony błysk. | |
| | | Jeffrey Hardy
Liczba postów : 27 Join date : 03/08/2012
| Temat: Re: Biblioteka Czw Sie 16, 2012 5:30 pm | |
| Ej, to że Jeff miał takie podejście, nie oznacza, że każdy napotkany mężczyzna będzie takie samo! Facet powinien być zadowolony ze stosunku. We wszelakiej postaci i w każdym miejscu. W ogóle istniało coś takiego jak "gwałt na mężczyźnie"? Tak, wspomniałaś i to cholera nie raz i nie dwa. Zbyt często to podkreślasz! A ja po raz kolejny powtórzę - NIE ZMACAŁ JEJ celowo, tylko przypadkowo! Co innego, gdyby poznali się w lepszych okolicznościach, albo przynajmniej od razu przypadli sobie do gustu. Ewentualnie gdyby Jeff posiadał charakter i wygląd lovelasa to mógłby się pokusić o coś więcej. Nawet w tej pieprzonej bibliotece! Kurde, odwala mi. Dokładnie! Tylko kretyni marnowali czas w bibliotece. Czytali książki, szukali odpowiedzi czy nawet trenowali oklumencję. Mimo iż pani wstrętna (i pewnie brzydka) bibliotekarka zniechęcała uczniów do przychodzenia to i tak wszyscy robili jej na złość. Zabawne, bo za rządów O'Sullivana w bibliotece aż tak dużo się nie działo. Może dlatego, że miał na wszystko wyjebane? Któż to wie! Jeszcze czego! Nigdy nie obawiał się książek, (nie wliczajmy tutaj Potwornej Księgi Potworów) a raczej samego działu, który nie bez powodu zwany był zakazanym. Pewnie czaiło się tam coś więcej niż tylko wrzeszczące okładki, oplątane skrzypiącymi łańcuchami. Może jakaś Dijka z grabiami? Brrrrr! - Skądże znowu. - powiedział, udając lekkie oburzenie. Na usta silił mu się uśmiech, ale starał się go powstrzymać. Słowa panny Reed były wyjątkowo zabawnym sarkazmem! - Bardziej obawiałbym się ciebie niż jakiejś głupiej zaczarowanej książki. - jego słowa były wypowiedziane z delikatną powagę, lecz po chwili chłopak sam się zaśmiał. Może i był trochę dziwny, jeśli chodzi o poczucie humoru, ale jemu nie przeszkadzało to w niczym. - Jeffrey. - odpowiedział dziewczynie. Tak przynjamniej nakazywał zwyczaj. Skoro jedna osoba się przedstawia, to druga po chwili mówi swoje imię. Kuźwa, to takie oczywiste, że trzeba to zamieścić w poście, by każdy o tym wiedział. Geniusz! Od razu pani i władczyni! Na takie przywileje trzeba mieć wygląd i pieniądze! Cholera... akurat CReedowa miała obie rzeczy (chociaż z tym drugim można było trochę powalczyć!). - Ależ oczywiście ma królowo. Będę ci wiecznym sługą i nie raz jeszcze udowodnię swe męstwo na polu bitwy... - zaczął niczym wierny rycerz, lecz zamiast schylić głowę w dół to patrzył się wprost na Krysię. Jak ten debil. - ... gdy przyjdzie mi stoczyć bój o Wielką Brytanię! Ja i mój wierny ogier skrzyżujemy swe miecze w obronie ojczyzny! Na zawsze oddani swej bohaterce! Boże chroń królową! - zakończył, w międzyczasie wstając i klękając niczym arturiański rycerz przed swym królem. Ach, trochę go poniosło. Podniósł nieznacznie głos, ale nie zaraz na tyle by go ta wredna bibliotekarka ścigała. Się poczuł chłopaczyna. Ale akurat miał wenę, bo miał dobrą ku temu okazję. Chyba nie zrobił dobrego wrażenia na Ślizgonce. Jeszcze uzna że jest wariatem! Chyba miał coś z ojca... Damn!
| |
| | | Cristina Reed Klasa VI
Liczba postów : 720 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Biblioteka Czw Sie 16, 2012 5:56 pm | |
| Według Cristiny nie istnieje, ale jakby napadło na ciebie pięć grubych i cholernie brzydkich bab,by wykorzystać do zaspokojenia, to uznałbyś to za gwałt? Zostańmy przy tym, że mając wygląd (i pieniądze) Cristiny Reed, nie można mówić o gwałcie na mężczyźnie. To taka w miarę... poprawna politycznie filozofia. Celowo czy przypadkowo, liczył się sam fakt zmacania. I dobrze, że Criss nie znała myśli Jeffrey'a, bo jeszcze by się obraziła, że nie przypadła mu do gustu. Nie dość, że dała mu się zmacać (zaczyna mnie to nudzić...), to jeszcze go porwała! Porwania były fajne, może Reedówna powinna o tym pomyśleć jako o ścieżce swojej przyszłej kariery. W końcu nawet Cristinę mogło koniec końców znudzić siedzenie na wsi i ganianie owiec po irlandzkich górach. Nawet jeśli teraz ciężko było jej to sobie wyobrazić. Może kwestia zakazanego owocu? Skoro O'Sullivan miał wyjebane na wszystkich, to i wszyscy mieli wyjebane na O'Sullivana. Lepiej było zalać całe trzecie piętro i wkurzyć woźnego, albo skrzywdzić jakąś durną i szalenie rzadką roślinę na lekcjach Wood. Chociaż na to ostatnie porywali się raczej tylko samobójcy... Po co wydawać fortunę na samolot i się nim rozwalać, skoro można było narazić się Jennifer Wood? Efekt taki sam, a jak się dodatkowo miało zapędy masochistyczne, na pewno boleśniejszy, niż rozerwanie na milion kawałeczków. Crissy zamrugała powiekami, udając zakłopotanie i niewątpliwe zaskoczenie, że już nawet Puchoni zdawali sobie sprawę z tego, że panna Reed powinna zostać zaklasyfikowana jako szkodząca społeczeństwu. Co prawda ona sama by się z tym zdecydowanie nie zgodziła, bo - w swoim mniemaniu - była słodka, niewinna, urocza, a czasami nawet pomocna, ale... No właśnie. Ludzie, nie wiedzieć czemu, uważali, że Cristina nie do końca taka jest. A przynajmniej, że działa pod przykrywką słodyczy i niewinności. - Mnie? - spytała z bezbrzeżnym zdumieniem. - Jestem tylko... eee... słabą - głos jej się odrobinę zachwiał, bo przypomniała sobie, że przed chwilą przeciągnęła tego całego Jeffrey'a przez połowę biblioteki, a on nawet nie miał jak się wyrwać - i zdecydowanie niegroźną kobietką. Już nawet książki są bardziej przerażające ode mnie. - Kiwnęła głową po tych słowach, jakby chciała samą siebie przekonać. Inna sprawa, że Cris samej siebie nie okłamywała. Wiedziała, że potrafiła być jak wrzód na dupie. Mimowolnie postawa Hardy'ego ją rozbawiła. Tym bardziej, że nie mógł wiedzieć iż jeszcze parę godzin temu pasowała na rycerza Benny'ego, a w torbie miała takiego prawdziwego, o imieniu Kurwistrach. - Chyba ciebie lubię - skwitowała nieznacznie rozbawionym tonem i uniosła brew. Jednak coś w kolejnych słowach Jeffrey'a wyraźnie ją zastanowiło. - Jesteś gejem? - spytała bez odrobiny skrępowania. Ta wzmianka o jego ogierze zabrzmiała jej wybitnie gejowsko. Tym bardziej, że konie - z tego co wiedziała, a wiedziała dobrze, w końcu potrafiła jeździć konno - nie potrafiły posługiwać się mieczami. Nie żeby Criss była homofobką, po prostu lubiła wiedzieć, na czym stoi. Czy siedzi. Odruchowo skierowała wzrok na posadzkę i postukała w nią. W chwili obecnej siedziała na marmurze. | |
| | | Jeffrey Hardy
Liczba postów : 27 Join date : 03/08/2012
| Temat: Re: Biblioteka Czw Sie 16, 2012 6:33 pm | |
| Ło la boga! Kobieto! Jak ty idealnie potrafisz popsuć człowiekowi wizję. Jednogłośnie uznałbym to za napaść z bronią w ręku! Domagałbym się odszkodowania i kary dla oprawcy! I to nie kilku latek, ale kuźwa dożywocia. Bo kara śmierci jest stanowczo za prosta. A gdyby pannice miały wygląd Reedowej to uznałbym to nawet i za nagrodę jak nie cud! A no można pójść tym tropem! O'Sullivan ma wszystko gdzieś to i jego mają gdzieś. No, jest w tym racja! Obecna pani bibliotekarka zdecydowanie nie miała niczego w głębokim poważaniu. Wręcz przeciwnie! Cudem uniknęli kary, bo przebiegła i szybka Reedowa zamieniła się w komunistkę i wywiozła biednego katolika na Sybir. Teraz zamknęła go w jakimś łagrze i torturowała! Kij z tym, że te katorgi były całkiem przyjemne i sprawiały Hardemu przyjemność, ale trzymajmy się oficjalnej wersji i ogółu. O jejciu co ja pieprzę! Puchoni? Gdzież tam! Każdy racjonalny człowiek by o tym wiedział! Kobiety były czystym złem stworzonym przez hrabinę księżną lord Voldemort! Tylko szkoda, że prawie wszystko co złe jest takie piękne i idealne. Słodka i niewinna to była surykatka w okresie godowym na polu! A nie jakieś Krysie, pseudo Żmije! - Oj nie. Stanowczo nie jesteś słaba. - nie zgodził się z nią. Była zdecydowanie silniejsza niż wyglądała. Nie każdy miał tyle krzepy w sobie by pociągnąć ze sobą ponad siedemdziesiąt kilo, przy prawie dwu metrowym wzroście (kij, że braknie piętnastu centymetrów, ale trzymajmy się większego rachunku!). - Groźniejszą książką od ciebie może być tylko Potworna Księga Potworów. - taka była prawda! Wstrętna księga! Jak na magiczne cosie była zdecydowanie nie przeznaczona dla dzieci. Ba, nawet dorosłych! Powinna zostać oznaczona jakimś specjalnym znaczkiem, albo chociaż zamknięta w rezerwacie dla Potwornych Ksiąg Potworów ufundowanych przez stowarzyszenie walki z bla bla... zagalopowałem się. Jej kolejne słowa o mało nie zabiły Jeffa, chociaż początek zapowiadał się nawet dobrze. Miło było słyszeć, że ktoś go lubi. Ale by pytać o to, czy chłopak jest gejem? NIE! Gdyby tylko mógł, to by przypieprzył głową w tą marmurową posadzkę. I jeszcze kilka razy poprawił dal lepszego efektu. - NIE! - zaprzeczył z poważnym głosem, o mało się nie przewracając. A jak wspomniałem w poprzednim poście - klęczało mu się przed Reedową. Dawno go nikt tak nie nazwał. Nawet nikt go o to nie podejrzewał! - Skąd ci to przyszło do głowy? Nie jestem gejem, nie byłem i nie zamierzam być! - zaprzeczył po raz kolejny. To mogło trochę tam źle zabrzmieć, ale nie kłamał w tym momencie. O jejciu. Jakby nie patrzeć, to wcześniejsze słowa Hardego trochę dały mu do myślenia. Co takiego powiedział? Obiecał jej, że będzie wiecznym sługą, chciał chronić królową, okazać męstwo w obronie Brytanii i co jeszcze? Ten koń? No bez przesady! Toć to tylko zwierze. Akurat Jeff nie zdawał sobie sprawy, że skrzyżowane miecze w obronie ojczyzny były w tym momencie słowem-kluczem! Cholera. - Mam ci udowodnić swoją heteroseksualność? - zapytał po krótkiej chwili i równoczesnym opanowaniu umysłu i ciała. Jeff też nie był homofobem, ale kurde! Nie chciał być tak nazywany, bo by jeszcze ktoś usłyszał, powtórzył i by się plota rozeszła po szkole. Musiał działać! Kurde! Jak tak klęczał, tak zmienił pozycję na siad turecki. Wpatrzony był w Krysię z całkiem zabawną miną dla drugiej osoby, chociaż w przekonaniu Jeffa miała być ona poważna i trochę postraszyć. Dlaczego nigdy nic nie szło zgodnie z planem? DAMN!
| |
| | | Cristina Reed Klasa VI
Liczba postów : 720 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Biblioteka Czw Sie 16, 2012 7:10 pm | |
| Criss, nawet jeśli jeszcze przed chwilą chciała zachować pozory, teraz zadarła głowę, dumna z tego, że chłopak przyznał, że miała siłę. W końcu, jak sam stwierdził to nie byle co pociągnąć za sobą stukilogramowy (oj tam, że bez trzydziestu kilo, zostańmy przy większym rachunku) kawał chłopa. Zawsze miło zostać doceniony, prawda? - W takim razie ciesz się, że ci nie przywaliłam w twarzyczkę, hy hy! - powiedziała zdecydowanie zbyt emocjonalnie, wystawiając przed siebie pięści. Nie żeby miała zamiar faktycznie bić, po prostu taka już była. Lubiła robić z siebie kretynkę, nawet jeśli jej rozmówcy niespecjalnie to pasowało. Co prawda nie miała pojęcia, jakie podejście miał Hardy - chociaż ogłoszenie jej swoją królową mogło dać jej do myślenia - ale do tej pory nie przejmowała się opinią innych i teraz nie miała zamiaru zacząć. - Ja przynajmniej nie gryzę... zazwyczaj - dodała uczciwie, uśmiechając się zdecydowanie zbyt niewinnie. W końcu nawet Cristinie Ly Reed nie przeszłoby przez usta tak okropne kłamstwo. Ona co najwyżej naginała prawdę. I troszkę zbyt często oszukiwała. Ale żeby kłamstwo? A skąąąąd! Prawdę powiedziawszy Jeffrey nie musiał nawet odpowiadać dziewczynie. Jego pełna przerażenia mina wystarczająco dawała do zrozumienia, że nie jest gejem. Z drugiej strony gdyby taki gej nie chciał się przyznać, że jest gejem to chyba też by zaprzeczał i był przerażony, nie? Crissy mimowolnie przygryzła wargę, rozkładajac na czynniki pierwsze ten problem. Kurde, dlaczego ona nie znała żadnego geja?! Nawet przez parę miesięcy czwartej klasy podejrzewała, że Benny nim jest, ale później o tym kompletnie zapomniała. No i ostatnio pomyślnie przeszedł zupełnie przypadkową próbę. Zamiast kombinować, jak zachowałby się taki siedzący w szafie gej, zaczęła myśleć, który ze znanych jej panów był homoseksualistą. Bax nieco zbyt często i intensywnie gadał o cyckach, ale w końcu się z nim przespała, więc mogła go wykluczyć. Może i była chuda, ale w końcu jednak miała tłuszcz w odpowiednich miejscach! Tony? Odpadał, zbyt dobrze go znała i wiedziała, że od dziewczyn nie stronił, poza tym jej przeczucie (do którego się, naturalnie, nie przyznawała) chyba odezwałoby się, gdyby jej najlepsza przyjaciółka związałaby się z gejem, nie? Może i wyglądał odrobinę zbyt... wymuskanie, ale nie można go było za to winić. To geny Sheparda. To może ktoś z nauczycieli? Wroński był taki cichy i niewinny, ale nie wyglądał na geja, Jensen na geja wyglądał, ale nim nie był, O'Sullivan... W niebieskozielonych oczach pojawiła się iskierka rozbawienia. Ha! To był kandydat na geja, zdecydowanie! - Spoko, już się tak nie zapowietrzaj, bo wciągniesz cały tlen i się uduszę - powiedziała odrobinę lekceważącym tonem i machnęła do dołu ręką. - Jesteś za ładny na heteryka - dodała z nutą rozbawienia, a błysk w jej oku zadomowił się tam na dobre. Może i mogła powiedzieć o tym skojarzeniu z koniem i mieczem i innymi takimi, ale... Po co? Ten repertuar już grali, a ona lubiła brać udział w różnych przedstawieniach. Parsknęła śmiechem, kiedy Hardy zaproponował jej udowadnianie swojej prostej orientacji. - Ja nie wiem, dwa miesiące przerwy od Hogwartu, a wszystkie Borsuki nagle wyzbyły się nawet tych resztek przyzwoitości. - Pokręciła głową, jakby rozpaczała nad zaistniałą sytuacją, ale w rzeczywistości była więcej, niż rozbawiona. I ktoś sie dziwi, że Kryśka była zboczona? Jak się trzymało prawie z samymi facetami, to traciło się coś takiego jak zahamowania. | |
| | | Jeffrey Hardy
Liczba postów : 27 Join date : 03/08/2012
| Temat: Re: Biblioteka Czw Sie 16, 2012 8:18 pm | |
| No kuźwa w jego dupę palec! Jakie sto kilogramów? Chyba w połączeniu z panienką Reed! Chociaż i ona pewnie nie ważyła tych trzydziestu a i nawet więcej. Cholera! Nie wolno tak drwić z biednego Jeffreya, bo on tego nie robi z Krysi, żmii bezczelnej. Powinno się ją dawno na stosie spalić, a jej zwęglone ciało oddać na brykiet grillowy! Uch! Pięścią by tylko wymachiwała. Cóż, nie zaprzeczę, ale taką pięścią to i nawet zaszczyt dostać. W twarz albo po nerkach? Ach, raj dla masochistów! Dobrze, że panicz "waleczne serce" Hardy do nich nie należał, bo jeszcze by sprowokował wężową i z czystą miłością przyjął cios na siebie. - Cieszę, cieszę! - dodał radośnie. Nie chciałby oberwać. Nawet od takiej królewny jaką była Krysia. Już dosyć tłuczków przyjął na twarz w swoim osiemnastoletnim życiu. W końcu bycie quidditchowskim obrońcą wiązało się z wieloma kontuzjami. Chociaż lepiej wyrwać kulą w łeb niż miotłą w dupę. Gryzienie? Idealnie! Jeszcze w szyjkę, niczym wampir. Ach, och! Jeffrey poczułby się w Zmierzchu. Prawie jak Bellka, którą jej ukochany krzywonos całuje i mizia po miejscach nie widocznych dla ludzkiego oka! Kurde, ale wizja gryzionego Hardego przez panienkę Reed jest interesująca. Albo na odwrót! Tak, to ma erotyczny podtekst. Chłopak postanowił to jednak przemilczeć. Dobrze, że żmija nie czytała w myślach, bo by się źle to skończyło. Tylko geje i geje w głowach. Kurde, co z wami ludzie? Kilka lat temu nawet o homoseksualistach nie było nic wiadomo, a teraz każdy ich ludzi i jeszcze kuźwa chwali. Jeff nie miał żadnego przyjaciela geja, czy nawet znajomego. Nie musiał się nawet nad tym zastanawiać. Nie napiszę, że na szczęście, ale na pewno był z tego powodu zadowolony. Puchon nie miał do nich nic (w przeciwieństwie do jego narratora), więc też nie było powodu by się jakoś tym chwalić. A sam O'Sullivan gejem żadnym kuźwa nie był! W końcu się ożenił i jeszcze mu się panienki podobały, czego nie krył! Nawet panienka Reed dobrze o tym wiedziała. Co z tego, że nie chciał jej jawnie jakoś wykorzystać? Miał ku temu okazję, bo przecież rozmawiali razem kilkanaście dni temu w gabinecie! Stop! Dlaczego ja piszę o Caseyu w poście Jeffa? GENIUSZ! Młodemu mężczyźnie zdecydowanie ulżyło. Nie uważała go za geja. A przynajmniej tak to ujęła w słowa. Nie chciał już zagłębiać się w jej umyśle i szukać pełnej odpowiedzi, bo nie było ku temu powodów. Powiedziała to powiedziała! - Ej, wcale się nie zapowietrzam. Staram się być straszny! - powiedział trochę głośniej, wskazując na Reedównę palcem, jakby ją o coś oskarżając. Wyobrażenie zapowietrzonego samego siebie było przezabawne. Nadęty Hardy, pękające ubranie i duszące się osoby w około! Tak przynajmniej widział to Puchon. Chyba trochę źle. Ale czy wspominałem, że miał dziwne poczucie humoru? Natomiast słowa na temat jego urody sprawiły, że chłopakowi zrobiło się nawet przyjemnie. Jakoś tak na twarzy Jeffa pojawił się delikatny uśmiech, taki szczery. Nie był typem narcyza, czy jakiegoś innego dzieciaka, który lubił komplementy. Chociaż może faktycznie dla kobiecego oka był miłym widokiem pod względem urody, to dla samego siebie nie przedstawiał jakiejś wyższej wartości niż inni jego rówieśnicy. Dobra, nie warto drążyć dalej tego tematu. - Wiesz, jeśli już idziemy tym tropem, to wcale nie jesteś gorsza ode mnie. Nawet bym rzekł, że ładnie ci było z tą zaciśniętą pięścią. - trochę powagi i dennego komplementu w poście nigdy nie zaszkodzi. Kto dżedajowi zabroni? Wszystkie? Czyżby Hardy już dołączył do tych zdemoralizowanych osobników z grupy "Porno Hogwart"? Ojć. Chyba mamusia nie będzie zadowolona, gdy się o tym dowie. Zresztą dla samego Jeffa to też nie była dobra wiadomość, ze panienka Reed tak sądziła. Chciał udowodnić swoją heteroseksualność, bo nie chciał by się jakaś tam plotka rozeszła! Działanie przede wszystkim! Potem walka z konsekwencjami. Ciekawe, czy jego ojciec osiemnaście lat temu myślał podobnie? - No przepraszam cię bardzo, ale ja się tutaj bronię a ty mnie tak brzydko oskarżasz. - kiwnął głową dla potwierdzenia swoich słów. Nie mówił jakoś specjalnie poważnie. Można było wyczuć w jego głosie typową nutkę ironii. Po chwili uśmiechnął się delikatnie po coś mu przyszło na myśl. - To jak? Mam ci udowodnić? Królowo Brytanii? - powiedział trochę niższym głosem, ale po sekundzie parsknął śmiechem.
| |
| | | Cristina Reed Klasa VI
Liczba postów : 720 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Biblioteka Pią Sie 17, 2012 2:29 am | |
| Nie rozumiem, dlaczego Jeff tak się oburzył, skoro wyraźnie napisałam, że sto minus trzydzieści. Pozwolisz sobie na drobną ironię, a już tutaj palce sobie w dupę wsadzają i chcą Krysi na grillu używać. Pewnie byłaby takim okropnym brykietem, jak ten, co ostatnio kupiliśmy i wszyscy na niego klęli, aż wysłali biedną Dijkę po węgiel, jakby mało facetów było do noszenia ciężarów. Dobrze, że Kryśka nie miała zapędów sadystycznych, a przynajmniej się z nimi nie obnosiła. Jeśli biła ludzi - a to zdarzało się naprawdę rzadko - to tylko z powodu sympatii do nich. Jeśli ktoś ich wkurzał, to tylko na przykład... bardzo mocno poklepywała go po głowie. - No! - powiedziała tylko z ogromną ilością samozadowolenia, kiedy Jeffrey powiedział to, czego oczekiwało. Przez chwilę nawet pomyślała, że jej zdolność perswazji jest na naprawdę niezwykłym poziomie, skoro nawet chłopak, którego poznała pięć minut temu, był gotowy mówić wszystko, co chciała. Albo po to, żeby się odczepiła... Mimowolnie zmarszczyła czoło. To dobrze świadczyło o jego instynkcie samozachowawczym. To znaczy! Nie żeby Krysia uważała siebie za osobę, która mogła skrzywdzić kogoś, kto nie postępował tak, jak chciała. Prędzej machnęłaby na niego ręką, wzruszyła ramionami i poszła do ludzi, z którymi miała więcej wspólnego. Naprawdę nie lubiła mieć wrogów. A że zaskakująco spora liczba osób jej nie lubiła, to... To przecież nie jej wina. Niech sobie jej nie lubią w świętym spokoju, byle tylko nie wpadali jej pod nogi, bo roślinno-ludzkie posągi w dormitorium były naprawdę trudne w utrzymaniu, a - nie wiedzieć czemu - Ellie nie chciała odwiedzać jej w ślizgońskich komnatach, żeby pomóc w ich utrzymaniu. Właściwie dlaczego nie? W końcu mamy doświadczenie w gryzieniu naszych postaci, temu zaprzeczyć nie mogę... Jeff pachniał w porządku, więc pewnie smakował też, a jakby nie patrzeć, Crissy miała wampirze geny, skoro jej ojciec okłamywał samego siebie, że jest krwiopijcą. Czasami zastanawiała się, jakim cudem matka z nim wytrzymuje. A w inne dni... W inne dni zastanawiała się, jakim cudem ojciec wytrzymuje z jej matką. Panienka Reed lubiła być na przekór wszystkim. Skoro O'Sullivan był taki... no, o'sullivanowy, to pewnie ukrywał pod tym swoją nieprostą orientację. Nie żeby Criss faktycznie tak myślała, bo pamiętała, że się wpatrywał w jej nogi (z drugiej strony fajna myśl, że kręci nawet gejów! gdyby tylko przejmowała się tym, czy kogoś kręci czy nie... ech ech, durnoty piszę o tej porze i mi się już wszystko miesza), ale po prostu lubiła być na przekór. A jej naprzekorny mózg właśnie podsunął jej wizję wielkiego romansu Jensena i Caseya i wiedziała, że to było dobre. Nawet jakby Jeffrey zagłębiał się w umysł Kryśki to znalazłby tam tylko zapewnienie, że uważa go za sto pro heteryka. Chociaż nie jestem pewna, czy wróciłby z tej podróży nietknięty... Zdecydowanie, po sekundzie w umyśle Criss już nigdy nie byłby taki sam. Może wcale nie musiała trenować tej oklumencji? A jak jesteśmy przy oklumencji - trening czas zacząć, ale tak tylko w międzyczasie, bez takiego uciekania od rzeczywistości, jak jakiś czas temu. W końcu, jakby nie patrzeć, teraz rzeczywistość oferowała jej Jeffrey'a, a nie tylko regały pełne drapieżców najwyższej klasy. Znaczy książek. Uniosła brew, ni to z rozbawieniem, ni pobłażliwością. - To źle się za to zabierasz - skwitowała. Jak ktoś tu był straszny, to Reedówna. A ona się przecież wcale nie starała. Hardy nie miał urody kogoś strasznego. Poza tym... był Puchonem, a jakby Crissy Puchonów nie lubiła i nie uważała, że są domem zdecydowanie niedocenianym (w końcu dawała im plus sto do sprytu, w przeciwieństwie do większości ludzi), to bycie strasznymi nie było im pisane i tyle. - Najpierw powinieneś zmrużyć oczy. Potem spojrzeć z czystym mordem na swoją ofiarę... Odrobinę się skrzywić, najlepiej z pogardą, żeby uświadomić drugiej osobie, że jest robakiem, a skoro jest robakiem powinna bać się takiej strasznej osoby, jak ja, nie? - Uniosła brew, jakby oczekując potwierdzenia i na chwilę przerwała prezentację, zaraz jednak wróciła do groźnej miny. - Później wystawiasz ręce... I rzucasz się na ofiarę! - powiedziała, po czym rzuciła się z łapskami na Jeffrey'a, aż cała na nim wylądowała, przygwożdżając go do podłogi. Zaraz zaczęła się śmiać, rozwalona na milion kawałeczków tym, że znowu zachowała się jak wariatka i sturlała się z Puchona, trzymając za brzuch i wpatrując w sufit. - Szkoda, że nie jest zaczarowany... - westchnęła cicho. Uwielbiała sufit w Wielkiej Sali, bo uwielbiała wpatrywać się w gwiazdy. Może dla niektórych to było tandetne, ale Cristina w wiele cieplejszych nocy wychodziła z domu z kocem pod pachą i wspinała się na położone wysoko polany, żeby przyglądać się gwiazdom. Nic dziwnego, że znała praktycznie wszystkie konstelacje, a niebo nie miało przed nią tajemnic. Zaśmiała się, słysząc uwagę o pięści. Od razu skojarzyła się z Benem. I o ile Bax był... cóż, rozczulająco głupi w swoich beznajdziejnych podrywach, tak Jeff był... uroczy? Potrząsnęła głową, co wyglądało dość komicznie, biorąc pod uwagę, że leżała na podłodze. To pewnie ten obowiązkowy kurs bycia Puchonem. - Nie powtarzaj tego więcej, bo jeszcze częściej będzie mi towarzyszyć... A wierz mi, znalazłoby się sporo osób, które wolałby, żeby tak nie było - powiedziała rozbawiona i uśmiechnęła się lekko. Przewróciła się na bok, podpierając głowę dłonią i uniosła delikatnie brew. - W końcu ja jestem straszna - wytłumaczyła. Zaśmiała się kolejny raz i zrobiła skruszoną minę. W końcu tylko się zapytała, a nie od razu go oskarżała, prawda? Cris nie była dobra w podchodach, wolała walnąć prosto z mostu. No chyba, że faktycznie trzeba było w podchody się pobawić, ale to zdarzało się rzadko. Już dawno doszła do wniosku, że za pomocą prawdy można było wyprowadzić z równowagi bardziej, niż za pomocą najbardziej wyszukanych, ślizgońskich kłamstw. - Wiesz, swojej królowej powinno się wybaczać... - zasugerowała niewinnie, a uśmiech poszerzył się jeszcze odrobinę. Parsknęła śmiechem i pokręciła głową. - Nie, nie musisz. Wierzę ci, Casanovo. Czy jak ci tam, Jeffrey'u - powiedziała, już naprawdę nie kryjąc rozbawienia całą tą sytuacją. Cristina Ly Reed, która nie przyjęła, nawet tak zawoalowanej, propozycji... I wy sugerujecie, że ona jest największą dziwką Hogwartu? Ha!
Trening oklumencji
ed: omg, pisałam tego posta chyba sześć godzin, nie miałam pojęcia, że taki wyjdzie... wybacz mi, wybacz!!!! | |
| | | Jeffrey Hardy
Liczba postów : 27 Join date : 03/08/2012
| Temat: Re: Biblioteka Pią Sie 17, 2012 11:03 am | |
| Dijka zaskoczona była takim obrotem sprawy? Jak ona potrafi pociągnąć za sobą chłopa, który waży siedemdziesiąt parę kilo! Toż to zbrodnia by nie pozwolić jej trenować. Brykiet co prawda nie waży zbyt dużo, ale w końcu takie ciężary nie powinny być dla umięśnionej Dijki problemem! Btw nie wyobrażam sobie Dijeczki jako karczycha. A tego oczekiwała? To ci niespodzianka. Jak to ładnie wyglądało, gdy chłopaczek i dziewczynka się ze sobą zgadzali. Chociaż sam Jeffrey też nie bardzo był konfliktowy, ale w razie problemów przywalić potrafił. Nawet kurde mocno! Nie zaraz by trwale uszkodzić, ale przynajmniej by druga osoba poczuła na sobie siłę tych jakże boskich mięśni! Dobra, może Hardy specjalnie jakoś nie był zbudowany by startować w konkursie kulturystycznym (nie to co nasza Dijka), ale jako taki sześciopak miał! Mały, ale zawsze. A rączki były tylko takim dodatkiem do reszty ciała. Kurde, zastanawia mnie tylko to, dlaczego ciągle piszę o tych cholernych mięśniach... Jakby nie patrzeć to masz rację. Doświadczenie w gryzieniu jest. Rzekłbym nawet, że duże. ALE Z MOJEJ STRONY! Toć to moje Victory pogryzły Dijeczki, a nie na odwrót! Jam był zawsze napastnikiem, a nie kuźwa ofiarą. Dobra, raz jeden jak się Creedowy dał pogryźć to padł ofiarą wampiryzmu. No i stracił płodności. Nie mógł być ojcem! Nie mógł mieć dzieci! Oh nie! A jeśli Krysia pogryzie Jeffa i okaże się, że Reedowa jest pseudo wampiro-żmiją? Nie chce nawet o tym myśleć. Biedny Hardy! Tego to już za wiele. Stanowczo za wiele. O'Sullivan i Jensen? Bez przesady! Jak dyrektor szkoły mógłby w ogóle spojrzeć na takiego osobnika? Przecież Casey jakiś tam gust miał! Nie zapatrzyłby się na nieproporcjonalną personę. Nie róbmy z niego totalnej ofiary pękniętego kondoma! Prędzej by się z panną Wood umówił niżby miał spojrzeć erotycznie na tego ponuraka! I znowu ta głupia Reedówna miała rację. Dlaczego tak zawsze było? Czy na świecie nie istniał żaden normalny i racjonalny powód? Zdecydowanie bycie straszną należało do niej. Nie wiem, czy są w tym jakieś podteksty, ale nawet gdyby były to nie wolno się z nimi sprzeczać, bo się dostanie w ryj! Faktycznie, Hardy nie miał przeraźliwej urody. Wręcz przeciwnie. Delikatną i nawet miłą. Może trochę dziecinną, bo pewnie w wieku trzydziestu lat będzie wyglądać tak jak teraz. A podobno poważny wygląd przyciąga kobiety i daje dużo ofert pracy. No to mamy problem... - Źle? - powtórzył cicho, spoglądając na twarz dziewczyny. W ogóle ją jakoś dziwnie obserwował, ale nie jakoś tak specjalnie i nachalnie (jak to czynił O'Sullivan!). Hardy jakieś tam zasady miał i wiedział, by czegoś takiego nie robić. Słuchał Cristiny i zastanawiał się co właściwie tutaj robi. Ślizgonka uczy go jak być strasznym, bo jego metody były złe i śmieszne. Tego sobie chyba nikt w życiu by nie wyobraził. Jednak z każdą chwilą, każdym słowem Reedowej, Hardy odchylał się do tyłu. Taka prezentacja nie wpływała na niego dobrze. Zdecydowanie! Jego rozmówczyni zbyt bardzo w tym momencie przypominała pannę Wood. Wredna wiedźma, która morduje nocami, odcina głowy i z czaszek wypija sobie słodkie wino! A w dzień niewinna i grzeczna pani profesor zielarstwa. Cóż za kamuflaż. Kurde. Stop. Przecież nie było tu Jennifer a jedynie Reed! Jeff odetchnął z ulgą, chociaż faktycznie poczuł się przez moment jak...robak. - Przypominasz mi teraz te wstrętne babsko... - no i nie zdążył powiedzieć, bo łapka Krysi były zbyt silne. I po raz kolejny został pokonany przez kobietę. Cóż, może porwanie nie było taką wielką porażką, bo przecież ślizgonka siłę w łapach miała. Ale teraz zdecydowanie poległ. Królowa wylądowała na nim i jeszcze się z tego cieszyła! No spoko! Jeff też się uśmiechnął, bo to nawet nie było zbyt złe uczucie. W końcu był facetem. Osiemnastoletnim! No to logiczne, że w jego umyśle pojawiła się mała wizja. Nie trwała długo, bo ponad trzydziesto kilogramowy ciężar osunął się z niego. Ironizując, Hardy w końcu mógł odetchnąć z ulgą! - Zdecydowanie cię lubię. - powiedział przez śmiech, prostując nogi i podkładając rękę pod głowę. Leżał w końcu na marmurowej posadzce, a cholerstwo było niewygodne. - Dlaczego wcześniej się nie spotkaliśmy? - zapytał przekręcając głowę bok, tak by ujrzeć panienkę Reed. Zdecydowanie żałował tego, że przez siedem lat w Hogwarcie nie miał styczności z taką wariatką jaką była Krysia. Każdą ją w tej szkole widział, każdy ją w tej szkole rozpoznała, ale pewnie tylko ci co ją poznali, darzyli ją czymś więcej niż tylko głupią znajomością. Ale to brzmi (ale co się dziwić! akurat mi śmieci wywożą, a jeden koleś komentuje, że mu śmierdzi...). Podryw? Nie. Raczej czysty komplement, który miał za zadanie powiedzieć prawdę. Nie będę się po raz kolejny rozpisywał dlaczego tak było, a dlaczego nie. - Postaram się, ale głowy nie daję. Jesteś ładniejsza ode mnie i tyle. - mruknął z uśmiechem na ustach. Samemu także spojrzał w górę. Jemu akurat nigdy nie przypadły do gustu czarodziejskie sufity. Wkurzały go te świeczki, czy dynie na święto duchów. Gwiazdy nawet były w porządku, ale można wyjść na dwór by je obejrzeć. Jeff stanowczo nie należał do marzycieli. I tak też miał uczynić. Wybaczyć swojej królowej i pozbyć się wszelkich złości. Nie lubił trzymać urazy zbyt długo, chociaż zdarzały się wyjątki. - Żaden ze mnie Casanova. - zaśmiał się, także obracając się w bok, spoglądając na twarz Reedówny. A dokładnie w oczy, bo wydawały się być one jedną z najpiękniejszych rzeczy, jakie mógł w życiu zobaczyć. - Pewnie mówił ci już ktoś, że masz zjawiskowe oczy? - ach ten denny komplement.
/Oj tam, oj tam! Nie będę gorszy! I się wyrobiłem w półtorej godziny z przerwami!
| |
| | | Cristina Reed Klasa VI
Liczba postów : 720 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Biblioteka Pią Sie 17, 2012 3:49 pm | |
| Z bardzo poważną miną pokiwała głową w odpowiedzi na pytanie Hardy'ego. Cristina nie rzucała słów na próżno i skoro powiedziała, że chłopak ewidentnie źle zabierał się do bycia strasznym czy jakim tam, tak faktycznie uważała. A że dodatkowo była raczej sympatyczną osobą (w okolicach pełni księżyca), to miała zamiar pomóc Jeffowi walczyć z tą przypadłością. Chociaż... W sumie byłoby szkoda. Puchoni naprawdę mieli ten swój urok, który polegał właśnie na tym, że nawet przez myśl im nie było bycie przerażającymi. Ich naturalną bronią była niewinność, a kiedy wystarczająco się zbliżyli - jeb z Avady prosto w serce! Sprytne bestyjki. A taka biedna Krysia wylądowała w Wężogrodzie i, niezależnie od tego jak niewinne i słodkie minki by robiła, niezależnie od tego, jak była milusia albo dziwna, wszyscy i tak spodziewali się po niej tego, co najgorsze. Przeklęta Tiara Przydziału... Kolejny raz doszła do wniosku, że o tyle lepiej byłoby jej w Jaskini Lwiątek. Criss tak wciągnęła się w swoją prezentację, że nawet nie zauważyła, kiedy wszelka radość i nadzieja znikła z twarzy Hardy'ego. Dopiero po jego słowach zmarszczyła czoło i teatralnie rozejrzała się dookoła. - Wiesz... Ja jestem wstrętnym babskiem - wytłumaczyła mu wesoło i obdarzyła szerokim uśmiechem. Nie takie rzeczy się słyszało. I na pewno nie miała zamiaru się obrażać, czego jak czego, ale dystansu do siebie i świata pannie CReed na pewno nie brakowało. - A tak serio, to kogo ci przypominałam? Cartemoll? Grubą Damę? Twoją matkę? - Wyszczerzyła się po ostatniej propozycji. Nawet nie przeszło jej przez myśl, że mogła w pewien sposób obrazić rodzicielkę Hardy'ego. Albo inaczej. Przeszło jej to przez myśl, ale nieszczególnie ją to obeszło. Jak strzeli focha, to jego sprawa. Takie uwagi padające z ust Cristiny były na porządku dziennym i jeśli nie miało się nawet tej odrobinki dystansu, przebywanie z nią było istną katorgą. Cristina musiała przyznać, że śmiech Jeffrey'a był dobry. Nie chodziło nawet o samo jego brzmienie, ale jeśli ktoś po którymś z jej zupełnie naturalnych wyskoków się śmiał, a nie postukiwał w głowę, Criss od razu go lubiła. Sztywniactwo było passe. Zbytnie przejmowanie się opinią innych ludzi też. - I tak długo ci to zajęło - skomentowała jego uwagę z odrobiną ni to złośliwości, ni rozbawienia. W końcu Cristina nie mogła zwyczajnie podziękować za to, że ktoś powiedział, iż ją lubi. To byłoby... no, za proste i zwyczajnie nie w jej stylu. Reed lubiła przekomarzanki. Wzruszyła ramionami. - Nawet ja nie mogę znać wszystkich w tym zamku. Chociaż, że ty już na moim pierwszym roku nie zapałałeś wieeeelką chęcią poznania mnie... Pfff - jak powiedziała, tak zrobiła, to znaczy prychnęła. Prawdą było, że każdy ją w tej szkole rozpoznawał. Niektórzy byli charakterystyczni z wyglądu (jak Ułamek z Wili albo Clay), niektórzy mieli sławnych rodziców (jak Ellie albo Tony), a niektórzy zachowywali się jak Kryśka. Takich ludzi się nie zapominało, bo ciężko zapomnieć kogoś, kto - przykładowo, bo te możnaby mnożyć - na uczcie pożegnalnej na czwartym roku wlazł na stół Ślizgonów i zaczął tańczyć coś, co w jego mniemaniu było arią z Jeziora Łabędziego. Za przegrane zakłady się płaci, a Cristina zawsze potrafiła wychodzić z nich z honorem i uśmiechem na ustach. Ależ Criss wcale nie twierdziła, że Jeffrey ją podrywał, wręcz przeciwnie. Zauważyła właśnie różnicę między swoim kumplem, w którego ustach taki tekst byłby tandetnym podrywem, a Jeffem, który to zdanie o pięściach powiedział z taką uroczą naturalnością. - Serio? - Uniosła brew, jakby nie dowierzając w jego słowa, po czym klasnęła w ręce, co było dość trudne (i komiczne, przy okazji) biorąc pod uwagę, że nadal podpierała głowę jedną ręką. - Powinniśmy zrobić ankietę społecznościową. Wiesz, chodzić po Hogwarcie i pytać się ludzi, które z nas jest ładniejsze - wyrzuciła z siebie zachwycona nowym, jakże prostym i jednocześnie genialnym pomysłem. Nic nie dawało bardziej obiektywnego poglądu na jakąś sprawę, niż ankiety! Kiedy Jeff wpatrywał się w jej oczy, co pewnie mogłoby zakłopotać sporą liczbę osób, przekrzywiła lekko głowę i sama zaczęła wpatrywać się w jego. Chociaż - jeszcze - nie znała jego myśli, musiała przyznać, że on też miał całkiem ładne. Zaśmiała się, słysząc kolejny komplement. - Tylko ja przed lustrem - odpowiedziała z odrobiną ironii, choć zgodnie z prawdą. Krysia naprawdę była typem idealnej kumpeli, dziewiećdziesiąt procent chłopaków, których poznawała od razu stawało się jej dobrymi znajomymi, do piwa, fajki i durnych żartów. A spać z kumpelą można, ale prawienie jej komplementów... trochę nie ta liga. No chyba, że to były komplementy dotyczące jej cycków. Tych usłyszała aż za dużo, szczególnie ostatnio z ust pewnego Królika Baxa. Z trudem powstrzymała się od przewrócenia oczami.
Koniec treningu | |
| | | Cristina Reed Klasa VI
Liczba postów : 720 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Biblioteka Sob Sie 18, 2012 1:25 am | |
| Z Krysią stało się coś naprawdę, naprawdę złego, skoro zazwyczaj będąc tak całkowicie olewczą wobec wszystkiego, co nie było starożytnymi zaklęciami, teraz trenowała w każdej wolnej i szybkiej chwili. Zamykanie swojego umysłu nawet podczas rozmowy z inną osobą było ważne i - przynajmniej w mniemaniu panny CReed - dużo trudniejsze, niż takie oczyszczanie głowy przed snem, żeby nie śnił jej się pewien okropny eliksirowar. Musiała z niemałą ilością dumy przyznać, że chyba stawała się w tym coraz lepsza, skoro teraz, cały czas budując mur wokół swojego umysłu, nie odpływała tak, jak jeszcze paręnaście minut temu, kiedy - zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy - upodabniała się do swojej mamuśki. I zdecydowanie była z tego faktu zadowolona, bo jeśli oklumencja miała pociągać za sobą publiczne "przyznawanie się do swojego dziedzictwa", to ona bardzo podziękuje. Chociaż, jak już jesteśmy przy oklumencji i dziedzictwie w jednym zdaniu, to ciekawe, dlaczego Reedówna tak uparła się, żeby tę umiejętność wytrenować. Oczyyywiście ona by się nie przyznała, że to ten jej szósty zmysł, raczej wrodzona ciekawość i chęć poznania (to znaczy obejrzenia, zmacania i zepsucia) nowych rzeczy, ale sam fakt był interesujący. Zdecydowanie nie była perfekcjonistką, wolała coś, co dawało błyskawiczne rezultaty, no, a przynajmniej takie widoczne podczas pracy. Dlatego nienawidziła babrać się w zielsku czy warzyć eliksiry. O oklumencji nie można było powiedzieć, że przychodziła szybko, wręcz przeciwnie. Uczyła się jej już... ile? Pół miesiąca? Trzy tygodnie? A nadal była przekonana, że nie potrafiłaby powstrzymać umysłowego ataku podczas pojedynku czarodziejskiego, ba! nawet gdyby ktoś chciał się włamać do jej snów. Mimo to, zamiast machnąć ręką, ćwiczyła dalej. Coś wisiało w powietrzu, a jako, że sama mam osiemnasty zmysł, zastanawiam się, kto spiskuje przeciwko mojej postaćce! Lord Mortadela? Ułamek z Wili? Elizabeth Hall?! Trening oklumencjiA w ramach bonusu coś, na co wpadłam przypadkiem: [You must be registered and logged in to see this link.] | |
| | | Tony Shepard
Liczba postów : 254 Join date : 21/07/2012
| Temat: Re: Biblioteka Pon Sie 20, 2012 11:46 am | |
| Shepard uczył się zawzięcie. Czytał i czytał książeczkę. Wzdychał, wiercił się na krześle, przeciągał się niemiłosiernie, aż wreszcie zamknął podręcznik. Dość! Był przecież Tonym, który nienawidzi się uczyć, więc Ell powinna w ogóle wręczyć mu medal, że poświęcił aż dwanaście godzin na studiowanie zielarstwa! Niczym się nie przejmując (a tym bardziej osobami) przelazł z tym podręcznikiem do zielarstwa do bibliotekarki. - Chciałbym to wypożyczyć. - stwierdził grzecznie. Kobiecinie aż okulary spadły z nosa. Shepard wypożyczający książki?! Przecież odkąd tylko przyszedł do Hogwartu, wypożyczył jedynie raz Qudidditcha przez wieki i nic więcej. - Jesteś pewien? - chłopak kiwnął głową, że tak. - Jestem trzeźwy, zdrowy na umyśle. Chcę wypożyczyć tą książkę, aby się czegoś nauczyć. Nie chcę jej zdewastować... A nawet jeśli, to rodzice zapłacą. - wzruszył ramionami. Kobieta nie była co do tego przekonana, ale jednak podała książkę Krukonowi. Tony wyszczerzył w uśmiechu swoje białe ząbki. Wsadził książkę do torby i opuścił bibliotekę machając po drodze do CReedowej. Ciekawe co ją tutaj przywiało? Nie zamierzał jednak się zatrzymywać, aby zapytać. I tak będzie węszyć, kiedy zobaczyła go w domu książek... A jeszcze bardziej będzie węszyć kiedy dowie się, że po raz drugi w życiu wypożyczył książkę i to na dodatek traktującą o zielarstwie!
Koniec treningu, opuszczam temat.
| |
| | | Cristina Reed Klasa VI
Liczba postów : 720 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Biblioteka Pon Sie 20, 2012 3:02 pm | |
| Ja w żadnym wypadku nie poganiam, po prostu Krysia ma być takim koksem, jak Mahcin Whoński, żeby móc razem z nim przejąć władzę nad światem, a nie tylko myć mu nogi. A żeby być takim koksem, trzeba ćwiczyć, nawet bez tabelek, bo niektórym tabelki do szczęścia potrzebne nie są! A że post treningowy ileś tam linijek mieć powinien, a nawet jak nie, to brzydko by wyglądał, gdyby nie miał, a pani bossówie i tak się nie będzie chciało czytać, to piszę byle co, zanim przejdę do jeszcze bylejakszych monologów wewnętrznych biednej Criss. Criss, która zaczęła mieć na punkcie oklumencji obsesję nie mniejszą, niż O'Sullivan na jej punkcie. I w chwili obecnej 'feel like O'Sullivan' nabiera nowego znaczenia. Kryśka miała wrażenie, że coraz lepiej jej ten trening idzie, skoro nauczyła się podzielności uwagi. Jednocześnie mogła rozmawiać z Jeffreyem, wgapiać się w jego patrzałki i być tak samo zajebistą, jak zawsze była, i trenować oklumencję, która była trochę mniej zajebista, ale konieczna do bycia koksem. Stwierdziłam, że zapełnię chociaż okienko, więc muszę coś jeszcze napisać, a najsmutniejsze, że nie mogę napisać o Toniaku, bo Crissy nie mogła go zobaczyć, skoro on był koło stanowiska Złej Wiedźmy (aka bibliotekary), a Reedówna i jej poddany siedzieli przed wejściem do działu ksiąg zakazanych. Także smuteczek! O, i zapełniłam całe okienko, więc mogę oficjalnie powiedzieć:
Kontynuacja treningu oklumencji | |
| | | Jeffrey Hardy
Liczba postów : 27 Join date : 03/08/2012
| Temat: Re: Biblioteka Pon Sie 20, 2012 8:14 pm | |
| Rzeczywiście! Każdy Puchon miał w sobie coś z tego borsuka. Niby przytulne zwierzątko, takie fajne czarno-białe, z zabawnym noskiem, a w rzeczywistości drapieżnik i bliski znajomy łasicy. A jak wiadome te drugie były niezłymi sukami. Jeffrey nigdy się nie zastanawiał w jakim domy chciałby wylądować. Od zawsze podobało mu się bycie w domu Helgi. Może dlatego, że nie wyobrażałby sobie życia żmijowatego? Nie był wcale przebiegły ani fałszywy. Raczej otwarty, trochę szczery no i pozytywny. Przeważnie Ślizgoni do nich nie należeli. Bycie lwem też nie było mu pisane. A dlaczego? Po pierwsze nie był aż tak odważny. Jak można się bać człowieka, który w rzeczywistości nic ci nie zrobił? Albo młodszej od siebie kobiety, która myśli że jest fajna? Bez jaj! A o krukonach już nie wspomnę. Sam Hardy nie przepadał za ptactwem, chociaż swojego sprzętu nie zamieniłby na żaden inny afrykański. CReedowa wcale nie była wstrętna! Wręcz przeciwnie. Potrafiła człowieka do siebie przyciągnąć i owinąć wokół własnego palca. Tak przynajmniej sądzę ja (i Casey). Jeffrey mimo tych kilku chwil spędzonych razem, bardzo polubił dziewczynę. Spodobał mu się jej charakter, który był nie codzienny i oryginalny. A jak wiadomo coś co jest unikalne staje się po chwili wartościowe. Porównując Krysię do reszty uczniów to trzeba ją rzeczywiście umieścić na szczycie. Taka perła w koronie, o! - Daj spokój. Wcale nie jesteś taka wstrętna. Ale pozmieniałbym to i owo... - odparł grzecznie, uśmiechając się delikatnie. Też użył sarkazmu, a sekundę później parsknął śmiechem. Po chwili jednak słowa Reedowej sprawiły, że Hardy się trochę przestraszył. Na samą myśl o Woodwej robiło mu się źle. Może nie zimno, ale stanowczo nie było to miłe uczucie. - Nie, nie, nie. Cartemoll jest całkiem w porządku. Zresztą nawet ma fajną córkę. - zaczął delikatnie. Szykowało się dłuższą opowieść, bo pytanie było nietuzinkowe. Dziwne, że w ogóle chciał jej o tym opowiedzieć, bo przeważnie nikomu się z tego nie zwierzał. Ach, ta przeklęta Krysia. Zawsze musi wszystko wiedzieć. A co najlepsze potrafi to wyciągać z ludzi. - Może gdyby moja matka nie była metamorfomagiem to wtedy mógłbym się zastanowić nad sensem tych słów. - zaśmiał się cicho. Cóż, w przekonaniu Jeffa było to śmieszne. - Ale ogólnie rozchodzi się tutaj o... - urwał na chwilę i przełknął głośno ślinę. Uchhh! - o... o tą wstrętną wiedźmę... zielarkę... Rachel Wood. - aż z wrażenia się zatrząsł. Ale nie było to jakoś specjalnie dostrzegalne, chociaż pewnie czujne perskie oko panny Reed wszystko wyłowi! - Przeraża mnie jej sama postawa...wygląd...charakter! - aż delikatnie mu się głoś podniosło. Odruchowo nawet się chwycił za policzek i się uszczypnął, by sprawdzić czy aby na pewno nic mu się nie dzieje. - Jest...dziwna. Nawet bardziej od ciebie... w tej strasznej pozie. - nawet udało mu się trochę zmienić wyraz twarzy i unieść delikatnie dłonie, by sytuacyjnie udać straszną Reed, ale w rzeczywistości było to jeszcze śmieszniejsze niż jego słowa. Jaki normalny osobnik mógłby się bać prostej nauczycielki? Sztywniactwo zdecydowanie było zło. Jak w ogóle można żyć bez poczucia humoru? Albo bez "odwalania" różnych i ciekawych rzeczy? Traci się przy tym cały urok. No i radość życia! A to chyba było najważniejsze w takim wieku. Nie chciał już komentować jej słów, bo Krysia po raz enty już miała rację. Do faceta powinien należeć pierwszy krok. On powinien pierwszy zagadać i zachęcić drugą osobę do przebywania w jego towarzystwie. Albo przynajmniej starać się o to, by zaszczytnie być obok panny. Uch, jak to dziwnie brzmi. Ale czepiając się jeszcze rozpoznawalności, to stwierdzam fakt, że Jeffrey był zdecydowanie "popularną" postacią w Hogwartcie. W końcu rozgrywki w quidditcha były częścią szkoły i na mecze przychodzili prawie wszyscy. A jak wiadomo od czwartej klasy pałeczkę obrońcy przejął właśnie Hardy. Kapitanem drużyny nie był, bo się do tego nie nadawał. Warto też jeszcze dodać, że popularność Jeffreya wiązała się z jego rodziną. Ojciec był genialnym trenerem i chwałą Harpii. A teraz? Równie sławnym wariatem z Munga. Masakra! Tak! Ankieta była zdecydowanie genialnym pomysłem. Ślizgon kontra Puchon! Ale chyba już na starcie mieli wygranego. Musiała być nim panienka Reed. A dlaczego? Po pierwsze była cholerną żmiją ze Slytherinu, która za sykla (czy cholera knuta) zrobi wszystko, a po drugie była samą w sobie dziewczyną! No, chyba że o czymś nie wiem. A Hardy? Uch, przesiąknięty strachem do Woodowej obrońca Puchonów. Geniusz! - Ale powinniśmy się kierować tylko do przedstawicieli płci żeńskiej. I to jeszcze do tych staruszek! Wtedy miałbym większą szansę na zwycięstwo. - kiwnął głową, co musiało być dziwne, bo leżał. Jakby się tak zastanowić... to ile było staruszek w Hogwartcie? Nie liczmy Shepardów i Cartemoll. Dlaczego nie ta liga? Może i na starcie było powiedziane, że Jeff i Krysia się polubią, ale to nie zmienia faktu, by jeden powiedział drugiej osobie coś miłego. Co jest oczywiście zgodne z prawdą. Każdy to potwierdzi. Reedowa miała ładne oczy, zdecydowanie. Hardemu coś się nawet wierzyć specjalnie nie chciało, że nikt jej tego nie mówił. Ale nie będzie pchał się w szambo, skoro może z niego nie wyjść! Przemilczał jej słowa. Odpowiedział na nie jedynie cichym śmiechem. No i uśmiechem! | |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Biblioteka | |
| |
| | | | Biblioteka | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |