Riddiculus
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Biblioteka

Go down 
+5
Jeffrey Hardy
Cristina Reed
Tony Shepard
Clay Kahaya
Mistrz Gry
9 posters
Idź do strony : Previous  1, 2, 3
AutorWiadomość
Mistrz Gry
Admin
Mistrz Gry


Liczba postów : 240
Join date : 13/07/2012

Biblioteka - Page 3 Empty
PisanieTemat: Biblioteka   Biblioteka - Page 3 EmptySro Lip 18, 2012 10:59 pm

First topic message reminder :

Biblioteka znajduje się na piątym piętrze i jest czynna do godziny ósmej wieczorem. Znajdują się w niej dziesiątki tysięcy książek, zazdrośnie strzeżonych przez bibliotekarkę. Biblioteka jest podzielona na działy tematyczne.
Jest tu także niewielka czytelnia. Przy dużym, marmurowym kominku stoi pięć stołów z krzesłami, a przy samym kominku ustawiono dwa wygodne fotele i trzyosobową kanapę.
Na samym końcu biblioteki znajduje się dział Ksiąg Zakazanych. Nie można do niego wejść bez pozwolenia nauczyciela. Pilnie strzeżony przez bibliotekarkę.
Powrót do góry Go down
https://riddiculus.forumpolish.com

AutorWiadomość
Jensen Kinghsley
Dyrektor
Jensen Kinghsley


Liczba postów : 270
Join date : 19/07/2012

Biblioteka - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Biblioteka   Biblioteka - Page 3 EmptyPon Sie 27, 2012 1:01 am

Nie wiem czy Jensen nie jest zbyt leniwy na wzięcie schodów, ale zawsze można próbować.
-Jak bym śmiał się z Ciebie śmiać? No dobra. Jest to więcej niż wykonalne, ale nie teraz.
Powiedział w takim stylu jak zwykł przekomarzać się z nią jeszcze dwa miesiące temu. Muszę tutaj śmiało się wypowiedzieć, że mój kochany Jensenik ewoluował w niewyobrażalny sposób. Niczym motyl po porzuceniu okowów kokonu. Wychodzi mu to z dużo większa gracją niż rano wypełzającej ze śpiwora Sołfiji. I 'dużo' jest tu słowem kluczowym. Psychka pana Kinghsleya jest niesamowicie złożona i to bardziej niż zakładałam na początku. Dopiero teraz to widzę.
Intensywny zapach trawy cytrynowej wbijał się w jego nozdrza jak groty strzał Hawkeye. Gdzieś w jego uszkodzonym przez wiedzę eliksiralną umyśle pojawiła się żaróweczka z notką: okryliśmy twój zapach amortancji. Chociaż jestem całkiem pewna, że zmieszałby się z wonią ognistej whiskey. Informacja ta przykryła dosyć skutecznie malutką postać, która próbowała wbić się na główny ekran z kilkoma ważnymi spostrzeżeniami: po pierwsze. Co to ma być, że Jensen Kinghsley się ewidentnie zakochał? To niekanoniczne nie wspominając o tym jak bardzo obrzydliwe. Po drugie niszczy to jego wypracowaną opinię publiczną niezmierni okrutnie i doszczętnie. Lata pracy. Wszystko to zmarnowane niczym oszczędności na wycieczkę do Francji kiedy tylko pojawiają się w sklepach wyprzedaże. Po trzecie: gdzie podziało się pierwszoplanowe ego? Z dopiskiem: żądamy przywrócenia go na wiodące stanowisko w firmie Kinghsley z.o.o, a po czwarte i prawdopodobnie najważniejsze: czemu główny bohater pozwala sobie na te wszystkie antyosobowościowe zagrywki w swoim umyśle, bo przecież na zewnątrz zostawił swoją prawdziwą twarz rozrywkowego nimfomana?!
Protest ten jednak spotkał się z odrzuceniem już przy pierwszych staraniach o usłyszenie głosu ludu. Bo ja nie wierzę w demokrację. Monarchia jedynym słusznym ustrojem.
A w głowie Jensena panuję JA. Zacny narrator, który właśnie odkrywa cały schowek zapasów ludzkich odruchów w tej maszynie rozpusty.
-Kochać.
Potwierdził bez skrępowania, bo chciał mieć pewność, że Cristina całkowicie rozumie iż seks z Jensenem w tej chwili to nie było jakieś tam pieprzenie kotka za pomocą młotka. Ten seks COŚ znaczył. Co? No właśnie na tym polu obie strony w moim roz(wieleniu)dwojeniu jaźni mają problem. Ani ja, ani Jensen nie wiemy jak to Coś zdefiniować by było to jasne, przejrzyste i nie pozostawiało wątpliwości.
-Dla Ciebie wszystko, ale ja też mam swoje warunki.
Tak, nim przejdą do jakichś ciekawszych zagrań tej wspinaczki po schodach musi postawić swoje racje na stole. Teraz dopoki miał przebłysk trzeźwości w tym upojeniu seksualnym.
Warto wspomnieć, że pomimo braku ogólnego multitaskingu Jensen nie przestawał delikatnie wodzić swoją ręką po jej ciele, a drugą prostacko macać jej pośladków. Jednak nim rzucił karty na stół nastąpił wyjątkowo zajmujący pocałunek. Nie hamował się jeżeli o tę kategorię chodzi. Pozwalał sobie na subtelniejsze zagrania językiem jak i te wyjątkowo inwazyjne. Raz po raz przenosił pocałunek na szyję i wgłębienie za uchem. Delikatnie ją podgryzał... by po chwili z jakby skrzętnie odlaną dawką namiętności ponownie zaangażować się w akcję.
-Łatwiej, prawda. Ale nie ma być łatwiej.
Uśmiechnął się przekornie. Schody to schody. Będzie ją drażnił dopóki sama nie przejmie dowodzenia, bo miał wyjątkową ochotę na bycie zdominowanym. Chyba, że Criss postanowi nie pójść w tą stronę- wtedy chcąc nie chcąc weźmie sprawę w swoje ręce. Tymczasem poczeka. Ma dużo czasu. Wszak nie jest już jakimś tam nastolatkiem z problemami typu nadmierne podniecenie, niechęć do gry wstępnej czy przedwczesne zakończenie zabawy. Nie, nie, nie. Jensen to Jensen. Opinia nie bierze się z powietrza prawda?
Więc przerwał pocałunek.
-Właściwie mam tylko jeden warunek i od ciebie zależy co z tym zrobisz.
Zaczął wyjmując rękę z jej spodni i kładąc ją na plecach dziewczyny. Upewnił się, że jej oczy są dokładnie naprzeciwko jego nim zaczął. Kontakt wzrokowy był teraz zbyt ważny, bo słowami nie opisze tego wszystkiego co siedziało mu w głowie, ale spojrzeniem? Tak.
-Może i ludzie postrzegają mnie jako bezdusznego... nie dziwię się. Daje ku temu całą masę powodów, ale nie chcę... nie mogę znowu przechodzić... this whole Baxter thing. I tu nie tylko chodzi mu o Baxtera.
W drugą rękę wziął dłoń Kryśki i przez ułamek sekundy na nią spojrzał. Bez zagadek. Musi powiedzieć to prosto z mostu i już.
-Jestem zmęczony graniem w seks bez emocji. Bez zobowiązań. Stosunek, który nic nie znaczy. Może zwyczajnie dojrzałem do pewnych rzeczy, nie wiem.
Gdyby nie leżał to pewnie wzruszyłby ramionami. Ale pozycja w jakiej się znajdowali zdecydowanie ograniczała grę ciała.
-Domyślam się też, że nie jesteś związkowym typem... szczególnie nie z takim staruchem jak ja.
Mimowolnie zachichotał. Dla Jensena nie mogło być za poważnie.
-Nie mogę Ci rozkazywać. I nie chcę. Ale musisz wiedzieć, że nie mogę ponownie wrzucić się w to co było z Baxterem. Jeżeli chcemy to dalej ciągnąć to chciałbym mieć tą świadomość, że mogę Ci zaufać, że... nie potraktujesz mnie jakbym nic nie znaczył.
Mówiąc to dodał temu nutę ironii, a nawet zmieszał całość z lekkim rozbawieniem, bo nawet w tak poważnej kwestii nie potrafił zachować jednolitego smutnego i dramatycznego fasonu. Mimo, że patosem zalatywało. Ale oj tam.
-Jeżeli Ci ten układ nie odpowiada wystarczy, że powiesz. Postawienie sprawy jasno... Cóż, przyda się nam obojgu.
I po tych słowach przyciągnął ją bliżej siebie by poczekać na jakąs reakcję. ale ie wyszło mu to czekanie, bo od razu ją pocałował. Ale krótko. Jakby chciał jej zaznaczyć, że no cóż. O lepszego będzie trudno. Nie chciał być jej chłopakiem. To brzmiało no i było dziecinne. Ale nie mógł zaprzeczyć,że coś do niej czuje. Więc zwyczajnie: Baby if U want some of this cookie... it requires some sacrifice.
Powrót do góry Go down
Cristina Reed
Klasa VI
Cristina Reed


Liczba postów : 720
Join date : 24/07/2012

Biblioteka - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Biblioteka   Biblioteka - Page 3 EmptyPon Sie 27, 2012 11:25 am

Tym razem naprawdę było inaczej. Gapiące się słoiki zastąpili gapiącymi książkami, bezmyślność eliksiru rozsądkiem zaprawionych goryczą doświadczeń, brak słów i rozpaczliwą gorączkę słowami, które wypowiedzieć trzeba i subtelnością. Cristina Reed, która była zwolenniczką zawsze pierwszych opcji - no, może oprócz gapiących się słoików, gdyby kazano jej wybierać w tym podpunkcie zachowałaby się jak Polka z dziada pradziada, a nie tylko pradziada i odpowiedziałaby, że nie ma zdania - musiała przyznać, że była zadowolona z tego rozwiązania. Bo jeden, przeraźliwie długi miesiąc uświadomił jej, że naprawdę ciężko wyrzucić ze swojego życia człowieka, który był tam od paru lat. Tym razem nie chciała popełnić błędów. Nie, nie dlatego, że liczyła na epicki romans stulecia, co do tego już chyba wszystko sobie wyjaśniłyśmy. Cristina nie widziała siebie w związku z Jensenem i całe szczęście, że on też ich w typowym związku nie widział, chociaż - wierzcie mi - obecnie można było mieć takie wrażenie. Crissy na pewno je miała i czuła się z tym faktem tak bardzo niekomfortowo, że w pewnym momencie aż chciała powiedzieć: nie. Nie zgadzam się na twoją opcję. To nie jestem ja. Jestem Cristiną Ly Reed. Nie mam zamiaru pozwolić, żeby ktoś uważał mnie za swoją własność, żeby twierdził, iż ma do mnie wyłączne prawa, żeby próbował ingerować w to kim i jaka jestem.
Ale widzicie, biblioteka chyba działała destrukcyjnie na pionierskie cechy każdego człowieka. Tak jak u Jensena zdusiła jego ego rozmiarów Mount Everest albo zajebistości Sołfi, tak u Cristiny pozwoliła jej patrzeć ponad swoją dumą. I dzięki temu - tylko dzięki temu, więc chwalmy także moją zajebistość, że dawno, dawno temu napisałam posta właśnie w bibliotece - dostrzegła, że hej! jemu wcale nie chodziło o to, by zatrzasnąć ją w klatce i wyjmować tylko wtedy, kiedy była mu potrzebna. Jeśli już, to sam właziłby do jej klatki, bo cóż - w tym związku zdecydowanie nie było osoby, którą bez chwili wahania możnaby nazwać silniejszą. Cristinie wydawałoby się - gdyby chciała poświęcić na tę myśl tyle czasu, co ja - że w chwili obecnej była nią właśnie ona, bo to Jensen odsłonił się bardziej, bo to jemu zależało. Ale wiedziała, że ona też pokazała mu, iż wcale nie czuła się z tą sytuacją dobrze, że nie umiała traktować go już czysto przyjacielsko. I miała okropne, budzące mimowolne dreszcze wrażenie, że gdyby odrzuciła jego propozycję wstałby teraz i wyszedł.
I już nigdy, w żadnej postaci, by do niej nie wrócił.
Tego Cristina Ly Reed nie potrafiłaby znieść.
Jensen był jej potrzebny do życia, jak... jak oddychanie. Jak kawa z cynamonem, wydurnianie się z Tonym i zakłady z Ellie. Nie jako - Morgano najgorsza, nie pozwól, żeby kiedykolwiek tak myślała! - jej chłopak, partner (no chyba, że seksualny) czy człowiek, z którym planowała spędzić całe życie. Nie! Gdyby miała spędzić z Jensenem Kinghsley'em całe życie, trwałoby ono nie dłużej, niż jeszcze tydzień. Mimo to nie wyobrażała sobie, że miałby teraz zniknąć, że mogłaby go przekreślić, już nigdy z nim nie porozmawiać, nie mówiąc już o niesamowitym seksie. Może Wroński miał rację, kiedy mówił, że z uczuciami jest lepiej. Może nawet nie chodziło o uczucie miłości, ale przyjaźń, sympatię, bliskość i swoistego rodzaju zaufanie. To wszystko czuła przecież już wcześniej, a teraz... Tak, teraz czuła się jak właściwa osoba na właściwym miejscu. Z właściwą osobą. Czuła się po prostu kurwa szczęśliwa, mogąc leżeć na tej przeklętej, skrzypiącej podłodze biblioteki - a raczej na Jensenie - czując ciepło jego ciała, wpatrując się w jego twarz, by odczytać każdą do tej pory z takim zawzięciem tłumioną emocję i wiedząc, że wreszcie wszystko sobie wyjaśnią, że już nie będzie żadnych niedopowiedzeń, tylko obustronne porozumienie i wóz albo przewóz.
Serce zatrzepotało jak ptak więziony w klatce, jakby chciało przemocą wyrwać się na zewnątrz i uciec, uciec bardzo daleko, bo to, co działo się z nim teraz, nie było dla niego dobre, a może wręcz przeciwnie, zbyt dobre. O ile wcześniej podejrzewała, że jego dźwięk był słyszalny daleko w gąszczu Zakazanego Lasu, tak teraz była święcie przekonana, że słyszą go po drugiej stronie Atlantyku, słyszą dźwięk przeraźliwie bijącego serca i przyśpieszonych, parnych oddechów.
Wystarczyło, iż powiedział, że zrobi dla niej wszystko, a coś, jakiś przeklęty, uśpiony na wieki pierwiastek romantyzmu wskoczył na właściwe miejsce, uśmiechając się złośliwie i machając do Cristiny ze słowami: hej, tu jestem i już nigdy się mnie nie pozbędziesz! Nie obchodziło go to, że takie słowa są po prostu słowami, że ludzie je mówią jak to przeklęte kochanie, gdy nie potrafiło zapamiętać się imienia osoby, z którą właśnie wylądowało się w łóżku, albo na podłodze w interesującym pomieszczeniu - kwestia gustu. Z tego wszystkiego nawet nie usłyszała, że miał jakieś warunki, tak bardzo przejęła się kilkoma prostymi, tak bardzo nic - albo wszystko - znaczącymi słowami. Nie dał jej czasu na zorientowanie się, że w jego wypowiedzi było coś więcej, bo złapał tracącą grunt pod nogami rozsądku Cristinę w więzy pełnych namiętności pocałunków, z których żadną miarą wyplątać się nie dało, z których wyplątać się nie chciała. Ciepło jego ust, ruchy języka, zęby na jej ciele... Nie miała pojęcia, jakim cudem jeszcze nie jęczy od pożądania, które na parę długich chwil stłumiła, by powiedzieć to, co miało zostać powiedziane. Zamiast tego jęknęła z wyrzutem, gdy przerwał i już zbliżała swoją twarz do jego, by samej zacząć działać, ale słowa, które padły z jego ust powstrzymały ją od tego. A potem padło ich dużo, dużo więcej i Cristina nie miała pojęcia, co się z nią dzieje, bo zamiast zaśmiać się i powiedzieć, że w takim razie trafił na niewłaściwą osobę, pocałować go w czoło w geście tak przesiąkniętym rozbawioną pobłażliwością i wyjść z Take me or leave me na ustach, czuła, jak wszystko w niej, już dawno roztopione, rozpuszcza się jeszcze raz, zajmując całe jej ciało niesamowitym ciepłem, którego w żaden sposób nie dało się oszukać.
Jeśli Cristina uświadomiła Jensenowi, że wyrósł z seksu bez zobowiązań, tak Jensen uświadomił Cristinie, że chyba... lubiła czuć się w ten sposób. Lubiła być chcianą, lubiła wiedzieć, że komuś po prostu nie niej zależy, że może przestała być dla kogoś idealną kumpelą, która, kiedy akurat miała ochotę, mogła wskoczyć ci to łóżka. Bo chodziło o coś więcej, o coś o wiele, wiele więcej.
- Chyba jednak jestem taka sama jak one wszystkie...
Chyba lubiła tę nutę romantyzmu, która wkradła się w jej serce. Może właśnie tego zawsze chciała. A ponieważ nie mogła tego mieć, ponieważ była po prostu... sama, wyrobiła sobie tę pozę dziewczyny, która nie ma problemu ze swoją seksualnością i wskoczyłaby do łózka każdego seksownego chłopaka, gdyby akurat miała ochotę na szybki numerek. I to wszystko uderzyło w nią właśnie teraz, w tej chwili i... tak, mogę śmiało powiedzieć, że to była najgorsza chwila w jej życiu. Cristina lubiła uważać, że jest wobec siebie szczera, zawsze i wszędzie. A teraz właśnie zorientowała się, że jej umysł i podświadomość same, bez jej udziału, wybudowały mury obronne, wiedząc, że Cristina Reed bez nich by sobie nie poradziła.
Jensen nie mógł wiedzieć, co właśnie działo się w głowie dziewczyny, za to z całą pewnością widział wymalowane na jej twarzy szok i niedowierzanie, i czysty strach, który pochłonął jej przymglone oczy.
To, co właśnie odkryła nie znaczyło, że nagle wszystko, całą Cristinę Reed szlag trafił. Po prostu musiała przewartościować swoje priorytety. I naprawdę poważnie porozmawiać sama ze sobą. O tym, czego oczekiwała od życia, kim naprawdę była i jak duży wpływ miał na to Jensen. Czy gdyby na jego miejscu był ktokolwiek inny, zachowałaby się inaczej. I tego bała się chyba najbardziej na świecie.
- To wszystko jest takie... nowe, Jensen - przyznała, wzdychając cicho. Ścisnęła jego dłoń, odruchowo głaszcząc ją kciukiem. Przymknęła na chwilę oczy, by zaraz je otworzyć. - Boję się, że zgadzając się na taki układ, że ja się za... - głos jej się złamał, z trudem wzięła głęboki oddech i kontynuowała: - zakocham, a ty wtedy machniesz na mnie ręką i nie będę miała ani tego dziwnego związku, ani naszej przyjaźni.
Spuściła głowę, starając się nie wybuchnąć płaczem, bo co jak co, ale to było wybitnie niekryśkowe. To było tak niekryśkowe, że nie pasowało nawet do Kryśki, która właśnie odkryła, że coś, co wydawało jej się logiczne od tylu lat, wcale takie nie było.
Już więcej mu nie przerywała, pozwalając dokończyć i z dziwnym smutkiem odpowiedziała na jego krótki pocałunek.
- Ale nie umiem teraz odejść - wyszeptała, przerywając pocałunek i odsuwając twarz może tylko o cal.
Chciała, tak bardzo chciała teraz znowu zaatakować go ustami, dłońmi zbadać każdy milimetr jego ciała, czuć go głęboko w sobie. A zamiast tego - czekała. Nie potrafiła niczego zrobić, czuła się jak spetryfikowana i tylko stres połączył się z tym, jak na jej ciało działał Jensen, sprawiając, że przez chwilę słyszała tylko bicie własnego serca.

Nadal jesteśmy zajebiste i trenujemy!
Powrót do góry Go down
http://www.scarryb.tumblr.com
Jensen Kinghsley
Dyrektor
Jensen Kinghsley


Liczba postów : 270
Join date : 19/07/2012

Biblioteka - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Biblioteka   Biblioteka - Page 3 EmptyPon Sie 27, 2012 12:19 pm

Pozostawało tylko jedno zasadnicze pytanie: czemu Jensen musiał tak długo zachowywać się tak zasadniczo i nie mógł tak porozmawiać z Cristiną jak teraz? W jego głowie rozgorzała walka, bo miał ogromną ochotę zażądać od niej jednoznacznie: ja i nikt więcej, albo do widzenia, jednakże jakiś idiotyczny pierwiastek, który twierdził, że za bardzo mu zależy, żeby rozegrać to właściwie rozkazał na rozwidleniu wybrać niemożliwie krętą drogę, którą obserwowaliśmy w poście wyżej. Jakoś tak zawsze jest, że gdy chcemy zagrać właściwie to wybieramy drogę, której w żadnym innym wypadku nawet nie bralibyśmy pod uwagę. I właśnie taki mechanizm włączył się u Jensena Kinghsleya.
Gdyby tylko nasz opiekun domu Ravenclaw wiedział to co wiem ja czytając posta i wchodząc do psychiki Ly Reed to mógłby potwierdzić jej przypuszczenia bez nawet jednej drobinki zawahania: gdyby teraz Criss zdecydowała, że jednak nie potrafi utrzymywać tej relacji na poziomie monogamistycznym, że nie będzie w stanie mu obiecać, iż na chwilę obecną ten "profit" z ich przyjaźni pozostaje tylko między nimi... wstałby i wyszedł. I nigdy nie wrócił. Bo nie raz nie dwa kiedy już myślał, że otrząsnął się po tym szoku jakiego doznał dzięki nieuprzejmości ślizgonki chciał się spoliczkować i powiedzieć: zostaw przeszłość w spokoju, nie rozgrzebuj, nie analizuj... nie pierdol głupot. Ale nie wychodziło mu, nie miał wystarczająco siły by jednocześnie nie chcieć zemsty i utrzymać fason pozornego niezranienia- przynajmniej w swojej głowie. Lecz teraz? Teraz było inaczej. Ewoluował. Wskoczył na następny poziom. Może rzeczywiście to była zasługa miejsca w jakim się znajdowali, bo przecież powszechnie wiadomo, że najwięcej świetnych pomysłów wchodzi do głowy podczas wizyty w przystępnym miejscu, jakim na pewno dla wszystkich w Hogwarcie była biblioteka. Prawdopodobnie miało to jakiś związek z tym, że tyle mądrości znajdowało się w każdym z woluminów, że aż wstyd było stąd wyjść bez jakiegokolwiek zapasu wiedzy. Nawet jeżeli dotyczył on czyszczenia nosa krasnala ogrodowego. Zawsze coś, czyż nie?
Więc gdyby Criss zdecydowała na niekorzyść tego "związku" w końcu mógłby ruszyć na przód. Może rzeczywiście znaleźć sobie rebound i wrócić do gry lecz już z dużo większą świadomością swoich czynów, może po prostu czekać na jakiś cud... ale nie zaślepiałaby go już wizja tego paskudnego uczucia do Reedówny, która przez ostatni miesiąc tak paskudnie ciążyła mu na sercu, a co gorsza na sumieniu, którego, jak do tej pory był przekonany, nie posiadał.
Poczuł, że między eskami podłogi jest jakaś wyrwa, która zaczęła dawać o sobie znać zupełnie jakby nie podobała jej się ta pauza w pornoakcji. Jakby się znudziła czekaniem i gadaniem. Trudno. Teraz to nie miał być rasowy pornos. To już przerowbili tam, wtedy w składziku, pamiętacie? Tym razem miało być inaczej. Było inaczej... i od decyzji jednej jedynej Cristiny zależało teraz bardzo wiele. Oczy Jensena raz po raz drgały za każdym razem kiedy któryś z elementów twarzy Criss się poruszał. Chciał wyłapać wszystko, pragnął teraz być w jej głowie i poznawać każdą pojedynczą myśl. Czemu nie miał czasu kiedy Jessica proponowała mu naukę legilimencji? Byłoby to paskudne względem Kryśki, ale teraz był tak zdesperowany by poznać odpowiedź...
-Criss...
Szepnął i ręka, która do tej pory spoczywała na jej plecach teraz ujęła jej policzek. Dlaczego spojrzenie Jensena było takie pełne... miłości i uwielbienia i zrozumienia i pożądania i... wszystkiego.
-Zbyt wiele dla mnie znaczysz żebym mógł na Ciebie kiedykolwiek machnąć ręką. Niezależnie od tego czy mnie nienawidzisz, lubisz czy kochasz, bo...
Nie. Nie powiesz jej tego. Nie zrzucisz na nią takiej bomby. To byłoby nieludzkie, zwyczajnie tortury niesterylnymi narzędziami.
-Nie potrafię znaleźć dobrych słów, ale wiem, że.. gdybyś zakochała się akurat we mnie, byłbym niemożliwie zaszczycony. I szczęśliwy.
Wziął dużo powietrza.
-Jestem w tym beznadziejny...
Warknął sam na siebie i odwrócił spojrzenie. Bo cały ten strach, który mu towarzyszył od momentu kiedy uzmysłowił sobie, że posiada jakieś wyższe uczucia do Criss, teraz sięgnął zenitu i sparaliżował jego głowę. Dla niego wszystko co tu się działo było nowe, bo szczerze powiedziawszy jeszcze nigdy wcześniej nawet przez myśl mu nie przeszła jakakolwiek nawet najmniejsza aluzja o tym, że mógłby poczuć cokolwiek do drugiej osoby poza oczywistym uwielbieniem i przywiązaniem jak było w przypadku najbliższego grona jensenowych przyjaciół. Od zawsze uważał, że po postu nie był zdolny do kochania. Za wiele z tym babrania się... co widać na załączonym obrazku przedstawiającym scenę w bibliotece.
'Nie umiem teraz odejść', co to do jasnej cholery miało znaczyć. Nie chciał wiele. Chciał jednej decyzji. Czemu ktoś taki jak Cristina Reed nie podjął jednoznacznej decyzji. Na wszystkie ziarna dyptamu! Zagryzł dolną wargę i spojrzał na nią. Zabrało mu to zdecydowanie więcej energii i wymagało zbyt wiele samozaparcia, ale dokonał tego. Spojrzał na nią. Na nią całą. I dopiero kiedy pożarł ją wzrokiem gwałtownym ruchem przeturlał ich tak by ona znalazła się uziemiona w klatce stworzonej z całego mięsistego jensenowego ciała... przy skromnym udziale podłogi.
-Pragnę Cię
Powiedział zdecydowanie i tak po kinghsleyowemu- uwodzicielsko.
-Całej. Nie tylko fragmentu, nie jednej nogi, nie ust. Całej.
W jego oczach było teraz coś dzikiego, przywodzącego na myśl pierwotne instynkty. Włączyła mu się opcja: jeżeli czegoś chcesz to to po prostu weź.
-Jeżeli chcesz się wycofać. Teraz jest odpowiedni moment.
W końcu postawił sprawę jasno. I po odczekaniu kilku sekund wpił się w jej wargi, następnie szyję. Jedną ręką powędrował do jej piersi, później niżej, rozpiął spodnie i nie owijając w bawełnę uwolnił ją na chwilę z tego męskiego uścisku by je z niej wręcz zerwać. Przyglądał się jej takim wzrokiem na którego wręcz w twojej głowie mogła się pojawić myśl uciekaj. I kto wie czy Kryśka właśnie tego nie zrobi. Cóż za przebudzenie bestii...
Powrót do góry Go down
Cristina Reed
Klasa VI
Cristina Reed


Liczba postów : 720
Join date : 24/07/2012

Biblioteka - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Biblioteka   Biblioteka - Page 3 EmptyPon Sie 27, 2012 1:22 pm

Gdyby Cristina podjęła decyzję, którą podjąć powinna, oboje mogliby zostawić przeszłość za sobą i ruszyć naprzód. Ale Cristina była tylko szesnastolatką, a od szesnastolatki nie można wymagać podejmowania takich decyzji, nie można wymagać, że będzie dojrzalsza, niż jest w rzeczywistości. Skoro Jensen nie potrafił tak po prostu się od niej odciąć, jak mogłaby umieć to Cris?
Gdyby, gdyby, gdyby... Na tym przecież polegało życie. Czegoś by się nauczyli, może wyciągnęliby wnioski, a może nie, ale przynajmniej pozwoliliby sobie żyć. Teraz wpadali w pułapkę skumulowanego pożądania, niepodjętych decyzji i strachu przed co by było gdyby. Bo Cristina przez całe życie kierowała się filozofią, że lepiej spróbować, niż pluć sobie w brodę, że się nie spróbowało. Że lepiej błagać o wybaczenie, niż prosić o pozwolenie. Teraz bardzo, ale to bardzo chciałaby poznać przyszłość, jednocześnie bojąc się tego, co by zobaczyła i jak bardzo by to na nią wpłynęło. Więc nawet się nie starała, a jeden, jedyny raz jej jestestwo posłuchało się, nawet tak bardzo irytujący instynkt zamilkł. Jakoś podświadomie wiedziała, iż wcale nie chodziło o to, że wszystko dobrze się skończy, że mogła mówić i robić to, co chciała, co w głębi serca uważała za słuszne.
To był jej wybór.
A może zbyt wielka niewiadoma.
Niewiadoma tak wielka, że nawet znajomość legilimencji nie pomogłaby Jensenowi, bo myśli, uczucia, przypuszczenia kłębiły się w głowie Cristiny, zostawiając tam czysty chaos, w którym musiała znaleźć odpowiedź, a zamiast tego drgnęła, kiedy powiedział jej imię i utkwiła spojrzenie wielkich, przerażonych i wypełnionych niepewnością oczu w Kinghsley'u. Za to to, co widziała w jego było... To zbyt wiele, nazbyt wiele na małą Cristinę, która była tak beznadziejna w związkach, która będąc jednocześnie tak przepełnioną uczuciami osobą, bała się tego, które definiowało człowieczeństwo. Każde kolejne słowo Jensena odkrywało następny skrawek duszy Cristiny, o których nawet nie miała pojęcia. Nie wiedziała, co mogłaby mu odpowiedzieć, nie wiedziała, jak miałaby ująć swoje uczucia, ale już otwierała usta, żeby powiedzieć coś, co nie do końca było prawdą, ale co tak bardzo chciało zostać wypowiedziane - zaśmiała się. Spuściła głowę, pozwalając, by włosy zakryły jej twarz, a jej ciało trzęsło się pod wpływem cichego śmiechu. Kiedy w końcu uniosła głowę, by spojrzeć mu w oczy, na jej twarzy widniało czyste zrozumienie.
- Ja też - odpowiedziała szczerze, cały czas z nutą rozbawienia, choć wątpiła, by do tej pory nie zdawał sobie sprawy, jak niezręcznie Cristina czuła się w tych tematach. - Więc może... może już nic nie mówmy, może... - urwała na chwilę, bo sama nie wiedziała, co chciała powiedzieć, jakby cała elokwencja uleciała gdzieś daleko, bardzo daleko i już nigdy nie miała wrócić. - Nie, Jensen... - zaczęła, ale nie dał jej dokończyć zdania, bo w ciągu ułamka sekundy, a przynajmniej tak jej się wydawało, a później to ona leżała na podłodze, nie Jensen.
A każde jego słowo... O mamusiu, która, mam nadzieję, teraz na mnie nie patrzysz! Jeśli tego wszystkiego wcześniej było za dużo dla biednej Krysi, to teraz czuła się, jakby zaraz miała eksplodować z nadmiaru wrażeń.
- Ja ciebie też. Pragnę ciebie tak bardzo, że... że... Kurwa mać. Nie. Nie będę teraz kłamać, kombinować, uchylać się od odpowiedzi. Nie potrzebuję nikogo więcej. Nie chcę nikogo więcej. To... ty... ja... - Wzruszyła ramionami, a przynajmniej próbowała. Stanowczość w jej głosie, w jej spojrzeniu, były nietypowe nawet jak na nią. Zostawiła ten temat, bo w żaden sposób nie umiałaby dokończyć tamtego zdania. Czasami niedopowiedzenia mówiły więcej, niż największe słowa. Bo każda molekuła twarzy Cristiny, każda emocja, która malowała się w jej oczach, każdy zmysł, przez który huczało jej w głowie, to wszystko było wyraźniejszą odpowiedzią, niż jakiekolwiek słowo. Tym bardziej, że ten przeklęty Kinghsley tak na nią działał, szczególnie, gdy zachowywał się w taki sposób jak teraz. - Nie mam zamiaru się wycofywać, Jen. Lubię cię takiego - powiedziała z nutą rozbawienia, a Jensen, jakby w odpowiedzi na jej słowa, wręcz się na nią rzucił, tak bardzo agresywnie, tak bardzo cudownie, że jęk wręcz mimowolnie wyrwał się z jej gardła i straciła wszelkie zahamowania, wszelkie pozory racjonalności, których tak rozpaczliwie chwytała się jeszcze pięć minut temu. Jej ręce, jakby w synchronizacji z Jensenem powędrowały do jego spodni, które - choć rozpięła je wieki temu - nadal na nim tkwiły i zaczęła je ściągać, choć z racji mniejszej swobody ruchów, niż miał ją obecnie pan Kinghsley, nie udało jej się zrobić tego całkowicie. Cóż, musiał pomóc sobie sam.
Powrót do góry Go down
http://www.scarryb.tumblr.com
Jensen Kinghsley
Dyrektor
Jensen Kinghsley


Liczba postów : 270
Join date : 19/07/2012

Biblioteka - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Biblioteka   Biblioteka - Page 3 EmptyPon Sie 27, 2012 5:21 pm

Nie potrafił zrozumieć dlaczego ona od niego nie uciekała. Co się zmieniło. Gdzie nastąpił przełom. To było zupełnie nierealne, to nawet nie było bajką. Jednak coś do niego czuła, jednak nie był dla niej tylko bezwartościowym, bezuczuciowym mięsem, które służy do przyjemności. Jego nadszarpnięte poprzednią zniewagą męskie dumne Ja zlało się w całość i zabłyszczało jeszcze jaśniejszym blaskiem niż poprzednio. Miejmy nadzieję, że nikt nie doprowadzi do wybuchu tej skupionej antymaterii, bo to byłby ewidentny koniec Wielkiej Brytanii, gdyż wybuch zatopiłby ją na dnie... oceanu czy morza czy co to tam ją oblewa- Ania by mnie zabiła, ale ja jestem geograficznym debilem. Wybaczcie. Wiem, że to kompromitujące. Ale do rzeczy.
Ona też. Z grzeczności nie mógł zaprzeczyć. Miał nieodparte wrażenie, że dla ich dwójki to był zupełnie nowy, nieodkryty wcześniej obszar. A odkrywanie czegoś nowego jest owiane wieloma wątpliwościami, szczególnie jeżeli mamy do czynienia z kimś kto woli mieć wszystkie karty na stole, jasno i przejrzyście tak jak Jen.
A potem krótko mówiąc kazała mu się zamknąć. Szkoda, że w sumie nie użyła takich dosadnych słów, albo i lepiej, bo inaczej pewnie nie powiedziałby tego wszystkiego co było kwintesencją ich leżakowania na podłodze.
-Pragniesz mnie tak, że kurwa mać?
Zaśmiał się niekontrolowanie i pocałował ją jakby co najmniej miała zaraz wsiąść do pociągu zmierzającego do Timbuktu. To właśnie te rzeczy składały się na Kryśkę, którą kochał. Zaraz. Napisałam kochał? Eeeeeee.... Wróć. No. Em. Nieważne.
-Czuję się zaszczycony my lady.
Skłonił lekko głowę.
-Nawet nie masz pojęcia jak mnie to cieszy.
Mruknął. Nic bardziej nie mogło połechtać jego ego niż przyznanie, że Criss nie potrzebuje nikogo więcej, a Jensen jej wystarczy. Gdyby był dziewczyną jego wewnętrzne 'ja' zaczęłoby piszczeć.
Ale nie był.
Raczej zrobił się z niego taki udomowiony Hulk.
Wielki i zielony, ale nie taki że: "Smash Hulk, smash!".
Spojrzał w jej oczy i zaśmiał się cicho.
-You complete me...
Podniósł się do pozycji siedzącej i wdzięczny Kryśce, że już postanowiła obnażyć jego bokserki teraz jedynie zrolował je w dół. Następnie chwycił biodra dziewczyny i naciągnął ją sobie na uda, a jej nogi pociągnąłby były po jego bokach. W ten sposób jednym zamaszystym przesunięciem tyłka po parkiecie jego plecy spotkały się z punktem oparcia w postaci regału. Teraz mógł swobodnie przesuwać swoimi rękoma po ciele Cristiny, czego nie omieszkał się rzecz jasna robić.
Lubi go takiego. Proszę, proszę. Intrygujące. Ta myśl dotarła do niego z "nieznacznym" opóźnieniem. Uśmiechnął się pod nosem i oderwał od pocałunku, którym właśnie raczył Cristinę. Oderwał się by przenieść swoje pocałunki na szyję dziewczyny, gdzie po chwili ni stąd ni zowąd zwyczajnie ją ugryzł. Nie jakoś mocno niczym niedopieczone mięsko. Tak o.
-Nie żebym się rozdrabniał... ale jak stoimy z protekcją?
Nic tak nie uwłaczało Jensenowi jak fakt, że nie posiadał przy sobie prezerwatyw. Ktoś taki jak on winien mieć na wszelki wypadek zawsze owy przedmiot przy sobie. No ale on sam chyba ostatnimi czasy nie miał nawet ochoty na seks z kimkolwiek poza panną Reed czego po prostu obawiał się przyznać sam przed sobą.
Nie czekał specjalnie na odpowiedź, bo już kilka milisekund później jego lewa ręka powędrowała ponad szyją Criss przyciągając jej głowę jeszcze bliżej, zaś prawa nie mogła zrobić nic innego jak zacząć masować piersi Reedówny. Ot, naturalny odruch jensenowski. Ogólnie facetowski.
I jakby dopiero ten pomysł mu zaświtał w głowie zaczął delikatnie bawić się dolną częścią bielizny, która wciąż tkwiła na dziewczynie, dając jej w ten sposób znak by mu pomogła w jej usunięciu.
Powrót do góry Go down
Cristina Reed
Klasa VI
Cristina Reed


Liczba postów : 720
Join date : 24/07/2012

Biblioteka - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Biblioteka   Biblioteka - Page 3 EmptyPon Sie 27, 2012 7:14 pm

Oczywiście, Jensen Kinghsley jak zwykle musiał... może nie przekręcić, ale odebrać jej słowa tak, że wyszło głupio. I ogólnie dziwnie. Przewróciła oczami, jakby chciała pokazać jak debilny jest poziom jego poczucia humoru (nie żeby jej był wyżej), ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Jensen przeprowadził zmasowany atak na pannę Kryśkę, który miał na celu odebranie jej oddechu pocałunkiem. I faktycznie, był on tak niespodziewany, że przez chwilę nie potrafiła wciągnąć powietrza, zaraz jednak poddała się temu pożegnaniu (swoją drogą nie mam pojęcia, co Jens mógłby robić w Timbuktu), jedną ręką dotykając jego policzka, a drugą łapiąc go za szyję. W końcu jednak Jensen przerwał, a lekko niepocieszonej Kryśce przyszło odpowiedzieć na jego uwagę, bo jak to tak - zostawić ją bez komentarza?
- Powinno. W końcu wszyscy wiedzą, że mam duże wymagania... - Zmrużyła oczy, przyglądając się Jensenowi. - I zaprzeczanie byłoby tu bardzo nie na miejscu - dodała z szerokim uśmiechem. Zdecydowanie dziwna sytuacja. Leżą sobie na podłodze w bibliotece, półnadzy (tutaj jeszcze tak) i przekomarzają się jak to mają w zwyczaju. Może właśnie tak wyglądałaby scena, gdyby Reed nie opuściła składziku zbyt szybko? Cóż, kto wie... Nigdy nie będzie dane im się tego dowiedzieć. Za to Cristina wiedziała co innego. Na tym etapie wiedziała już, że w żadnym wypadku nie żałowała tego, co wtedy zrobiła. Owszem, miała ochotę wykląć samą siebie, ale z perspektywy czasu uznała to za dobre. Dzięki temu lepiej mogli uświadomić sobie pewne aspekty ich relacji, te aspekty, o których wcześniej nie zdawali sobie sprawy. A może wręcz przeciwnie, gdyby została, odegraliby krótką, drętwą scenkę? No, chyba, że Jensen stwierdziłby, że teraz powinien podać jej śniadanie do łóżka, a że miał w pobliżu tylko marynowane części zwierzątek, byłoby to zdecydowanie śniadanie mistrzów.
Wracając jednak łaskawie do akcji tegoż, a raczej Jensenowego posta, na którego w końcu wypadałoby odpowiedzieć. Jeśli Cristina myślała, że Jensen jakiś czas temu osiągnął swój pułap uroczości i zajebistości w jednym, to zdecydowanie musiała przyznać, że nie znała tego faceta. Albo po prostu powinna uznać, że to ona podnosi jego skille w tych dwóch dziedzinach. Przez chwilę dwie Cristiny walczyły o władzę, jedna chciała machać stanikiem i zachowywać się jak typowa groupie, a druga wyśmiać go i też pomachać stanikiem. Bo machanie stanikiem ogólnie było zabawne.
- No tak, w końcu ja jestem zajebista, a ty nie - odparła z czystą dumą wypisaną na jej twarzy (zajebistej, jako się rzekło). W końcu nie mogła odpowiedzieć mu: jdhsdmshsks z piąstkami przyłożonymi do policzków (wyobraziłam sobie właśnie Sarę). - Poczekaj, gdzieś tam mam torbę - Z wieeelką niechęcią oderwała rękę od szyi Jensena i machnęła w nieokreślonym kierunku.
W końcu obecnie i tak zbytnio nie miała jak się ruszyć, przy kontaktach z człowiekiem o tyle od niej silniejszym, co Jensen, mogła sobie co najwyżej pomarzyć o tym, że mogłaby mu się wyrwać (czego w żadnym wypadku robić nie chciała), albo przejąc kontrolę. To znaczy nie tak. Gdyby wszystko toczyło się tak, jak zaczęło, raczej spokojnie i bez tego nagłego ataku brutalnej stanowczości ze strony Jensa (choć, tak jak powiedziała, naprawdę go takim lubiła), mogłaby pobawić się po swojemu. Ale teraz wcale jej się nie chciało. Prawdę powiedziawszy konieczne rozmowy przedłużyły to i tak niesamowicie, a Cristina lubiła czekać do pewnego momentu. Lubiła czekać, kiedy wiedziała, że to nie ona czeka bardziej. Teraz, w bardzo krótkim czasie, uderzyła w nią fala namiętności i jakoś niespecjalnie jej się do tego śpieszyło. Mamy czas. Zakazany las, brzeg Wielkiego Jeziora, Wieża Astronomiczna, gabinet dyrektora, Wielka Sala, Pokój Życzeń, kuchnia, pralnia... Coś pominęłam? Tyle różnych opcji, a inwencji twórczej nigdy nam nie brakowało. Kryzysy weny to inna kwestia.
- Mam tam ten cały eliksir Wrońskiego... Ale go trzeba pić chyba przed i podgrzać do iluś tam stopni. - Wzruszyła ramionami, jakby chciała powiedzieć, że to przecież nie jej wina. Zaraz jednak w jej oczach pojawiła się wesoła iskierka. - Zawsze można spróbować i liczyć, że się uda - stwierdziła wesoło, czekając, aż wreszcie ruszy się w poszukiwaniu tej torby. Kryśce było tak wygodnie. A jak Kryście było wygodnie (chociaż pewnie dziewięćdziesiąt procent ludzi popukałoby się w łęb, że było jej wygodnie w takiej pozycji, ale... cóż, przy Jensenie naprawdę było jej dobrze), to miała lenia giganta i nie chciało jej się niczego robić. - Właściwie to mógłbyś go jakoś ulepszyć. Wiesz, na eliksir po, albo coś takiego... w naszym przypadku byłby dużo praktyczniejszy - mruknęła cicho, bawiąc się włosami Jensena, bo ręka, którą przed chwilą pokazywała teoretyczne miejsce ulokowania jej torby, znowu wylądowała na jego szyi. Najwyraźniej to był jeden z tych elementów uzupełniania się nawzajem. Swoją drogą, Krysia się z tym zdaniem w stu procentach zgadzała. Uważała to samo nawet wcześniej, gdy jeszcze byli tylko przyjaciółmi, bez dodatków, a teraz nie można było się z tym kłócić.
Przygryzła wargę, kiedy dłoń Jensena spoczęła na jej piersi, a jej oddech, choć wydawało się jej to niemożliwe, stał się jeszcze cięższy. Jednak, w przeciwieństwie do tego, co miał na celu Jensen, Cristina nie uznała, że jego zachowanie miało na celu nakłonienie jej do pozbycia się z majtek. Wręcz przeciwnie, uznała, że specjalnie przedłużał sprawę, więc na złość mu rozebrała się, pomagając sobie lekko nogami, bo naprawdę niespecjalnie chciało jej się ruszać. Jakby nie patrzeć byli lekko uziemieni, zanim któreś z nich nie zaryzykuje w końcu wypicia tego eliksiru od Wrońskiego, więc tylko wodziła rękoma po jego plecach i ukryła głowę między jego szyją, a ramieniem, leciutko - w przeciwieństwie do pana Kinghsley'a, co dało się zauważyć - muskając ustami drogę między nimi.
Powrót do góry Go down
http://www.scarryb.tumblr.com
Jensen Kinghsley
Dyrektor
Jensen Kinghsley


Liczba postów : 270
Join date : 19/07/2012

Biblioteka - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Biblioteka   Biblioteka - Page 3 EmptyPon Sie 27, 2012 8:12 pm

Nie chce mi się pisać wstępu więc zaczniemy z grubej rury.
Na stwierdzenie, że ona jest zajebista, a on nie uniósł jedną brew do góry i ogólnie ułożył swoją twarz w taki sposób by bez słów przekazać Bitch, please. Jeżeli ktokolwiek był zajebisty to właśnie Kinghsley. Reszta tylko kąpała się w zajebistości drugiej świeżości, która zwyczajnie spływała z jego boskiego ciała, bo już się nie mieściła. Taki był zajebisty.
Poza tym ludzie tacy jak Jensen wyznawali pogląd, że kiedy już na przykład chorują to tak na prawdę nie chorują i stają się bardziej zajebiści w zamian, a jeszcze lepiej kiedy kichają to zwyczajnie ich zajebistość szuka ujścia i wycieka w taki niekontrolowany sposób.
[You must be registered and logged in to see this link.]
-Torba? Czekaj, taki myk...
Zaplótł ręce na jej krzyżu i wygiął ą do tyłu żeby mogła sięgnąć po swoją torbę.
-Pół godziny? Jeny, ale to niewygodne. Będę musiał nad tym rzeczywiście popracować. Dasz mi potem fiolkę, a w ogóle skład...
Zamknął oczy i stanowczo odłączył swojego mode'a mistrza eliksirów. Wargami poruszył w bezgłośnym 'wybacz'.
-Pijaj. Najwyżej mam dziewięć miesięcy, żeby wymyślić eliksir poronny.
Ucałował ją w nos. To byłą taka słodka scena, że nie dało się jej nie skomentować głównym; owww, więc właśnie teraz to zrobię.
Zrobiłam, ale nikt nie zwrócił na to uwagi.
Och, wspaniale. Kryśka domyśliła się, że chciał pozbyć się jej bielizny, co go niezmiernie ucieszyło. Było coś upajającego w ułożeniu rąk na pośladkach dziewczyny i nawet wymsknęło mu się ciche mruknięcie. Przekrzywił głowę i posłał jej dwuznaczne,zadowolone spojrzenie. Jego bokserki na razie mu absolutnie nie przeszkadzały. Zaczął znów wodzić rękoma po jej ciele, ale nie całował jej. I nawet na razie nie pozwoliłby jej tego zrobić, bo zbyt bardzo cenił sobie drażnienie partnerki.
-To jak z tym eliksirem?
Zapytał, bo chciał ruszyć z akcją dalej. A tak na prawdę to nie da się pisać przy was wszystkich jak mi się drzecie.
Powrót do góry Go down
Cristina Reed
Klasa VI
Cristina Reed


Liczba postów : 720
Join date : 24/07/2012

Biblioteka - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Biblioteka   Biblioteka - Page 3 EmptyWto Sie 28, 2012 12:20 pm

Cristina Reed właśnie odkryła swoją postać animagiczną. I nie, jednak nie będzie to nietoperz. Nie będzie to nawet karaluch, choć podczas rozmowy z Wrońskim była naprawdę o tym przekonana. Cristina Ly Reed była rasowym nieśmiałkiem. Tak, proszę państwa, najwyraźniej to, że bez najmniejszych problemów opanowała nieśmiałkową katastrofę, a jeden z nich siedział właśnie w znalezionym przez Kryśkę akwarium w jej dormitorium i obgryzał różdżkę jednej z jej współlokatorek, było podyktowane faktem jej podobieństwa do nieśmiałka. Spójrzcie państwo na Cristinę Reed. Jak się jej nie wkurzy: milusia, ja się wkurzy: niemilusia. A przy tym, w każdej sytuacji, drewniana. Bez przemiany nawet rozmiary miała odpowiednie, żeby nazwać ją kłodą. Przyszedł sobie taki bóbr Jensen, obgryzł drzewo przy korzeniu i kłoda Cristina padła.
No, chyba obecnie siedziała, ale to przecież mało znaczące szczegóły.
Gdyby Reedównie chciało się myśleć, zapewne byłaby lekko fochnięta, że Jensenowi nie chciało się ruszać, a zamiast tego kazał się ruszyć jej. Jednak z natury nie lubiła marnowania czasu, sięgnęła ręką po omacku, w końcu nie mogła sobie darować obserwacji Jensena. Może jednak byłaby kotem, skoro tak lubiła paczeć?
Pomimo tego, że - w przeciwieństwie do epizodu w składziku - biblioteka wcale nie była przestrzeniowo mała, za pierwszym razem udało jej się znaleźć torbę. Chwilę grzebała w środku, drżącymi z pożądania dłońmi przerzucając stos nigdy niepotrzebnych rzeczy. Pod wpływem zimnego dotyku szkła, tak kontrastującego z ciepłem Jensena, pocałowała go, krótko i mocno, a później, równolegle z jego słowami wychyliła fiolkę. Pewnie w normalnej sytuacji stwierdziłaby, że nie smakował dobrze (eliksir, nie Jensen) i pewnie były w nim jakieś ohydne składniki, a już na pewno skomentowałaby jego uwagę o eliksirze poronnym, która wcale fajna nie była, ale cóż... Nieszczególnie jej się chciało. Nie dało się ukryć, że w chwili obecnej były ważniejsze sprawy. Jedną z nich było to, by wreszcie przerwać te Jensenowe gierki, które - nawet jeśli nieokreśloną ilość czasu temu jej się podobały - teraz doprowadzały ją do normalnego szaleństwa. W ciemnych, pochłoniętych przez źrenice oczach, pojawił się błysk, świadczący o tym, że Cristina Reed ma gdzieś zdanie Jensena, ma gdzieś to, ze najwyraźniej starał się ocenić poziom jej cierpliwości i ma zamiar rozegrać to po swojemu. Nie tak po swojemu, jak wyglądałoby to, gdyby jej władza była kwestią dziedziczenia, nie zamachu stanu, ale jednak. W końcu wszyscy wiedzą, jak wygląda to, gdy wybiera się drugą opcję. Jakby zapomniała o tym, co jeszcze chwilę temu sprawiało, że Cristina nie widziała sensu nawet w sięganiu po swoją torbę bez zgody Jensena. Jego siła nagle przestała być czymkolwiek więcej, niż całkiem przyjemnym dodatkiem. Uniosła lekko biodra, chwytając go za ramiona i z subtelnym - no, może nie tak subtelnym - naciskiem skłaniając do tego, by odebrać mu punkt oparcia. Uśmiechnęła się kątem ust, widząc go na podłodze, jak jeszcze parę minut - a może godzin, Cristina już zupełnie nie miała pojęcia, jak płynął czas w bibliotece - temu. Jensen, gdy patrzyło się na niego z góry, wydawał się tak bardzo... Jej. Ludzki. Zwyczajny. Po prostu Jensen. I nawet tak bardzo nie przerażała jej wtedy myśl, że faktycznie mogłaby się w nim zakochać. Opuszkami palców przebiegła po jego boku, wsuwając ręce pod gumkę jego bokserek i powoli zaczęła je zdejmować, a jej dłonie cały czas muskały jego obnażane właśnie ciało. No, a przynajmniej do mniej więcej do kolan, gdy cierpliwość Cristiny znowu uleciała gdzieś daleko i zerwała z niego tę ostatnią część - bo przecież wiadomo, że buty same schodzą ze stóp, kiedy wyczuwają, że ich właściciele mają ochotę na mały numerek - granicy między nimi. Tryb kota paczacza znowu się uaktywnił, bo, co chciałabym zauważyć, poprzednim razem nie miała zbytnio okazji do obejrzenia dolnych partii jego ciała, a w końcu była Cristiną Reed. Cristiny Reed z natury lubiły wiedzieć, z czym mają do czynienia. Całkowicie odruchowo przejechała dłońmi po jego klatce piersiowej, palcem wskazującym wodziła po jego brzuchu, jakby chciała własnoręcznie sprawdzić każdy zarys mięśni, ucałowała go tuż powyżej pępka, a później pod uchem. Równie odruchowo je przygryzła, nos lekko muskał drogę od szyi do obojczyka, gorące powietrze z jej ust znaczyło przebytą trasę, a zęby znaki przystankowe. W tym samym czasie, zupełnie niezależnie, znowu uniosła biodra, wręcz instynktownie to unosząc się, to lekko opadając, to uwalniając go, to znowu pochłaniając. W którejś chwili przygwoździła jego ręce do podłogi i nachyliła się, by z całą dostępną jej pasją pocałować go. Bo musiała, po prostu musiała poczuć jego wargi przy swoich, jego język tańczący z jej i mieszające się ze sobą parne oddechy. Kompletnie zapomniała, że miała jeszcze z nim pogrywać, choć odrobinkę, zapadła się całkiem, ciało Cristiny przestało się jej słuchać, podejmując jedyną słuszną decyzję, że nie ma co się ograniczać, że przecież do tego dążyli od samego początku. Jej język skoordynował się z biodrami, gdy uniosła je, on się wycofywał. Gdy przylegała do niego, mając wrażenie, że zaraz stopią się w jedno w podwójną mocą włączała się w pocałunek.
Jeśli w ten sposób kończą się wszystkie wizyty w bibliotece, to chyba Cristina wreszcie zrozumiała dlaczego Elizabeth spędzała tyle czasu w tutejszym dziale zielarstwa.
Powrót do góry Go down
http://www.scarryb.tumblr.com
Jensen Kinghsley
Dyrektor
Jensen Kinghsley


Liczba postów : 270
Join date : 19/07/2012

Biblioteka - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Biblioteka   Biblioteka - Page 3 EmptyWto Sie 28, 2012 2:53 pm

Ciekawość go zżerała. Od środka, brutalnie. Wyobraził sobie niewielkiego ludka z piłą mechaniczną szarżującego po autostradzie niepłatnej na linii Przełyk-Jelito. W jego głowie na kilka sekund zapanowało głośne i niczym innym nie zagłuszone: E-L-I-K-S-I-R. A potem przypadkiem jego wzrok ześlizgnął się na obnażone piersi Cristiny i nawet najlepiej wykonany Liquid Luck nie mógł tym razem go rozproszyć. Korzystając z nienaturalnego wygięcia Reed nie mógł się powstrzymać i położył swe zachłanne jensenowe, olbrzymie dłonie i objął ową boską część ciała dziewczyny. Gdyby na niego spojrzała niewinnie wzruszyłby ramionami, ale nie zamierzał odmawiać sobie tej olbrzymiej przyjemności. A co.
A tak wypraszam sobie insynuacje jakoby Jensen był bobrem. On się goli! Wszędzie! Prawie.... poza nogami i rękoma.
Szybki pocałunek, a potem opróżniła fiolkę. W jej oczach dostrzegł to na co tak długo czekał. Czyżby koniec z cierpliwym czekaniem i poddaniem się planom Jensena? Nie mógł być bardziej zadowolony z tego obrotu sprawy.
Poddał się jej zabiegowi obalenia go na ziemię, ale udawał, że wcale nie jest taki potulny i zmusił ją do włożenia w ten zabieg trochę siły. Co to byłaby za zabawa gdyby wszystko przychodziło tej dwójce łatwo, jak po maśle? Nie byli by tą dwójką. Zacznijmy od tego. Ale chodzi mi o to, że byłoby zbyt nudno.
Z nieodgadnionym uśmiechem wpatrywał się teraz na "dosiadającą" go Cristinę. Kobieta u władzy. Miał swoje perwersje i fetysze na tym polu.
Posłusznie wykonał falę od bioder, aż po łydki kiedy zdejmowała jego bokserki. No. Teraz Jensen leżał w całej swej Kinghsleyowej boskości. Ach, poniosą mnie teraz opisy. Wyglądał niczym młody bóg. Grecki Adonis... piękny, wyrzeźbiony... i napalony olimpijczyk, którego teraz zirytowało, że Reedowa jest od niego w takiej odległości. W ogóle nie obchodził go fakt, że owa odległość była wymagana do negliżu. On. Jej. Żądał.
Kiedy mu się przyglądała nie czuł ani nutki skrępowania. Wiedział jak wygląda. Był obrzydliwym narcyzem. A potem ku wielkiemu zadowoleniu właściciela tego wyidealizowanego ciała Criss zaczęła zmniejszać dystans między ich głowami. Aż gardłowo zamruczał z zadowolenia i przyjemności.
Od dawna podziwiał kobiecą umiejętność do sprawnego działania w dwóch różnych obszarach. W momencie ruchu bioder ślizgonki automatycznie przymknął oczy, a kiedy po sekundzie znów je otworzył natychmiast jego wzrok mimowolnie skierował się w kierunku własnego podbrzusza. To były widoki, które facet typu Jensen uwielbia najbardziej. Nie nacieszył się nim jednak długo, bo Kryśka pochyliła się i go pocałowała.
Włożył w ten pocałunek sporo pasji. Jego ręce raz po raz zaciskały się na jej pośladkach, wcięciu w talii, barkach, władczo na szyi...
W pewnym momencie na dłużej przygryzł jej dolną wargę.
Teraz już ręce ułożył na pośladkach dziewczyny. Tak było znacznie wygodniej. Chociaż pozycja zdecydowanie była zdominowana przez Criss raz po raz unosił lekko biodra w górę by wejść w nią głębiej, choćby na ten ułamek sekundy, który teraz wydawał się całą wiecznością.
Oderwał swoje wargi od jej i przeniósł swój oddech o temperaturze godnej powietrza na Saharze nad jej szyję. Całował jej obojczyk, ramię, odcinek pomiędzy tymi dwoma fragmentami, wyczuł tętnice pompującą krew w szaleńczym tempie. Wydawało mu się, że pomimo szaleńczego tempa ich serc biją w dokładnie takim samym rytmie. Zupełnie jakby zorientowało się, że skoro te ciała już tak się zsynchronizowały to i owe rytmu powinny być uzupełniające się.
Przygryzł ucho dziewczyny z cichym warknięciem. Ot, dzika bestyja.
Powrót do góry Go down
Cristina Reed
Klasa VI
Cristina Reed


Liczba postów : 720
Join date : 24/07/2012

Biblioteka - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Biblioteka   Biblioteka - Page 3 EmptyWto Sie 28, 2012 5:10 pm

Tym razem Cristina Reed miała zachować się jak grzeczna dziewczynka. Tym razem nie miała zamiaru zostawiać go po... po wszystkim. I nie, wcale nie dlatego, że najprawdopodobniej nie umiałaby znaleźć wyjścia z biblioteki. Cristina Reed miała zamiar sprawdzić, jak zachowa się Jensen. W chwili obecnej wydawało się to dużo ciekawsze, niż twierdzenie, że jest Ślizgonką i się nie zakocha, tym bardziej, że ta ostatnia stała okazała się odrobinkę zbyt ruchliwa.
Jak zresztą sama Cris. Gdyby wgryźć się teraz w psychikę Reedówny, można by stwierdzić, że tak sobie ukochała tę pozycję przez jej przerośnięte tendencje do dominacji i, bardzo kolokwialnego, uważania, że jej powinno być na wierzchu. Prawda była dużo mniej interesująca, choć - przynajmniej według Cristiny - dużo ważniejsza. Najzwyczajniej w świecie mogła dawkować swoją przyjemność. I choć mogłoby się wydawać, ze Cristina chciała wszystkiego jak najszybciej i jak najwięcej, czasami zdarzało jej się postępować inaczej. Teraz bez najmniejszych wyrzutów sumienia korzystała z tego, co było jej ofiarowywane. Nie. Co sama wzięła. Urwany oddech, przyspieszone bicie serca, krew szumiąca jej w głowie... Kiedy oderwał od niej wargi z jej ust wyrwał się pomruk nagany, który zaraz przekształcił się w taki wyrażający dużo mniej i dużo więcej jednocześnie. Choć mogło wydawać się to niemożliwe, każde dotknięcie Jensena tylko jeszcze bardziej ją pobudzało, jakby jego ręce i usta były stworzone do tego, by wędrować po jej ciele. Jego oddech na jej szyi wywoływał mimowolne dreszcze, a kiedy jego zęby zacisnęły się na jej miękkim ciele, jęknęła chrapliwie. Zapadła się niezliczony raz, a każda molekuła jej ciała odczuła tysiąckrotkie, nie, milionkrotnie zwiększoną przyjemność i teraz już wiedziała, wiedziała, że mieli rację, ci wszyscy ludzie, którzy twierdzili, ze tak jest lepiej.
Nie przejmując się Jensenem złapała go za włosy, przyciągając jego głowę do siebie, by móc kolejny raz wpić się w jego wargi, bo tego właśnie potrzebowała. Potrzebowała jego ust, gdy sprawiał, że miała wrażenie, że nic więcej na świecie nie ma większego znaczenia... Że nie ma nic oprócz tego, oprócz niego, oprócz tej cholernej biblioteki. Spełniona i wykończona opadła na niego, nie przerywając pocałunku, który z każdą sekundą z przepełnionego agresywną pasją zmieniał się w delikatniejszy, staranniejszy, jakby zawierał więcej uczuć - tych romantycznych uczuć - niż którykolwiek z ich całkiem długiej kolekcji. Rozchyliła powieki, przyglądając się mu błyszczącymi, czystozielonymi oczami i odgarnęła opadające jej na twarz mokre włosy. To było to. Właściwe. Odpowiednie. Nie chce mi się pisać jak chuj Jensena długi, przepraszam. Wena została mi podle ukradziona przez płatki, za co nie przepraszam, bo są zajebiste, idę pomóc Sarze robić jedzenie.
Powrót do góry Go down
http://www.scarryb.tumblr.com
Jensen Kinghsley
Dyrektor
Jensen Kinghsley


Liczba postów : 270
Join date : 19/07/2012

Biblioteka - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Biblioteka   Biblioteka - Page 3 EmptyWto Sie 28, 2012 11:10 pm

Opiekun Ravenclawu właśnie miał tą charakterystyczną umysłową zaćmę. To co powtarza się w tak wielu wierzeniach, jest motywem przewodnim dla sekt i wyjątkowo jebniętych pisarzy- jak my- zapomnienie w ekstazie, czyli ten moment kiedy jesteśmy najbliżej naszych bożków i innych takich. A to wszystko w prostej hogwarckiej bibliotece. I na dodatek tak naukowo opisane jako orgazm. A jednak było w tym coś...
Jensen nie miał teraz głowy do takich przemyśleń. Dziwne, bo ta paraliżująca przyjemność, która zalała jego ciało rozlewając się stopniowo od podbrzusza po każdym zakamarku jego cudownego ciała, trwała tylko kilka nawet nie sekund, a milisekund, a mimo to Kinghsley wciąż miał wrażenie, że czas stanął w miejscu.
Wszystko się zatrzymało. Jego szalejąca krew, głośny oddech, ruchy rąk po ciele Cristiny, które błądziły jakby zgubiły swojego przewodnika w nieznanym mieście... stop dla wszystkiego.
W końcu jego biodra, które w spazmie rozkoszy podciągnął do góry, wolno opadły na podłogę, a gwałtownie spięte mięśnie jednocześnie się rozluźniły.
Wciągnął powietrze nosem i jeszcze przez chwilę pozostawiłzamknięte oczy by wspomnienie rozkoszy zostało z nim jak najdłużej.
Wraz z powietrzem jakby na nowo poczuł trawę cytrynową, która charakterystycznie parowała od rozgrzanego ciała dziewczyny.
Uśmiechnął się do siebie po tym odkryciu i powoli otworzył oczy ciesząc się, że otacza ich ciemność rozjaśniona jedynie księżycem.
Światło ziemskiego satelity zabawnie grało na ich twarzach. Kryśkowa był jeszcze bardziej tajemnicza, intrygująca i kusząca niż zazwyczaj, co jak Kinghsley musiał przyznać było nie lada zgawostkowym wyczynem.
-Jesteś cudowna...
Szepnął wpatrując się w jej twarz jak oczarowany. Wyglądała jak syrena, nie musiała nawet śpiewać by Jensen niczym głupiutki żeglarz zaczął kroczyć za nią w zgubne odmęty. Bo tym właśnie było dla niego wpadnięcie w sidła jednej kobiety. Zgubą. Ale teraz tak na to nie patrzył. Gdyby jakimś cudem się rozstali, pewnie ta myśl by powróciła i to ze zdwojoną siłą... ale na razie nie. Na razie brodził za nią po spokojnym brzegu oceanu.
Wolnymi ruchami swoich palców smyrał opuszkami plecy partnerki. Z oddali rozbrzmiała wieża zegarowa przypominając im o istniejącym poczuciu czasu.
-Pierwsza...
Mruknął zdziwiony, bo był całkowicie pewien, że kiedy wychodził na patrol była dopiero jedenasta. Prześlizgnął się wzrokiem po nagim ciele Ly Reed. Tak. To zdecydowanie było wszystko to czego w tej chwili potrzebował nasz bohater. Idealna kobieta.
Jeszcze raz wciągnął powietrze rozkoszując się tym znajomym, upojnym aromatem Kryśkowej skóry.
Powrót do góry Go down
Cristina Reed
Klasa VI
Cristina Reed


Liczba postów : 720
Join date : 24/07/2012

Biblioteka - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Biblioteka   Biblioteka - Page 3 EmptyWto Sie 28, 2012 11:40 pm

Cristina Reed spojrzała na Jensena Kinghsley'a i wiedziała, że to było dobre. To, co ich łączyło, co miało być czymś więcej, niż czystym seksem (chociaż on też był dobry i Reedównie naprawdę jeszcze po schowkowym epizodzie nie przeszkadzałoby, gdyby tylko na nim opierała się ich relacja), ta biblioteka i on. Był dobry. Nie, nie w ten kolokwialny sposób, a w sposób, który wychodził prosto z najdalszych rejonów jej duszy i ogarniał całe jestestwo Crissy, nie dając jej najmniejszego wyboru, by myśleć inaczej. Był przy niej, był dla niej, był jej. Niezależnie od tego, co miało wydarzyć się jutro, za miesiąc, za rok - sama myśl, że przez rok mieliby nadal być w tym śmiesznym związku wywołała lekki, rozmarzony uśmiech na twarzy dziewczyny - ta chwila była magiczna. Była dobra. Żadne inne słowo, żadne poematy, żadne hymny pochwalne, żadne pocałunki, dotknięcia, ani pieśni ich ciał nie oddałyby tego tak, jak to słowo.
Dobre.
Cristina Reed spojrzała na Jensena Kinghsley'a i wiedziała, że to było dobre.
Oddech powoli stabilizował się, jakby nagle pękła bańka mydlana, w której do tej pory tkwili, dostarczając nowe zasoby powietrza. Nadwrażliwe zmysły zasypiały, by zbudzić się przy następnym dotknięciu Jensena i tylko wyczerpane ciało nie chciało wracać do normalności, każdą komórką przypominając jej, że chwilę temu kochała się - tak, miał rację, to było odpowiednie słowo - z Jensenem Kinghsley'em.
Przetoczyła się na bok, podpierając głowę na łokciu. Uśmiechnęła się do niego, a ten uśmiech mówił wszystko. Nawet więcej, niż nadal przymglone spojrzenie, niż wyraz czystego szczęścia i spełnienia w nim zawarty. Był tak ciepły, tak szczery i pełen niewyznanych uczuć, że gdyby widziała teraz samą siebie, nigdy nie uwierzyłaby, że ma przed oczami Cristinę Reed. Nigdy. Nawet nie zorientowała się kiedy zarzuciła nogę na jego nogi, przesuwając delikatnie stopą, w dziwnej formie głaskania. Za to w dłoń ujęła jego dłoń, tę wolną, która nie wodziła po jej plecach. Przez chwilę zaplątane palce trzymała lekko, jakby nie wiedząc, co dokładnie ma robić. Ścisnęła jego dłoń, jakby już nigdy nie chciała go puścić, jakby tym prostym, zwykłym gestem chciała mu powiedzieć: jesteś mój.
I był. Choć przez chwilę. Choćby tylko ułamkiem jego jestestwa. Był.
Jego wzrok wywoływał dreszcze, jakby każdy skrawek ciała, na którym spoczęło spojrzenie Jensena, płonął, dopraszając się jego uwagi. Zaśmiała się lekko, świeżo i radośnie, niczym trawa cytrynowa, którą zwykła pachnieć.
- Tak. Wiem. Ty też - mówiła, a po każdym słowie zapadała cisza, gdy Cristina szukała słów w jej ogarniętym Jensenem umyśle. I tak bardzo, tak bardzo, bardzo mocno, cisnęły się jej teraz na usta słowa, których powiedzieć nie mogła, bo nie chciała kłamać, nie chciała niczego obiecywać, ale nade wszystko chciała po prostu wiedzieć. A teraz nie wiedziała, czy gdyby powiedziała mu dwa krótkie słowa, mówiłaby z głębi siebie, czy tylko przez ten nazbyt przepełniony emocjami dzień.
Nikt nie powinien podchodzić do sprawdzianu po pierwszej lekcji. Ta rozmowa, ten seks... To wszystko było dla Cristiny pierwszym zetknięciem z przedmiotem prawdziwych uczuć. A test chciała zdać śpiewająco.
- Chyba pan profesor musi odprowadzić mnie do dormitorium, bo przecież o tej porze nie mogę chodzić po zamku sama... - wymruczała i przygryzła wargę, chcąc powstrzymać szeroki uśmiech, który cisnął się jej na twarz. - W najbliższym czasie chciałabym mieć lepsze zajęcia, niż odrabianie szlabanów. Co o tym myślisz? - spytała, ściskając jego dłoń jeszcze mocniej i przysuwając ją do swojej twarzy, by musnąć jego palce.
Nie syrena. Żadna uwodzicielska, tajemnicza kobieta. Po prostu szczęśliwa dziewczyna.
Powrót do góry Go down
http://www.scarryb.tumblr.com
Jensen Kinghsley
Dyrektor
Jensen Kinghsley


Liczba postów : 270
Join date : 19/07/2012

Biblioteka - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Biblioteka   Biblioteka - Page 3 EmptySro Sie 29, 2012 4:28 pm

Odetchnął głęboko i kiwnął głową.
Rzeczywiście. Czas był się zbierać. I tak już kusili los tak długo zabawiając się na terenie biblioteki, która jakby nie było była miejscem publicznym, do którego każdy mógł w każdej chwili wejść.
-Ma panienka świętą rację. Pod samo wejście odprowadzę. Całe szczęście, że jest tak późno. Przynajmniej nie natknę się na ani jednego puchona, a jeżeli jaki się pojawi to biada mu...
Przesunął dłonią po ciele dziewczyny i podążył za nią łapczywym spojrzeniem, a potem oddał rękę spowrotem w uścisk Reed. Pchnął ją na plecy nim jeszcze zaczęła wypowiadać zdanie o szlabanach. Wisiał nad nią w kleku podpartym.
-Zdecydowanie szlabany nie byłyby tu wskazane. Chyba, że te u mnie. Śmiem twierdzić, że będę teraz szukał do takowych pretekstów.
Pochylił się nad jej twarzą i tajemniczy uśmiech zagościł na jego ustach.
-Mam parę znakomitych pomysłów na ukranie niesfornej uczennicy...
Zachichotał i znów zaczął ją całować- był to bardzo długi pocałunek, który jednoznacznie świadczył o tym, że wciąż jej pragnął, że wciąż mu było mało- pomimo spełnienia. Zachłanny Jensen jest zachłanny.
Przerwał nagle kiedy poczuł, że zbytnio zaczyna się nakręcać i mogłoby się to skończyć rundą drugą, a i tak okupowali podłogę bilbioteczną pożyczonym czasem.
-Tak bardzo chciałbym zapomnieć drogi do lochów i się zgubić w jakimś ciemnym korytarzyku
Zażartował. Akurat ktoś, kto spędzał codziennie w lochach po parę godzin raczej nie cierpiał na nieznajomość tej części zamku.
Leniwym ruchem podniósł się na kolana tak by spojrzeć na "przewróconą" Kryśkę z bardzo wysokiej perspektywy. W myślach zafundował sobie siarczysty policzek. Daj dziewczynie spokój, nie twoje żądze, wyjątkowo są tu najważniejsze- co było dziwne, bo nie przywykł do takiej sytuacji. Wypuścił powietrze z głośnym świstem i wygiął się do tyłu by zebrać leżące w pobliżu swoje bokserki, bieliznę Criss i jej koszulkę. Reszta garderoby nie znajdowała się w zasięgu jego ręki.
Usiadł na podłodze obok ślizgonki i zaczął powoli wciągać na swe zgrabne pośladki bieliznę.
-Proszę ubierz się, bo inaczej znowu się na ciebie rzucę.
Jęknął zrozpaczony kiedy jego spojrzenie po raz kolejny wylądowało na roznegliżowanej klatce piersiowej... kochanki.
-Nie żeby ubranie specjalnie mi w tym przeszkadzało...
Zachichotał i wciągnął na stopy skarpetki, które okazały się być tuż obok jego boku.
Powrót do góry Go down
Cristina Reed
Klasa VI
Cristina Reed


Liczba postów : 720
Join date : 24/07/2012

Biblioteka - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Biblioteka   Biblioteka - Page 3 EmptySro Sie 29, 2012 8:12 pm

Nienawidziła go z całego serca. Przecież żaden normalny, całkowicie zwyczajny człowiek nie mógł na nią działać w ten sposób. Pisnęła, kiedy tak nieoczekiwanie przewrócił ją na plecy, a z jej ust wyrwał się lekko zaskoczony i bardzo szczęśliwy śmiech.
- Będziesz musiał się wysilić, żeby złapać mnie na czymś, co wymagałoby wlepienia mi szlabanu... - zaczęła zadziornym tonem, ale zanim zdążyła dokończyć zdanie, Jensen ją pocałował. Ręce, do tej pory błądzące po jego plecach, znalazły się na jego twarzy, wodząc po jego policzkach nerwowymi, gwałtownymi ruchami, jakby za żadne skarby po Założycielach nie chciała mu pozwolić tego przerwać, a jej ciało mimowolnie wygięło się, przylegając do niego. - Nie możesz mnie tak całować - wydyszała, kiedy się od niej odsunął i spojrzała niego z urazą.
Zachłanny Jensen był jedynym słusznym Jensenem. Tym bardziej, że... Morgano kochana, nie! Opanuj się Reed, do cholery przezroczystej! Żadnych drugich rund, żadnego siedzenia w tej cudo... przeklętej bibliotece. Dasz mu spokój. W tej chwili. Nie będziesz wpatrywać się w niego z taką nadzieją. Tylko ciężko było jej poradzić coś na to, że nie mogła przestać mu się przyglądać znad wpółprzymkniętych powiek, a ciężkie powietrze wypływało z jej lekko uchylonych warg tylko dlatego, że był tak bardzo blisko niej. Mimowolnie wyciągnęła ręce w jego stronę, zaraz jednak cofnęła się, układając je grzecznie na podłodze.
Koniec, moja panno! Wystarczy ci na dziś!
Ale...
Nie ma żadnego ale. I tak macie wystarczająco wiele szczęścia, że nikt was tutaj nie znalazł.
No i co z tego? Niech znajdują!
I mieliby wywalić Jensena z pracy? Tego chcesz? Być skończoną egoistką?
A żebyś wiedziała, że tak!
Ale, pomimo tego, co postanowiła, wiedziała, że ten paskudny głosik w jej głowie miał rację. Nie mogli zostać tu dłużej. Musiała się do tego przyzwyczaić, że jeśli będzie chciała z nim... być, słodkie, kradzione chwile będą ich jedynym pokarmem.
- Wiesz, że i tak nie wrócę na twoje zajęcia? - upewniła się, bo nie chciała, żeby były między nimi jakiekolwiek niedopowiedzenia. - Nie chciałabym skazać się na dowiadywanie się, jak oceniasz poprzedni raz, przez ocenę mojego eliksiru - wytłumaczyła z odrobiną ironii, sprawie przekształcając całą sprawę w żart. Była pewna, że Jensen nie poskąpiłby jej zdecydowanie zbyt wielu dwuznacznych uwag (no dobrze, w przypadku panny Reed ciężko było użyć stwierdzenia zbyt wiele), ale w rzeczywistości w jej głowie zalęgła się odrobina niepokoju. Nie wiedziała, czy w ten sposób mogłaby uchronić go przed zawodowymi konsekwencjami, ale skoro wiedziała, że nie da rady zrezygnować... musiała powziąć jakieś środki ostrożności. Nie, jednak nie była skończoną egoistką. I zdecydowanie nie wyznawała zasady: wszyscy razem na trzy cztery.
- Zawsze możemy wybrać bardziej malowniczą trasę przez szóste piętro... tam podobno bardzo łatwo się zgubić - szepnęła mu do ucha, unosząc się na rękach. W końcu to po prostu byłaby zmiana miejsca, a o to chodziło, prawda? Kiedy Jensen znalazł część ich ubrań, zamiast wziąć z niego przykład, przeturlała się na brzuch i oparła głowę na dłoniach, nie spuszczając z niego wzroku. Lekki uśmieszek mimowolnie zawitał na jej twarzy. Nie miałaby nic przeciwko tej opcji, ale rozsądek znowu walnął ją obuchem po głowie. Zmrużyła oczy, krzywiąc się lekko, ale zaraz roześmiała się, a czysta radość powróciła na jej twarz.
- Ten jeden raz ciebie posłucham - stwierdziła w końcu łaskawie. Szybko założyła na siebie majtki, ale ze stanikiem miała ewidentny problem. Przerzuciła naturalnie opadające jej na plecy włosy do przodu i zaczęła manipulować zapięciem tak długo, jak dało się przedłużyć tę czynność bez sugerowania nienaturalności. Przyjrzała się niechętnie swojej białej bluzce, ale koniec końców założyła i ją. Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu reszty ich rzeczy i prychnęła cicho, widząc, że Jensen znalazł swoje skarpetki, a tych należących do niej nie było w pobliżu. Poczołgała się odrobinę dalej, po omacku starając się wymacać pozostałe ubrania.
- Mam spodnie - poinformowała z dumą i cisnęła tymi należącymi do Kinghsley'a w mężczyznę. Wstała, by założyć swoje i, lekko podskakując na jednej nodze, ubrała skarpetki i buty. Teoretycznie gotowa do wyjścia, zamiast oprzeć się o ścianę i poczekać na Jensena, usiadła obok niego. Przez sekundę zachowywała się jak na grzeczną Cristinę przystało, zaraz jednak objęła go za szyję i pocałowała, krótko, lekko jak zefir, z nutą kuszenia i dużą ilością niechęci, by się rozstać.
Powrót do góry Go down
http://www.scarryb.tumblr.com
Jensen Kinghsley
Dyrektor
Jensen Kinghsley


Liczba postów : 270
Join date : 19/07/2012

Biblioteka - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Biblioteka   Biblioteka - Page 3 EmptyCzw Sie 30, 2012 12:46 am

-Nie mogę?
Złowieszczo zachichotał, ale w oczach miał tego przyjaznego, uroczego i lekko, tylko lekko złośliwego chochlika, którego wypuszczał tylko kiedy miał ochotę się z kimś podroczyć.
-A kto mi zabroni?
Teraz ciekawski ton wziął górę nad złowieszczością i jeszcze raz sie nad nią pochylił. Złączył ich czoła, potem nosy. Delikatnie, koniuszkiem języka musnął jej wargi, a dopiero potem je zaatakował niczym Godzilla. Skończył ją całować kiedy ponownie poczuł niepokojący przypływ energii w swoich męskich partiach ciała. Dopiero wtedy przystąpił od czynności poszukiwawczych mających na celu odnaleźć zaginione ubrania.
Słuchał jej, ale po głowie krążyła mu nieodparta myśl, że dostrzegł w jej oczach coś co zachęcało go do podjęcia kolejnego rozdziału tego sexstory. Otrząsnął się z tego ewidentnego wyobrażenia. Widzi co chce widzieć. Jedyna wymówka. Dlaczego nie podejrzewał Kryśki o chęć na rundę numer dwa? Może wciąż jakoś próbował aż nad to zrozumieć, że to jest sen, bo było za pięknie. Może chciał ją ukarać za to, że nie została z nim na rundę drugą w składziku i teraz ma cierpieć na drugorundowy post? Ale nie. Powiem wam, że zwyczajnie po zachowaniu Reedowej podczas ich poprzedniego spiknięcia wywnioskował, iż ona woli podejmować temat jedynie jednokrotnie, a nie od dziś wiadomo, że Jensen i tak miał zbyt duży mętlik w głowie by jeszcze parać się korygowaniem już raz wystawionych opinii.
-Wiem, a szkoda.
Odpowiedział wyginając wargi w sztucznym uśmiechu, który zwyczajnie wypadało tu umieścić.
-Nie byłaś przecież stracona na eliksiralnym polu... ale nie będę się wykłócał.
Mruknął. Już chciał zaprzeczyć, że przecież jego prywatne życie nie rzutuje na oceny, ale wiedział, że byłoby to zbyt wielkie kłamstwo, na dodatek takie, o którym wszyscy wiedzą, że jest kłamstwem- a jeszcze Cristina wybuchłaby zbyt głośnym śmiechem i co by było?
W swoim uchu usłyszał szept dziewczyny.
Kurwa.
Czarne bokserki po raz kolejny ozdobiła wyraźnie zarysowana wypukłość. Łudził się, że Criss tego nie zauważy. W końcu i tak było ciemno. Nim jednak zastanowił się jak inaczej niż spodniami zamaskować ten fakt, Reed przestała go obserwować i zaczęła się ubierać.
Cicho odetchnął, ale odwracając się by wymacać drugą skarpetkę, którą gdzieś odłożył, dostrzegł, że dziewczyna ma problem z zapięciem stanika. Zupełnie jakby ten nie chciał być zapięty. Jeszcze. Nie. Teraz.
Zagryzł wolną wargę, zamknął oczy i w głowie zaczął liczyć od dziesięciu w dół.
'Jeden' rozbrzmiało w myślach i otworzył oczy. Ly Reed postanowiła podpełznąć w poszukiwaniu spodni, a teraz jej biodra znajdowały się w idealnej pozycji by... gdyby tylko nie ta bielizna. Jensen! Zachowujesz się jak jakiś nimfoman.
Dobra, dobra, dobra. Oszczędźcie komentarzy o tym, że Jensen przecież jest nimfomanem w pewnym znaczącym stopniu.
Cicho, paskudna loża szyderców.
Ślizgonka wstała. Za wiele, za wiele. Złapał materiał spodni gdy ona wciągnęła je na wysokość kolan. Zacisnął na nich pięść i jeszcze sekundę zostawił sobie na wewnętrzną walkę zdrowego rozsądku z własnymi zachciankami. Chyba nikt nie ma wątpliwości co wygrało. Podniósł wzrok.
-Po namyśle jeżeli wciąż znasz jakieś przejście przez szóste piętro...
Zaczął zupełnie niewinnie jakby nie miało to mieć ani krzty podtekstu, że tej nocy będzie się z nią kochał przynajmniej jeszcze raz. Miał wiele energii.
-To na końcu biblioteki jest przejście dla nauczycieli...
Mruknął i zrolował jej spodnie w dół. Przerzucił swoje przez ramię, to samo uczynił ze swoją koszulką i z jej spodniami. Następnie złapał ją za uda, zaplótł je na swojej kości krzyżowej, oparł o wystające kości biodrowe, a lewą rękę włożył pod jej pośladki, żeby miała coś w stylu siodełka. Prawą ręką wymacał w swoich spodniach różdżkę.
-Locomotor nasze rzeczy
Machnął w kierunku podłogi, a skarpetki Criss, jego, ich buty, torebka dziewczyny, a także ubrania z ramienia Jensena podskoczyły ustawiły się w jakimś bliżej nieokreślonym kręgu. Dla próby zrobił krok w bok. Owy pseudokrąg podążył za nim. Usatysfakcjonowany położył rękę z różdżką na jej plecach i zaczął z nią iść w kierunku nauczycielskiej klatki schodowej. Kiedy na niej stanął przekalkulował.
-Na czwartym piętrze jest opuszczona klasa, na szóstym gabinet Cartemoll.
Mruknął bardziej do siebie i zbiegł schodkami na dół mrucząc Kryśce do ucha co zaraz z nią zrobi, a były to na prawdę bardzo brudne, brudne teksty, których mi się teraz nie chciało wymyślać.
Szybko przemknął się do opuszczonej klasy i zabarykadował je coloportusem. Dziko zachichotał. Takiej szalonej rzeczy nie robił od... od nigdy, bo byłą to zupełnie nowa kategoria hogwarckiego wyczyno-przewinienia. Był w stu procentach pewien, że nawet Dyptam takich rzeczy nie robił.
-To teraz moja droga damo w opałach...
Warknął niczym wilk i położył niezbyt delikatnie naszą bohaterkę na biurku profesorskim, które swoje złote czasy miało już za sobą, ale nawet nie pisnęło.
-Dowiesz się co to znaczy zadzierać z profesorem
Szybko zdarł z niej majtki nawet nie kłopocząc się bluzką, czy tym bardziej stanikiem. Chociaż nie. Zwrócił na nie uwagę, bo władczym gestem podciągnął bluzkę do góry, ale był człowiekiem czynu i zwyczajnie nie miał już teraz czasu na takie pierdoły. Rękoma objął jej biodra w silnym uścisku, a sam pochylił się by powoli ucałować ją w jej kobiecość, a następnie jak najbardziej profesjonalnie do gry włączył się jego język.
Nie pytajcie skąd go właśnie naszła ochota na takie gierki. Zwyczajnie chciał jej sprawić przyjemność. Tym prostym wyjaśnieniem przyćmił poczucie winy z powodu tych wszystkich gorzkich słów jakie padły między nimi nim w końcu ujednoznacznili sytuację. I to nawet nie tylko tych słów, które powiedział do niej, ale do wszystkich naokoło.
Zdecydowany ruch językiem i przesunięcie jednej dłoni na wewnętrzną stronę uda dziewczyny towarzyszyły rozmyślaniom o tym, jak... a nie. Żadnym rozmyślaniom nie towarzyszyły. Jensen po prostu oddał się chwili w zupełności wyrzucając z głowy zbędne rozpraszacze.
Przy pomocy owej ręki rozsunął jej uda szerzej.
Nie ma co. Ta noc dla tej dwójki była ciekawsza niż dla kogokolwiek innego w tym zamku. A zaczęło się tak niewinnie...

Odpisz zwyczajnie w tej opuszczonej klasie na IV piętrze ^^

Czyli oboje zt z tematu Biblioteka i Criss kończy wszelakie zaczęte tu treningi.
Powrót do góry Go down
Valentine Kenvetch
Klasa VI
Valentine Kenvetch


Liczba postów : 125
Join date : 26/08/2012

Biblioteka - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Biblioteka   Biblioteka - Page 3 EmptySob Gru 22, 2012 3:48 pm

Można by wywnioskować, że Puchonka wręcz ucieka przed Dotówną. Może i tak było. Desperacko uciekała przed obowiązkiem oglądania z Gryfonką tafli jeziora i fauny, która wbrew nadziejom nie dawała oznak życia. Idąc szybkim krokiem z błoni do zamku, coś musiało zająć głowę Walentynki na tyle, że kiedy stanęła przed wejściem do biblioteki, kojarzyło jej się tylko, że miała zrobić „coś” z esejem z transmutacji. Napisać, przeczytać... Weszła niepewnie do środka, jakby był to teren zaminowany. Nieufnie ruszyła między regały, myśląc, że natłok książek pomoże jej wydedukować, czemu też się tu znalazła. Nagle usłyszała chrypliwy głos jednej z kilku młodszych Krukonek spacerującymi między regałami. „Weź, John jest obleśny! Ciągle oblepia Penny tymi swoimi mackami!”. „Macki” zadziałały jak słowo klucz. Zmarszczyła w skupieniu nosek, które wedle dzisiejszego widzimisię był obsypany toną piegów. "Macki" doprowadziły ją do słowa „kałamarnica”, co nasunęło obraz Wielkiego Jeziora i Wiszącego Mostu. Wtedy dziewczyna zamknęła oczy i westchnęła ciężko. Głupoto, bądź pozdrowiona! Podirytowana bezsensownością wspinania się na piąte piętro ruszyła z powrotem w stronę drzwi, obciągając jak najniżej swoją sukienkę. Właściwie, dopiero gdy weszła do ciepłego (w porównaniu do błoni) zamku, zauważyła, że zimno drażniące jej nagą skórę na nogach, jest naprawdę nieznośne. Ciekawa przypadłość, ciekawa.
Powrót do góry Go down
Avérille de La Fontaine
Prefekt



Liczba postów : 341
Join date : 19/07/2012

Biblioteka - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Biblioteka   Biblioteka - Page 3 EmptySob Gru 22, 2012 4:43 pm

Avcia była w jak najlepszym humorze, przynajmniej tak można było wywnioskować w pierwszej połowie dnia. W drugiej ów wniosek ulegał diametralnej metamorfozie, gdy znikąd w dormitorium piątoklasistek zaczęły latać w powietrzu najróżniejsze przedmioty. Książki, ubrania, buteleczki z tuszem, nawet krzesło, które straciło nogę w kontakcie ze ścianą. Potem sytuacji nie poprawił fakt, gdy po przejściu najgorszej woli niby irracjonalnej złości jej współlokatorka zaczęła monolog o Bóg-wie-o-czym. Gadatliwość dziewczyny tylko działała jej na nerwy, aczkolwiek postanowiła nie strzępić języka nawet na tak lakoniczne dwa słowa jak "zamknij się", po angielsku lub z rozbiegu po francusku plus kilku nieprzyjemnych słów w tym drugim języku, których dokładnego znaczenia nikt w pomieszczeniu nie mógł znać, oprócz niej. Niemniej jednak jej niebezpiecznie lodowate i sprawiające wrażenie bazyliszkowych tęczówki były czymś więcej od pustych słów. Znaczyły na tyle dużo, że ów współlokatorka, jak i jej przygłupie przyjaciółeczki zamilkły, jak potraktowane zaklęciem Silencio, może nawet lepiej. Jakby się bały, że pół wila zamieni je w kamień lub potraktuje tak samo, jak te wszystkie przypadkowe przedmioty, o których sprzątaniu nikt teraz nie myślał, a na pewno nie sama niby pedantyczna Francuzka. Zapewne po kilku godzinach będzie od kogokolwiek wymagała ogarnięcia tego syfu, który, przemilczmy, sama wyrządziła.
Jej kilkumiesięczny kociak, który nazwała wdzięcznym imieniem Princessa, chował się gdzieś w jej torbie i nie miał zamiaru wyściubić nawet pół wąsa. Śnieżnobiała, puchata kulka była poniekąd głównym powodem furii blondynki. Pośrednio. Kociak nie tylko bał się w tej chwili wyjść, by przypadkiem nie oberwać lecącym przedmiotem, ale stan ten utrzymywał się od kilku dni i absolutnie nie potrafiła zrozumieć, dlaczego ten dumny i zazwyczaj opanowany, jak ona sama, zwierzak tak się bał całego świata. Nie pamiętała, by narażała go na jakikolwiek stres. Nie pamiętała do czasu, gdy leżąc wygodnie na swoim zawalonym milionem poduszek i koców łóżku nie przypomniała sobie tego malutkiego acz ważnego faktu, który szybko zmienił jej pogląd na sprawę. Kilka dni temu Princessa gdzieś zaginęła i cholera wie gdzie poszła, bo pod wieczór sama sie znalazła tam, gdzie być powinna, czyli śpiąca na jej poduszce, jak to zwykła robić. Wyraźnie jednak zachowywała sie inaczej, nie dawała się dotknąć i, o dziwo, chowała się w jej rękach, pod łóżkiem, w innym dostępnym miejscu, gdy do pokoju wpadała jedna z rudych szóstoklasistek. I tylko jej się bała. Jej rosnące podejrzenia zaczęły się potwierdzać, gdy chodząc z kotem po zamku została lekko podrapana, gdy przechodziła koło innej, rudej dziewczyny.
Nie, to nie było możliwe.
Jej złość nie miała końca.
Tak wiec wracamy do teraźniejszości, gdy po upłynięciu następnych kilku minut na bezczynności gwałtownie opuściła pokój wspólny Slytherinu, ku uciesze współlokatorek. Była zirytowana, rozdrażniona, cholernie wściekła a przy tym wciąż targana niedowierzaniem. Jak Walentynka mogła się znęcać nad JEJ kotem?! Owszem, wspominała, że ma absolutny zakaz dobierania się do jej sowy, ale powinna się domyślić, że to samo dotyczy kota. I nie było mowy, że nie wiedziała, przecież pokazywała go zaledwie tydzień po pamiętnych urodzinach nad jeziorem, gdy to wtedy dostała go od swoich uroczych rodziców. Tylko ten jeden raz, ale powinna wiedzieć. Przecież czysto białych kotów, do tego tak małych, nie ma dużo w Hogwarcie!
Nie było wytłumaczenia, nie było ratunku, gdy niczym Bogini Zemsty weszła, nie, wkroczyła majestatycznie do biblioteki, dzierżąc różdżkę, chociaż nie wiedziała, czy ma ochotę walnąć Puchonkę jakąś klątwą. Ostentacyjnie zignorowała jakieś trajkotanie kilku Krukonek o oblepianiu jakiejś Penny, chociaż w innych okolicznościach uroczo by to skomentowała. Teraz tylko przeczesywała wzrokiem regały, stoliki, by zatrzymać się na rudej czuprynie, której by w życiu z inną nie pomyliła. Nie pytajcie jej skąd wiedziała, że ona tu jest, bo to Avcia. Dowie się wszystkiego.
- Valentino Kenvetch! - warknęła wściekle stając tuż przy niej. - Jak-Śmiałaś-Tknąć-Mojego-Kota? - zapytała cedząc każde słowo i rudowłosa nie mogła mieć wątpliwości co do jej stanu. Lepiej, by szybko się tłumaczyła, jeśli nie chce zarobić tygodniowej, ba, dłuższej izolacji od Ślizgonki. Obojętność z jej strony byłaby zbyt bolesna. - A ja miałam się z tobą tym podzielić, ale w obecnych okolicznościach chyba zachowam to dla siebie. - rzuciła mrużąc oczy. Mówiąc "tym" miała na myśli kryształową fiolkę z krwią, którą wyjęła z torby i teraz machała nią przed oczami Kenvetchówny tak blisko, że musiała chyba zrobić ciekawego zeza. Tak prędko, jak ją pokazała, tak szybko schowała, by ktoś nie zaczął się bliżej zastanawiać nad zawartością. To była krew, na pewno. Problem był taki, że bynajmniej nie była to krew smoka. Czy nie mówiła, ze podstępem zdobędzie ludzką posokę? Oto i ma! Od nieco pijanego uczniaka, który nawet się nie skapnął, gdy mu nacięła nadgarstek.
Powrót do góry Go down
Valentine Kenvetch
Klasa VI
Valentine Kenvetch


Liczba postów : 125
Join date : 26/08/2012

Biblioteka - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Biblioteka   Biblioteka - Page 3 EmptySob Gru 22, 2012 6:25 pm

Słowa zbliżającej się, niczym w podniosłej scenie tuż przed walką, Averille dotarły do Puchonki, aż za bardzo. Uniosła brwi, a jej usta ułożyły się w zuchwałym uśmiechu, który uwydatnił kości policzkowe dziewczyny. Zdecydowanie nie rozbawiły jej słowa pół wili, a raczej to, że zupełnie ich nie rozumiała.
- Av, ja nie tykam twoich zwierząt!- powiedziała, lecz kończąc zdanie głos jej się złamał, przechodząc niemal w chichot. Kto jak kto, ale Av powinna wiedzieć, że gdyby Walentynka należała do osób, które nie potrafią skłamać, bez mimowolnego uśmiechu, czy uciekającego wzroku, miałaby dużo trudniejsze życie. Ale na szczęście nie należała, więc nawet nie próbowała ukryć swojego rozbawienia. Dręczenie zwierza należącego do Fontaine byłoby naprawdę bezcelowe i jedyne co by z tego wynikło to niemiłe konsekwencje. Owszem, pamiętała tą monotonną białą kulkę, która z niejasnych dla Puchonki przyczyn, ucieszyła jej przyjaciółkę. Nie widziała sensu dla marnowania czasu na coś tak nudnego, jak Avciowy sierśiuch, tym bardziej, że tym samym naruszyłaby pewną delikatną granicę.
Zaczęła więc pospiesznie przeszukiwać zakamarki swojej pamięci. Gdyby Ślizgonka awanturowała się o sowę, istotnie, wtedy istniałoby chociaż małe prawdopodobieństwo... z akcentem na „małe”, że Walentynka maczała palce w wszelakich ubytkach w sowie. Walentynka sama dobrze pamiętała, że niedawno, kiedy jeszcze uważała, że obowiązują ją takie głupoty jak czapka, czy szalik, przeszła się do sowiarni nadać życzenia do starej, zaprzyjaźnionej czarownicy i przy okazji „niechcący” nadpaliła jedną z sów. Oczywiście nie była to Avciowa sowa. Jeśli ograniczenie co do terroryzowania ptaków dotyczyło tylko jednej sowy, dało się go przestrzegać. O ile możliwe było, że jakimś cudem, przez pomyłkę zwęglił się kawałek Avciowej sowy, pomylenie sowy z kotem było, nawet jak na Puchonkę, dość absurdalne. Walentynka potrząsnęła głową, żeby wyrzucić z siebie obraz płonących piór.
Kiedy powaga sytuacji zaczęła do niej docierać, poczuła opóźnioną złość, że też Ślizgonka oskarża ją o coś takiego.
- Chyba nie sądziesz, że traktuję TWOJEGO kota na równi z innymi brudnymi ścierkami biegającymi po korytarzach, co?- spytała wojowniczo kładąc dłonie na biodra i pochylając się ku Ślizgonce. – Jeśli masz wątpliwości, to zapewniam cię, że nie wycelowałabym różdżki w Żadne-Twoje-Zwierzę! – wycedziła, jakby przedrzeźniała Francuzkę. Wyprostowała się. W ogóle skąd to przypuszczenie? Przecież Zielona nie mogła widzieć nic, co stawiałoby Walentynkę w roli oprawcy kociaka. Więc co, czyżby zwierz Francuzki bał się uosobienia niewinności, jakbym była ruda?
- Jeśli twój kot się mnie boi, może po prostu widział jak „bawię się” z jakimś innym przedstawicielem jego gatunku, albo... albo przestraszył się Barta, nie wiem- powiedziała bezsilnie, akcentując znacząco "bawię się" i wzruszając ramionami.
Coś błysnęło przed Walentynkowymi ślepiami, kryształ błysnął. Fiolka odbiła się intensywną czerwienią w smolistych oczach dziewczyny, które się natychmiast powiększyły. Nieświadomie przejechała palcem po dolnej wardze. Krew zawsze ją fascynowała, od dziecka, chociaż dopiero po pewnym czasie uzmysłowniła sobie, że jest to dość chora fascynacja.
- Domyślam się, że nie jest to krew smoka?- spytała otwierając oczy jeszcze szerzej.
Powrót do góry Go down
Avérille de La Fontaine
Prefekt



Liczba postów : 341
Join date : 19/07/2012

Biblioteka - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Biblioteka   Biblioteka - Page 3 EmptyNie Gru 23, 2012 10:27 pm

Nie, nie, nie. Francuzka absolutnie nie potrafiła lub być może nie chciała przyjąć do wiadomości faktu, że Walentynka nie maczała palców w obecnym stanie jej kota. I pomimo faktu, że ruda była przecież jej najlepszą przyjaciółką, damą dworu i nadwornym katem w jej królestwie. Zwyczajnie wolała wydąć pogardliwie swoje pomalowane na malinowo usteczka i skrzyżować ręce pod uwydatnionym przez dość obcisłą bluzkę biustem. Jej lenistwo nie miało zamiaru pozwolić na bawienie się w jakiegoś durnego detektywa, który badałby głównego sprawcę tak ohydnej zbrodni jak napastowanie jej zwierzęcia, z dokładnym zaakcentowaniem słowa "jej". Jej rzeczy się nie rusza, to tak, jakby prosiło się o wolną i bolesną śmierć w męczarniach gdzieś w opuszczonej części lochów, gdzie nikt by krzyków nie usłyszał. Winny czy niewinny, wrzuci każdego na tortury, kto miałby chociaż malutki związek. Rude włosy Puchonki stanowiły już idealną wymówkę ze względu na reakcję Princessy, ale no....to była Walentynka. Czyli jesteśmy w punkcie wyjścia. Myśli pół wili, przewijające się w jej głowie z większą od światła szybkością nieustannie oscylowały pomiędzy "zbesztać, obrazić się na wieki wieków" i "zapomnijmy o sprawie, bo mi się nie chce tego roztrząsać". I naprawdę miała porządny dylemat. Denerwowanie dziewczyny swoją obojętnością było dla niej w obecnej sytuacji zabawnym rozwiązaniem czy też karą, nawet, jeśli była niesłuszna. Nawet, jeśli blondynka się paskudnie omyliła i faktycznie jej biała kotka tylko widziała inną ofiarę swojego gatunku lub nastraszył ją ten przeklęty pająk, którego Kenvetchówna zdecydowanie zbyt często puszczała luzem (lub jej uciekał). Piski młodszych uczennic nie robiły na niej wrażenia, ale pisk jej kota już tak.
- Niemożliwe żeby mój kot... - zaczęła nie mniej wściekłym głosem zapewne paskudnie długi i uciążliwy monolog, ale znikąd gwałtownie zamilkła, jakby coś sobie przypominając. - Zaraz, zaraz...ty dręczysz koty? - oczy jej się niebezpiecznie zwęziły. Ha. Walentynka właśnie popełniła błąd, bo te zwierzęta były dla jasnowłosej wręcz święte i nigdy, przenigdy nie dałaby ich nikomu tknąć, zwłaszcza swoich. Nawet, jeśli należałby do kogoś, kogo nie lubiła. Nie pozwoliła dojść do głosu irytującemu czemuś w jej głowie, który, niczym jak mantrę, powtarzał słowo "hipokrytka". Nie przyznała się, że kiedyś, w ramach nudy, ćwiczyła zaklęcie na Bogu ducha winnym pajęczaku, który nie do końca wyszedł z tego spotkania żywy. Ale był chory i słabowity! Tylko ukróciła jego męki a napadać bezbronnego kota? To już zupełnie co innego i tak to sobie tłumaczyła. Prawie się uśmiechnęła z zadowoleniem.
- Mówisz o tym? - mruknęła całkowicie wypranym z uczuć tonem i powolnym ruchem wyciągnęła z powrotem cudowną fiolkę ze szkarłatnym płynem. Zawartość delikatnie przesuwała się po ściankach naczynia, gdy dziewczę beztrosko ją przekręcało, tuż przed oczami rudowłosej. Calutka fioleczka prawdziwej, ludzkiej krwi. Do tego wcale nie szlamowatej. Jak wykorzystywać ją do jakichś czarnomagicznych zaklęć lub eliksirów to tylko najwyższej jakości!
- Nie. - zaprzeczyła krótko i zakręciła bezwiednie kosmyk włosów na palcu, oblizując delikatnie wargi. W myślach śmiała się nieco ironicznie, gdy tak napawała się widokiem podekscytowanej Angielki. Ciekawe, co by zyskała, gdyby tak ją jej dała? Dożywotnie posłuszeństwo? E, i bez tego by to miała!


/Zacznę szerzyć przekonanie, że uciążliwy katar i boląca głowa źle wpływa na wenę, chęć do życia i robienia czegokolwiek oprócz leżenia i gapienia się w sufit, oglądania spnu i najgłupszych filmów jakie mogą być plus obżerania się piernikami i zastanawiania się, gdzie rodzice ukryli mojego ipada.../
Powrót do góry Go down
Valentine Kenvetch
Klasa VI
Valentine Kenvetch


Liczba postów : 125
Join date : 26/08/2012

Biblioteka - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Biblioteka   Biblioteka - Page 3 EmptyPon Gru 24, 2012 11:51 am

Fontaine była wzburzona, ale Walentynka nie potrafiła w tej chwili czuć żadnej empatii, zwłaszcza, że usłyszała od Ślizgonki kolejne oskarżenia, które wbrew wszelkiej logice, uważała za nadinterpretacje swoich słów.
Walentynka nie dręczy kotów, wcale a wcale i będzie się trzymać tej wersji, jak zbawiennej poręczy! Opuściła podbródek, patrząc na Francuzkę spode łba. W końcu jak śmiała to powiedzieć i to do uosobienia niewinności jakim było Borsuczątko! No dobrze, gdyby się tak zastanowić, to rudy aniołek, nie był taki bez winy. Kenvetchówna traktowała mniej więcej równo wszystkie zwierzęta, które nie były według niej godne czci, ani nie należały do nikogo istotnego, a teraz zwyczajnie nie pamiętała jak traktowała takich właśnie błahych pchlarzy. W każdym razie wzniosłość chwili, każąca jej nadążać myśleniem za zdarzeniami uzmysłowiła Walentynce, że Avcia jest najwyraźniej nieszczególnie nastawiona do kwestii tortur nad kotami. Tak więc przybrała rolę nieskalanej istotki, która o dręczeniu tych zwierzątek nawet nie myśli. Szybko uciszyła swoje sumienie, argumentem, że d r ę c z e n i e to zupełnie co innego niż Walentynkowa z a b a w a.
Weźmy na przykład takie nadpalenie sowy. Coś takiego podpadało pod kategorię „zabawa”, jako, że opierało się na małym, niewinnym przebłysku z serii „a co gdyby tak...”. Gdyby zamierzeniem było zabicie, umęczenie, czy skrzywdzenie sowy, czyli nadpalenie znacznie dotkliwsze, wtedy Val mogłaby przyjąć na swoje barki ciężar świadomości, że znęcała się nad ptakiem.
Tak więc koty mogły się co najwyżej uskarżać na „zabawę” z Puchonką, ale nie na znęcanie się.
- Nie dręczę, tylko bawię - powiedziała akcentując wyraźnie ostatnie słowo, chcąc pokazać wyczuwalną różnicę między jednym, a drugim. - A i tak na pewno nie z twoim.
Nie podobało jej się, że jej najlepsza przyjaciółka uważa, że zrobiłaby COŚ takiego JEJ zwierzęciu. Może stwierdzenie, że było jej przykro, byłoby zbyt dobitne. Po prostu jej się to nie podobało. Co z tego, że ilość osób w Hogwarcie, które lubią torturować żywe stworzenia, była dość ograniczona, ale żeby tak zaraz na Walentynkę naskakiwać? Nie, to było nie do przyjęcia.
Ruda Puchonka poczuła bezduszność Ślizgonki, kiedy słodką, hipnotyzującą krew miała tuż przed piegowatym noskiem. Teoretycznie na wyciągnięcie ręki. Z jej obecnym wyrazem twarzy, można by się spodziewać, że jedna z kościstych rączek zaraz powędruje instynktownie do góry, by przez impuls spróbować wyrwać fiolkę z Avciowego uścisku. Jednak nic z tych rzeczy. Walentynkowe rączki odpoczywały sobie na Puchońskich bioderkach i ani myślały się stamtąd ruszać. Dziewczyna przymknęła oczy i uśmiechnęła się kpiąco. Ludzka krew? Że też Avcia zbierała ją rzetelnie kropla po kropelce... I po co? Pieguska podejrzewała, że pół wila nawet nie potrafiłaby uwarzyć żadnej czarnomagicznej mikstury z krwią w składzie, nie żeby ona sama potrafiła. Szybkie, zimne kalkulacje doprowadziły ją do wniosku, że zdobycie tego, czym teraz chwaliła się Francuzka, było zbyt proste by się tym teraz przejmować.
- Jeśli zamierzasz teraz boczyć się za jakiegoś kocura, którego nie widziałam, odkąd mi go pierwszy raz pokazałaś, to wiedz, że możesz sobie tą krew wypić, wylać na głowę, do butów, czy co tam sobie chcesz - powiedziała okazując skrajną obojętność – nic mnie to nie obchodzi.

/I co ja mam ci odpisać, skoro nawet pisząc z przeziębieniem przyprawasz mnie o kompleksy? Weź zgiń./
Powrót do góry Go down
Avérille de La Fontaine
Prefekt



Liczba postów : 341
Join date : 19/07/2012

Biblioteka - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Biblioteka   Biblioteka - Page 3 EmptyPią Gru 28, 2012 11:31 am

Francuzka podparła się pod boki z oburzenia.
- Tak nisko mnie cenisz? - prychnęła - Ja tego samego uczniaka mam zamkniętego w lochach i w każdej chwili można się nim "pobawić", jak to ślicznie ujęłaś. - wyszczerzyła niewinnie ząbki, chociaż w jej głosie bez trudu można było usłyszeć sarkazm. Zabawa poprzez dręczenia kotów, już nie ważne, czy jej też był raczony tymi samymi rozrywkami, Puchonka bawiła się kotami! Ta uraza zostanie w umyśle Ślizgonki an jakiś czas. Zwyczajnie w jej charakterze leży obrażanie sie na wszystko i wszystkich, co żółta powinna wiedzieć po kilku miesiącach znajomości. Chociaż kto wie, skoro pół wila jeszcze nie miała okazji jej tego ukazać.
Nagle na półce obok wylądowała nieznana jej, czarna sowa a po chwili, gdzieś w oddali, usłyszała wściekłe narzekanie bibliotekarki: Sowy w bibliotece, co to ma być?!. Popatrzyła kątem oka na zwierzę, a ono na nią i w ułamku sekundy zrozumiała, ze ów wiadomość było dlo niej, tym bardziej, że nóżka z rulonikiem została wyciągnięte a w jej kierunku, nie w kierunku Walentynki, na którą nawet nie raczyła teraz spojrzeć. Dziewczę naprawdę poczuło się urażone. Nie czekała, aż rozzłoszczone stare pudło tu dotrze i skonfiskuje sowę wraz z wiadomością. Rozwiązała zwitek pergaminu a ptak wzbił się w powietrze i wyleciał przez uchylone nieopodal okno. Nie omieszkał przy porozrzucać kilkunastu innych zwojów, które posypały się na podłogę. Dziewczyna rozwinęła list i przebiegła szybko wzrokiem po treści, mrużąc oczy. Zaklęła pod nosem.
- Pilna i zupełnie nieoczekiwana sprawa. - mruknęła i bez większego pożegnania opuściła bibliotekę.

zt
Powrót do góry Go down
Marcin Wroński
Wicedyrektor
Marcin Wroński


Liczba postów : 769
Join date : 20/07/2012

Biblioteka - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Biblioteka   Biblioteka - Page 3 EmptySob Gru 29, 2012 4:09 pm

Gdy ci smutno, gdy ci źle, do biblioteki kurna idź…
Nawet się nie zrymowało, ale czy to właściwie ważne? Nie. Przynajmniej nie dla Marcina. Od jakiegoś czasu miał ciągoty, aby się porządnie narąbać, ale po prostu nie miał z kim. Nawet nie mógł liczyć na swojego przyjaciela Jensena… Chyba ostatnią osobą, którą mu została do picia był Jake Shepard… Ale na litość boską – powiedzcie mi kto chciałby z nim pić? Właśnie. Dlatego Wroński wolał nawet nie otwierać bimbru (samemu chlać to jednak nie wypada) i udał się do biblioteki.
- Łuu… - Wystraszył jakąś całującą się parę, która kryła się między półkami. Biedni nie wiedzieli co począć, kiedy dyrcio ich nakrył. Na ustach Wrońskiego wykwitł ciekawy uśmieszek. Po prostu uwielbiał to robić! Czyżby rósł kolejny kandydat na ucznia Avci? W końcu to ona nieformalnie była królową tej szkoły, bo była wredna jak… Marcin nie chciał przeklinać, więc tutaj opuścimy kilka linijek tekstu.
Zacny pan Anthony Edward Stark, przepraszam Marcin Michał Wroński, wreszcie dotarł do stolika. W dłoniach trzymał wielką księgę magiczną, którą zwinął po drodze.
- Zobaczymy co dzisiaj ciekawego się nauczymy… - mruknął pod nosem i aż uśmiechnął się na widok zaklęcia, które zobaczył. I kto by pomyślał, że w powieściach nie można znaleźć zaklęć, które można się nauczyć? Proszę Was… Marcin był mistrzem w odnajdywaniu takich perełek.
- Cube… Zobaczymy…

Trening Cube, poziom IV
Powrót do góry Go down
http://life-in-stark-tower.tumblr.com
Marcin Wroński
Wicedyrektor
Marcin Wroński


Liczba postów : 769
Join date : 20/07/2012

Biblioteka - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Biblioteka   Biblioteka - Page 3 EmptySob Gru 29, 2012 9:26 pm

Mmm… Nie ma jak to cudowna akcja w moim Wordzie. Te pościgi, pocałunki, seks, pijaństwo… Haha. Na karcie miałam zapisany jeszcze post treningowy Marcina. Przemiał dzisiaj miałam niesamowity. Mmm…
Po tym jakże krótkim i jakże osobistym wstępie, nadchodzi odpowiedni czas, aby zająć się naszym bohaterem. Ćwiczył sobie Marcino, wymachiwał swoją różdżką, czasami celując w uczniaków, którzy akurat mu się nie podobali. Nie wiedział po co właściwie jest mu zaklęcie, które powoduje ściśnięcie czy tez transmutacje kogoś w mały sześcian, ale co tam… W końcu i tak powoli stawał się swoją matką, dla której nic nie liczyło się innego oprócz treningów, więc co miał chłopaczyna robić?
Ziewną raz czy drugi, kiedy to stwierdził, że pojął chyba już całkowicie zaklęcie. I właściwie bezwstydnie zostawiłabym ten post takim jaki jest, ale to przecież nie przystoi zostawiać tak tych literek, skoro liczba słów dwustu jeszcze nie dobiła.
Marcinko, jak to Marcino, wstał z krzesełka, odesłał książkę na miejsce. Przeszedł się przez bibliotekę i uśmiechnął się promieniście do bibliotekarki. Szkoda, że była od niego o jakieś dwadzieścia lat starsza, bo zaraz wziąłby ją w tany albo co najmniej pocałował w usta. Musiał więc ograniczyć się do zwykłego uśmiechu oraz podziękowaniu za gościnę.
Tak, Marcin Wroński potrzebował się napić, ale nie miał z kim. I tutaj cała nasza historia jest spalona.
Opuścił bibliotekę mamrocząc pod nosem coś o nazistowskich gejach. Rzecz jasna całkowicie plącząc oba języki.

Koniec treningu, opuszczam temat.
Powrót do góry Go down
http://life-in-stark-tower.tumblr.com
Valentine Kenvetch
Klasa VI
Valentine Kenvetch


Liczba postów : 125
Join date : 26/08/2012

Biblioteka - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Biblioteka   Biblioteka - Page 3 EmptyNie Gru 30, 2012 1:20 pm

Puchonka nadęła policzki i zwężonymi oczami wpatrywała się w Av. Brak empatii utrudniał jej zrozumienie, że niektórzy bronią, niczym matka swoje młode, pajęczaki, a inni koty. Dlatego też postawa Ślizgonki wydawała jej się skrajnie irracjonalna. Pewnie palnęłaby coś głupiego, co ślina przyniesie, jak to Walentynka, ale język zablokowała jej sowa, która nagle znalazła się obok nich. Przeniosła spojrzenie na bibliotekarkę, której ptaszysko też nie umknęło. Pieguska patrzyła przez chwilę jak Averille oddala się ze swoim liścikiem. Puchonka wywróciła smolistymi oczami. Pilna sprawa, oczywiście. Kiedy nadęty tyłek Avci opuścił bibliotekę, Walentynka skrzyżowała rączki i podreptała sobie między półki, by najzwyczajniej w świecie oprzeć się o stary regał. Wszystko działało jej teraz na nerwy: Puchoni, koty, koty Puchonów, koty na Puchonach, Puchoni przy kotach i cała reszta ludzkości. Musiała się uspokoić. Tak, Walentynko, jesteś najbardziej pająkową psychopatką w Hogwarcie, wdech, wydech, wdech, wydech. Cudowne uczucie spokoju zapewniała jej głucha cisza, przerywana szeptami i stukaniem książek w twardej okładce o blaty i półki. Zamknęła oczy i rozkoszowała się względną samotnością. Nie trwało to długo. Do biblioteki wkroczyła gromadka chichoczących Gryfonek. Chryste, znowu? Oczy Bazyliszka, osadzone dla niepoznaki w bibliotekarce już je wypatrzyły. Kenvetchówna przypomniała sobie Święta Bożego Narodzenia kilka lat temu, które spędziła u starej czarownicy, o dość radykalnych poglądach w stosunku do Ministerstwa Magii i przepełnionej kultem czystej krwi. Każde wspomnienie o czymś, co nie pokrywało się z jej ideologią, kończyło się oberwaniem zaklęciem wyciszającym głos, co było najlżejszą klątwą jakie spotykały gości tejże czarownicy. Walentynkowe usta wygięły się niepozorny uśmiech, a różdżkę wyjęła z... z włosów. Zza ucha. Tak, po raz kolejny się okazuje, że ten kołtun na głowie nie spełnia tylko funkcji ozdobnych (o ile można mu je w ogólne przypisać...).
- Silencio – syknęła robiąc dyskretny ruch różdżką. Tylko niedyplomatyczne sposoby zamkną usta takim ścierwom.

Trening Silencio
Powrót do góry Go down
Valentine Kenvetch
Klasa VI
Valentine Kenvetch


Liczba postów : 125
Join date : 26/08/2012

Biblioteka - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Biblioteka   Biblioteka - Page 3 EmptyPon Gru 31, 2012 1:38 pm

Kiedy tylko opuściła różdżkę, wlepiła oczy w małoletnie Lwice. Jedna z nich, która drogą całkowicie losową, została wybrana jako cel zaklęcia, wciąż trzepała zawzięcie językiem. Puchonka zerknęła na bibliotekarkę. Zdaje się, że całkowicie zapomniała o uciszeniu smarkul, kiedy jakiś chłopak zajął ją sobą, a raczej swoją wypożyczaną książką. Naprawianie świata, począwszy od uczniaków czas zacząć.
- Silencio – syknęła ponownie kierując różdżkę w tę samą dziewczynę.
Chciała ją po prostu nauczyć dobrych manier, tak jak to robiła stara czarownica na Święta. Kolejnym punktem naprawiania świata było oduczenie... jeszcze nie wiedziała czego, ale zrodziło się w jej główce przekonanie, że musi koniecznie nauczyć się zaklęcia podpalającego. Koniecznie. Obowiązkowo. W ogóle dziwne, że jeszcze go nie wykorzystała na nikim. Źle, bardzo źle.
Pogrążona kodowaniem samej sobie zaklęć pomocnych w zdobyciu władzy nas światem, to znaczy, pomocnych w naprawianiu świata, nie zauważyła, kiedy Gryfonka z oczami rozmiarów nienaturalnych, ruszała niemo ustami. Na twarzach pozostałych malowała się skrajna dezorientacja. A więc się udało. Walentynka z potężną dozą satysfakcji, obserwowała desperacką chęć porozumienia się Lwicy z resztą Czerwonych. Smarkula pokazywała na swoje usta, kręciła głową, wolno ruszała ustami, wciąż bezgłośnie. Valentine skrzyżowała ręce i z beztroską miną oglądała, jak dziewczyna wymachiwała nerwowa rękami, chcąc dogadać się z nimi na migi. Reszta zaczęła powoli rozumieć, że na ich przyjaciółkę zostało rzucone zaklęcie. Kenvetchówna westchnęła z miną męczennicy, która po obejrzeniu przedstawienia, musi opuścić namiot cyrkowy. Wyciągnęła ręce do góry, by przeciągnąć się jak kot i trzpiotowatym krokiem ruszyła do wyjścia. Ledwo opuściła próg biblioteki, kiedy zobaczyła jak jakaś Puchonka przykleja się do ściany, próbując spłaszczyć się na tyle, by być jak najdalej od czegoś maszerującego po podłodze. Barthy! Ignorując krzyki dziewczyny, czyli coś w stylu „Kenvetch! Mogłabyś pilnować tą swoją poczwarę, zamiast pozwalać jej plątać się po całej szkole?!”, ukucnęła przed tarantulą i tworząc z dłoni łódeczkę, pozwoliła jej na nią wejść. Mijając zdenerwowaną Żółtą, zatrzymała się, stojąc do niej wciąż bokiem.
- Jeśli jeszcze raz skierujesz swoją rozdartą paszczę na mojego pająka, obiecują ci, że twoje dotychczasowe problemy, wydadzą ci się błahe – powiedziała spokojnie, po czym skierowała swój marsz do Pokoju Wspólnego Puchonów.
- Chciałeś rozprostować szczękoczułki? – spytała podnosząc zwierzątko, tak by widzieć jego wszystkie pary oczu. – W każdym razie już wracamy.

Konie treningu, zt.
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Biblioteka - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Biblioteka   Biblioteka - Page 3 Empty

Powrót do góry Go down
 
Biblioteka
Powrót do góry 
Strona 3 z 3Idź do strony : Previous  1, 2, 3
 Similar topics
-
» Zakazana Biblioteka

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Riddiculus :: Piętro V-
Skocz do: