Weszła. A nawet można powiedzieć wpadła do swojego gabineto-pokojo-chałupki. Wolała zdecydowanie nowe gabinety w Hogwarcie niż mały domek w Hogsmeade. Zbyt wiele wspomnień.
Czknęła, przekraczając próg. Znów była na porządnym kacu. Ostatnio zdarzało się jej to coraz częsciej. A przecież obiecała sobie, że skończy z tym paskudnym nałogiem. Opuchnięte oczy, zapadłe policzki i okropnie chude dłonie - tak teraz wyglądała Lili Cartemoll. A przecież obiecała sobie, że po narodzinach Hazel skończy z piciem. Niestety postanowienie wzięło w łeb i zaczęła spożywać jeszcze więcej Ognistej Whisky i Kremowego Piwa. Choć to drugie nie miało wielu procentów to teraz była wstawiona i po tym. Nie mówiąc już o czystej wódce. Od tygodnia wogóle nie trzeźwiała. Ale w Hogwarcie musiała się jakoś trzymać. Nawet nie było przy niej Sophie, jej dawnej przyjaciółki. Wszystko było takie inne, z roku na rok stawało się coraz gorzej. Nie dawały jej spokoju także pytania córki o jej ojca. Cały czas tylko dociekała. wiedziała, że tajemnica się nie wyda, bowiem prawdę znała ona sama. Została opuszczona przez całą rodzinę, toteż nie miała z kim zamienić słowa. Dorastająca córka też dawała się jej we znaki.
Lili zdjęła swoją szatę, weszła do łazienki by wziąść szybki prysznic. Po kąpieli natychmiast przebrała się w mugolskie ubrania - a raczej bieliznę i koszulkę sięgającą do połowy ud. Kiedyś powabna i seksowna kobieta - dziś wyniszczona i starsza kobietka. Nawet zmarszczki okazały się na czole i pod oczyma. Kurze łapki, ot co. Rzuciła się na łóżko. Na szafce obok stała wódka. Pociągnęła parę łyków z butelki, po czym zakręciła ją i odstawiła obok. Zwinęła się w kokon i przysnęła.