|
| Gabinet nr 3 | |
|
+5Cristina Reed Avérille de La Fontaine Elizabeth Hall Jensen Kinghsley Mistrz Gry 9 posters | |
Autor | Wiadomość |
---|
Mistrz Gry Admin
Liczba postów : 240 Join date : 13/07/2012
| Temat: Gabinet nr 3 Sob Lip 28, 2012 10:11 pm | |
| | |
| | | Jensen Kinghsley Dyrektor
Liczba postów : 270 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Pon Lip 30, 2012 11:29 am | |
| Pierwszy dzień pracy, poniedziałek rano. Obudziło go słońce, które wtargnęło przez niedokładnie zasłonięte zasłony. Była godzina siódma, czyli w Wielkiej Sali już było śniadanie, ale on od razu z rana nie lubił jeść. Jedzenie było dostępne do dziewiątej trzydzieści, więc jeszcze poczeka. Pierwsze zajęcia miał dopiero o godzinie jedenastej i to byli trzecioklasiści, podajrze slytherin i gryffindor. Jego plan w tym roku bardzo mu się podobał. Był ułożony idealnie. Tylko raz musiał być w lochach już o ósmej rano, a tak praktycznie zaczynał dopiero o dziesiątej. Wstał i zmierzwił swoje przydługie włosy. Spał w samych spodenkach od mugolskiego dresu, które zwinął Dyptamowi sześć lat temu z obietnicą zwrotu. Yhym. Już to widzę. Były za wygodne by je miał oddać w stanie znośnym do noszenia. Wszedł do łazienki i uśmiechnął się. Z początku narzekał na zmiany gabinetu, ale remont jaki odbył się w zamku był wręcz genialny, a łazienka w jego gabinecie? Boska. Miał ogromną kabinę prysznicową, chyba jasne o czym myślał patrząc na dostępne miejsce. Miał także wannę z dziesięcioma kurkami, które wlewaly różne rodzaje wody i płynów. Ogólnie była to łazienka przestronna i porządnie wykonana. Wziął króki prysznic i przy pomocy Hot Air wysuszył włosy. Czas było się przygotować do lekcji, więc wygramolił z kufra, którego nawet nie raczył rozpakować, kociołek i wszelkie przybory, a potem walnął się otwartą ręką w czoło. Fundamentalna zdolność czarodziejska, rozpalenie ognia za pomoca różdżki, a on tego nie umiał. Co za wstyd. Wstyd. Wstyd. Rzucił się po różdżkę i próbował podpalić drewienka w kominku przy pomocy zaklęcia -Incendio Zaklęcie zadziałało niemal od razu, ale zamiast na drewienkach to na dywanie., -KurwaKurwaKurwa! Złapał się za głowę i zaczął bezradnie podskakiwać. -Kurwa Jensen! Jesteś kurewskim czarodziejem. Cento Onis! Krzyknął gasząc skupiska ognia. Ale z niego był czasami epicki debil. Aż szkoda gadać. Wygramolił z kufra czarny t0shirt z dekoltem w serek, ale wyglądał on jak wyjęty psu z gardła. To był ten którki moment kiedy żałował swojego sposobu pakowania się. -Erecto. Mruknął prostują cmateriał i włożył bluzkę na swoją piękną klatę. Wrócił do treningu Incendio siadając bliżej kominka.
Trening Incendio, jednorazowe: Cento Onis; Erecto | |
| | | Jensen Kinghsley Dyrektor
Liczba postów : 270 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Pon Lip 30, 2012 7:47 pm | |
| Zacisnął ręce w pięści, a prawą to o mało nie zgniótł różdżki kiedy wydobyło się z niej jakby gruźlicze kaszlnięcie i dosłownie wypluła pięć iskier na krzyż. -Japierdolękurwamać! Wrzasnął i wstał z krzesła. -Jak mówię Incendio to... Znów krzyknął, ale to był krzyk przerażenia bo podpalił noagwkę swoich cudownych skradzionych Dyptamowi spodni z dresu. -Cento Onis! Szybko to zgasił, ale spodenki pozostały lekko przypalone. Dopiero początek dnia, a już miał go dość. Idealnie. A tu jeszcze miał się zmierzyć z bandą debili, którzy nie potrafią przeciąć ogona szczura, albo nie potrafią czytać. Idealnie. Po prostu świetnie. Wziął bardzo głęboki oddech i policzył do dziesięciu. Spalenie swoich spodni do spania chyba było znakiem, że zaklęcie już opanował, prawda? Jednak musiał się upewnić, żeby nie stanąć przed klasą, nie warknąc 'Incendio' i nie zalać się wstydem. Odchrząknął. -Incendio. Powiedział wolno i spokojnie zwracajac uwagę na odpowiedni akcent. Kominek rozbłysnął jasnym ogniem. Lekko się uśmiechnął i zgasił płomienie. Było za gorąco by trzymać przez cały dzień ogień. Otworzył natomiast okno w sypialni i gabinecie, a następnie zdjął cudowne spodnie. Wykorzystał chwilę wolności wskoczyłna biurko i zatańczył coś bliżej nieokreślonego, a następnie podszedł do szafy by znaleźć swoej sprane jeansy, bo czarne spodnie nie wyglądałyby dobrze razem z czarną koszulką z dekoltem w serek. Ubrał czarne trampki, różdżke wtknął do tylniej kieszeni spodni, w rękę wziął kociołek i wyszedł z gabinetu zamykając go na klucz.
Koniec treningu.
zt | |
| | | Elizabeth Hall Klasa VI
Liczba postów : 209 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Sro Sie 01, 2012 2:05 pm | |
| Cały dzień wyczekiwała na imprezę u Jensena, która miała odbyć się po kolacji. Dlatego na kolację nawet nie poszła. Kończyła dzisiaj wcześnie lekcje, więc zdołała spokojnie wrócić do dormitorium, zdjąć spódniczkę mundurkową, założyć za to króciutką i zieloną. Obcisłą, czarną bluzeczkę bez dekoltu zostawiła na sobie. Podrażniła swoje włosy za pomocą różdżki i przebrałą ściorane balerinki na czółenka z niskim obcasem. Różdżkę wetknęła za gumkę od spódniczki z prawej strony i stwierdziła, że ma już praktycznie wszystko. Na obiedzie dała Jensenowi dziesięć galeonów, bo okazało się, że Harpie z Holyhead przegrały studwudziestoma punktami z Wojownikami z Woollongong, a ona obstawiała, że punktów będzie stopięćdziesiąt, gdyż uważała Harpie za tak marną drużynę, że nie strzelą ani jednego gola, a Wojownicy mieli złapać znicza w pierwszych pięciu minutach. Przynajmniej zrzuciła się na alkohol do wieczornej imprezy. Zeszła sześć kondygnacji niżej i skręciłą w korytarz, w którym znajdował się nowy gabinet Jensena. Zapukała nieśmiało, ale nikt jej nie otworzył. Drzwi były zamknięte, ale ona jedynie zmierzyłą je wzrokiem. Matka uczyła ją jak rozpoznać czy drzwi są zaklęte czymś mocnym, czy można je łatwo otworzyć i na te według jej mniemania mogła wystarczyć prosta alohomora. -Alohomora! Ładnie machnęła różdżką i zamek lekko zgrzytnął. Weszła do gabinetu i omiotła go spojrzeniem pełnym chłodnej oceny. -Bywało gorzej, nie bałaganiarzu? Z nudów zaczęła sprzątać ten syf. Podeszła do półki na książki i ściągnęła stamtąd Tysiąc Magicznych Ziół i Grzybów, chodziła po gabinecie, sprzątała i jednocześnie czytała. Cóż za wielofunkcyjność panny Hall!
Trening Zielarza. | |
| | | Avérille de La Fontaine Prefekt
Liczba postów : 341 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Sro Sie 01, 2012 3:03 pm | |
| Wszyscy w Beauxbatons wiedzieli, że z panny Fontaine jest dość imprezowa osóbka. Może i nie należała do grona osób, które spędzają każdy weekend, ba, dzień na bawieniu i piciu litrów alkoholu. Nie można jej jednak odmówić tego wysublimowania. Bowiem dziewczę nie chodzi na to, co popadnie. Jej gust różnił się od większości uczniów, którzy na wieść o imprezie, nie ważne jakiej, ekscytowali się tak, jakby miała to być impreza roku. Poniekąd nie trudno odgadnąć, że pół wila zdecydowanie była bardziej przyzwyczajona do "sztywnych i nudnych" bali arystokratów, którymi raczona była od wczesnych lat dziecięcych. Bywała już na tylu, że gdyby ktoś zapytał się ją o konkretną liczbę, to tylko popatrzyłaby na niego zimnym wzrokiem i prychnęła pogardliwie. Czy naprawdę liczył, że ona pamięta takie błahostki? Niemniej jednak nie miała nic przeciwko długim sukniom i tradycyjnej orkiestrze, masie osobistości i od groma przystojnych synów śmietanki towarzyskiej do zachwycania. Przystojni, czystokrwiści, bogaci. Czegoż chcieć więcej? No co, w takich stronach się wychowywała i pod tym względem można było uznać ją za dziwną. Najprawdopodobniej za takie określenie by się obraziła. Nie znaczyło to, że wszelkie inne wydarzenia towarzyskie omijała szerokim łukiem i kręciła noskiem, że nie są wystarczająco "elitarne". Nawet ta lubująca się we wszystkim, co stoi na wysokim poziomie osóbka jest w stanie przyjść na zwyczajną domówkę, jeśli tak można się wyrazić. O dziwo potrzebowała tej drobnej odskoczni od sztywnej atmosfery związanej z jej statusem. Dzisiaj jednak uparła się, by nie przyjść. Zapierała się rękami i nogami, że ona, pani prefekt Slytherinu, rzekomo wzór dla innych nie zaszczyci profesorskiego gabinetu swoją obecnością. Ilekroć słyszała krążące od rana plotki przy ślizgońskim stole, marszczyła brwi i czym prędzej zaczynała coś pić, by przypadkiem po raz setny ktoś jej nie zadał tego samego pytania. Była zmęczona odpowiadaniem, że nie ma najmniejszego zamiaru stawiać tam swojej nogi. A tylko dlatego, że zabawa organizowana przez profesora nie wydała jej się kuszącą propozycją. Imprezy z psorem? To było dla niej nie do pomyślenia. Do jej główki nasuwały się obrazy jeszcze bardziej restrykcyjne od bali dumnych arystokratów. Jakoś nie wpadła na to, że może być inaczej. Krótko mówiąc - całe przedsięwzięcie uważała za jedną wielką nudę i zamknęła się w dormitorium. Ależ ona uwielbiała narzekać i gasić wszystkim nadzieje powtarzając wokół, że to an pewno nic godnego uwagi. Na kilometr umiała wyczuć powodzenie, taka specjalna intuicja, która nigdy jej nie zawiodła. A teraz powtarzała jak mantrę, że to zły pomysł. W takim razie dlaczego właśnie przekroczyła próg gabinetu? Prawdopodobnie sama nie miała pojęcia. Coś ja mimo wszystko podkusiło. Chęć zirytowania wszystkich naokoło swoją wiecznie nadąsaną minką czy pokazanie swojej wyższości nad cała nędzną rasą ludzką? Prawdopodobnie oba. Wchodząc do środka miała zadartą główkę, a oczy nieustannie mówiły "cześć, jestem ta idealna, a ty nawet nie próbuj my zaprzeczać!" Na ów imprezę ubrała niby prostą, białą, [You must be registered and logged in to see this link.]. Nie posiadała rękawów i z przodu o ile była zabudowana, tak z tyłu każdy mógł popatrzeć na zgrabne plecy Francuzki i finezyjne podtrzymanie wszystkiego na ciele. Wiśniowe, zamszowe czółenka na bardzo wysokim obcasie stanowiły niegrzeczny kontrast dla całej niewinności stylizacji. Jak zawsze rozpuszczone włosy sięgały jej prawie do pasa. Ach, i jak mogłam zapomnieć o tym drobnym fakcie, że nieustannie unosił się wokół niej obłoczek ukochanych, jaśminowych perfum? Postąpiła krok wgłąb pomieszczenia i skrzywiła na widok nieco już posprzątanego bałaganu. Potem jej pełen dezaprobaty wzrok skierował się na rudowłosą Gryfonkę. O dziwo poznała ją, chociaż zwykła nie zaprzątać sobie głowy nieszczególnymi osobami. Jednak ta była szczególna, na swój własny, specyficzny sposób. To ta, co zawsze starała się siedzieć koło niej, na każdej lekcji, w każdej dostępnej sytuacji i nachalnie się w nią wpatrywała. Francuzce zawsze wydawało się to dziwne, wiec nic dziwnego, że zmierzyła ją podejrzliwym spojrzeniem. - Czyżbym przyszła za wcześnie? - odezwała się nieco mało przyjaznym, niechętnym głosem, jakby robiła łaskę, że w ogóle tu się pojawiła. Nie pytając nikogo o zgodę przysiadła na krawędzi biurka. | |
| | | Jensen Kinghsley Dyrektor
Liczba postów : 270 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Sro Sie 01, 2012 4:18 pm | |
| Prawie biegł z Hogsmeade. Cholerne zaklęcia antyteleportacyjne. Już dawno byłby w gabinecie, a tak? Przez salę wejściową przebiegł sprintem i zwolnił dopiero na wielkich schodach. Najpierw seks z Cristiną, teraz bieg z Hogsmeade. Nie dziwota, że miał dobrą kondycję. I jeszcze do tego pociłsię z samego faktu, że chciałsię upić, miałtrunek, a nie mógł! Bo to niemożliwe skąpstwo mieć wódę i się nie podzielić z nikim. Nawet w takim stanie psychicznym w jakim się znajdował. Zobaczył, że drzwi do jego gabinetu są uchylowne więc idąc za mottem, które Dyptam wpaja mu od dziecka 'stała czujność', wyciągnął z tylnej kieszeni spodni różdżkę i... [You must be registered and logged in to see this image.]Tyle, że pod prawa lewą miał papierową torbę brzęczącą szkłem obijanym o siebie, a w prawej trzymał różdżkę. Dobrze, że drzwi tego gabinetu otwierały się do środka. - Elle? Panna... de La Fontaine? Chciał się podrapać po głowie, ale nie miał wolnej ręki. - Ten tego, nie spodziewałem się nikogo punktualnie, byłem po alkohol! Wytłumaczył się i na biurku ustawił dwa sześćiopaki kremowego, dwie butelki whyski, jedną szkocką i pięć ruskich wódek. - Jak nie wystarczy to jeszcze gdzieś schowałem polską wódkę, którą dostałem od Marcina na święta. Daje kopa jak skurwysyn! Przyznał i zaczął machać różdżką przyciemniajac okna i dodając efekty specjalne jak latajace świetliste, różnokolorwe kule i mgiełka tocząca się po ziemi. Miał nadzieje, ze do Geda dotarło zaproszenie, tak samo jak i do Wrońskiego. Inni przedstawiciele grona pedagogicznego nie byli mile widziani na tych libacjach. Krukoni przyjdą dopiero około dziewiętnastej, bo wiedzieli, że Jensen był takim nie ogarem, że wcześniej nie było po co. - Karambolis! Krzyknął parę razy i zamienił dwie półki z książkami w dwie przepastne kanapy. Troche twarde, bo mistrzem transmutacji nie był, ale zawsze jakieś one były. Pozwolił sobie na deszcz srebrnych iskierek. Ot, dla dodania większego przepychu. Iście barokowo. A potem próbował rzucać różne śmieszne zaklęcia bez użycia mowy, dla zabawy bo nie często coś trenował. Trening Niewerbalnych | |
| | | Cristina Reed Klasa VI
Liczba postów : 720 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Sro Sie 01, 2012 5:09 pm | |
| I oto stało się święto, bo pannę Reed można było zobaczyć w innym nastroju, niż ten ohydnie szczęśliwy. Jeszcze z rana nie była pewna, czy przyjdzie na imprezę Jensena, bo podejrzewała, jak teraz się czuł. Teoretycznie powinna wpaść do gabinetu i zachowywać się tak, jak na Cristinę przystało, ale była w stanie dać mu parę dni wolnego od widoku jej ciemnej czupryny. Niestety, lekcja zielarstwa sprawiła, że popisała się kompletną głupotą i tylko ostatnia uwaga Sheparda osłodziła jej tę chwilę. Jakim cudem mogła nie usłyszeć tego, że przesadzają dorosłe mandragory?! W końcu przyjaźniła się z Ellie Hall, wiedziała, że przesadzanie ukorzenionych roślin źle na nie wpływa, a przecież NIE MOGŁA mieć pojęcia, że w tamtym roku były cięcia i kretynka, która uważała się za dyrektorkę, zleciła kupno za małych doniczek! To nie była jej wina, że była odrobinę... rozkojarzona na lekcji. To nie była jej wina, że nie miała obok siebie Elizabeth, która dziesięć razy by użyła stwierdzenia "dojrzale mandragory" w kontekście tego, że u "dojrzałych mandragor" trzeba szczególnie uważać na kopiące nóżki, nie jak u młodych, które głównie gryzły, czy jaka inna bzdura. A, co najważniejsze, to nie była jej wina, że Jenna podeszła sekundę za wcześnie do Baxtera, akurat w chwili, kiedy nauszniki się przesuwały! No i najważniejsze - to nie jej wina, że najwyraźniej naprawdę nie miała pierdolonego trzeciego oka! Nie ma co, Cris była w czarnej dupie i była wkurwiona na samą siebie tak, jak nikt nigdy nie był na nikogo wkurwiony. Na szczęście ten durny Gryfon nie umarł, tylko miał spędzić parę dni w szpitalu, a Wood tylko wlepiła jej szlaban, zamiast zaprowadzić do dyrektora. Nie była pewna, jak O'Sullivan zareagowałby na jej malutki wyskok, nie mówiąc już o tym, że wywalenie z Hogwartu... Kurwa mać, matka ją wydziedziczy. Czego by o Linnet Reed nie mówić, to była dobra kobieta, a jej córka zachowała się właśnie jak rasowa, durna, pozbawiona wszystkich szarych komórek (Jensen je ukradł) morderczyni. Gdy Jennifer wypuściła ją ze swoich potępiających objęć (Cris nic nie bolało tak bardzo, jak to, że nauczycielka już nigdy nie spojrzy na nią przychylnym okiem... Cris sama będzie pogardzać sobą na zawsze za bycie taką kretynką), udała się prosto do dormitorium. Z wściekłością i rozgoryczeniem przerzucała wnętrze swojej kufra, aż w końcu wyciągnęła jedną z niewielu swoich spódniczek. Luźną, szytą jakby z paru partii materiału różnej długości, trochę dłużej z tyłu i z boku, w najkrótszym miejscu sięgającą połowy uda. Lekki materiał zafarbowany był w sposób, który przypominał przestrzeń kosmiczną - na granatowym tle ogromne plamy różnych kolorów, od fioletów i niebieskich, aż po brązy i pomarańcze. Na górę założyła prostą, czarną przyległą bluzkę z krótkim rękawem i dekoltem w serek, która od razu włożyła za gumkę spódnicy. Spojrzała smętnie na swoje buty i z ponurym: nie zasługuję na was, trzewiczki, kopnęła je pod łóżko. Pogrzebała chwilę w kufrze i wyciągnęła jedną z niewielu par butów, które ze sobą przywiozła - proste, czarne, sięgające za kostkę trampki z białymi noskami. Na koniec ze złością sięgnęła po szczotkę i utkwiła w niej spojrzenie. Zasługiwała na to. Naprawdę na to zasługiwała. Prawie pozbawiła życia jakiegoś chłopaka, może i durnego jak but, ale sama Cristina okazała się być największa kretynką pod słońcem... Odruchowo zamknęła oczy, ale zaraz je otworzyła. Nie. Zniesie to z godnością. Była Cristiną Ly Reed i godność, tę prawdziwą godność, która nie przejawiała się niesplamioną reputacją, a nieuchylaniem się przed poważnymi konsekwencjami, miała we krwi. Pierwsze pociągnięcie było krótkie, przerwane prawie natychmiast, ale nie mogła już się cofnąć. Zacisnęła zęby, zmrużyła oczy i pociągnęła szczotkę w dół. Natychmiast syknęła, kiedy igiełki wbiły się w pierwszy prawdziwy kołtun, ale nie zrezygnowała. Szarpnęła mocniej i mocniej, aż w końcu udało jej się dojechać do końca jednego pasma sięgających połowy pleców włosów. Przejechała przez nie raz jeszcze, tym razem od spodu i choć nie bolało tak, jak za pierwszym razem, syknęła przez zęby. Jeszcze tylko osiemset pociągnięć, osiemset pociągnięć i skończy swoją pokutę. Jak postanowiła, tak zrobiła, pod tym względem Cristinie nie można było niczego zarzucić - jeśli coś postanowiła, ale tak sama, w głębi siebie, uznając to za słuszne, nigdy nie tchórzyła, nigdy. Nawet jeśli było to tylko rozczesanie włosów. Nawet jeśli było to zmierzenie się z opinią największej kretynki i głównego wroga wszystkich jej domowników. Jej zamiarem wcale nie było wyglądanie ładniej, niż zwykle, ale właśnie to osiągnęła, kiedy hardym wzrokiem przyglądała się swojemu odbiciu w lustrze. Aksamitne, jakby lśniące włosy opadały na jej ramiona i plecy prostą linią, jedynie zwijając się lekko ku dołowi na samych końcówkach. Miała ochotę zmierzwić sobie teraz czuprynę, wrzeszcząc z tłumionej złości i zniweczyć dzieło pokuty, ale nie mogła, coś nie pozwoliło jej na to. Zamiast tego mocno podkreśliła usta czerwona pomadką, przejechała rzęsy tuszem - cud, że nie zasechł przy tak częstym czasie użytkowania! - włożyła w uszy małe kuleczki ametystów, które ładnie komponowały się z plamami na jej spódnicy. Najwyraźniej niemyśląca, rozgoryczona i rozżalona Cristina miała większy gust, niż ta szczęśliwa i roześmiana. Niczego nie zabrała z dormitorium, zostawiła nawet różdżkę, silą powstrzymując się przed jej złamaniem. I do czego przydały jej się normalne zaklęcia? Jeśli ją wyrzucą... nauczy się magii natury, tak jak Celtowie. Zamknie się w górach Wicklow chłonąc dawne nauki i dbając o swoje owce i już nikt ze znanych jej ludzi nigdy jej nie zobaczy. Na pewno nie będą płakać. Na pewno. Wyglądało na to, że jej słowa sprawdziły się szybciej, bo już paru zgromadzonych w Pokoju Wspólnym Ślizgonów przyglądało jej się z niezrozumieniem, jakby widzieli ją pierwszy raz na oczy. Jeden nawet zerwał się, jakby miał zamiar się jej przedstawiać (a znała go od zawsze, Joe Harris z siódmego roku), jednak coś w jej oczach powstrzymało go od tego gestu. Przeszła pustymi korytarzami, aż pod drzwi gabinetu Jensena. Dotknęła klamki, jakby zastanawiając się, czy na pewno wejdzie, aż w końcu nacisnęła ją, a drzwi stanęły przed nią otworem. Już miała na ustach: Prawie zabiłam człowieka, dajcie mi wódki, już otwierała je, żeby powiedzieć właśnie te słowa, ale coś ją powstrzymało. Nie przywitała się ani z Ellie, ani z Jensenem, zamiast tego podeszła od razu do biurka, biorąc do ręki rosyjską wódkę. Najpierw jednak przeczytała etykietę, sprawdzając zawartość spirytusu, a kiedy wynik ją zadowolił (chociaż teraz byłaby gotowa wypić czysty spirytus, nie, byłaby gotowa wypić denaturat) z butelką podeszła do Averille, tej nowej Ślizgonki, ileś tam ułamka z wili. - Pijesz? - spytała, unosząc dłoń z butelką, a wraz z nią powędrowała do góry ciemna brew. Zaśmiała się jakoś gorzko i uśmiechnęła w obojętnym grymasie. - Oczywiście, że nie. Takiej księżniczce jak ty pewnie trzeba by drinka zrobić, co? Ale to nic. Będzie więcej dla mnie - stwierdziła jak rasowa alkoholiczka i odkręciła butelkę, natychmiast wypijając z gwinta tyle, ile mieściło się w jej ustach bez groźby zakrztuszenia się. Starała się nawet nie patrzeć na Jensena, a już na pewno nie na Ellie, która... Och, Ellie. Wpierdoli Cristinie czy tylko popatrzy na nią z naganą? Nie, przecież nie była córką swojej matki... To znaczy była, ale och... Najwyraźniej wyrzuty sumienia potęgowały moc wypitego alkoholu. Może tym razem naprawdę uda jej się upić? Ta myśl dziwnie rozweseliła Reed. | |
| | | Benjamin Baxter Klasa V
Liczba postów : 146 Join date : 30/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Sro Sie 01, 2012 7:28 pm | |
| Bolała głowa... strasznie go bolała. Już drugi raz dzisiaj siedział na łóżku zgarbiony i nie miał pojęcia co się dzieje. Czyżby ta cala lekcja była pijańskim snem, a ten ból głowy to po prostu kac? I gdzie on do cholery jest, jak wylądował na tym łóżku? Podeszła do niego kobieta w kitlu i coś do niego mówiła, ale chłopak słyszał to jak przez wodę. Podrapał się po głowie... - Gdzie ja jestem? - mruknął. - Skrzydło szpitalne, kochaneczku. Nic nie pamiętasz? Jak sie czujesz? - W porządku. - Jakaś dziewczyna użyła zaklęcia i zemdlałeś, słysząc krzyk mandragory. Och, jeszcze chwila i mógłbyś umrzeć... Gryfon zarumienił się lekko. Cóż... Zemdlenie zostało mu wybaczone przez wszystkich, mógł przecież umrzeć, ale i tak... mdlenie jest takie babskie! Faceci nie mdleją, no proszę was! Poza tym... jeszcze chyba nikt nigdy nie zemdlał na Zielarstwie. - Czyli... nie wyjdę dzisiaj? - Wybij to sobie z głowy! Musisz odpoczywać! - Ale dzisiaj jest przyjęcie i... - Powiedziałam NIE! To Gryfona bardzo zdenerwowało. On nie zna słowa "nie". Zrobił zbulwersowaną minę i prychnął. Kobieta kazała mu się znowu położyć, co uczynił grzecznie. Po jakiś pięciu minutach udał, że śpi. Wtedy uzdrowicielka odeszła od niego i zamknęła się w pokoju obok. To była jego szansa! Benio usiadł na łóżku najciszej jak umiał. Będzie musiał biec przez Hogwart w piżamie, ale jazda! Nawet nie włożył kapci, byłyby za głośne. Na paluszkach podszedł do drzwi, wyślizgnął się ze Skrzydła, zamknął je dokładnie i... puścił się pędem. O tej porze nie spodziewał się wielu osób an korytarzu. I miał rację. Co racja kilka się zdarzyło, patrzyli na niego jak na idiotę, ale... Bez ryzyka nie ma zabawy, a on chciał się dzisiaj bawić świetnie. Głowa pulsowała mu bólem, czuł jak coś kuje go między żebrami, ale zatrzymał się dopiero przy portrecie Grubej Damy. - Lwie Złoto... Lwie Złoto! - wydyszał Hasło i wbiegł do dormitorium. Czym prędzej przykucnął przy skrzyni, wybierając między garniturami. O tak, to był jego ulubiony strój, gdyby mógł, nosiłby je codziennie. Wybrał jeden, szary, prążkowany, z oliwkowym krawatem, opakowany ładnie w folie. Położył go na łóżku a sam poszedł wziąć prysznic. Odświeżony, z wyszczotkowanymi (w końcu!) zębami, puszystymi czystymi włosami przywdział garnitur. Podszedł do lustra, puścił sobie w nim oczko i mógł wychodzić, gdy nagle... - Ben? - Sam! - wydyszał. - Och, kurwa, chyba mam zawał... Jak ty potrafisz człowieka wkurwić... - Dzięki. - mruknął blondasek. - Co ty tu robisz? Przecież jesteś umierający... - Ja, drogi Samie... - rzekł Benio, prostując się. - Wybieram się na melanż. - po czym teatralnie poprawił krawat. - Uciekłeś ze skrzydła szpitalnego? - zapytał z niedowierzaniem blondyn. Benjamin nie odpowiedział, ale uniósł w górę otwartą dłoń, w którą Sam zaraz klepnął, przybijając mu piątkę. Czarnowłosy uśmiechnął się do niego jednoznacznie i wyszedł z dormitorium. Głowa nadal strasznie go bolała, oczy miał opuchnięte, ale garnitur!. Ten to był zajebisty po prostu. Mógł teraz iść na koniec świata i jeszcze dalej. Znalazł się na pierwszym piętrze. Z rękami w kieszeniach, nonszalancko bujając się na boki dotarł do drzwi. Bez skrępowania otworzył je, wchodząc do środka. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Jedne cycki (jego niedoszłej zabójczyni), drugie cycki, trzecie cycki, słodki Merlinie, jakie życie jest piękne! | |
| | | Elizabeth Hall Klasa VI
Liczba postów : 209 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Sro Sie 01, 2012 9:29 pm | |
| W najlepsze zaczytała się o właściwościach grzyba holenderskiego, więc kiedy Averille weszła do gabinetu nawet tego nie usłyszała. Ta kobieta sunęła jak nowiutkie porshe! W sensie, że tak cicho, a nie że tak szybko, czy tak porządnie. Tfu! Za dużo erosesji ostatnimi czasy, za dużo. Podskoczyłą w miejscu i wydała z siebie dźwięk w rodzaju okaleczonego mocno słowa 'fuck'. -Averille. Mruknęła z trudnością się opanowując i cichym trzaśnięciem zamykajac książkę. Odłożyła ją na półkę i... poczłapała szybkim krokiem w kierunku ślizgonki, bo ta zawsze, zawsze, zawsze pachniałą jaśminem. Więc gdzieś gdzie coś było jaśminowe Elle vel. Jaśminowy Ćpun musiała się pojawić. -Piękna sukienka. Przyznała wyciągajac rękę w jej kierunku by sprezentować ciuch. Przy Francuzce poczułą się jak brzydkie kaczątko. Ona, piękna smukła, idealnie ubrana blondynka zaś panna Hall? średniego wzrostu, rutynowej aparycji, ubrana w prostą koszulkę i wulgarną zieloną mini, a do tego ruda. Idealnie. Coś jak zdjecie z serii: jak chcesz wyglądać, jak wyglądasz na prawdę. Lekko, choć nieudolnie, próbowała ukryć fakt, że przechyliłą głowę bliżej dziewczyny by móc wciągnąć jej jaśminowe perfumy, a wtedy wkroczył do gabinetu Jensen w bardzo komiczny sposób. Odruchowo złożyłą się w pół i parsknęła śmiechem. -Kinghsley jesteś bardziej pojebany niż głowa naszego dyrektora! Stwierdziła z marszu zabierając piwo kremowe i ordynarnie otwierajac je o blat i tak już zniszczonego biurka. -Widze, że dobrze zainwestowałeś moje dziesięć galeonów. I tak mówię Ci, że Australijczycy lecieli na Płynnym Szczęściu! Spróbowała podważyć swoją przegraną w zakłądzie iście bukmacherskim, ale wiedziała, że jak chodzi o kasę to z Jensenem ni w cholerę nie było sensu się kłócić. ale ona nie potrzebowała sensu, a rozrywki! A rozrywka sama weszła do pomieszczenia. Wraz z małym tłumkiem krukonów, około ośmiu i jeszcze dwie przedstawicielki Gryffindoru. Otworzyłą szeroko oczy i rozdziawiłą usta. Jej przyjaciółka miała rozczesane włosy i spódniczkę. Wręcz prosiło się by padła na kolana i rzekła 'Cristiono, za co? Co się stało? Czy ktoś umarł?' Ale na szczęście się powstrzymała, bo nawet nie wiedziałą jak wielkie byłoby to faux pas. Poczuła się lekko urażona, kiedy Reed jej nie dojrzała. No tak. Blask Av ją przyćmił. To naturalne. Ale do kurwy nędzy żeby rudej paskudy nie dojrzeć obok wręćz platynowej osóbki!? Coś z Ly Reed było nie tak. -Nie wiem czy księżniczka, ale ja ruską wódą nie pogardzę. Rzekła wychylając się zza Francuzki. Natychmiast zobaczyła w oczach Malutkiej Wróżbitki, że coś było nie tak, a w takiej sytuacji nawet Paskudy nie zostawia się na samotne picie. Tego wymagał honor i zasady postępowania, by komuś kto pije, w piciu towarzyszyć. Było zabawniej i smutki i troski szybciej spierdalały gdzie pieprz rośnie, a jak chodziło o parę Criss+Elle to miały słuszność z tym spierdalaniem, a co! Wzięła butelkę od przyjaciółki gdy ta już się nachlała i pociągnęła niemniejszego łyka. Będzie jej w tej podróży w nieznane towarzyszyć choćby miała obrzygać buty samego O'Sullivana. Głowę obróciła w momencie kiedy do gabinetu wszedł Benjamin Baxter. Ciacho, ale przygłupawe. Nigdy z nim nie rozmawiała, bo lekcje mieli osobno- hey, różnica wieku. Odsysła się od butelki i zmierzyłą gryfona wzrokiem. -Wygląda jakby o mało nie umarł. Na bezrybiu i rak ryba... Wzruszyła ramionami. -Hey Baxter! Machnęła na Gryfona juz mając w zamiarze zaliczyć dzisiaj wieczorem prawdziwy pocałunek. Dobrze, że miała ze sobą dwie przyjaciółki: Criss i wódę, oraz jednego Kretyna, jakby ktoś się nie domyślił chodziło o Kinghsleya. -Pijesz? Zapytała nęcąco kręcąc buteleczką i przywołując go do nich. | |
| | | Tony Shepard
Liczba postów : 254 Join date : 21/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Sro Sie 01, 2012 9:44 pm | |
| Cóż… Shepard wiedział coś o tym melanżu u profesora eliksirów, nawet otrzymał zaproszenie, ale sam nie wiedział czy powinien się na nim pokazać czy też nie. Leżał na swoim łóżku w dormitorium chłopców i patrzył się w sufit swojego baldachimu. Co chwile podrzucał sobie piłkę, którą powinno ściskać się, kiedy było się zestresowanym. Tyle właściwie rzeczy wydarzyło się od tego nowego roku szkolnego… Udawany związek z Elizabeth, pocałunek z Avcią, pierwszy ‘okropny’ na zielarstwie oraz znalezienie dla siebie hymnu życiowego jakim była piosenka, w której cały czas były powtarzane jedne i te same słowa ‘tępe chuje’. Może dla kogoś mogło się to wydawać niczym specjalnym, ale dla Tony’ego było tych atrakcji już za wiele. Podrzucił piłkę po raz ostatni i wreszcie wstał z łóżka. Może jednak się przejdzie na tą imprezę? Będzie darmowy alkohol, a jego starych przecież na niej nie będzie. Mógł tylko podejrzewać o obecność kuzyna (przyszywanego rzecz jasna) Mahcina, ale przecież on i tak by nie nastrzelał… prędzej napoiłby Toniaczka (koniaczka) polską lub ruską wódką. Tony otworzył z półobrotu swój kufer (na szczęście nic sobie nie zrobił) i wyciągnął z niego czarne dżinsy oraz białą koszulę. Był to nudny, oklepany zestaw, ale zawsze był efektywny. Szybko go narzucił na siebie. Na nogi wrzucił czarne trampki oczywiście. Podszedł do lustra, aby chlapnąć na siebie nieco wody kolońskiej (a właściwie podróby!). Przewrócił oczami widząc malinkę na swojej szyi. Zrezygnowany ściągnął biało – czarna arafatę wiszącą za lustrem. Przewiązał ją na szyi. Wyglądał teraz niczym wieśniak, ale przynajmniej zasłonił tą brzydką pamiątkę po „przygodzie” (być może jednorazowej, a może nie) z Avcią. - Spoko, loko, tępe chuje. – stwierdził do swojego odbicia. Zabrał swoją różdżkę, którą wetknął za pasek spodni i opuścił pokój. Po drodze aż na pierwsze piętro wyciągnął z przodu koszulę, a oczywiście z tyłu miał ją wciągniętą do spodni. Styl ala fleja! Kiedy doszedł do gabinetu numer trzy uśmiechnął się pod nosem. Chyba już zebrała się jakaś grupka, bo było ich słychać. Tony chrząknął przed wejściem i wpadł z bojowym okrzykiem do gabinetu: - KONIEC IMPREZY!
| |
| | | Jensen Kinghsley Dyrektor
Liczba postów : 270 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Sro Sie 01, 2012 9:57 pm | |
| Machał sobie różdżką na prawo i lewo nie zwracają cuwagi na nic i na nikogo. W pomieszczeniu zrobiło się nastrojowo, bo światło z krążących nad ich głowami kul przypominało ciepłe światełko świec. Poza tym od czasu do czasu buchało srebrnymi iskierkami, które opadały, mrowiły w skórę i znikały. Jak juz powiedziałam gdzieś za biurkiem z alkoholem ustawione były dwie kanapy, którym bliżej było do krzeseł z drewna niż mięciutkiej sofy, bo Jensen i transmutacja to zawsze były dwa sprzeczne kierunki. Coś potrafił, ale z gówna bicza nie zrobi, no i tyle. Kiedy tego wszystkiego dokonał zniknął na moment w swojej sypialni, którą zamknął na klucz i przebrał się z tego w czym przeżył składzikową przygodę w szary T-Shirt z napisem 'Magic is fuckin' Might' oraz czarne, nie workowate, ale też nie rurki, jeansy. Do tego zwyczajowe czarne trampki, nawet nie wiedząc, że butami przypasuje się do panienki Reed, która uparcie siedziała mu w głowie. Kiedy opuścił sypialnię zostawił ją otwartą na oścież, bo pomieszczenie oficjalne nie było największe.Okazuje się, że w tej króciutkiej chwili przybyło więcej ludzi, więc nasz Jensen oficjalnie powinien libację zacząć. Podszedł do biurka i się zapowietrzył. -Reed. Mruknął oficjalnie i zabrał butelkę z whisky utrzymując ze ślizgonką chwilowy kontakt wzrokowy. -Niesądzę. Po prostu Harpie to skończeni nieudacznicy. Nawet banda gnomów ogrodowych na dziecięcych miotełkach szybciej strzeliłaby gola niż te pokraki! Powiedział do Elizabeth, która teraz byłą przyssana wo gwinat ruskiego trunku. Będzie musiał ją wynosić. JUż to czuł. Ale niech się dziewczyna bawi! Nikogo nie będzie powstrzymywał. Wlazł na biurko, tak że trunki znalazły się między jego nogami. -Szanowna młodzieży... by uczcić zmianę dyrektora z idiotycznej dzikuski na faceta z kijem od szczotki do podłóg w dupsku.... rozwalmy ten zamek dobrym melanżem! Dygnął różdżką, a nie wiadomo skąd, Jensen też nie wedział, ale Dyptam go nauczył tego zaklęcia, zaczęła lecieć czarodziejska wersja umcykumcyk. Zespół, który cieszył ich uszy to Rzygające Hipogryfy feat. Alicja Półcycuszka. -Cieszcie się najzacniejszymi spośród eliksirów tylko nie obrzygajcie mi pościeli i dywanu. Seks jest dozwolony na moim łóżku, ale białych plam nie zostawiać!!! Dziękuję za uwagę! Chluśniem, bo uśniem! Upił łyka z butelki i zeskoczył na podłogę. Odłożył Whisky i z biurka wyparadowały niewielkie kieliszki i szklanki do whisky i szkockiej. I tak pewnie będą pić z gwinta wszyscy, poza de la Fontaine, która nie wiedzieć dlaczego przyszła, w końcu go nie lubiła. Teraz kiedy oficjalne wystąpienie było zaliczone spojrzał na coś innego co było zaliczone. Panienka Cristina. Znajomy ucisk w dolnym mózgu go lekko zdeprymował. -Zamknij się... Syknął do swojego krocza i odgarnął na bok grzywkę. Wziął drugą butelkę wódki i rozlał do kieliszków. Byli hardcore'ami. Bez popity. Bez ceregieli. Czysta wódka. -Kto jest ze mną? Krzyknął i podniósł kieliszek, które zaczał rozdawać wśród pupili ze swojego domu. -Raz i dwa i trzy! Wypiłcałą zawartość na raz. Było mu to potrzebne. Szczególnie, że Reed była za blisko i wyglądała zbyt... kurwa ładnie! Na okrzyk Tony'ego 'koniec imprezy' wszyscy na chwilę przycichli a Jensen krzyknał: -Za straszenie ludzi karny kielich! Podał Shepardowi kieliszek i zaczął skandować :pij, pij, pij! Tak, tak. To był jego sposób na odreagowanie dziwnego potraktowania po spontanicznym seksie! | |
| | | Cristina Reed Klasa VI
Liczba postów : 720 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Sro Sie 01, 2012 10:11 pm | |
| Pogłaskała cudownie miłą w dotyku butelkę (i zimną, schłodzona wódka była dobra, w przeciwieństwie do podgrzewanej, która smakowała jeszcze gorzej, niż ta o niższej temperaturze), już zupełnie nie przejmując się Francuzką. Może i liczyła na odrobinę złośliwych docinek, które mogłyby ją jeszcze bardziej dobić, a może wręcz przeciwnie, liczyła, że znajdzie nić porozumienia z Fontaine? W końcu gdzie indziej można było nawiązać przyjazne relacje, niż na imprezie? Obrony przed dorosłym górskim trollem nie zdarzały się zbyt często... Dopiero, kiedy usłyszała znajomy i tak wkurzająco kochany (albo kochanie wkurzający) głos oderwała się od zacieśniania relacji z butelką wódki. - Padniesz po jednym łyku, słodziutka - skwitowała, siląc się na wesołość, choć nawet tak doskonała aktorka jak ona, w takiej sytuacji musiała zabrzmieć nieszczerze. Po prostu musiała, bo zbytnio przejęła się tym, co stało się z Baxterem. Bo chyba tak nazywał się nieznośny Gryfon. Morgano, żeby nawet nie znać imienia swojej niedoszłej ofiary... W dodatku jak mogła nazywać go nieznośnym?! Był tylko piętnastolatkiem i chciał pogapić się na jej cycki, nawet ich nie dotykał! A ona w swojej skończonej głupocie uznała, że wrzucenie go jednym kopem do Skrzydła Szpitalnego będzie zabawne... I nikt się o tym nie dowie. Ha ha ha, rzekome trzecie oko, bardzo śmieszne! Kurewska intuicja, jak jej potrzeba, to nigdy się nie zjawia, pierdolona krowa! Z tego wszystkiego nawet nie zareagowała, kiedy Ellie wyrwała jej z rąk butelkę. Dopiero, kiedy chciała podnieść ją do ust załapała, że... cóż, nie ma czego podnosić. - Ej! - krzyknęła oburzona i już miała wyrywać przyjaciółce wódkę, kiedy całkowicie ją zmroziło. Elizabeth powiedziała to nazwisko. Jak na zwolnionym tempie odwróciła się w stronę drzwi i... Tak. To był on. Przepełniony hormonami Gryfon, Baxter aka Wgapiacz. Nie udało jej się nawet przestąpić kroku w jego stronę, przynajmniej nie do czasu, aż on zbliżył się od nich. Już sięgał po butelkę z ruską wódką, kiedy Cris najzwyczajniej w świecie go objęła. Nie. Nie najzwyczajniej w świecie. Przylgnęła do niego całym ciałem (choć Benia zapewne głównie interesowało to, że dotykała do niego również piersiami) i objęła go mocno ramionami, wtulając głowę w jego klatkę piersiową. Zacisnęła powieki, dzięki czemu nie pociekły z jej oczu łzy. Łzy szczęścia i ulgi, co do tego nikt nie może mieć wątpliwości. Dopiero po kilku długich sekundach odsunęła się od niego, udając zakłopotanie i pocałowała go w policzek, jednocześnie szepcząc mu cicho do ucha: przepraszam. Musiał być w dobrym stanie, żeby wykraść się ze skrzydła szpitalnego na imprezę i wątpiła, by zaważyła na tym tylko możliwość zobaczenia kilku par cycek, niektórych na pewno w sporych dekoltach. Musiał czuć się dobrze, musiał! Na szczęście Jensen przypomniał im o swojej obecności, a Reed odsunęła się od Baxtera. - Jak ty się w ogóle nazywasz? - mruknęła cicho, żeby nikt nie usłyszał, że obściskiwała się z kimś, kogo imienia nawet nie znała. Jeden ktoś mógłby pomyśleć, że robiła to tylko po to, by wzbudzić w nim zazdrość, ale Cristinę opanowała szaleńcza radość, że jej niedoszła ofiara żyła. Wierzcie mi, dla człowieka, który miał serce na właściwym miejscu i który wcale nie chciał zabić, tylko popisał się głupotą, taki widok... Taki widok był piękniejszy na świecie. Nawet Jensen z ustami pomiędzy jej nogami nie był piękniejszym widokiem. Przyjemniejszym może tak, ale to dygresje na inny czas i inne miejsce (proponowałabym łazienkę prefektów, skoro dzięki niej szanowny pan Kinghsley zaczął się rozbierać). - Za straszenie ludzi powinien dostać zakaz picia wódki, a nie ten idiota mu dobrze robi - rzuciła ironicznie, popijając z przyniesionej przez siebie butelki, którą zaraz podała Ellie. | |
| | | Ged Mohr Pracownik Hogwartu
Liczba postów : 94 Join date : 27/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Sro Sie 01, 2012 10:15 pm | |
| Kto by pomyślał, że tu sam początek szkoły, a Ged już imprezuje. Ha, najbardziej nieimprezowy człowiek tej szkoły za czasów swych szczeniackich (no może najnajbardziej to nie, ale tak jak i narratorka nagminnie używał prefektowskich wymówek żeby nie musieć iść na imprezę i odbyć miłosne tete-a-tete ze swoim łóżkiem, które w ogóle było jego pierwszą i największą miłością życia) a teraz pierwszy ciśnie! Wódek mu się zachciewa, tańców hulanek i swawoli, dziewcząt nieletnich i stosów ciastek. A jak ciastek nie będzie to się obrazi i wyjdzie, bo co to za impreza bez ciastków, no pytam? Dlatego miejmy nadzieję że Jensen głowę na karku ma i załatwił też prowiant, a nie jak gównażeria tylko czystą wódą by się najebywał. Bo Gedziowi już najebywania się nie trzeba, a to dlatego, że mu się gęba cieszy od ucha do ucha, świat jest piękniejszy niż przez różowe szkiełka widziany i nawet Zyg mu nie przeszkadza. Cóż to za moc magiczna sprawiła? Moc mugolskiego syropku na kaszel! Bo przedstawcie sobie, że głupiutki Gedzioszek nie pomyślał, żeby narąbać sobie drewienka do swej Chatki Puchatki, nie poczarował nawet żeby ją ocieplić, a tak przywykł do spania na golasa, że nie zabrał ze sobą piżamki. I tak bidulek się przeziębił, smarkał i churchlał, a nie ma lepszego leku niż mugolski syropek w ilościach przesadnie sporych (coby na pewno zadziałało i wszystkie bakterie wytłukło, oczywista), a że przy okazji człowiekowi się tak leciutko, milutko i wesolutko po nim robi to tylko lepiej, prawda? Taki stan jest bardzo zdrowy, chroni nerwy, bo po raz pierwszy i pewnie ostatni Reggie nie miał ochoty zamordować swojej przerośniętej fretki albo zrobić jej brzydkie, niehumanitarne rzeczy którymi na pewno zainteresowałoby się jakieś Towarzystwo, ba, nawet pozwolił mu zostać na swoim ramieniu, w które futrzak przezornie się wczepił - poza tym szkoda by było jego ulubionej koszuli, i z którego po drodze wykrzykiwał w stronę nielicznych uczniów obelgi, a on go nawet nie uciszał. Niepedagogicznie, panie Mohr, a pan tu podobno w kadrze nauczycielskiej rzekomo jest! Także bardzo luźnym krokiem, ciesząc gębę bez powodu, rozczochrany i w rozchełstanej koszuli (dzięki Ci opiekuńcza Helgo, że pod spód coś założył, nawet jeśli był to stary, nieco przyciasny i nieco bardziej wyblakły brązowy tshirt, który jakimś cudem nawet pasował do reszty odzienia) szedł sobie korytarzami, a mamrolenie Zygfryda odbijało się echem od ścian, aż dotarł pod drzwi których nawet jakby nie kojarzył, to dochodzace ze środka słyszalne nieco umcykumcyk by mu wskazało, i bez zbędnych ceregieli wlazł do środka. - Cenaury kopytami wasze kozie matki tykały, druzgotkojebcy! - przywitał wszystkich radośnie Zygfryd z ramienia regsowego, a jego łasicowa mordka wręcz promieniała radością, tyle ludzi, tylu można naubliżać! Aż dziw że nie myknął miedzy nich, by zaglądać dziewczętom pod spódnice, tylko został na swoim miejscu. Nie ma to jak efektowne wejście... Ktoś pewnie oczekiwałby, że Ged ogarnie swego "pupila", założy mu jakiś kaganiec czy coś, ale syropek miał inne plany i Mohr zaśmiał się lekko pod nosem, po czym ruszył na polowanie. Szybko jednak zorientował się, że tego, czego szuka nigdzie nie ma, więc podbił do Kinghsleya marszcząc czoło, co dawało specyficzny efekt w połączeniu z niegasnącym uśmiechem, i założył ręce na piersi. - Nie ma ciastków. Jensen, nie wiem kto Cię uczył robić imprezy, ale impreza bez ciastek traci prawo do nazywania się imprezą. Wódka to nie wszystko! - stwierdził z dezaprobatą, która kłóciła się z jego wyrazem twarzy. Pewnych rzeczy nie pokonasz.
Ostatnio zmieniony przez Ged Mohr dnia Sro Sie 01, 2012 10:21 pm, w całości zmieniany 1 raz | |
| | | Marcin Wroński Wicedyrektor
Liczba postów : 769 Join date : 20/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Sro Sie 01, 2012 10:20 pm | |
| Bimber pana Józka! To było coś, co wszyscy kochali. O tym krążyły legendy jak bardzo jest mocne i wykręcało gębę. Bimber pana Józka… To było coś, za co można było zabić, żeby tylko napić się chociaż kieliszek. Bimber pana Józka to była stuletnia, a może nawet i starsza tradycja w robieniu takich trunków. Nawet mówiono o tym, że gdyby nie ten bimber to Gobliny z Grodziska nigdy nie doszłyby aż tak daleko i Wroński nie objawiłby aż takiego talentu, ponieważ podobno wypijał przed meczem zawsze jeden kieliszek tego bimbru i zwyczajnie tak kręciło mu się w głowie, że kręcił na swojej miotle takie przedziwne zwody… Bimber pana Józka… …Marcin trzymał w dłoniach dwie butelki tego cudownego specyfiku. Skoro dostał zaproszenie od kumpla na imprezę, byłoby głupio odmówić, a tym bardziej przyjść z pustymi rękoma. Niech kurna wszyscy dowiedzą jak bawią się Polacy! I niech te szczyle hogwartowe spróbują bimbru pędzonego przez najsłynniejszego szukającego w historii, jego cudownego dziadka Józefa Wrońskiego, w piwnicy z obawą przed czujnym okiem babki Elizabeth. Co do stroju… Nienagannie, nienagannie. Wroński był ubrany cały na czarno jakby lazł na koncert metalowy. Na czarnym t-shircie miał biały nadruk po polsku, który brzmiał ‘hajcują mnie napalone nieletnie czahownice’. Niestety, jeszcze nikt nigdy nie rozszyfrował tego napisu, a Marcin nie zamierzał nikomu zdradzać co tam jest napisane. Całości dopełniały czarne spodnie oraz czarne buty na styl dziwnych adidasów, chociaż to trudno było nazwać adidasami. Warto wspomnieć, że Wroński wrócił do swojej bródki, nieco pomógł jej czarami. Było mu zwyczajnie łyso, kiedy był totalnie ogolony. On ją po prostu musiał mieć. Tak przygotowany, z dwoma butelkami udał się do gabinetu kumpla. Dlaczego on miał ten gabinet Az tan na dole? To już niżej była Rachel… Rachel! Niedawna moc owocowała w naprawdę wiele ciekawych rzeczy. Jurny Mahcino, nie ma co! Kiedy Wroński wpadł już na odpowiednie piętro, zauważył, że ktoś wchodzi do gabinetu Jensena. No cóż… Był spóźniony, ale kto przychodzi punktualnie na imprezy?! Chyba tylko osoby, które nie miały życia! Tak więc kilka minut po Gedzie, do gabinetu wpadł Mahcin ze swoimi dwoma butelkami bimbru pana Józka. - Polska husahia phrzybyła! Z posiłkami! – uniósł butelki do góry, aby każdy mógł przyjrzeć się jakie to „suweniry” przyniósł ze sobą Wroński. I niech tylko ktoś spróbuje powiedzieć, że nie wypije chociaż kieliszka to Mahcin zwyczajnie go wyśmieje i na następnej lekcji OPCM zwyczajnie takiej osobie wlepi od razu TROLLA!
| |
| | | Benjamin Baxter Klasa V
Liczba postów : 146 Join date : 30/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Sro Sie 01, 2012 10:35 pm | |
| Chłopak spojrzał po zebranych, w tym na nauczyciela, którego od razu polubił "Chluśniem, bo uśniem", mój Boże! Westchnął i przeczesał włosy dłonią, gdy jego wzrok przykuła dziewczyna, prawdopodobnie z jego domu, no bo jakże by inaczej. Takie piękne to tylko w Gryfonach. Chociaż nie, Cris jest wyjątkiem potwierdzającym regułę. Chociaż i to nie. Cholera. Przecież i w Krukonach jest taka ładniusia blondyna... Ale puchoni mają taką jedną o figurze osy... Wiecie co? Wszystkie panny ładne są, trolololo... Benio poruszył brwiami, uśmiechnął się szeroko i podszedł do dziewczyny, obok której stały również dwie inne. Ślizgonka, która już z wyglądu przypominała mu chłodną pannę z bogatego domu i Niedobra Ślizgonka, która mimo swoich czynów zdążył już polubić. Szczególnie nie mógł być zły, gdy widział jak ją coś gryzie. - Kto? Ja? Zawsze i wszędzie. - rzucił, uśmiechając się do Gryfonki. Już wyciągał dłoń po butelkę, już czuł smak trunku w ustach, gdy coś wpadło mu w ramiona. Coś ślicznie pachnącego, jak wyczuł cycastego, z ciemnymi włosami. Chłopak był tak zaskoczony, że stanął jak wryty. Chwila minęła, zanim zrozumiał co się stało i zamiast sięgnąć po wódkę, objął dziewczę rękoma jakby mówił "Nie płakaj, dziewczyno, morderstwa się zdarzają". Co ja poradzę, że Benio był tak bardzo niekonfliktowa osobą? Pogłaskał Ślizgonkę po włosach i uśmiechnął się. No kurcze, takie powitania podobały mu się bardzo. Jednocześnie odetchnął, zdając sobie sprawę, że jego myśli o tym, że jest ona taka sama jak cała reszta ze Slytherinu były głupie. Gdy poczuł muśnięcie jej ust na swoim policzku, aż wystawił białe ząbki w uśmiechu. Dlaczego dopiero teraz dowiaduje się jak dobra jest Kryśka? Na jej przeprosiny tylko wzruszył ramionami. Jak mówiłam - zero kłopotów. Jemu można zrobić wszystko, on będzie się z tego śmiał. Przynajmniej będzie co wspominać. A poza tym cycki działają cuda. Lecz słysząc jej pytanie, poruszał brwiami i nie odpowiedział od razu. Spojrzał na Gryfonkę. - Pozwolisz? - zapytał i nie czekając na odpowiedź porwał alkohol z jej ręki i upił kilka łyków. Tak, żeby lepiej się poczuć, i żeby impreza weselsza się zrobiła. Wtedy to wziął dłoń Ślizgonki, ucałował jej grzbiet, po czym rzucił: - Ja, moja droga wredna istoto, jestem Benjamin i oto przepuszczam ci wszystko bo zajebiste masz cycki. - oj, czyżby za dużo powiedział? Nie, skąd. Po alkoholu włączał mu się po prostu tryb szczerości całkwitej. Zaraz jednak popatrzył na biust Ellie i zamruczał tylko "Uuuuu". Z każdej strony cycki. I alkohol! Czy mogło być lepiej? Nagle zamarł jednak słysząc "Koniec imprezy". Odwrócił głowę, spojrzał na Krukona wzrokiem zdumionego Bazyliszka. Czy on ocipiał? Koniec? Tu się dopiero zaczynało dziać! Za nim, jak zauważył wszedł Ged i Marcin, ale Gryfon był zbyt zajęty wódką i dziewczynami, by zdać sobie z tego sprawę. | |
| | | Tony Shepard
Liczba postów : 254 Join date : 21/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Sro Sie 01, 2012 10:56 pm | |
| Młody Shepard właściwie nie przypuszczał, że jego słowa sprawią w osłupienie innych. Czy on miał podobny głos do tego ich durnego dyrektora czy może po prostu ludzie byli już tak pijani? Cholera! A przecież nie przypuszczał, że aż tak mocno się spóźnił, aby przegapić aż tyle kolejek! - Strasznie? – spojrzał na Jensena nie kryjąc swojego zdziwienia. Odebrał od niego kieliszek czystej wódki. Nie było popity, no cóż… Słysząc skandowanie wypił wódkę aż do dna. O ja nie mogę! Wykrzywiło go nieźle, aż wystawił język na zewnątrz. Marzył teraz o paru łykach soku, ale niestety na horyzoncie nic takiego nie było widać. - Dobreeee! – zakrzyknął do pana tego gabinetu. W sumie to Tony był tak częstym gościem w nauczycielskich gabinetach, że jakoś nie czuł się dziwnie przychodząc tutaj na imprezę. Można byłoby nawet śmiało powiedzieć, że Shepardziątko było już stałym dodatkiem do gabinetu niektórych nauczycieli… Odszedł nieco na bok, aby nie tamować wejścia. Właściwie to przysiadł sobie na wolnym krześle tuz obok biurka w wódką. Kątem oka sprawdził kto był już obecny. Ell oraz Krysia rozmawiały z jakimś bufonem. Tony nie zamierzał przeszkadzać Gryfonce, chyba odgrywanie pary nie liczyło się podczas takich „uroczystości”. Nie mniej jednak Shepard o mały włos nie zleciałby ze swojego miejsca, kiedy zobaczył Avcię. Cholera jasna! A ta tu czego? Czy znowu się na niego rzuci i będzie go całować? Boże, jaki ten Hogwart był zboczony… Tutaj każdy z każdym! Do gabinetu wpadła kolejna osoba i tym razem był to Ged. Tony uniósł pusty kieliszek do góry słysząc przywitanie Zygfryda. - TĘPE CHUJE! – wyrwało mu się jego nowe życiowe hasełko i spojrzał na stolik z alkoholem. Właściwie nie wiedział co wybrać, ale na szczęście przyszło w wybawienie w postaci Mahcina. - Kuzyn, dawaj to! – podleciał do Wrońskiego z prędkością pędziwiatra, aby wyrwać mu jedną butelkę bimbru pana Józka. Już nie raz to pił i wiedział jak to bardzo jest wyśmienite. Teraz już nie miał żadnych obiekcji, aby podejść do Gryfonki, Ślizgonki i lizodupa – trupa z lekcji zielarstwa. - Wiecie co to jest?! – bezceremonialnie zasiadł sobie przed nimi po turecku na podłodze. - Bimber od Józefa Wrońskiego… - skierował swój wzrok w stronę swojej zielonej, wróżbiarskiej konkurencji. - Napijesz się ze mną, moja żmijko? Myślę, że jesteśmy to sobie winni. – wydął swoje ustka dziwnie i spojrzał na Krysię niczym kotek ze Shreka. Dopiero później przeniósł wzrok na swoją udawaną randkę. - Z Tobą też mogę się podzielić. Chociaż ostrzegam, że to daje masakrycznego kopa. – Gryfona prawie, że nie zaszczycił spojrzeniem. Z nim nie będzie się dzielić wódką, bo gadał o cyckach. Z dziewczynami nie można było tak wprost! Trzeba było ubierać wszystko w piękne słowa, jeśli chciało zobaczyć piękne dwa bimbałki. Niestety, jego chyba nikt nie przekazał mu tej ludowej mądrości. - To jak? Jesteście w stanie stanąć oko w oko z legendą czy też boicie się tego, co mógł zrobić Wroński? – to było rzucone wyzwanie, nie ma co. Szczególnie, że Shepard uśmiechnął się nieco mściwie, a to nieczęsto robił. | |
| | | Elizabeth Hall Klasa VI
Liczba postów : 209 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Sro Sie 01, 2012 11:02 pm | |
| -Ja? JA? Ja nie dam rady?Poczuła się urażona brrakiem wiary swojej przyjaciółki w głowę panny Hall. Nie była mocna, to prawda. Pojedynki zawsze przegrywała, picie na czas? Odpadała w połowie. A mieszanie kończyło się głośnym pobytem w toalecie. Ale kochała to robić i już. Jednak nie możemy przesadzać. Po jednym łyku tak szybko nie zejdzie. Wstawi się, prawda. - Cristino Reed jesteś bezczelną suką.Oznajmiła z miną 'to jest fakt'. I wtedy do pomieszczenia wszedł Tony krzycząc koniec imprezy, a ona wrzasnęła: -Ruska armia puszków pigmejskich Ci dupsko miziała, a nie- koniec!!!Dopiero po chwili zrozumiała, że to jest Tony, a wódka juz zajęła sie jej mową. Ojej. Przytknęła dwie dłonie do ust i lekko sie speszyła, ale to tylko i wyłącznie na chwilę. Kiedy Crostina objęła Gryfona ona postanowiła ni stąd ni z owąd zatańczyć za plecami ślizgonki A ta co najgorsze o mało jej nie przyłapał. - Paproszek... Zdjęła coś wyimaginowanego z pleców dziewczyny. - Miałaś. Niewinnie wzruszyła ramionami i odnalazła gdzieś swoje piwo kremowe, które odstawiła widząc pannę Reed. - W ogóle ja tu chyba o czymś nie wiem. To ja miałam podrywać Baxtera!Spojrzała na ślizgonkę ze smutnymi oczyma. - Mogłaś wcześniej powiedzieć, że go chcesz, ja tu już miałam nadzieję. Wypiła łyk kremowego i patrzyła na ślizgonkę z takim spojrzeniem, jakby nie przytuliła się do Benjamina, ale jakby zabiłą roślinę. I to nie byle jaką, bo krzak jaśminu! -A ja nie pytam kogo wybierzesz, bo faceci zawsze wybierają brunetki, blondynki... szatynki. Nikt nie chce rudych. Westchnęła patrząc na gryfona. Po chęci na obrażanie ludzi, teraz jej nastrój przeskoczył na mode: płaczliwa, bidna ofiara losu. - Shepard! Pomachała swojemu 'chłopakowi', ale i on ją zignorował na rzecz Cristiny. - Taaaa... Mruknęła i usiadła na podłodze gdzieś z boku Tonyego. - Zobaczymy czy te Wrońskie to nie pierdoły!Ściągnęła kieliszek z biurka i nadstawiła, a spotykając wzrok profesora Wrońskiego mrugnęła figlarnie. Nie było nic lepszego i mocniejszego niż domowy bimber! - Polej! Miała nastrój jak po spotkani uz boginem, a na to można sie jedynie upić do nieprzytomności. | |
| | | Cristina Reed Klasa VI
Liczba postów : 720 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Sro Sie 01, 2012 11:25 pm | |
| Cristina przyglądała się wchodzącym i już zachowującym jak kretyni ludziom, co chwila przysysając się do butelki, która krążyła między ich trójką - Ellie, Baxterem i Cristiną. Nie miała pojęcia, kiedy jakoś odruchowo odsunęli się od Ułamka z Wili, ale skoro panna Arogancka nie miała zamiaru nawet słowa z nimi zamienić (sorry, Av, znikłaś, a jakoś trzeba fabułę poprowadzić), nie było wielkiej szkody. Nic, co działo się przed przytuleniem Benjamina nie interesowało też ją na tyle, żeby miała na to odpowiadać. A może inaczej. Była wtedy zbyt przejęta stanem chłopaka, którego prawie zabiła, że nawet nie była w stanie odpowiedzieć na uwagę o podłej suce. Może i dobrze, bo pewnie tylko chłodno powiedziałaby, że raz Ellie udało się poprawnie skorzystać z mózgu i powiedziała prawdę. A przecież nie chciałaby pokłócić się z przyjaciółką, kiedy mogły się razem napić, prawda? Szczególnie po przeżyciach dnia dzisiejszego. I wczorajszego. Chociaż nie. O przeżyciach wczorajszego dnia - dokładnie wieczoru - nie miała zamiaru nikomu wspominać, a już na pewno nie Elizabeth. Zerknęła mimowolnie na Jensena, który zakręcił się wokół swoich Krukonów. Może to i dobrze, że się do nich nie zbliżał... Światopogląd Cristiny lekko się zachwiał po wypadku z nausznikami (Jesteś taką kurewską hipokrytką, Cris... wypadku, dobre sobie!) i nie była pewna, jak zachowałaby się w stosunku do Jensena. Może przeprosiłaby go za to, że nie pomiziała się z nim po dobrym seksie, ba! że nie skoczyła do kuchni, żeby przynieść mu śniadanko do składziku, który jakby nie patrzeć robił im za łóżko? W końcu była Ślizgonką, była całkowicie niezależną Cristiną Reed. Nie dla niej były takie bzdury. Ellie mogła przejmować się romantyzmem, ale na pewno nie brunetka. Dzięki było akurat na miejscu. Zaśmiała się radośnie i melodyjnie, kiedy Baxter uniósł jej dłoń. Może i ona romantyzmem się nie przejmowała, ale nie znaczyło, że nie doceniała dżentelmeństwa. Na krótką metę. Na długą robiło się męczące i pewnie zbzikowałaby z nadmiaru uprzejmości, otwieranych drzwi i odsuwanych krzeseł (a wierzcie mi, że by to zrobiła, mój przyjaciel właśnie tak się zachowuje, chwała Morganie, że oprócz tego ma w sobie pierwiastek chama i możemy cudownie się nawzajem obrażać, chociaż zanim nauczyłam go, że może mnie bezkarnie obrażać, a nie będę na niego zła... cóż, lata minęły, ale koniec tych dygresji). - Miałeś powiedzieć to cicho, żeby nikt nie słyszał! - syknęła, rozglądając się teatralnie dookoła, ale zaraz znowu zaśmiała się wesoło. Założyła włosy za ucho i uśmiechnęła się lekko, ukazując dołeczki w policzkach. Jedno trzeba było Cristinie przyznać. Potrafiła naprawdę ślicznie się uśmiechać. - Wybaczasz, chociaż nie pozwoliłam ci ich pomacać? - spytała łobuzersko, nawiązując do zdarzenia ze szklarni, zanim... Cóż, zanim zaczęła się ta fatalna lekcja. Najwyraźniej jednak Ben i Criss łączyło dużo więcej, niż lekkie podejście do innych ludzi. Niechęć do posiadania wrogów i pokojowe nastawienie. Drgnęła gwałtownie, jej oczy powiększyły się do rozmiarów galeonów, a wargi wygięły w najszczęśliwszym uśmiechu, kiedy ze strony drzwi gabinetu dobiegło tak... piękne... fascynujące... wykurwiste przekleństwo! Nie zwracając uwagi na nikogo innego odwróciła się w stronę wejścia, a jej oczom ukazał się nowy gajowy. Jęknęła cicho. - Ellie, ja go muszę poznać, wybaczcie... - zaczęła, wkładając w czyjeś ręce wódkę, nawet nie wiedziała czyje (a to wyraźnie świadczy o jej stanie) i już szła w stronę Geda, kiedy - niestety - ten podszedł do Jensena. Wmurowało ją w ziemię, a w końcu cofnęła się o krok. - Ale może później, w końcu, pomimo tego co mówił twój facet, impreza wcale się nie kończy... - stwierdziła z nutą złośliwości, żeby Hall nie zorientowała się, czemu też Ślizgonka naprawdę nie chciała podejść do gajowego. Zaraz po nim do pomieszczenia wszedł Wroński, a Cris pomachała do niego radośnie. Po prostu uwielbiała tego faceta! Tym bardziej, że przyniósł polski bimber, a wiadomo, że polski bimber był milion razy lepszy od ruskiej wódy! W końcu Reed była w jednej czwartej Polką i... całkiem nieźle czytała i pisała po polsku, chociaż jej wymowa wielokrotnie bawiła prawdziwych Polaków. Nic dziwnego, że napis na koszulce Marcina wywołał chichot, choć przez chwilę nie mogła zrozumieć, co znaczy słowo 'hajcują'. - Wiecie, co Wroński ma na koszulce? "Rajcują mnie napalone, nastoletnie czarownice" - przełożyła na angielski, szturchając przy tym Ellie pod bok. - Sprawdzimy? - Uniosła brew w dobrze znanym jej przyjaciółce geście: zakładzik? Jednak Elizabeth zamiast przyjąć jej zakład zaczęła mówić o Baxterze. - Nie mam ochoty... z całym szacunkiem, Bax... - Zmierzwiła jego włosy i obdarzyła zadziornym uśmiechem. - Jeśli chcesz, jest cały twój, byłam mu to winna. Czyż nie, Maluszku? - spytała odrobinę złośliwie. Cris miała w sobie coś, co sprawiało, że błyskawicznie wpadały jej do głowy przezwiska. Ułamek z Wili, chociażby. I Wgapiacz. A teraz, kiedy poznała malutkie imię pana Baxtera, nie mogła nie nawiązywać do Benjaminka. Uniosła kącik ust do góry, dzięki czemu wyglądała jeszcze bardziej wiedźmowato, niż normalnie (choć dzisiaj z racji włosów było z tym ciężko), kiedy Tony zaproponował wódkę. - Też tak myślę, wybrakowany orzełku - wiedziała, że nie mogła bardziej skomplementować Sheparda. No, może wspominając coś o wyrodnym synu. - Właśnie miałam iść kraść wódkę Wrońskiemu, ale ty w końcu jego prawie rodzina... Możesz zabierać mu bezkarnie. Polewasz czy z gwinta? - spytała się o to, co było ważniejsze, bo bardzo chciała wypić brudzia z Anthony'm. Za ich szwagierstwo, ot co! Zaśmiała się tylko z pobłażliwością, kiedy Tony powiedział o legendzie. Żaden alkohol nie powalił jeszcze Cristiny Reed, żaden. A dziś jak nigdy miała ochotę to udowodnić.
Ostatnio zmieniony przez Cristina Reed dnia Sro Sie 01, 2012 11:34 pm, w całości zmieniany 1 raz | |
| | | Jensen Kinghsley Dyrektor
Liczba postów : 270 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Sro Sie 01, 2012 11:27 pm | |
| Kinghsley miał się świetnie bawić. To miał być jego wieczór. Miał wypić dużo, myśleć mało, macać więcej niż pić, śmiać się głośno... a potem przyszła Cristina. Jednak postanowił ją zupełnie, zupełnie ignorować. Ja, yhymmmm już to widzę. Jednak na razie mu to wychodziło. Co prawda dostrzegł kątem oka, że obejmowała jakiegoś lalusia, ale mimo, iż poczuł jakiś nieokreślony dyskomfort miał właśnie w ręku kieliszek wódki i miał się napić ze swoim ulubionym uczniem z Ravenclawu. Który zrobił paskudne, nieprzyzwoite i takich rzeczy się na nielegalnych imprezach nie robi, wejście. I chciał go za to skarcić. Pamiętał, ze miał taki zamiar. Gdzieś tam w jego głowie. I nawet miał na to odpowiednie słowa. Ale łyknął i skupił się na paleniu w gardle nie, na tym o czym rozmyślał. Odstawił kieliszek i akurat do sali wszedł Gędzioch. Uhuhuhuuuu teraz się zacznie. Zaśmiałsię gromko na słowa zygfryda. Widziałgo do tej pory tylko raz, ale po prostu zwierzak był przeboski. Kinghsley postanowił nawet, że kiedyś spędzi z nim jeden dzień i spisze wszystkie obelgi, bo byłby to zapas na całe życie, a Ged, o ile Jensen dobrze pamiętał, chociaż to lekko mgliste wspomnienia, się na to zgodził. Kto wie co będzie się działo jeżeli Zygfryd i Jensen zawiążą spółkę wręcz dosłownie 'zoo'? Biada Hogwartowi. -Drozgotkojebcy? Tego jeszcze nie słyszałem! Zacichotał i podszedł do Mohra. Albo Mohr podszedł do niego. -Racja! Moherku! Masz świętą rację. Te ty, Hulian! Stary, nie wiem kto w Hiszpanii zarzuca imionami, a to jest genialne! Chyba nie muszę mówić, jak idealnie potrafiłam sobie w głowie odtworzyć Ged'a który to mówi. Chociaż może muszę, bo nie wszyscy paczają na supernatural. Otóż... no pasowało jak kurewski pantofelek na śmierdzącą Kopciuszkową stopę! Pstryknął palcami na jednego z Krukonów, ten był najmłodszy z towarzystwa, więc musiał się jeszcze w jensenowe łaski wkupić. -Leć do kuchni, nie gadaj chłopie żeś dupa i nie wiesz gdzie kuchnia, no, to dobrze. Leć do kuchni i powiedz skrzatom, że panicz Mohr żąda ciastek. Jak dadzą więcej niż uniesiesz... No. Łapiesz? Cudownie. Wrócił spojrzeniem do gajowego. -No co? Wyzysk to nic złego, jeżeli wyzyskiwany jest na tyle głupi by być wyzyskiwanym Nie miał pojęcia czy to zdanie miało jakikolwiek sens, ale nie musiało. I wtedy wszedł Wroński. Idealnie. Wszyscy których potrzebował byli juz na miejscu. Zaklaskał głośno w dłonie. -Husaria! Na dupę Maryni... czy to jest ten bimber co przyniosłeś na ostatnie Boże Narodzenie? Mam jeszcze jedną flaszkę tego i szczerze to trzymam na włamywaczy, bo jak oberwie sie takimi procentami to powali na kolana szybciej niż oprocentowanie kredytu! W oczach Kinghsleya malował się czysty strach, bo miał po tym specyfiku kaca przez dwa dni. -Ged? Zapytał pokazując na Sheparda, który stawiał wyzwanie. -Nie wiecie co robicie, to powala... rogogona węgierskiego! Uprzedził machając rękoma jak nieporadny debil, którym był. -Ale dawaj! Usiadł w jednej sekundzie i nadstawił kieliszka. | |
| | | Benjamin Baxter Klasa V
Liczba postów : 146 Join date : 30/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Sro Sie 01, 2012 11:54 pm | |
| Może i Cris nie widziała niesamowitego tańca Liz, ale Benio go widział. I to wystarczyło do parsknięcia śmiechem. Ale to mało powiedziane. Gryfon, który akurat w tym momencie miał w ustach wódkę, parsknął tak mocno, że płyn sam wyskoczył z jego ust, na co chłopak zareagował jękiem. Ale co mógł zrobić innego, widząc taki taniec? próbował zachowywać się poważnie. Naprawde, naprawdę, próbował. Ale to po prostu nie w jego stylu. Odchrząknął kilka razy, doprowadzając się do jako - takiego porządku. O tak, ból w jego głowie zmniejszył się o połowę, więc chłopak był gotowy do wszystkiego. A mówiąc wszystkiego, naprawdę, naprawdę mam namyśli wszystko. A potem usłyszał skargę w słowach dziewczyny. Cicho? On miał zrobić coś cicho? Naprawdę? - Pszaszam. - mruknął chłopak, wzruszając ramionami. - Wiesz... jeszcze trochę mi czasu zostało. Może jak się postaram, to coś tam wymacam. - mówiąc to, znów uśmiechnął się uśmiechem chochlika. On jest nienormalny. Kochajmy Benia! Podrywać? Ktoś go miał podrywać! Awesome! Naprawdę! Gryfonowi błysnęły oczęta, słysząc zarzut w głosie Liz. Niech się dziewczę nie martwi, bo noc jest długa. Chłopak zrobi wszystko, by ją uszczęśliwić. I taka oto sytuacja się zdarzyła! Gdy Cris odeszła od niego, by przywitać się z Gedem, Baxter podszedł do Gryfonki i usiadł obok. Uśmiechnął się łądnie i odgarnął jej włosy z ramienia. - Słuchaj... Czy przypadkiem nie masz stanika w gwiazdy? - gdy tylko Gryfonka przeniosła na niego swój wzrok, Benio uśmiechnął się szeroko. - Bo masz kosmiczne cycki... Ba ba bam, moi państwo! Jak wygląda podryw na lekko podchmielonego Gryfona? A oto właśnie tak! Niesamowicie ciekaw był reakcji Gryfonki. Chwile potem, do ich trójki dołączyła się Cris. Nie siadał koło Sheparda, miał dziwne wrażenie, że chłopak go nie lubi. Czyżby robił mu konkurencje? Siedząc patrzył na Ślizgonkę, która podeszłą do nich. - Ej Cris! - zawołał, uśmiechając się pijańsko. - Jesteś taaaaka wysoka. Czy to moja wina, że Gryfon miał słabą głowę? On naprawdę potrafił odlecieć po kilku głębszych. Wtedy zdał sobei sprawę, że to w jego rękach wylądowała butelka, trzymana przedtem przez Ślizgonkę. Benio uśmiechnął się do niej, jak do starej przyjaciółki i przytknął ją do ust, biorąc kilka większych łyków. Nadal mając ją przy ustach, spojrzał na ciemnowłosa. - Maluszku? Mówisz do mnie czy koło mnie? - po czym cmoknął, czując na języku smak alkoholu. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że w pokoju zaczęło powstawać jedno, wielkie kółko. | |
| | | Tony Shepard
Liczba postów : 254 Join date : 21/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Sro Sie 01, 2012 11:55 pm | |
| Dobrze, że Sheparda nie zauważyła bliżej w tej chwili nieobecna Avcia i nikt właściwie nie pytał się dlaczego Tony ubrał arafatkę, skoro i tak będzie mu nieźle gorąco. Jak na razie wszystko szło dobrze i operacja ‘chowam malinkę przed Ell’ szła bardzo dobrze. Zapewne do czasu, ale nasze Shepardziątko, które dorwało słynny bimber Józefa, nie przejmowało się niczym. Dobrze, że kuzyn nie protestował, kiedy dawał mu tą butelkę. Wyrodny Krukon sprawnym ruchem otworzył butelkę. Nie było mowy tutaj o żadnej pomyłce. Zapach od razu był wyczuwalny. To było po prostu coś na specjalną okazję. Tony wyszczerzył się i polał Gryfonce jako pierwszej. Nie dbał o to czy będzie musiał z Jensenem pilnować, aby doszła do łóżka czy tez nie. Teraz najważniejszy był cudowny bimber Wrońskich, bez dwóch zdań! - Upij się, Lwiątko. Upij… - zanucił jej. W przeciwieństwie do swojego ojca oraz matki, którym chyba słoń nade pchnął na ucho, Tony miał lepsze wyczucie rytmu. Może to nie były wyżyny śpiewania i raczej młody Shepard nie nadawał się na słynnego śpiewaka, ale nie było aż tak źle jakby mogło się wydawać. - Moje ramiona Cię przyjmą. Bo chyba nie chcesz tulić się do niego… - przeniósł wzrok na Gryfona. - On leżał na posadzce na zielarstwie, bo przeraził się krzyku mandragory… - ledwo co poruszył ustami uznając, że bycie nieprzytomnym na zielarstwie było wielkim „passe” i Ell nie powinna się z takimi osobnikami zadawać, bo zniszczy sobie tylko dobrą reputację. Tak, tak, dobrze czytacie. Nasze Shepardziątko uważało, że jest wysoką ligą, a nie kimś kto zamiata kanały (o ile kanały są zamiatane, rzecz jasna!). Kiedy usłyszał słowa gryfona przewrócił oczami. - Gwiazdy to możesz zaraz mieć, ale nad łbem, jak Ci skwaszę nos. - stwierdził Shepard. Co za palant... Zero klasy! - Serio? – zdziwił się Krukon słysząc o nowinach dotyczących napisu Wrońskiego na koszulce. Odwrócił swoją głowę, aby spojrzeć na kruczego pana. - Merlinie! Serio?! – zrobił oczy niczym galeony. - No cóż… Jak to mówią, żeby życie miało smaczek: raz dziewczynka, raz chłopaczek. A że Wroński się starzeje, chce się odmłodzić zmieniając partnerki na młodsze. – skomentował zachowanie swojego przyszywanego kuzyna. - Ooo, Elle na sto procent go poderwie bez problemu. Nic w tym dziwnego, przecież ją faworyzuje już od dawien dawna! – klasnął w dłonie, aby potwierdzić to. Dziewczyna mogła zaprzeczać, ale Shepard i tak wiedział swoje. - Chociaż myślę, że Ty też sobie dasz radę. Wystarczy kilka Twoich sztuczek i Wroński jest twój. Może umówimy się na jakiś czworokącik? Ja, ty, Ell i Marcin? – zażartował łapiąc za jakiś wolny kieliszek i polewając Ślizgonce. - Zachowajmy kulturę… Do czasu. – parsknął śmiechem. Ostatnią osobą, której polał był oczywiście on sam. Niestety, nie zdążył wznieść toastu, ponieważ zauważył ich Jensen. - Jensen – zwrócił się do nauczyciela po imieniu – Piłem to nawet z wytwórcą. Daje nieziemskiego kopa, oj daje. – zaraz polał Jenseonowi i uniósł swój kieliszek do góry. - To co? Za to doborowe towarzystwo, w którym się znaleźliśmy? – nie ma jak to stary i oklepany toast, ale przynajmniej był prawdziwy. Byli elitką tego zapyziałego Hogwartu! Bez dwóch zdań! To oni tutaj tworzyli tą historię!
| |
| | | Marcin Wroński Wicedyrektor
Liczba postów : 769 Join date : 20/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Czw Sie 02, 2012 12:07 am | |
| Wroński nawet nie zdążył nic powiedzieć ani pocieszyć się z powodu bimbru, który przyniósł, kiedy podleciał do niego przyszywany kuzyn i odebrał mu jedną butelkę. Biedni ludzie… Młody Tony wiedział w co się pakował, ale inni nie wiedzieli. To tak cholernie paliło! Wroński uśmiechnął się pod nosem. - Oczywiście, hże to jest to. – wyszczerzył swoje zęby do Jensena, który dopytywał się czy jest to ten sam bimber, którego podarował mu na Boże Narodzenie. W sumie to Wroński nie miał pomysł na prezent dla kumpla, dlatego stwierdził, że wypadałoby zapytać dziadka czy kopsnie mu ze dwie skrzynki swojego cudownego wyrobu, więc parę butelek ze swojego zapasu podarował Jensenowi, a inne trzymał głęboko ukryte w swoim kufrze, aby właśnie zaszczycić obecnością takie imprezy jak to. - Tylko nie padnijcie jak thupy, bo nie jestem misthrzem w hrzucaniu zaklęć uzdhawiających. – wyszczerzył swoje jakże białe ząbki do młodzieży. Podszedł do stołu, na którym leżał alkohol i odłożył butelkę bimbru. Dobrze, że miała ona specjalną etykietę: Wroński dbał o takie szczegóły, bo nawet wyprodukował swoje własne „papierki” na alkohol. Był tam symbol gościa latającego na miotle oraz nazwisko „Wroński Company” oraz „Wyprodukowane w Polsce”. Rzecz jasna takie rzeczy można było nabyć tylko od samego twórcy. Swoją drogą… szkoda, że Marcin był aż tak kiepski w eliksirach, a więc w pędzeniu bimbru również by był, bo dziadzio zapewne by mu wiedzę o tym przekazał… trzeba było więc kiedyś przetransportować Jensena do Polski, aby Józef przypomniał sobie trochę angielskiego (w końcu jakby nie patrzeć to jego żona była Angielką) i nauczył go jak pędzić słynny bimber. Tymczasem Wroński odszedł od stolika z alkoholem i usiadł sobie nieopodal Krysi. Również poprosił o kieliszek, bo dlaczego on miał się nie napić?! Był jednak zdziwiony, że Gryfon, który również znajdował się w kółku adoracji, nie miał kieliszka. Może zwyczajnie młody Shepard go nie lubił czy ki pierun? Zaraz jednak Marcin przestał się tym przejmować. Swoją drogą, aby tradycji nocnego treningu stało się zadość: nasz Marcin zaczął trenować okulmencji, póki jeszcze mógł. Ciekawe... Może po tej libacji znowu trafi do gabinetu Rachel albo znajdzie inny obiekt westchnień?
Trening oklumencji! | |
| | | Cristina Reed Klasa VI
Liczba postów : 720 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Czw Sie 02, 2012 12:39 am | |
| Cris uśmiechnęła się słodko i niewinnie, kiedy Ben zasugerował, że uda mu się ją pomacać. - Jeśli ci na to pozwolę - zaznaczyła, by po chwili wymruczeć mu prosto do ucha: - Ale chyba nadal nie odpracowałam swojej głupoty, prawda? I tak to się mają do rzeczywistości zapewnienia Cris, że ona nikogo nie podrywa. Najwyraźniej samo tak wychodziło i parę łyków wódki (zerknęła na butelkę z rozbawieniem stwierdzając, że we trójkę opróżnili już jej połowę, POŁOWĘ. co prawda patrząc po ich stanach, najwięcej wylądowało w przełyku Baxtera, najmniej u Ellie, ale mimo wszystko, połowa na trzech po półgodziny imprezy to przerażający wniosek dla zaopatrzenia alkoholowego) tylko temu podłemu zachowaniu pomagało. Biedna Ellie... Taką przyjaciółkę mieć... Chciała jej przypomnieć, że oficjalnie jest w związku z Tony'm, ale się powstrzymała. A czemu? Ano temu, że znowu zupełnym przypadkiem jej spojrzenie powędrowało na Jensena, a jego widok jakoś sprawiał, że odechciewało jej się złośliwych komentarzy. Może naprawdę przestraszyła się konfrontacji? Nie wiedziała i na razie nie chciała się o tym przekonywać. Wiedziała, jak to 'przekonywanie się' wyglądałoby w jej wykonaniu. Prowokowałaby go najmocniej, jak potrafila - a kiedy się starała, naprawdę potrafiła - dobrze wiedząc, że nie rzuci się na nią przy wszystkich uczniach. To było tak cudownie podłe i kryśkowe w jednym, że kącik jej ust mimowolnie powędrował do góry. Właściwie czemu nie? Nikt nie uzna jej zachowania za dziwne, a już na pewno nie Ellie, która dobrze wiedziała, jak Cristina potrafi przekomarzać się z Kinghsley'em. Bardziej by ją zdziwiło, gdyby od rozmowy z psorkiem uciekała - jak chwilę temu. Cris rzuciła Tony'emu zirytowane spojrzenie, kiedy wspomniał o zdarzeniu na zielarstwie. Mógł sobie nie lubić Bena - Cris jeszcze parę godzin temu też go nie lubiła - ale z uwagi na rzekomą damę, powinien się powstrzymać. Miała zamiar powiedzieć o tym Ellie na spokojnie, bez tysiąca światków i na trzeźwo. A to ostatnie było chyba najważniejsze. - Skąd ty bierzesz takie teksty, Bax? - Parsknęła śmiechem, spoglądając na Benjamina z odrobiną podziwu. Nie dlatego, że po takim podrywie połowa lasek obecnych na imprezie powinna paść mu w ramiona, a dlatego, że to był tak idiotyczny i tandetny tekst, że nie dało się go nie kochać. - Uczyłeś się od starego Jensena, co? To jego poziom - rzuciła teorią, dzięki której mogła odrobinę pocisnąć po Kinghsley'u. Najwyraźniej to miało się nigdy nie zmienić. I cieszyła się, naprawdę się cieszyła, że nikt oprócz jej i Jensena nie wiedział, że sugerując, iż Jen reprezentuje taki poziom, sama sprowadziła się do niższego, skoro... cóż, została przez niego zaliczona, nie przebierając w słowach. A może to on został zaliczony przez nią? Ot i zagadka ludzkości! - Mały jest pod moją ochroną, więc patrzę i biję się za niego - wykrzyknęła, machając ręką w stronę Tony'ego, a później wykonała dobrze znany wszystkim gest: obserwuję cię. Naprawdę wzięła pod swoje skrzydła (czy tam cycki) Benjamina, a zbyt dobrze znała Tony'ego, żeby nie stanąć w obronie Gryfona. Choć ten pewnie poradziłby sobie sam, Cris w końcu była Cris. Nie mogła sobie darować odpowiedzi. Pokiwała głową, potwierdzając, że owszem, właśnie taki napis był na koszulce Wrońskiego i uśmiechnęła się kątem ust. - Zapomniałam, że El jest jego pupilką - jęknęła żałośnie i zawisła na Tony'm, unosząc jedną nogę do góry i zginając ją w kolanie. - Przegrałam! Przegrałam z kretesem! Nawet moje sztuczki nie pomogą! - zawyła, ale zaraz oderwała się od Sheparda. W końcu on miał polski alkohol, trzeba go było traktować dobrze. A dobrze w słowniku Cristiny znaczy... Cóż, wszyscy wiecie, co znaczy. Poza tym wspomniał o czworokąciku, na co Reed natychmiast zbystrzała. Jej spojrzenie odruchowo powędrowało na Marcina (kawał przystojnego faceta, właśnie w takim stylu, jaki lubiła), Tony'ego (nieco gówniarzowaty i przesłodzony, ale nie można go było winić, jak miał takich rodziców) i śliczną, rudowłosą Elizabeth. Jej wargi wygięły się w szerokim uśmiechu i szybko pokiwała głową, wcześniej upewniając się, że jej przyjaciółka akurat skierowała spojrzenie w inną stronę. Zaśmiała się, kiedy Bax skomentował jej wzrost, jednak śmiech uniemożliwił jej odpowiedź. Na szczęście kolejna jego uwaga wręcz idealnie podsunęła jej ripostę. - Skoro sam przyznałeś, że jestem taaaaka wysoka... chyba jednak do ciebie - choć jej ton był radośnie złośliwy, wyszczerzyła się do niego po tych słowach. Kiedy Jensen do nich podszedł nic nie zostało z jej poprzednich dylematów, przyjazny stosunek Bena wyleczył ją z nich, a nawet zapewnił profilaktykę na długie lata. - Chcesz, żebyśmy wszyscy padli po bimbrze Wrońskich, a swój alkohol masz zamiar zatrzymać dla siebie? - spytała słodziutkim tonem, by po chwili cofnąć się strwożona. - Śmiem twierdzić, że ten pan oszukuje! - krzyknęła, wskazując paluchem prosto na Jensena, bo mamusia nie nauczyła jej, że tak jest niegrzecznie. Brew mimowolnie powędrowała do góry, a łobuzerski błysk zawitał w jej oczach. Chyba wyraźnie pokazała, że nie ma zamiaru zmienić relacji między nimi. Żadnych niezręczności, żadnego udawania, że coś do siebie czują, żadnych scen zazdrości, ani... niczego. Tylko ich stare, dobre przekomarzanki. Dopiero teraz usiadła, między Jensenem a Baxterem (bo jakoś założyłam, że oni wszyscy siedzą na podłodze, a nie na krzesłach, si?), przysuwając się zdecydowanie zbyt blisko tego pierwszego, ba! opierając się plecami o jego bok, a nogi kładąc na kolanach Benjamina. Ot, wygodną pozycję sobie znalazła. - Mam nadzieję, że twoje stare kości wytrzymają tych parę opartych o ciebie kilo? - spytała niewinnie Jensena, odwracając w jego stronę głowę, by móc bezczelnie spojrzeć mu prosto w oczy. Już miała sięgnąć po kieliszek, kiedy zauważyła, że Ben nie dostał swojego. Sięgnęła więc po kieliszek stojący przy Tony'm i podała go Gryfonowi. Uniosła brew, jakby wręcz czekała na zaczepkę ze strony Krukona. - Chyba źle ci się policzyło, szwagierku, bo nie wziąłeś sobie kieliszka - zauważyła słodko i z troską wyraźnie przebijającą w jej głosie. Uśmiechnęła się do Marcina, który usiadł dosłownie w zasięgu jej rąk i wyciągnęła rękę z kieliszkiem, by się z nim stuknąć. A co! Oto Kryśkowy wybraniec. - Ja też pana rajcuję? - spytała po polsku, z bardzo śmiesznym akcentem i puściła mu oczko. Słysząc toast Tony'ego zaśmiała się radośnie, ale i z nutą uznania. - Od biedy można uznać, że towarzystwo udane - przyznała tonem z serii: znaj łaskę pani, który natychmiast popsuła błyśnięciem ząbkami.
Ostatnio zmieniony przez Cristina Reed dnia Czw Sie 02, 2012 1:37 am, w całości zmieniany 1 raz | |
| | | Benjamin Baxter Klasa V
Liczba postów : 146 Join date : 30/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Czw Sie 02, 2012 1:08 am | |
| - Hej, nie widzę możliwości, żebyś nie pozwoliła. - rzekł chłopak, uśmiechając się do niej przymilnie. Słysząc głos w swoim uchu tylko pokręcił przecząco głowa. Czekała ich długa noc. Oj będzie się działo. Benjamin spojrzał zdumiony na Krukona. A tego co ugryzło? Przecież to był tylko zwykły podryw. Każdy miał na niego własny sposób i nie powinien się wtrącać do czyjegoś, bo to nie dość, że prostackie to jeszcze debilne. - Ej Stary, weź wyluzuj, to tylko... - i nagle go olśniło. Widocznie nie był jeszcze aż tak pijany. Otworzył szeroko oczy, jego usta uformowały się w duże "o" i wyciągnął palca, żeby wskazać najpierw na Gryfonkę, potem na Krukona. - To... to wy... - i nagle wszystko w jego umyśle wskoczyła na swoje miejsce. No tak! Przecież wystarczyło przypomnieć sobie, co się działo na początku, gdy Liz zamiast przy wspólnym stole, przysiadła się do Tony'ego. - Jaaa... nie miałem pojęcia, że wy jesteście razem. - no, wolne kapowanie, nie ma co. - Wybacz Stary, już się od niej odwalam. Spojrzał smutnym wzrokiem na Gryfonkę, ja jego wzrok mówił słowa "Dlaczego mi nie powiedziałaś". - Sorry, piękna. - rzucił, po czym wstał, tylko po to, by usiąść gdzieś obok Ślizgonki. Usłyszał śmiech Cris i spojrzał na nią. No proszę, jego podryw został zauważony! Może nie przez osobę, którą chciał (to chyba i lepiej), ale i tak... Benio uśmiechnął się uroczo. - A no nie wiem no. - mruknął, bo język trochę mu się już plątał. - Tak jakoś samo wychodzi. Widocznie jestem stworzony do durnych podrywów. Pijacki Benio rządzi, mówcie co chcecie! Ooo, jak mu sie miło w żołądku zrobiło gdy usłyszał, że Ślizgonka chce się nim zająć. To było wspaniałe wręcz! Gryfon mógł być z siebie dumny. Był tak zadowolony, że uniósł w górę otwartą rękę, żeby Cris przybiła mu piątkę. Lubił piątki. Piątki są fajne. A więc jednak kierowała "Małego" w jego stronę. Benio wzruszył jedynie ramionami i znów cmoknął. - No spoko. - rzekł, a w jego ustach zabrzmiało to jak "N spko". Alkohol robił swoje. - Dla ciebie mogę być nawet i Małym, pod warunkiem, że... - o właśnie! Tu nadszedł czas na... Chłopak uniósł kciuk, by wskazać na jej piersi. Coś za coś, skoro chciała mu dać takie głupie przezwisko, coś od życia mu się należy. Więc? Macania nadszedł czas! Benjamin spojrzał na Ślizgonkę maślanymi oczkami. Przecież on tak łaaaadnie prosił. Gryfon nie przejął się tym, że nie dostał kieliszka, zrozumiał to. W końcu, gdyby to ktoś podrywał jego dziewczynę, to nieźle by się zezłościł. A pamiętajmy, że w dłoni trzymał jeszcze butelkę, którą wcisnęła mu Cris i której nigdy nie odda. Przenigdy! Już ja unosił do ust, gdy zobaczył, że dziewczyna coś mu kładzie przed nosem. Przyjrzał się "cosiowi", po czym niepewnie popatrzył na Krukona i wzruszył ramionami. Skoro dają, trzeba brać. Gryfon wziął naczynko w dłoń. | |
| | | Elizabeth Hall Klasa VI
Liczba postów : 209 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Czw Sie 02, 2012 10:38 am | |
| Tak to już było w świecie pełnym niesprawiedliwości, że jak były dwie przyjaciółki to jedna zwykle atrakcyjna, a druga zajebista.Nie, nie tutaj. Cristina była atrakcyjna, ale też była naprawdę przednim towarzyszem, zaś Elle była jedynie, albo aż przednim towarzyszem, jednakże do tej pory ta rola jej odpowiadała. I pewnie gdyby nie cały cyrk z Anthonym Shepardem, to wciąż by nie marudziła. Ale klops. Ten Krukon był wszędzie i Elle teraz walczyła o honor! To było ryzyko zawodowe brania udziału w zakładach. Jednego dnia pławisz się w chwale i świecisz jaśniej niż wypolerowane czoło ich łysego woźnego, a drugiego? Budzisz się z ręką w nocniku i wymazany smoczym łajnem. Jednakże nasza Hallówna była ryzykantką od samego początku, bo żeby urodzić się z Sophie Nevou było ryzykiem samym w sobie, a życie w domu wiecznie pełnym członków starego Zakonu Feniksa? Hardcorową jazdą bez trzymanki. Myślicie, że kto ją nauczył zabawy w zakłady? Od kiedy miała pięć lat i Jessica założyła się z nią, że mała Liz pod żadnym pozorem nie zje całego kwaśnego lizaka... Co z tego, że wylądowała w Mungu! Ale wygrała! I dla tego uczucia warto było nawet wbiec na lekcje Doriana Ivanhoe, podejść do niego, zamuuuuuczeć mu znienacka do ucha i zwiać. I żeby nie było wątpliwości. Zrobiła to pod koniec czwartej klasy. Stała zatem obok swojej przyjaciółki, która o mało nie zaczęła się ślimtać z Baxterem lecz ta nagle wcisnęła w jej ręce wódkę, a Liz ją przyjęła bez narzekania, bo była w tej chwili skonfundowana i oczarowana stworzeniem które wykrzykiwało muzykę dla uszu Hall i zapewne Criss też. -Ja pierdolę kurwa jego mać... Cudooooooowne.... Powędrowała wzrokiem za Gedem w głowie układając plan dywersji podczas której ukradnie Boskie Zwierzątko. To było już pewne. To był fakt. Elizabeth Hall po raz pierwszy w życiu się zakochała. Nie w jakimś tam, chociaż przeuroczym jak kupa jednorożca, gajowym, lecz w Zygfrydzie! -Zachowujesz się dziwnie Criss. Nie żebym naciskała, wiesz, że gardze godzinami słodkich zwierzeń, ale przysięgam, że jeżeli do końca tej imprezy nie dowiem się o co chodzi to podrzucę ci jaja bahanek do śniadania. Zagroziła i odłożyła wódę na biurko, bo słyszała wielokrotnie legendy o polskim trunku, Jensen bardzo często robił do niego różne aluzje, ale nigdy nie miała okazji go zasmakować. Wiadomość o koszulce Wrońskiego jej nie poruszyła, ale może dlatego, że wpadła w swój poalkoholowy melancholizm i postanowiła się go pozbyć poprzez przysiąście się do Sheparda. A szkoda. Bo podrywanie profesora obrony mogłoby być ciekawym, ciekawym zajęciem. A i genialnym wyzwaniem, lecz nie teraz. Jednak nie dane było jej zapomnieć o propozycji, bo Shepard do niej niczym automat nawiązał, ale w priorytecie była pierwsza uwaga. -Och nieeee... Mandragory! Mieliście mandragory! Wood mi mówiła, że ta stara maciora z zeszłego roku kupiła za małe doniczki, ale... myślałam, że to dopiero w przyszłym tygodniu. Poza tym! Dobrze, że bał się krzyku mandragory. On zabija! Pouczyła Sheparda rozczarowana tym, że wybrała katalogowanie ksiąg o zielarstwie zamiast pójśc na lekcje, przekonana tym, że pierwsza w semestrze będzie przypomnieniem, że doniczki nie służą do spluwania, a grabiami się nie rzuca. Damn it! -Chociaż Ciebie... myślę, że to mandragora mogłaby się wystraszyć twojego widoku i poskręcałoby ją jak po porażeniu mózgowym o... tak! Wykręciła się w dziwne strony i wyglądała jak najprawdziwsze dziecko z autyzmem i do tego jakimś dziwacznym przykruczem mięśni. Pokręciła głową. -Nie będę podhywać phofesoha Mahcina! Zaprotestowała głośno. -Jestem zajętą kobietą przez tego tu Krukona! Oznajmiła kilka sekund przed tym jak Jensen się dołączył, żeby dobitnie przypomnieć Tony'emu o zakładzie. -Tak jest! Za nas! Uniosła kielonek i go przechyliła. -Owww marrynowaneeee mózgi gogooonów! Złapała się za gardło. -Co to za pomioty Voldemorta! Jeszcze raz! Nie wiedzieć czemu chciała poczuć ten parzący ból w gardle jeszcze raz. Jakaś prywatna kara, ale za co? A może zwykła chęć zatracenia się daleko od wszystkiego. Aaaa może zwyczajana potrzeba upicia się. I chyba zostaniemy przy ostatnim. Teraz zerknęła na Criss rozłożoną pomiędzy dwoma mężczyznami. Wróć. Pomiędzy Kinghsleyem, a Baxterem, bo w mniemaniu Elizabeth, szczególnie wstawionej Elizabeth, takie okazy na miano mężczyzny nie zasługiwały. Prześlignęła się spojrzeniem na Tony'ego, który też mężczyzną nie był, a potem na Geda i Marcina, którzy jako jedyni podnosili tutaj linię pierwiastka męskiego. Nic tylko zostać lesbijką. Serio mówię. Przesiadła sie ze swojego miejsca, które dotychczas było na przeciwko Sheparda, zmieniła je na to po jego lewicy, by oddzielić się od ślizgonki, którą chciała mieć pod obserwacją. Coś było nie tak! Ale Lizzie była już zbyt pod wpływem by to drążyć i wyszczerzona czekała na kolejny kielonek. | |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Gabinet nr 3 | |
| |
| | | | Gabinet nr 3 | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |