|
| Gabinet nr 17 | |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Mistrz Gry Admin
Liczba postów : 240 Join date : 13/07/2012
| Temat: Gabinet nr 17 Sob Lip 28, 2012 9:43 pm | |
| | |
| | | Jennifer Rachel Wood
Liczba postów : 151 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 17 Nie Lip 29, 2012 11:26 am | |
| Po wizycie w Wielkiej Sali od razu udała się do woźnego, po inny klucz. Gabinet, który dostała z urzędu jej się nie spodobał i był za wysoko. Dlaczego profesor zielarstwa, ma się wspinać na szóste piętro, skoro jej miejsce pracy jest co najmniej powiedziawszy na parterze. Z takim argumentem dotarła do woźnego i po kilku minutach zrzędzenia, że najpierw Kinghsleyowi nie podoba się w lochach (w tej sprawie poparła Kinghsleya, był zbyt... słoneczny by mieszkać w ciemnościach), a teraz ona strzela fochy, ze jej z kolei za wysoko. Ale w końcu mężczyzna zmęczony jej argumentami, zawziętością i nieustępliwością zabrał kluczyk i wręczył jej taki, z numerkiem siedemnaście. Zadowolona, że poraz kolejny dzięki swej sztuce manipulacji wywalczyłą coś dla siebie ostatni raz wspięła się na piętro szóste po swoje bagaże i ruszyła dumnym krokiem zwycięzcy ku poziomowi drugiemu, a jej kuferki posłusznie lewitowały za nią. Korzystała z okazji, że wszyscy jeszcze siedzą w Wielkiej Sali i opychają się jak świnie, a ona może w ciszy i spokoju przedefiladować przez zamek zajmując bezkarnie całą szerokość korytarzy swoimi kuframi. Przekręciła klucz w zamku i otworzyłą drzwi, które ku jej zadowoleniu wydały tylko cichutkie skrzypnięcie. Kolejna przewaga tego miejsca nad tym z szóstego piętra, Tamtejsze drzwi obudziłyby Voldemorta w grobie. -Idealnie. Oznajmiła i jednym ruchem różdżki zarządziłą by jej rzeczy same zaczęły się rozpakowywać. W taki też sposób zaczęła trenować zaklęcia niewerbalne: unosząc, przemieszczając, zmieniając kolory ścian ect.
Trening Niewerbalnych. | |
| | | Marcin Wroński Wicedyrektor
Liczba postów : 769 Join date : 20/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 17 Nie Lip 29, 2012 3:31 pm | |
| Marcina nieco przytrzymało przy stole na uczcie z okazji rozpoczęcia roku. Nie przejmował się tym, że już wszyscy nauczyciele opuścili już Wielką Salę, a uczniów było tylko parę. Wroński raczył się właśnie trzecią dokładką lodów truskawkowych, które tak bardzo uwielbiał. Kiedy wreszcie zjadł – skrzaty wyraźnie pokazały, że powinien już pójść i czwartych lodów mu nie dadzą, ponieważ wszystko znikło ze stołów. Marcin pokręcił głową. Jak tak można było go traktować?! - No, no! Jak tak mohżna? Ja tu jadłem! A tehaz się to wszystko zmahnuje! – albo ktoś dolał czegoś Marcinowi do kielicha lub ki pierun, ponieważ zaczął mówić sam do siebie. Zniesmaczony postawą skrzatów pracujących w Hogwarcie, powstał zza stołu szurając krzesłem. Zupełnie się tym nie przejął. Kiedy już wykaraskał się zza stołu, zasunął krzesło machnięciem różdżki. Też coś! nie będzie go zasuwał ręcznie, skoro potrafił czarować. Poklepał się po swoim brzuchu, który na szczęście nie wyglądał na wzdęty. Mimo to nadal czuł się jak beczka, bo tyle nażarł się wszelakich słodyczy. To chyba było za dużo jak na jeden wieczór. Opuścił Wielką Salę już jako ostatni. Drzwi zatrzasnęły się za nim z wielkim hukiem, a czarodziej aż podskoczył. - Olaboga! A jakbym tak miał ogon, to co? Phrzythrzasnęlibyście mi go?! – pogroził drzwiom. Oj, niestety, nasz Marcin chyba coś chlapnął, skoro mówił już do drzwi, za które raczej była odpowiedzialna magia działająca w zamku, a nie skrzaty domowe. Marcin przewrócił oczami i wdrapał się na pierwsze piętro. Dzięki temu przemarszowi, od razu poczuł się lepiej. Nadal jednak czuł, że jest „nabombany” i zjadł o jeden kawałek ciasta czekoladowego za dużo. Na drugim piętrze stwierdził, że potrzebuje skorzystać z toalety, aby mówiąc kolokwialnie – odlać się. Czy to za to były odpowiedzialne lody? Marcin niewiele zastanawiając się dopadł pierwsze lepsze drzwi. Chwycił za klamkę. Ku jego zdziwieniu – drzwi się otworzyły. Wpadł do jakiegoś gabinetu. Zamknął drzwi tyłkiem. - Przephaszam czy tu jest toaleta?! – zawołał od razu od progu.
| |
| | | Jennifer Rachel Wood
Liczba postów : 151 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 17 Nie Lip 29, 2012 3:45 pm | |
| Obserwowała jak jej ubrania zgrabnie jedno za drugim składają się na nowo w kosteczki i wędrują do szafy, a tam układają się w ładne stosiki. Jak wieszaki same odnajdują drogę do drążka w szafie i jak kosmetyki same układają się na blacie w łazience. -Magia to zaiste potęga... Szepnęła patrząc na to wszystko jak zaczarowana z lekkim, rozmarzonym uśmiechem. Machnęła różdżką, a pościel posłusznie się sama przebiera i układa równiutko. Sięgnęła po standardową księgę zaklęć i zaczęła czytać rozdział poświęcony zaklęciom niewerbalnym, a był on dość obszerny. Po kilku minutacj zaczęły ją boleć nogi więc przeszła do gabinetu i usiadła na biurku jedną nogą opierajac się o podłogę. Była w pół ruchu odgarniania niesfornego kosmyka, który wypełznął z jej arwenowej fryzury, kiedy drzwi jej gabinetu bez ostrzeżenia się otworzyły, a do środka wtargnął. No właśnie. -Tak, jest Oznajmiła zupełnie poważnie i zatrzasnęła księgę utrzymując kontakt wzrokowy z włamywaczem. Ręką zgrabnie wskazała na drzwi po swojej prawej i zsunęła się z biurka jednym, delikatnym ruchem. -Może Ci potowarzyszyć? Hm? Zapytała przekornie unosząc jedną brew i poprawiła czarną sukienkę, której jeszcze nie zdążyła przebrać. Mimowolnie zachichotała i machnęłą ręką by poszedł już do tej toalety. -Tylko te! Ty lepiej traf mi do muszli, bo jak coś obsikasz to będziesz to sprzątał, bez pomocy różdżki! Zagroziła wychylając się do przodu i bacznie obserwując swoją łazienkę. | |
| | | Marcin Wroński Wicedyrektor
Liczba postów : 769 Join date : 20/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 17 Nie Lip 29, 2012 3:56 pm | |
| Dopiero, kiedy kobieta odezwała się, nasz bohater nieco oprzytomniał. Dlaczego ze wszystkich gabinetów w całym Hogwarcie, trafił akurat tutaj? TUTAJ? Co prawda to nie był ten sam gabinet, w którym obdarzyli siebie cudownym prezentem na Boże Narodzenie, ale należał on do takiej, a nie innej właścicielki. Chyba Wroński musi zacząć wierzyć w przeznaczenie, ponieważ takie rzeczy nie działy się normalnie! - Emm… - przegryzł nerwowo dolną wargę. Sumienie mówiło mu, aby zachować się grzecznie, jak na dżentelmena przystało i podziękować za troskę, a dziwny głosik w głowie twierdził, że trzeba taką okazję wykorzystać. Marcin więc przez tą jedną chwilę rozdziawił na chwilę swoją twarzyczkę i stał w takiej nieinteligentnej pozycji. - D-dzięki. – jak widać, nie tylko Mielno niszczy każdego, ale też i uczta w Hogwarcie. Parcie na pęcherz było za mocne, aby się dłużej zastanowić. Wroński zrobił wielkiego susa w stronę toalety. Darujmy sobie jednak opisu co tam zrobił. Wiem, że bardzo chcielibyście poznać jak Marcin wygląda nago, ale jak na razie pozostawimy tylko pannę Yennę z tą wiedzą, a nie będziemy zdradzać go naszym wiernym czytelnikom. Po dopiero siedmiu minutach, Marcin wyłonił się z łazienki. Umył ładnie rączki i uśmiechnął się przedziwnie. - Nic nie zhobiłem, wszystko jest czyściutkie… - zaśmiał się niczym małe dziecko. Może to Dorian wsypał lub dolał mu coś do kielicha? Wszyscy wiedzieli, że między nimi było lekkie napięcie, chociaż Wroński uważał, że ich stosunki są czysto przyjacielskie. Ot, zwyczajnie czasami lubili pociskać w sobie zaklęcia, aby sprawdzić który z nich jest lepszy. - Swoją dhogą masz bahdzo ładną wannę, jeśli wiesz co mam na myśli. – i zaczęło się. Elizabeth Hall dobrze mówiła twierdząc, że Wroński był już w połowie uczty nieco wcięty. Nie ma jak to mieć bardzo spostrzegawczych uczniów! Oni czasami wiedzieli lepiej o twoim stanie niż ty sam! Zdumiewające!
| |
| | | Jennifer Rachel Wood
Liczba postów : 151 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 17 Nie Lip 29, 2012 4:12 pm | |
| Wiodła wzrokiem za swoim niespodziewanym gościem i gdy tylko zamknęły się za nim drzwi od łazienki spojrzała na zegarek. A co! Będzie się bawić w dziecinną grę liczenia komuś czasu, a potem się będzie z niego śmiać. Przeszła do swojej salonosypialni i zwinęła stamtąd tackę z filiżankami i imbryczkiem, do któego wsypała kawę. Wroński był lekko wstawiony, bo gdyby nie to, nigdy by z nia nawet nie porozmawiał, a tu korzystał z jej kibelka! Wróciła do głównego gabinetu, postawiłą na biurku tackę i wciąż nie porzucając ćwiczenia zaklęć niewerbalnych spróbowała rzucić na imbryk aquamenti jednocześnie skupiajac się na tym by woda z różdżki byłą wrząca. Udało się jej to za czwartym podejściem, a kurat gdy drzwi od łazienki się otworzyły ona zamknęła wieczko imbryka. -Dobry chłopiec Zaśmiała się, ale nie był oto złośliwe, a raczej urocze. Stuknęła różdżką w dzbanuszek, który nalał kawy do dwóch filiżanek. -Chyba Ci się przyda, prawda? Odpowiedziała na jego uwagę o wannie. -Wanna to za wysoki lewel na naszą skromną relację, w moim mniemaniu, ale kto wie. Do listy można dodać! Mrugnęła i posłodziął swoja kawę jedną łyżeczką cukru. Wzięła małego łyka, skrzywiłą się i dosypała jeszcze pół łyżeczki. -Co u Ciebie, mój drogi? Zapytała opierając pośladki o brzeg biurka. | |
| | | Marcin Wroński Wicedyrektor
Liczba postów : 769 Join date : 20/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 17 Nie Lip 29, 2012 4:37 pm | |
| - Za duhżo lodów thuskawkowych. – tak przynajmniej sobie tłumaczył. Może coś skrzaty dodały do tych lodów? Może nalewki? Czy na świecie istniała nalewka z truskawek? W sumie to Marcin by się nie zdziwił. W Polsce robiono ze wszystkiego wino, więc gdyby coś takiego jak nalewka z truskawek by istniała, wcale nie byłby zdziwiony. Sam zresztą kiedyś pędził z dziadkiem Wrońskim bimber w piwnicy. Niestety, nakryła ich Anna i już nie było tak zabawnie… Marcin miał wtedy dwanaście lat… Nie mówmy jednak już o tym. - Ale i tak miałem ochotę na czwahtą dokładkę, ale te głupie skhrzaty zabhały mi jedzenie sphrzed nosa! Psthyk! I juhż desehu nie było! – poskarżył się kobiecie mając nadzieję, że chociaż w niej znajdzie oparcie. Zapewne i tak usłyszy z jej ust ‘oj Marcin, Marcin, ale ty masz dziwne problemy’. - Kawa… - powiedział to takim rozmarzonym tonem głosu jakby zapomniał, że nie należy do kawopijców i raczej mu ona nie smakuje. Teraz jednak przyjął filiżankę z wielką podzięką. - Ale chyba wtedy będę musiał skohrzystać haz jeszcze z toalety. – uśmiechnął się nieco przepraszająco. Nie od dzisiaj było wiadomo jak bardzo pędzi kawa, nawet jedna filiżaneczka. Upił jeden łyczek kawy. Była nawet dość dobra pomimo tego, że nawet jej nie posłodził. - Za wysoki level? – powtórzył po Yennie sadowiąc się w fotelu, który chyba był przeznaczony dla niegrzecznych uczniów odbywających szlaban, bo Marcinowi wydawało się, że jest jakiś nieprzystosowany do jego tyłka. Zaraz nałożył sobie jedną nogę na drugą. Filiżankę z kawą oparł o oparcie fotela, ale wciąż ją podtrzymywał. - Czyli… ja zbieham exp, aby wspiąć się wyhżej? – wlepił swoje cudowne oczka w kobietę i kiwnął głową. - Bhrzmi sensownie! Tylko nie wiem za co dostaje tego expa, aby móc levelować… - upił kolejne parę łyków nieposłodzonej kawy. Zdumiewające! Rozmawiał z Jen całkiem swobodnie i popijał kawusię… brawa dla tego pana! - Zgoliłem to! – poklepał się po prawym policzku wolną dłonią. Czy nie wyglądał nieco inaczej bez swojego charakterystycznego zarostu? Przystojniej? Miał nadzieję, że coś takiego usłyszy. - A ophócz tego nic ciekawego. Sowa matki chyba zdechła, nie lubiłem tego ptaszyska. – stwierdził bez ogródek. Zapewne i tak Nadzieja wróci i podziobie go ile będzie tylko chciała, a potem wróci znowu do zwariowanej aurorki. - Ale co Ciebie intehesuje sowa mojej matki, phawda? – uśmiechnął się niczym przedszkolak, który chciał bardzo przymilać się do pani przedszkolanki. - A u Ciebie? Jak wakacje? Obfitowały w nowe homanse? – to pytanie nie miało żadnego chamskiego podtekstu ani nie było w tym żadnej zazdrości. Zwyczajnie był ciekaw czy się „Yenna” dobrze bawiła.
| |
| | | Jennifer Rachel Wood
Liczba postów : 151 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 17 Nie Lip 29, 2012 10:42 pm | |
| Kawa, zazwyczaj nie pijała tego napoju tak późno, bo chyba nikt w tym zamku, włącznie z młodym Shepardem, nie cenił sobie dobrej, przespanej nocy, bardziej niż ona. W szczególności, że jutro był poniedziałek. Dzień pracy, a zaczynała z grubej rury, bo z pierwszorocznymi ślizgonami i krukonami. Nie było nic gorszego niz połowa ucznió dziwiąca się na widok poruszających się roślin czy samopodlewających rośliny konewek. Mogliby się dziwić gdzie indziej, ale jej lekcje miały od początku być lekcjami, a nie gapieniem się na cuda magii. Szczególnie jeżeli pochodziło się z domu mugoli. Ci byli szczególnie nieznośni przez pierwsze półrocze. -Ja odpuściłam sobie ucztę.Jakoś nie jestem głodnaSama była tym faktem zdziwona, ale nie była jedną z tych osób, które zjedzą dla zasady, nawet jeżeli nie są głodne. Jadła, gdy odczuwała taką konieczność i chyba właśnie dlatego miał nienaganną figurę. Wzięła drobny łyk kawy i utkiwła spojrzenie w rozmówcy tym samym odkładając różdżkę na bok. Poćwiczy jutro z rana na drugiej godzinie, bo piątoklasistą zada coś lekkiego i do pracy samodzielnej. Po wakacjach szklarnie zazwyczaj wymagały pielęgnacji, więc przez pierwszy tydzień miała dla uczniów zajęcie, a dla siebie względny spokój. - Skrzaty bywają czasami niewyrozumiałe, to prawda. Nie wiem jak śmiały zabrać głodnemu deser, ale pomyśl o tym jako o zgrabniejszych pośladkach!Machnęła ręką niczym kocica w jego kierunku i zaśmiała się serdecznie podając mu filiżankę kawy. - Tak długo jak nie nabrudzisz, możesz korzystać z mojej łazienki. Rzecz jasna nie jako przelotne miejsce w trakcie kiedy prowadzisz zajęcia na dole.Dodała pośpiesznie w obawie, że Wroński zrobi sobie z jej gabinetu toaletę publiczną, bo nie będzie mu się chciało iść do jego własnej lub do nauczycielskich ogólnych. Kiedy mężczyzna usiadł ona podążając za swoją logiką stwierdziłą, że nie może stać, więc wsunęła swe pośladki wyżej na biurko tak, że oderwała się stopami od ziemi. - Jak zbierać expa pytasz...Westchnęła i by kupić sobię chwilę czasu na myślenie pociągnęła zdrowo z filiżanki opróżniajac ją prawie do połowy. Odłożyła ją na podstawkę i położyła na biurku obok siebie. -Myślę, że wspinamy się po drabinie doświadczenia z każdą kolejną przygodą, nie uważasz?Mruknęła nawet bardziej zalotnie niż zamierzała i oparła dłonie na blacie za plecami. Taka gierka prowadzona pomiędzy nimi była bardzo zabawna. Byli bardziej jak koledzy z pracy włączajacy do swojej relacji stosunki sekusalne. Idealny układzik. - Uważam, że bez zarostu jesteś niemożliwie pociagający, ale z nim także okropnie grzeszysz przystojnościąUznała bardzo zdecydowanym głosem zgodnie z prawdą. Co z tego, że uważała Wrońskiego za lekko niedojrzałego i przyćmionego blaskiem swojego przyjaciela, Kinghsleya, ale był utalentowany w... wielu dziedzinach i skoro panna Jenna nienawidziła marnotrastwa, a także czerpała korzyści z używania ludzi do swych niecnych tudzież cnych, bo różnie z nią bywało, planów, należało Wrońskiego wykorzystywać, delikatnie z korzyścią dla nich obojga, czyli nikt właściwie na to jako wyzysk nie mógł patrzeć. Tylko Rachel. Bo to tylko albo aż Rachel. - Współczuję twojej matce, sowy to takie miłe i potrzebne stworzenia. Więc obchodzi mnie, obchodzi.Uśmiechnęła się poczciwie, ale było to wszystko kłąmstwo, bo tak na prawdę to w dupie miała jakąś tam sowę. Chociaż akurat zdanie o sowach było najprawdziwszą prawdą. - Nie. Coś ty. Nic w tych kręgach się nie działo. Właściwie to poznałam trochę mugolskiego nocnego życia i całkiem niezłe bywa momentami. Trenowałam też tochę, więc całowicie czasu nie przebimbałamWzięła delikatnym ruchem filiżankęi lekko zanużyła usta. - A ty? Cieszyłeś się towarzystwem jakiejś ponętnej brunetki? Zapytała, jednak była lekko ciekawa z nutką zazdrości, bo nie lubiła się dzielić, taki mały samolub. Wolała raz złapane trzymać w garści dopóki ona nie zechciała tego czegoś wypuścić, a tutaj był to Marcin. - Założę się, że nie jedna odtańczyła by dla Ciebie taniec. Mugole wynaleźli bardzo fajną rzecz: strpitiz połączony z tańcem na takiej długiej metalowej rurze. Zeskoczyła z blatu. - I dziewczyny wyginają się w na prawdę niesamowite pooozyZakręciłą biodrami i znów wskoczyła na biureczko. Wyglądało to dosyć ciekawie ze względu na wieczorową suknię, którą miała na sobie, no cóż. | |
| | | Marcin Wroński Wicedyrektor
Liczba postów : 769 Join date : 20/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 17 Nie Lip 29, 2012 11:32 pm | |
| Marcin upił kolejny łyk kawy. Cóż… już nie raz poczuł co to oznacza dobra kawa. Raczej po czymś takim nie będzie łatwo mu zasnąć. Jak na razie jednak o tym nie myślał. Ot, skoro już nadarzyła się okazja, zamierzał porozmawiać z kobietą. Takie drobnostki jak efekt braku zmęczenia wywołany kawą, ignorował. Mogłoby się wiec wydawać, że w tej chwili Marcinek był bardzo nieostrożny i nawet nie wznowił barier wokół swojego umysłu. I tutaj błąd: bo nawet jeśli był nieco zamroczony alkoholem, nie przestawał walczyć z tym co trenował już od tylu miesięcy. Oklumencja. Z Wrońskiego była niezła szmira. Na zewnątrz wyglądał troszeczkę na pijanego, a wewnątrz był nawet zdolny do tego, aby zmusić siebie do założenia barier na swój umysł. W końcu w takich wypadkach, człowiek był bardzo nieodporny na takie ataki…. Chociaż Yenna nie zamierzała go atakować w taki sposób, prawda? Przynajmniej wyrażam taką nadzieję. Wróćmy jednak do naszej akcji, skoro wyjaśniliśmy sobie, że myśli w głowie Marcina wcale nie płynęły nieuporządkowanie ani nie pozostawał bez ochrony umysłu. Nadal siedział w fotelu, nie poruszył się z miejsca nawet o cal. Upił kolejny łyk kawy tak jakby chciał jak najszybciej pozbyć się tego napoju. Chyba zrozumiał dlaczego tak bardzo nie przepada za kawą. Dobre wychowanie mówiło jednak, aby raczej przyjąć to czym inni częstują, aby ich w taki sposób nie obrazić. Powiedzmy, że Marcin nawet w takich sytuacjach starał się utrzymać iluzję jakoby jest dobrze wychowany. - Nie jesteś głodna? – zdziwił się patrząc na swoją rozmówczynię. Nie uważał, aby jej cokolwiek brakowało ani nawet nie zdawał sobie sprawę, że może mieć jakiś problem z rzucaniem niewidzialnego tłuszczyku. Wszystko było spowodowane tym, że Marcin otrzymał naprawdę fajną przemianę materii, która pozwalała mu zjeść tyle słodkości na ile miał ochotę i skurczybyk nie musiał za dużo nic robić w kierunku spalenia tego, bo organizm sam z siebie to wykonywał. - Cóhż… Czasami jest i tak. Chociahż i tak podziwiam Twoją silną wolę. Nawet jeśli sam nie byłbym głodny, nie mógłbym odmówić sobie desehu, któhy był wphost wyśmienity! – chyba jeszcze w żadnym roku skrzaty nie stanęły aż tak na wysokości zadania, przynajmniej tak Marcinowi się wydawało. - Zghabniejszych pośladkach? – powtórzył po Yennie. Niestety, przebywanie z niektórymi osobami, miało na ciebie wielki wpływ. Marcin nabył tej niezbyt ciekawej „umiejętności” powtarzania pewnych słów po swoich rozmówcach przez częste wizyty w domu Shepardów. Szczerze mówiąc nie przepadał za nimi za bardzo, chyba, że za Nadią, ale to była zawsze jakaś jego przyszywana rodzina (matka Marcina była matką chrzestną Tony’ego), która nie miała jak się jego wyprzeć. - Jeśli tylko twiehdzisz, hże dodatkowa pohcja lodów wpływa na to, zaphrzestanę o nią phosić. – zapewne do czasu, bo Marcin był wielkim łakomczuchem i jak wspominałem wyżej – był w bardzo dobrej sytuacji jeśli chodziło o przemianę materii. - Nie phrzeszło mi nawet przez myśli, aby thaktować Twój gabinet, a właściwie Twoją łazienkę jako phrzelotne miejsce. – spojrzał na nią wzrokiem, który mniej więcej wyrażał dobrze znane ‘bisz plis’. Jak Marcin mógł tak potraktować czyjś gabinet? Zresztą, jeśli prowadził zajęcia i potrzebował do toalety, korzystał z toalet ogólnych. Jakoś nie był jednym z tych, którzy potrzebują specjalnych luksusów. - I czy to nie jest psthyczek do tego, że mój gabinet znajduje się na ostatnim pięthrze? Za to jakie mam widoki i spokój. – uśmiechnął się triumfalnie. Chyba był jedyną osobą, która nigdy nie pisnęła ani słówka na temat, że jego gabinet znajduje się za wysoko albo za nisko (bo w końcu mogłyby komuś nie odpowiadać lochy). Wroński właściwie to mało narzekał jeśli chodziło o szkolne sprawy. Był bardzo niekonfliktowym pracownikiem. - Czyli będę miał ciekawe Bohże Nahodzenie każdego hoku. – w piwnych Marcinowych oczach przez chwilę można było zobaczyć dziwny błysk. To było zwyczajne podpuszczanie, aby kobieta stwierdziła, że może jednak nie ograniczą się tylko do umilenia oraz zapewnienia sobie większych atrakcji podczas Balu Bożonarodzeniowego. Słysząc komplement prawie wyplułby kawę, którą akurat miał w buzi. Nawet w takim stanie Wroński nie przepadał, kiedy ktoś mówił mu takie rzeczy. Role powinny być odwrotne: to mężczyźni powinni prawić komplementy kobietom! Kiedy role odwracały się, Marcin nie wiedział jak ma to potraktować… Czy miało to za zadanie delikatnie łechtać jego ego czy po prostu kobieta czekała na komplement z jego strony? Pozostawił więc to bez komentarza. - Mugolskie nocne hżycie… To bhrzmi bahdzo ciekawie. – zamyślił się przez chwilę próbując wyobrazić sobie czym właściwie takowe było. Głupio się przyznać, ale Marcin nigdy w takim klubie nie był. Od czasu do czasu odwiedzał jedynie czarodziejskie kluby. Bardziej go tam ciągnęło. - Muszę kiedyś się wybhać i phrzekonać się na własnej skóhrze. – chociaż i tak zapewne Wroński nie wybierze, bo zwyczajnie nie ciągnęło go do miejsc, które nie pachniały magią. Już takim był lekko dziwakiem, jeśli chodziło o takie rzeczy. W końcu to co potrafił wyrabiać z różdżką w ręku było jego „popisowym” numerem. A czym miałby niby zaimponować mugolkom? Fantastyczną prezencją? Bez żartów. Nie był swoim przyjacielem, któremu dość łatwo takie rzeczy przychodziły. - W tym hoku moje wakacje były nudne. – stwierdził na jej pytanie czy cieszył się towarzystwem jakiejś brunetki. Ta odpowiedź chyba dostarczała informacji, że raczej takowej pani nie było przez te dwa miesiące, prawda? - Tańce na huhrze. – pokręcił głową próbując sobie wyobrazić coś takiego obserwując małą demonstrację ruchu bioder wykonaną przez Jen. Może jednak warto byłoby się przekonać do tych mugolskich klubów? - O czymś takim hówiehż nie słyszałem. Co haz bahdziej namawiasz mnie, abym w wolnej chwili udał się do niemagicznych ludzi… - pal licho czy będzie miał powodzenie czy też nie! Zawsze będzie mógł nacieszyć oko widokiem pięknych kobiet, które prężyły się w przeróżnych pozach w rytm muzyki. - Czas to zmienić. – postanowił. Dopił do końca swoją kawkę i odłożył filiżankę wraz ze spodeczkiem na biurko. Nie zamierzał jednak jeszcze wychodzić, chyba, że właścicielka gabinetu go kategorycznie wyrzuci, bo znudzi się jego towarzystwem (chyba powoli alkohol przestawał działać, skoro Marcin ćwiczył swój umysł i powoli rozumiał, że wszystkim nie może się aż tak narzucać, bo mają prawo do chwili prywatności). - Szczególnie jestem zaintehesowany dzięki Tobie. – mówiąc między wierszami chodziło Wrońskiemu oczywiście o jej pokaz. Cholerna kokietka. I chyba właśnie w taki sposób to tak się zaczęło…
Trening oklumencji, a co! | |
| | | Jennifer Rachel Wood
Liczba postów : 151 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 17 Pon Lip 30, 2012 12:08 am | |
| Należy podkreślić, że Jennifer jednak mimo swojego wykorzystywania ludzi i w ogóle czerpania z tego chorej satysfakcji czasami na prawdę robiłą coś bezinteresownie. Bo nie była aż tak olbrzymią zołzą. Także nie, mimo iż postronny czytelnik może odnieść wrażenie, że tylko biednego Mahcina zwodzi i wykorzystuje seksualnie, pozwolę sobie takiemu stwierdzeniu zaprzeczyć. Lubiła mężczyznę i nawet wyobrażałaby sobie ich w związku, ale byłaby w takowym związku na dłuższą metę nieszczęśliwa, bo Wroński był za grzeczny, za delikatny, za dobrze wychowany. A w życiu ceniła sobie zaskok i nieprzewidywalność za bardzo by planowała z Marcinem coś większego. -Nie, ani troszeczkę Pokręciła głową na pytanie o głód. Była pod tym względem unikatowa, bo nie kochała jedzenia. Uważała je bardziej jako paliwo, aniżeli przyjemność. -Widzisz, mnie desery, torty, lody, wymyślne zapiekanki, pieczenie, zupki czy tosty nie pociągają. Jestem może zbyt do bólu racjonalna, może jestem zbyt wielką perfekcjonistką, a być może po prostu jestem aż zanadto próżna i cenię sobie swoje ciało dokładnie takie jakie jest zbyt bardzo by pozwolić sobie na zapomnienei w liczeniu tego co jem. Jedzenie nie sprawia mi przyjemności, jest koniecznością. Co innego z napojami. I nie tylko chodzi o alkohol, ale o wszelakie napoje od gorącej czekolady po soki. Zakołysała się lekko na boki by poruszyć krwią w rękach i nie dopuścić do zbytniego zastoju mięśni, bo potem potrafiły ją boleć całymi godzinami po kilku minutach złego ułożenia. -Och, absolutnie nie miałam żadnego pstryczka i podtekstu do twojego gabinetu, bo gdy ostatnim razem go odwiedziłam było mi w nim baaardzo dobrze Mówiąc 'bardzo' zakręciła głową młynka, który tylko to podkreślił i mógł ciekawie wpłynąć na mężczyznę. -I doceniam widoki, nie tylko te które widziałam z okna, gdy przenieśliśmy się na parapet. Mistrzyni, mistrzyni wplatania dwuznaczności w nawet najprostrze zdania. Nie myślała o tym jakoś specjalnie, to samo przychodziło i mimowolnie wplatało się w zadnia nawet gdy tego nie chciała. Rzecz jasna w takich luźnych rozmowach jak ta. Nie w tych, od których zbyt wiele zależało by pozwalała sobie na swawolę. -Oj tam, po co się ograniczać do Bożego Narodzenia? Złapała rzecz jasna aluzję i chętnie łyknęła tą przynętę, a do tego leciutko machnęła nogamin, które z głuchym pyknięciem uderzyły o biurko. -Należy się nagradzać częściej, za drobne rzeczy, dawać sobie prezenty częściej niż w urodziny i święta. Rozumiesz, żeby życie nie było zbyt szare i nudne. Wspominałam już coś o wplataniu dwuznaczności? W każdym razie trzeba rzec, że całkiem nieźle się bawiła i przynajmniej była to odmiana od zabawy czymiś kosztem, bo Wroński też chyba miał z tego zabawę, a kto wie co z tego wyniknie. -Nudne wakacje? Och nie, ale to proszę. Tak jak moje. Jednak widzisz, przynajmniej rok szkolny zaczynamy w doborowym towarzystwie. Mam tu gdzieś jeszcze... Powiedziała i zeskoczyłą z biurka z miną jakby sobie o czymś nagle przypomniała, bo i tak było. Obeszła biurko i otworzyła jedną z szuflad zaklęciem. Dostała od siostry drobne buteleczki niemieckiego trunku na zeszłe święta, takie dosłownie na dwa łyki. Dobrze by było jakby je znalazła, bo obserwując oczy Marcina dostrzegła, że chyba aż nadto zaczął przez tą kawę trzeźwieć, a jak całkowicie się otrząśnie to przestanie być rozmowny i otwarty względem jej osoby. Nie miała zamiaru go upić tylko podtrzymać stan w jakim przyszedł do jej gabinetu, czyli jeszcze działą normalne myślenie, ale już jest lekka wbita. -Aha. Mam! Siostra na zeszłe, pamiętne, Boże Narodzenie wysłała mi sześć takich, ale ostały się jedynie dwie. Na toast, akurat. Oznajmiła i podała Marcinowi niewielka, taką samolotową buteleczkę alokoholu, nawet nie wiedziała co to jest, bo było to bardzo mugolskie, ale było nawet dobre i nie powalało z nóg. Otworzyła swoją i wzniosła ją leciutko podchodząc do Marcina. -Za pożegnanie tych wakacji i dobre rozpoczęcie tego roku szkolnego! Uśmiechnęła się, odczekała chwilę, bo może Wroński coś do toastu doda, i wykonała gest do stuknięcia się "buteleczkami", a następnie swoją przechyliła upijając połowę. -Dzięki mnie? No widzisz. Niestety ja tak ładnie nie umiem tańczyć, a co dopiero wyprawiać tych wariacji z rurą. Szepnęła, bo stała wystarczajaco blisko mężczyzny by nie musieć krzyczeć. Lubiła szeptać. Zależnie od potrzeby dodawało to dramaturgii, tajemniczości, pikaterii lub powodowało, że w powietrzu zawisała groźba lub strach. Wielofunkcyjna opcja tak cudownej czynności! | |
| | | Marcin Wroński Wicedyrektor
Liczba postów : 769 Join date : 20/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 17 Pon Lip 30, 2012 10:03 am | |
| - Jestem pełen podziwu. – kiwnął głową wpatrując się w kobietę. Jak można nie być głodnym, a nawet nie czuć pokosy patrząc na wymyślne desery? Nie mieściło się to naszemu Marcinowi w głowie. Był łakomczuchem, dlatego inny punkt widzenia był dla niego tak bardzo przerażający. - Nie pamiętam, hżebym miał jakiś phoblem, jeśli zjem większą dokładkę obiadu. Nie pothrzebuję nawet hżadnych ćwiczeń. Zdumiewające… - pokręcił swoją głową słysząc dalszą część wywodu Yenny o tym, że ceni sobie swoje ciało takim jakim jest. Czyżby to oznaczało, że musi się katować, aby tak dobrze wyglądać? Nasz pan Marcin jednak nie zamierzał zadawać takiego pytania, bo byłoby całkowicie nietaktowne. Wroński uśmiechnął się pod nosem słysząc o widokach z okna i nie tylko. O, to także również dobrze pamiętał. Jakby na to nie patrzeć, ich układ był dość dobry. Każde mogło czerpać z tego korzyść. Chociaż tylko jedno pytanie się rodziło – co jeśli Marcin stwierdziłby, że chce się wycofać? Kobieta pożarłaby go na miejscu albo wymyśliłaby dla niego specjalną zasadzkę? Mogłyby mu wtedy nawet jego specjalne zaklęcia nie wystarczyć… Właśnie! Jeśli jesteśmy przy zaklęciach, to nasz Marcin nałożył na swój umysł dość lekkie bariery (ale jednak) i na tym zaprzestał swój trening umysłu. To wymagało aż za dużych pokładów energii, które chyba jednak nie miał skąd znaleźć. Drobne rzeczy, drobne rzeczy… Przez chwilę Marcin walczył ze sobą, aby nie powiedzieć, że jednak nie przyjdzie do jej szklarni, aby pomóc jej z roślinami. Nie od dzisiaj było wiadomo, że nasz czarodziej nie tykał się tych dziedzin magii, które głównie nie polegały na wymyślnym machaniem różdżką. Nie był do tego stworzony, czuł pewną przepaść, której nie mógł przeskoczyć. I kto by pomyślał, że chłopak nie wymawiając ‘r’ i przez to mający pewne problemy z niektórymi zaklęciami, stanie się kimś takim? Prędzej powinien rozwinąć się w kierunku przedmiotów teoretycznych… No cóż, Wrońscy zawsze lubili robić wszystko na przekór. - Dhobne hrzeczy… Ahż boję się zapytać co uwahżasz za dhobne hrzeczy. Wolałbym wiedzieć na czym stoję. – uśmiechnął się po swojemu, pod nosem. No tak… Jedną z wad Marcina było to, że wolał ustanowić jawne zasady wszystkiego. Nie chciał, aby pojawiły się w jego życiu jakiekolwiek niedomówienia. Nie było mu to potrzebne. Toasty… No proszę. Chyba nasz bohater nie przypuszczał, że jeszcze dzisiejszego wieczoru coś wypije. Odebrał od kobiety małą buteleczkę. Zmrużył swoje piwne oczy przyglądając się jej. Hymm… Co ci mugole nie wymyślą! Dlaczego produkowali alkohol w takich małych buteleczkach? Po co tak? Czy nie było od razu lepiej produkować w większej, aby humor się poprawił? A może to był taki dozownik? Przez parę chwil Marcin obracał buteleczkę w palcach wyraźnie nią zafascynowany. Dopiero słysząc słowa Yenny, uśmiechnął się przepraszająco. - Fascynuje mnie hozmiah tego. – rozmiar… To było nieco dziecinne, ale Marcin mówiąc to słowo uśmiechnął się przedziwnie. - Za dhobne podahunki. – stwierdził wreszcie otwierając swoją buteleczkę. Stuknął toast wraz z Yenną i tak samo jak kobieta upił połowę. Musiał przyznać, że cokolwiek by to nie było, było bardzo dobre. Może później wróci do badania etykiety na tej małej buteleczce? Tylko gdzie będzie takich rzeczy szukał, skoro raczej nie był przystosowany do poruszania się po świecie mugoli? I tak lodówkę i inne śmieszne rzeczy, które stały w jego domu, kupował wraz z kuzynem (a właściwie synem kuzyna jego matki ze strony jej matki… nie pytajcie o dalsze koligacje rodzinne), który miał o tym większe pojęcie. To było ciekawe. Marcin nadal zajmował miejsce na fotelu, a Yenna stała. Musiał więc lekko podnieść głowę, aby widzieć twarz kobiety, a nie pewne części ciała, na których wysokości akurat miał głowę. - Nie doceniasz siebie. Ktoś mi kiedyś powiedział, hże nie należy mówić o tym, hże czegoś nie pothafi się hobić dostatecznie ładnie lub dobhrze, bo jeszcze nie haz można się zadziwić do czego tak naphawdę jesteśmy zdolni. – nie ma jak to mądrości ludowe Marcina… Chociaż w tym przypadku było ziarnko prawdy.
Koniec treningu.
/ Końcówka beznadziejna, bo zaczęła mi matka z ciotką biegać po pokoju, a ja nienawidzę jak ktoś mi chodzi za plecami, kiedy piszę ._. / | |
| | | Jennifer Rachel Wood
Liczba postów : 151 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 17 Pon Lip 30, 2012 10:36 am | |
| Gdyby przyszło mi na teoretyzowanie i stawianie hipotez to może... a nie. Przyszło mi. Wiec sobie poczytamy ciekawych wywodów. Panienka Wood nie należała zakreślajac słowo nie olbrzymimimi wykrzyknikami, do tych rozkapryszonych dzieci, które dostawały zawsze wszystko byle by dały rodzicom święty spokój. Nie raz nie dwa prosząc o jedną tabliczkę czekolady została zbesztana, że w ogóle śmie wychodzić do ojca z prośbami. Bo to ojciec zarządzał wszelkimi pieniędzmi, nie matka. Matka była lekkim outsiderem i całymi dniami siadywała w swoim gabinece wymyślając nowe sposoby leczenia, maści i tym podobne. Dlatego nei zwykła zachowywac się jak rozkapryszony bachor, keidy ktoś mówił jej nie. Z drugiej strony Jennifer z zasady rzadko słyszała nie, bo jak przypuszała, jej skłonność do manipulacji ludźmi wywodzi się z tego, że chciała sobie odbić za ciężkie ,niespełnione dzieciństwo. Kto przeprowadza psychologiczne analizy samego siebie? A pozwólcie, że zapytam: co do jasnej cholery ma robić podczas całych godzin pielęgnowania roślin? Takie myśli same do człowieka przychodzą. Zatem mimo, iż nie była przyzwyczajona do odmowy względem jej planów, czy propozycji potrafiła się z nią pogodzić. Stąd doszliśmy do punktu, który zaiste wiąże się z panem Marcinem. Gdyby ten kiedykolwiek, a nawet dziś chciał się wycofać z ich małego układu, który jeszcze właściwie nie istniał, bo przecież mieli za sobą jedną przygodę i mogło to już nigdy więcej nie mieć miejsca, bez względu na to jak bardzo Jenna prowokowała swoim naturalnym talentem do dwuznaczności i kokieterii, to mógłby bez problemów. I pewnie wiązałoby się to z tym, że na kilka miesięcy Rachel traktowałaby go chłodno i taktownie, rozmawiajac wyłacznie o nic nie wnoszących rzeczach jak pogoda czy co będzie na obiad, to z biegiem czasu ta chłodna furia mogłaby ustąpić. Mogłaby. Bo siejemy jedynie przypuszczenia, a wszystko tu jest zdane na aktualny humorek naszej bohaterki. -Wolałbyś wiedzieć... Zaczęła, bo to stwierdzenie ją lekko ubodło. Nie miała na myśli okazyjnego seksu w składziku na miotły z okazji tego, że właśnie skończyli dzień pracy. -na czym stoisz? Mruknęła z lekką nutą degustacji, której ktoś kto znał Rachel jedynie powierzchownie tak jak Marcin, nie mógł dosłyszeć. -Zatem będę szczęśliwa mogąc Cię uświadomić. Postanowiła i podeszła do Marcina bardzo bardzo blisko. Następnie powolnym ruchem usiadła mu na kolanach bokiem, bo ograniczała ją czarna suknia, pochyliła się kładąc jedną rękę na jego policzku. -Otóż mój drogi stoisz na bardzo grząskim gruncie... Szepnęła patrząc mu głęboko w oczy, a następnie położyła drugą rękę na jego kroczu lekko opierając ciężar swojego ciała na niej. Pochyliłą się bardziej tak by jej usta znalazły się na wysokości jego ucha, a jej szyja była podetknięta pod jego usta, więc chcąc nie chcąc wdychał tak charakterystyczne dla Jennifer, cudowne perfumy, a nacisk na krocze jeszcze się zwiększył. -Więc lepiej tego nie spieprz, bo odwrotu nie będzie. Oznajmiła i niemal natychmiast wstała rozluśniając wszelkie naciski i uciski. Poprawiłą sukienkę, odchrząknęła i znów przysiadła na biurku tak jakby się nic nie stało. Jen i jej zmienności nastrojów! -Ano prawda. Rozmiar jest ciekawy. Ale to produkują Niemcy. Dziwny naród. Pokręciła głową i opróżniła buteleczkę do samiutkiego końca. Różdżką skierowała ją do kosza ponawiając swój trening zaklęć niewerbalnych. Nie odpowiedziała na ostatnia uwagę, bo jej się nie spodobała. Była zbyt wielką perfekcjonistką by dopuszczać do siebie myśl,że robi coś, a to nie jest wykonane idealnie. Zamiast komentarza uśmiechnęłą się wdzięcznie i kiwnęła głową jakby chciała wyrazić uznanie.
Trening Niewerbalnych, a co! | |
| | | Marcin Wroński Wicedyrektor
Liczba postów : 769 Join date : 20/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 17 Pon Lip 30, 2012 1:08 pm | |
| Dlaczego nie miała na myśli okazyjnego seksu w składziku na miotły? Przecież tam było ciemno i ciasno. Jedynym ale można było uznać fakt, że w każdej chwili na tym wszystkim mógł dopaść ich zacny pan Ździch (czy jak inaczej było na imię woźnemu, ale Marcin lubił nazywać go Zdzichem, bo mężczyzna nie potrafił tego po nim powtórzyć) i porozpowiadać po całym Hogwarcie co widział (akurat Marcin tym najmniej się przejmował, jeśli chodziło o ignorancję pracy oraz plotek był w tym chyba lepszy od swojej matki, która nie interesowała się dosłownie niczym, ona oceniała ludzi według swojej skali oraz tego co widziała). Można byłoby również narzekać na wszelakie kije oraz środki czyszczenia, które mogą podczas wirującego seksu w składziku, nieco przesunąć się i zacząć uwierać któregoś z bohaterów lub ich oboje. Więc jakby nie patrzeć, to Marcin musiał zrezygnować z pomysłu seksu w składziku, bo był on aż za bardzo niedorzeczny i niebezpieczny dla zdrowia fizycznego oraz psychicznego. Przeklęte baby! Tylko tyle mógł Wroński powiedzieć, jeśli w przyszłości ktoś zapyta go o zaistniałą przed chwilą sytuację. Potrafiły tak sprytnie i umiejętnie pociągać po sznurki, aby rozpalić niektóre zmysły, a potem jakby nigdy nic wrócić na miejsce. Czy można być bardziej nie czułym? W jednej chwili zaaplikować danej osobie tyle pożądania, a w drugiej zwyczajnie jej to odebrać… Nic w tym dziwnego, że nasz Marcin siedział nieco wcięty w swój fotel z nieco oburzonym wzorkiem, który mówił ‘to już koniec? jak to?’. Wreszcie poprawił się w fotelu. Jeszcze przez chwilę w jego głowie bębniły mu słowa kobiety jakoby ma tego nie spieprzyć. Jakby jednak nie patrzeć, to nie dostał odpowiedzi, której oczekiwał. Musiał się mocno domyślić co chciała przekazać mu Yenna przez ten swój mały pokaz. Yhh… Czy czasami kobiety nie oczekiwały za wiele od innych, szczególnie od mężczyzn, którzy byli zupełnie innym gatunkiem? No cóż… Nad tym wszystkim zastanowi się jak już wróci do swojego gabinetu na górze. - Niemcy? - uniósł jedną brew do góry. - Nienawidzę Szwabów. I Huskich hówniehż. – stwierdził jak typowy Polak. Tak zawsze mówił jego dziadek, więc wywarło to jakieś piętno w jego pamięci i zwyczajnie nie wiedział dlaczego ma ich nienawidzić… Chyba chodziło o historię, ale Marcin nie był za bardzo pilnym uczniem jeśli chodziło o wydarzenia z przyszłości, więc chyba pominął najważniejszą puentę (dobrze, że żaden Polak o jego brakach w wiedzy nic nie słyszał, bo by Wroński zapewne dostał łomot). - Ale phrzynajmniej Huskie robią idealną wódkę, a Niemcy… To coś. – ruska wódka… Oj pił parę razy, to dopiero krzywiło gębę, że tak powiem kolokwialnie! - Hymmm… Chyba będę już się zbiehał. Nie chcę Ci phrzeszkadzać w hozpakowywaniu. Sam tehż muszę ogahnąć pahę hrzeczy… - zaczął nieśmiało nie wiedząc czy kobieta go wypuści czy tez nie. W końcu nawet poczęstowała go alkoholem, więc nie potrafił tego dobrze zinterpretować jakie są obecne jej intencje. A już szczególnie namieszało mu się w głowie po tym jej „pokazie”.
| |
| | | Jennifer Rachel Wood
Liczba postów : 151 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 17 Pon Lip 30, 2012 7:20 pm | |
| Satysfakcja jakiej przysporzyła jej mina Marcina gdy zeszła z jego kolan, była tak ogromna, że w tej chwili ciężko mi napisać coś co mogłoby obrazować ogrom tego uczucia. Nie ma co. Jej manipulatywne ego zostało niewyobrażalnie połechtane i by ukryć swój uśmiech odkaszlnęła cicho, a następnie znów spojrzała na mężczyznę z iskierką, która była tak charakterystyczna dla kotów kiedy polowały. -Huskich? Zaśmiała się i po raz kolejny w głębi ducha stwierdziła, że nie do końca jest jasne dlaczego, ale kochany sposób w jaki Wroński nie wypowiadał 'r' był po prostu... kochany! -Powiedz Riddiculus, albo nie, nie. Mam lepsze. Feraverto! Zaśmiała się uroczo i spojrzała na niego przepraszająco. -Ja się z tego absolutnie nie śmieję, ale uważam to za pociągające. It turns me on... Mruknęła z nieodgadnioną miną ciekawa czy Wroński wciąż będzie taki chętny do wyjścia. Chociaż to był mało domyślny chłopiec i akurat to ją irytowało. Lekko zmrużyła oczka i spojrzeniem omiotła postać Wrońskiego. W oddali słychać było dzwony wieży zegarowej oznajmiające północ. Przeszły jej ciarki. Nienawidziła tego dźwięku. Niepokoił ją. Przerażał. Szybko potrząsnęła głową by otrząsnąć się z tej chwilowej apatii i z lekkim trzaskiem odłożyła różdżke na blat. -Już mnie... Zgrabnym ruchem wyciągnęła z włosów spinkę, która podtrzymywała jej arwenową fryzurę i pozwoliła niespfronym kosmykom swobodnie opaść na boki nadając jej wyglądu uroczej buntowniczki. -opuszczasz? Zapytała z zarysowanym na twarzy dogłębnym smutkiem. -No cóż skoro tak, ale mam jeszcze jedną prośbę. Powiedziała zupełnie niewinnie i dwoma krokami podeszła do swojego niezapowiedzianego gościa. -Mógłbyś rozpiąć mi sukienkę? Odwróciła się do niego tyłem i zgarnęła włosy na prawą stronę by pokazać mu długi zamek biegnący wzdłuż całej długości jej pleców. -Oczywiście. Mogłabym to zrobić różdżką, ale ostatnio magią naderwałam trochę materiału. Szkoda sukienki. Powiedziała wciąż tym samym niewinnym głosem jakby prośba nie zawierała żadnych podtekstów. To mógłbyć błąd, bo jeżeli Marcin będzie na tyle otumaniony by nie skumać o co chodzi to zostanie sama, półnaga na środku gabinetu, a taki scenariusz by się pannie Wood zdecydowanie nie spodobał. Mężczyźni byli tacy paskudnie niedomyślni, że czasami cały gatunek miałą ochotę zdzielić w policzek, a potem poddać torturom.
Koniec treningu Niewerbalnych. | |
| | | Marcin Wroński Wicedyrektor
Liczba postów : 769 Join date : 20/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 17 Pon Lip 30, 2012 7:57 pm | |
| Nasz Wroński nigdy nie miał problemów jeśli chodziło o jego wadę wymowy. Nigdy się na nikogo nie denerwował ani nie przejmował się, gdy ktoś prosił go, aby wypowiedział jakieś słowo. Owszem, jego problem z literką ‘r’ był ogromnym problemem podczas wczesnej edukacji w Hogwarcie, ale kiedy matka wyjaśniła mu, że zaklęcia może rzucać nie wymawiając ich na głos, wszystko się zmieniło. Tak jakby los się do niego uśmiechnął i wreszcie pokazał innym na co go naprawdę stać. - A ja wcale się nie obhahżam. – stwierdził powoli. Pokręcił śmiesznie głową słysząc prośbę kobiety. Odchrząknął, wstał ze swojego miejsca i wyciągnął z kieszeni swoich spodni różdżkę. Wycelował ją w miejsce bezpieczne czyli takie w którym nic nie stało. - Hiddiculus! – zaakcentował dobrze, ale cóż… Zaklęcie nie miało nawet prawa zadziałać, bo nie było w nim literki ‘r’. Dobrze, że Marcin wspaniale radził sobie na swoich lekcjach wyjaśniając co i jak swoim uczniom. Niestety, jeśli chodziło o demonstrację zaklęć, mógł je pokazać tylko w wersji niewerbalnej. Właściwie jeśli mamy być szczerzy, to nawet jeśli zaklęcie w sobie nie zawierało ‘r’ i tak Marcin go nie wypowiadał na głos. Posługiwanie się nimi w wersji niewerbalnej bardzo weszło mu w krew i już zwyczajnie tak jakby nie umiał rzucać ich w wersji werbalnej… Zawiłe, prawda? - Fehavehto! – sam roześmiał się słysząc samego siebie. Nie przypuszczał, że wyjdzie mu to aż tak śmiesznie. Schował swoją różdżkę. -A tehaz najlepsze, moje ulubione polskie słowo. Habahbah. – ukłonił się niczym w teatrze. Dobrze, że traktował swoją niedoskonałość mowy jako coś zabawnego, aby móc kogoś rozśmieszyć. W końcu nasz Marcin wcale nie był taki zły. Lubił dobrą zabawę, a przede wszystkim widzieć uśmiech na ustach innych. Wywód o tym jakie uczucia w nim rodziły się widząc osobę, którą rozbawił, sobie darujemy, ponieważ byłby on stanowczo za długi. Po całym „przedstawieniu” nasz Marcin nie wrócił na swoje miejsce. Kiedy wybiła godzina północna, odwrócił lekko głowę w stronę zegara. Kto by pomyślał, że tak długo siedział w Wielkiej Sali, a potem spędzi tyle czasu w gabinecie przeuroczej Yenny? Ten czas stanowczo za szybko leciał… Szkoda, że nie można było go w jakikolwiek sposób zatrzymać… - Faktycznie, szkoda matehiału. – stwierdził takim tonem jakby mówił o pogodzie. Przybliżył się nieco. Miał tak po prostu pomóc jej w rozpięciu sukienki, a może miało być to zaproszenie do zrobienia czegoś więcej? Uniósł swoją dłonie, aby palcami wskazującymi odgarnąć te niesforne kosmyki jej włosów, które jeszcze zalegały na jej plecach. Bardzo powoli pociągnął za delikatny zamek sukienki przytrzymując materiał u góry. Akurat rozpinanie zamków w damskich sukienkach oraz ubraniach nie należało do trudnych czynności, inna bajka dopiero rozpoczynała się przy staniku… Ale chyba nie musiał tego robić, prawda? Jak na razie. Marcin spojrzał na odsłonięte plecy kobiety. Przybliżył się i ucałował jej skórę na wysokości lewej łopatki, a następnie prawej. Dlaczego to zrobił? Sam nie miał pojęcia. Po prostu stwierdził, że ma taką ochotę, a skoro kobieta jeszcze nie protestowała… Przejechał nosem po zagłębieniu kręgosłupa. Odstąpił od niej na jeden maleńki krok. Jak na razie nie pozwolił sobie na więcej. Teraz czekał na dalszy rozwój wydarzeń… I chyba już całkowicie odrzucił pomysł tego, aby udać się do swojego gabinetu.
| |
| | | Jennifer Rachel Wood
Liczba postów : 151 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 17 Pon Lip 30, 2012 8:34 pm | |
| Jennifer była zachwycona, że Marcin postanowił jednak zabawić się z wymową wyrazów zawierających literę 'r'. Riddiculus zaparło jej dech i by to okazać położyłą sobie rękę na piersi i lekko odchyliła się do tyłu. Feraverto ją wręcz powaliło i mruknęła zmysłowo by pokazać jak urocze jej zdaniem to było. Ludzie mają przedziwne fetysze od stóp po kazanie swoim partnerom srepować, więc chyba dobrze, że pannę Wood nakręcało kaleczenie wymowy, ala francuz niż na przykład żonglowanie marchewkami i kończenie ich podróży w odbycie (moja mama jest pielęgniarką i raz przywieźli im gościa, który wsadził sobie marchewkę do tyłka). Rabarbar sprawił, że parsknęła śmiechem, a kiedy Marcin się ukłonił nagrodziłą jego występ gromkim brawem i wręcz owacją na stojąco. - Było to przegenialneStwierdziła z niewymuszonym uśmiechem, którym wdzięcznie obdarzyła swojego towarzysza. Chwilę później kiedy stała obrócona do niego tyłem jej twarz przybrała wyraz godny chochlika kornwalijskiego, a uśmiech pogłębił się kiedy poczuła palce profesora na swoich plecach, po których momentalnie przeszedł dreszcz. Jej skóra zdawałą się wręcz spragniona dotyku, więc powolny ruch, jakim Wroński traktował jej zamek był wręcz udręką. Czując chłodne powietrze na nieosłoniętych plecach uśmiechnęła się. Jednak niespodziewała się tego co chwilę później nastąpiło. Cicho westchnęła gdy usta mężczyzny musnęły jej skórę i poczuła jego oddech na swoim kręgosłupie. Jednakże to dopiero był początek, gdyż przy tego typu sukienkach stanik był wręcz niedozwolony ( [You must be registered and logged in to see this link.]). Czując, że zamek został rozpięty do końca ruszyła ramionami by materiał luźno opadł na boki, a sukienka zwinęła się do samego dołu. No co? Jak grać w rozbieranego pokera to iść na całość i stawiać wszystko. Przynajmniej dodawało to pikanterii do gry. Nie została jednak całkowicie nieokryta niczym bezwstydna, tania dziwka, która bieliznę uważa za zbędną i pewnie coś co w zawodzie jedynie przeszkadza. Ale prawie. Na pannie Wood pozostały jedynie koronkowe czarne stringi no i rzecz jasna nie zbyt wysokie, ale zawsze, czarne szpilki. Wolno obróciła się do Marcina. - Ups... Niemożliwie ciekawiło ją co teraz zrobi nasz nauczyciel obrony przed czarną magią, bo Jennifer niewątpliwie była pomiotem czarnej jak smoła i niewybaczalnej niczym Kedavra magii.
Ostatnio zmieniony przez Jennifer Rachel Wood dnia Wto Lip 31, 2012 12:37 am, w całości zmieniany 1 raz | |
| | | Marcin Wroński Wicedyrektor
Liczba postów : 769 Join date : 20/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 17 Wto Lip 31, 2012 12:34 am | |
| Czasami, aby walczyć z czarną magią, potrzeba było użyć zupełnie innych metod jak tylko rzucić parę zaklęć, które były stworzone po to, aby właśnie ją pokonać. Aby pokonać czarną magię, trzeba było być o wiele bardziej przebiegłym niż mogłaby przewidywać ustawa. Aby pokonać czarną magię, trzeba było najpierw ją poznać, chociaż niekoniecznie używać. Na ustach Marcina pojawił się lekki uśmiech, kiedy kobieta poruszyła swoimi ramionami. Wzorkiem pożegnał sukienkę, która opadła na podłogę nie mając już żadnego punktu zaczepienia na ciele kobiety (cóż za dziwne zdanie, które wyszło spod moich palców!). Mimochodem, odprowadzając wzorkiem sukienkę opadającą do samego dołu, musiał spojrzeć również na zgrabne pośladki Yenny, na których miała jedynie koronkowe stringi. Jak wiadomo, taka bielizna prawie nic nie zakrywa z tyłu. Dobrze, że nasz Wroński był już po kilku głębszych, bo zapewne w normalnej sytuacji zarumieniłby się aż po same czubki uszu. A tak? Nic takiego nie miało miejsca. Powrócił wzorkiem ponownie do góry. Dobrze, że to zrobił, ponieważ kobieta zaczęła powoli odwracać się w jego stronę. Śmiesznie przegryzł swoją dolną wargę i minimalnie pokręcił głową w lewą, a następnie prawą stronę. Zrobił to parę razy. Chociaż kiwał głową przecząco, jego oczy śmiały się za niego. - Ktoś chyba zgubił sukienkę… - zaczął ostrożnie wymownie spoglądając na dół na czarny materiał na ziemi, zaraz jednak powrócił wzorkiem do góry. Oczywiście robił to dość powoli, aby ukryć swoje prawdziwe intencje jakimi było podziwianie jej ciała. No co? Był facetem. Nie zawsze można było popatrzeć na TAKIE ciało, szczególnie, że ta osoba stała tuż obok ciebie. - Co z tym w takim hazie zhobimy? – rzucił pytanie w przestrzeń. Było bardziej zadane jego własnej osobie aniżeli kobiecie. Wyciągnął swoją dłoń, aby jej wierzchem pogładzić ją po policzku. Zjeżdżając do dołu, podkreślił jej linię szczęki palcem wskazującym. Przejechał tym palcem po jej brodzie oraz szyi. Dopiero zatrzymał się na linii jej mostka. I zwyczajnie zabrał swoją dłoń. Nawiązał z nią jedynie kontakt wzrokowy pozwalając, aby myśli płynęły dość swobodnie. Miał wiele pomysłów. Wiele z nich było szalonych i zupełnie do niego nie pasowały… Inne były zupełnie grzeczne, aż nadawały się tylko dla osoby, która chyba przesiedziała w zakonie przez całe życie i nie potrafiła się bawić, a wreszcie by chciała… Nie było jednak w jego umyśle żadnej myśli, która mówiła o ucieczce – chyba że ucieczką nazwie się przedziwny plan przedostania się pośpiesznie na jakąś ciepłą wyspę, aby móc obdarzyć się nawzajem jedynym w rodzaju prezentem. W wizji Marcina jeszcze pojawiły się małpy, które ciskały bananami w jego skromną osobę, więc od razu odrzucił ten pomysł. Jako, że do głosu doszły jego umiejętności, sięgnął po swoją różdżkę. Na chwilę zerwał kontakt wzrokowy, aby móc spojrzeć na bukowy czarodziejski patyk (drugi czarodziejski patyk znajdował się w spodniach Marcina, ale jak na razie ciii! Udajmy, że Yenna o tym drugim koleżku nie ma zielonego pojęcia, tak samo jak narrator). Machnął nią wyprawnie rzucając niewerbalnie zaklęcie Orbis. I na tyle była potrzebna mu różdżka. Świetliste promienie miały za zadanie okrążyć delikatnie ciało Yenny, a sam Marcin rzucił bukową różdżkę za siebie – akurat rzucił ją na fotel na którym przed paroma chwilami siedział. Niczym w filmie w zwolnionym tempie rozpiął parę guzików swojej koszuli i ściągnął ją przez swoją głowę jak tylko odpiął ich na tyle dużo, aby móc to zrobić. Zaczęła się pewna chwila zapomnienia, która mogła się nieco przedłużyć. Ostrożnie, tak jakby Yenna była z porcelany, nakierował ją w stronę biurka, ot żeby ponownie na nim zasiadła. Powoli Marcin zaczął doceniać przydatność zaklęcia wyczarowującego świetliste promienie. Zwyczajnie mógł robić co tylko chciał… Chyba, że usłyszy kilka słów protestu… …ale to było wątpliwe. Oparł swoje dłonie tuż przy jej udach. Pochylił się nad nią, aby móc ucałować. Najpierw dość nieśmiało, musnął jedynie jej wargi swoimi. Puścił jej oczko, a następnie zamknął swoje oczy. Naparł na nią z pocałunkiem, francuskim pocałunkiem rzecz jasna.
| |
| | | Jennifer Rachel Wood
Liczba postów : 151 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 17 Wto Lip 31, 2012 1:07 am | |
| Odgrywanie niewinnej dziewczynki? Tak jakoś jej wyszło, ale nie będzie zmieniać raz przywdzianej maski. Lepiej dokończyć tą niewinną historię. Chociaż z całą pewnością nie będzie ona tak niewinna jakby się mogło delikatnie z początku wydawać. Przygryzła dolną wargę i wzruszyła ramionami. Przecież zupełnie zapomniała, że nie ma na sobie bielizny, przecież nie miała pojęcia, że gdy ktoś rozepnie sukienkę to ona spadnie, a szczególnie nie wiedziała jaki wpływ ma na mężczyzn nagie ciało kobiety. I żeby byle jakiej, ale to przecież Jenna. -Zgubił i nie potrafi jej znaleźć Powiedziała patrząc prosto w oczy Marcina z lekkim zadziornym, łobuzerskim uśmieszkiem. Zrobiła krok do przodu zawieszając czarny materiał na obcasie, podrzuciła go zgrabnie do góry, chwyciła w rękę, drugą zasłoniła sobie oczy. -Bo widzisz ja to tak czasami mam, że jak coś gdzieś położę... Tu odrzuciła sukienkę daleko,a ta wylądowała na szczycie regału z książkami. -To potem za cholerę nie potrafię tego znaleźć. Odsłoniła sobie oczy i ciężko westchnęła jakby pogrążona w smutku z tego powodu. -Co zrobimy? Udała, że się zastanawia, ale tylko przez jakąś jedną sekundę i to chyba dokładnie. Precyzyjnie jedną. Zrobiła jeszcze jeden malutki kroczek w jego stronę. -Nie przystoi żebym tak roznegliżowana stała tutaj sama. Siłą rzeczy musisz Złapała za spód jego koszuli delikanie jakby rządając by się rozebrał. -...mi potowarzyszyć. Nie ma innej rady Szepnęła zbliżając swoje wargi do jego i jakby wyczekująć na coś co nigdy nie miało się zdarzyć w takiej pozycji została. Lecz Wroński miał inne zamiary, o których Jenna nie pomyślała nawet w swoich fantazjach. Wyciągnął różdżkę. Mruknęła przeciągle ciekawa cóż nasz obrońca przed złem czarnej magii z nią dokona. I nie tylko z nią, ale o tej drugiej Jenna miała nie wiedzieć. Stąd siłą rzeczy ciągniemy historyjkę o biednej, niewinnej Rachel. Jednakże dziewicy nie miała najmniejszego zamiaru odgrywać. Zostawi to innym dziewczynkom. Świetliste obręcze? No proszę! Poslusznie dała się oplątać. -Panie Wroński! Co to ma znaczyć? Obruszenie było jedynie słowne, bo intonacja głosu wcale nie świadczyła o jakimkolwiek buncie względem poczynań IronMana. -I jeszcze w nieznane wyrzuca klucz do mojej wolności. Ratunku... ratunku Ciekawa rzecz, że mimo iż "ratunku, ratunku" było pretty much 'ratunku, ratunku' to w uszach Jennifer jak i zapewne Wrońskiego brzmiało jak 'Weź mnie, weź mnie'. Zabawne koleje losu i fal dźwiękowych! Słowa protestu. Raczej nie. Gra prowadzona przez Mahcina zbytnio jej się podobała żeby miała ją przerywać. Kiedy zaczął ją całować w ciele i umyśle kobiety buchnęło pożądaniem i automatycznie odpowiedziała na pocałunek, bo nawet gdyby jej zdrowy rozsądek miał coś przeciwko, krzyczałby zbyt cicho by mogła go teraz dosłyszeć. | |
| | | Marcin Wroński Wicedyrektor
Liczba postów : 769 Join date : 20/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 17 Wto Lip 31, 2012 1:43 am | |
| Pal licho zdrowy rozsądek! Mówi to osoba, która nakładała „cegiełki” na swój umysł, aby w razie niebezpieczeństwa, być przygotowanym na atak… Oj no. Po prostu tak to już było z panem Wrońskim. On ćwiczył do upadłego, aby móc wprawiać w zakłopotanie innych tym, co potrafi. Wróćmy jednak do naszej akcji, nie zajmujmy się już umysłem Marcina, ponieważ moglibyśmy opowiadać o nim zbyt wiele. Jakby nie patrzeć, nadal nie było równo jeśli chodziło o ubiór, a właściwie to ile kto miał ubrań na sobie. Wroński nadal pozostał w swoich jakże pięknie wypastowanych butach oraz spodniach. Nie można również zapominać o bieliźnie, w końcu kto normalny biega bez niej? Było to lekko niehigieniczne. A Yenna miała na sobie tylko dolną część bielizny… Hymm… Miejmy nadzieję, że to się szybko zmieni. - Czahownice thrzeba zamykać za khatkami. – Albo na stosie, podpowiedziała mu jego pamięć. To chyba była jedyna lekcja historii magii, którą zapamiętał. Teraz to jednak nie miało najmniejszego znaczenia. - Jak na hazie oghaniczę się do skhomnego ahesztu gabinetowego… - zaśmiał się pod nosem. Areszt gabinetowy… Też mu przyszło do głowy! Czasami udawało mu się powiedzieć coś trafnego, a zarazem bardzo wesołego. - Hatunku? – powtórzył po niej. Oparł swoje czoło o jej. - Nikt panienki nie uhatuje. – i znów pochylił się, aby pocałować ją. Tym razem nie zamykał swoich oczu. Chciał przyglądać się jej jakimkolwiek grymasom… Zszedł pocałunkami nieco niżej. W końcu pocałunkami można było obdarzać nie tylko wargi. Musnął jej szyję. Zszedł bardziej na dół, poprzez jej mostek. Ucałował jej prawą pierś, następnie lewą. I znów podążył w dół, podarowując całusy jej skórze na brzuchu. Zatrzymał się dopiero na wysokości pępka. Wyprostował się ponownie. Świetliste promienie opadły, ale nie dzięki jego czarom (w końcu jego różdżka wylądowała na fotelu). - Oj – stwierdził z udawaną trwogą widząc, że zaklęcie przestało działać. Chwycił więc za wyzwolone z więzów dłonie Yenny. Uniósł w stronę swoich warg jej prawą dłoń i złożył pocałunki również na opuszkach jej palców. Kto by pomyślał, że Marcin dbał o takie szczegóły? Podczas ich przygody na Balu Bożonarodzeniowym raczej aż o takie nie dbał. - Mam nadzieję, że panna Wood nie myśli o ucieczce pomimo tego, hże moje kajdanki okazały się nie być niezawodne… Próby ucieczki bahdzo uthudniłyby mi phacę… - raczej nasz pan Wroński nie nadawał się na aurora, ale przynajmniej potrafił udawać, że jest stróżem prawa i to z dość dobrym efektem. - Jeśli jednak phrzeszła jej przez śliczną główkę taką myśl, chcę tylko phrzypomnieć, hże mam kilka asów w hękawie. – bo jak to mówią: nie stawiaj wszystkiego na czary, bo możesz się przejechać. Potrzebujesz również paru różnych sztuczek, którymi szczycą się mugole. - I phoszę mi nie phawić, że uhżycie siły względem kobiety jest nietaktowne. Nietakt juhż dawno zostawiłem za sobą. – i to był jedyny moment, kiedy Marcin stał się tak rozmowny. Zazwyczaj wolał brać się za działanie niż paplać. Nawet będąc po kilku głębszych.
Wredna małpa trenuje oklumencję! | |
| | | Jennifer Rachel Wood
Liczba postów : 151 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 17 Wto Lip 31, 2012 10:03 am | |
| Nie wiedziała ile czasu już upłynęło, nie dbała o to. Przynajmniej na jutrzejszych lekcjach, kij, że zaspana, ale będzie rozradowana, szczęśliwa, pozbawiona jakiegokolwiek napięcia. Rzecz jasna, jeżeli pan Marcin zrobi wszystko tak jak należało, a na to przecież liczymy, wszyscy. Dobrze, że Rachel nigdy nie była fanką trzymania ruchomych obrazów w gabinecie czy nawet ozdabianej magicznie porcelany, bo ten pokaz erotyczny był tylko i wyłącznie dla nich dwojga i wolałaby by nikt swoimi wścibskimi oczyma nie obserwował ich poczynań. Bo portrety nie były dobre w trzymaniu sekretów. Dobre? One były w tym beznadziejne. I chyba nawet się nie starały ani odrobinkę. -Za kratkami? Jak to, jak to? Walczę o równouprawnienie i sprawiedliwy sąd! Odpowiedziała by nie być jedynie bierną uczestniczką tego scenariusza. Chociaż jeżeli dobrze podążała za ową historią to chciała spłonąć na stosie i to bardzo. -Chyba muszę się z tym strasznym losem pogodzić Szepnęła z zamkniętymi oczyma, by zapach Marcina mocniej wbił się w jej nozdrza. Często odcinałą jeden zmysł by poczuć lepiej inny, a zapach mężczyzny był dla niej niewpliwym czynnikiem podniecającym. Do tego pocałunki. Jęknęła zawiedziona gdy oderwał się od jej ust, ale chwilę później nie żałowała. Pomniejsze pocałunki nieznośnie i jednocześnie rozkosznie łaskotały jej rozpaloną skórę. Na słodkie 'oj' odpowiedziała figlarnym uniesieniem jednej brwi, ułożyła swoje dłonie na jego klatce piersiowej i przechyliła lekko głowę na bok. -Panna Wood ani trochę nie myśli o ucieczce, za to silnie jest przekonana, że jej oprawca właśnie znalazł się w bardzo dużym niebezpieczeństwie I skończywszy to mówić pocałowała go z ogniem zaspokajajac to czego tak jej odmawiał igrajac z jej pożądaniem. Jej dłonie przeniosły się trochę wyżej jedna zacisnęła się na ramieniu, drugą oplotła wokół jego szyi i mierzwiła włosy z tyłu głowy. Jej niemalże całkowicie nagie cialo przylgnęło do Wrońskiego i chwilę tak trwało. Chwilę? Może minutę, może godzinę, Jennifer nie dbała o ten aspekt. -Absolutnie nie uważam, że używanie siły wobec kobiety jest nietaktowne. Kobieta umie się bronić, a jeżeli nie, to... peszek. Mruknęła po chwili zapomnienia i delikatnie ich obróciła, a następnie nie wypuszczając profesora z uścisku zrobiła jeden malutki kroczek do tyłu, drugi... w ten sposób byli już całkiem blisko jej sypialni. Możliwe, że nawet nie dotrą do łóżka biorąc pod uwagę temperament panny Wood i jej obecny nastrój z którego trzebabyło korzystać nim jakoś diametralnie się nie zmieni. Nogą otworzyła drzwi od pomieszczenia sypialnego i wciągnęła ich do środka. Co dalej pozostawiła już Wrońskiemu. Niech ten wieczór będzie nie całkiem zdominowany przez niego, ale jedynie w większości. Pozwoliła sobie na śmiała decyzję zaciągnięcia ich tutaj. Ciekawe co o tym myślał nasz Mahcinek. Należy także dodać, że gdy oswobodzono jej ręce machinalnie zgarnęła różdżkę i włożyłą za cieniutki pasek stringów, co teraz się przydało bo ręką, która nie oplatała szyi Wrońskiego, to jest prawą, wyjęła jesionowy patyczek i bez słów zaciągnęła zasłony w pokoju. Po tym krótkim treningu zaklęć niewerbalnych rzuciła różdżkę w kąt pokoju.
Trening Niewerbalnych trolololo.... | |
| | | Marcin Wroński Wicedyrektor
Liczba postów : 769 Join date : 20/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 17 Wto Lip 31, 2012 10:44 am | |
| - Lubię ighąć ze śmiehcią. Nie sthaszne mi więc pogróhżki ze sthony pięknej damy. – chyba każdy Wroński miał to w sobie, że zwyczajnie nie myślał zanim coś zrobił. Gdyby Józef nie ryzykowałby, to nie byłby najsłynniejszym szukającym, a jego zwody nie byłby uznawane za najbardziej nowatorskie. Gdyby Anna nie ryzykowałaby, to już dawno skończyłaby w grobie. Czasami trzeba było postawić coś tylko na jedną kartę i czekać na efekty. Niech więc żyje zdolność do robienia szalonych rzeczy Wrońskich! Oddał pocałunek, rzecz jasna. W duchu cieszył się, że osiągnął swój zamierzony efekt, kiedy to igrał z jej pożądaniem. Miło było zobaczyć Yennę w takiej wersji, a szczególnie poczekać na „nagrodę”. Swoje dłonie położył na jej biodrach. Poczuł jej delikatne ciałko jak przylega do niego. To chyba bardziej podziałało na niego niż pocałunek. Magia bliskości robiła naprawdę swoje i mogła uchodzić za największa sztukę magiczną… Podążył razem z Rachel do sypialni. Pomieszczenie było bardziej surowsze (przynajmniej tak wydawało się Mahcinowi) od gabinetu. Nie zastanawiał się jednak nad tym zbyt długo. Usłyszał dźwięk zasuwanych zasłon, a następnie dźwięk różdżki toczącej się po parkiecie… Łóżko? Marcin miał o wiele inne zamiary. Łóżko było takie klasyczne i nudne. Przyciągnął do siebie kobietę obejmując ją mocno w pasie. Pocałował ją ponownie, tym razem bardziej zachłanniej niż wcześniej. W jednej chwili uniósł ją sobie tak, aby zmusić pannę Yennę do tego, aby oplotła swoimi nogami jego ciało, a sam musiał podtrzymywać ją za uda. Może ta pozycja na dłuższą metę była niewygodna dla osoby, która musiała trzymać drugą, ale jeśli byliby całkowicie nadzy to mogłaby im dać wiele satysfakcji… Nasz pan Wu jednak nie zamierzał skorzystać z niej taki sposób. Wciąż obdarzając pocałunkami zaniósł ją na fotel. Wygodny fotel jak osądził szybkim spojrzeniem. Posadził kobietę na nim niczym królową, a sam przyklęknął obok niego. Uniósł jej stópkę nadal ubraną w szpilkę do góry. Powoli ściągnął but z jej nogi. - Ups – rzucił szpilkę za siebie, a ta wylądowała na wygodnym łóżku. No cóż… Marcin nigdy nie miał odpowiedniego celownika jeśli chodziło o rzucanie nie patrząc gdzie rzuca (bo kto zresztą miał? Chyba tylko Jake Shepard dzięki dzięki swoim dziwnym stanom wróżenia). Nadal Wroński chciał igrać z jej pożądaniem. Zrobił krótki masaż jej nagiej stópce. To samo zrobił z drugą stópką. W końcu Jen powinna wstać jutro wypoczęta, a spracowanym nóżkom po całym dniu (przynajmniej tak Marcin zakładał) w szpilkach, nawet nie aż tak wysokich jak te, należał się jej masaż. Marcin podniósł się nieco wyżej zostawiając pocałunki na jej stopach, kostkach, kolanach oraz udach. Kolejnym przystankiem był pępek, mostek, szyja, broda, a dopiero różniej usta. Cholerny Wroński! Co go napadło, że chciał bawić się w taką kotka i myszkę? Za to należało mu się solidne lanie! Ale czy Yenna była w stanie zbić pana Wu za to, że tak się z nią bawił? A może sama czerpała z tej niewątpliwie gry wstępnej troszeczkę satysfakcji i pomagało się jej to odprężyć? Chociaż z jej zmiennymi humorami nigdy nic niewiadomo… Jak kobieta mówiła wcześniej – Marcin stąpał po grząskim gruncie. Ale był uparty. Nawet pieszcząc językiem jej podniebienie. Nawet już zaprzestał hamować swój umysł, po raz kolejny tego dnia.
Koniec treningu!
| |
| | | Jennifer Rachel Wood
Liczba postów : 151 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 17 Wto Lip 31, 2012 11:55 am | |
| Zaciekawiło ją zdanie wypowiedziane przez Wrońskiego. Lubi igrać ze śmiercią. Miało to poniekąd jakiś sens biorąc pod uwagę jego przedmiot studniów jaki podjął po Hogwarcie. Ona jakkolwiek zafascynowana czarną magią do obrony przed nią nie ciągnęła i wybrała zielarstwo z podkierunkiem na zielarstwo stosowane w eliksirach. Było poniekąd intrygujące jak człowiek, którego najważnieszym instynktem była wola przeżycia, mógł igrać z niebezpieczeństwem i grozą śmierci. Jeżeli Jenna miałaby zagłębiać się w zakazane sztuki magii to tylko po to by przeżyć jak najdłużej. W szczególności gdyby ktoś pokroju Voldemorta miał się pojawić. Wierzyła, że jakiś czarnoksiężnik ucząc się na błędach beznosego powstanie i będzie znacznie potężniejszy niż obecna rzekoma 'dobra' strona. Wtedy bez wahania by się do niego przyłączyła idąc za instynktem przeżycia. Odepchnęła jednak te filozoficzne myśli na bok by wypełnić umysł rozkoszą i igraszkami z panem Wrońskim. -Może czasami powinieneś się bać pogróżek ze strony pięknych dam. Nieostrożnym byłoby lekceważenie przeciwnika Ukryła w tej z pozoru zabawnie moralizującej i kokieteryjnej uwadze pewną przestrogę, którą każdy powinien wziąć sobie do serca. Jenna mogła być bezwzględną bestią i nią była z natury. To, że tłamsiła swój prawdziwy charakter dla niebezpiecznej gry pozorów to co innego. Ale tym razem owa uwaga byłą wpleciona nieświadomie, ot prosty tekścik, który miał go bardziej nakręcić, a co najważniejsze jego drugą różdżkę. Powiedzmy, że właśnie taki ustawiła sobie priorytet. Kiedy tylko poczuła ręce Wrońskiego na swoich udach jakby machinalnie odbiła sie od podłogi i oplotła swoje łydki w okół jego pasa mocno do mężczyzny przywierając. Miała w tym poniekąd wprawę, bo lubiła kiedy mężczyźni nosili ją na rękach- przywilej wagi nie większej niż piórko. Wygodnie oparła swoje uda na jego kościach biodrowych by było także "poręczniej" dla nosiciela xD Pozwoliła zanieść się na fotel i mięciutko zapadła się w jego poduchę. Wdzięcznym ruchem uniosła nogę by pomóc swemu 'oprawcy'. Zachichotała przypominając sobie mugolską baśń o Kopciuszku, tylko że teraz jakby było na odwrót. Ktoś zdejmował, zamiast zakładać jej buty i chociaż można było o Marcinie niemożliwie wiele dobrego powiedzieć i wynalźć od groma komplementów to nie był Księciem. Wzrokiem wiodła za lotem swojej ukochanej czarnej szpileczki, a kiedy ta wylądowała na łóżku zrozumiała, że z seksu na łóżku raczej nici. Może to i lepiej. Będzie ciekawie. Przez kilka krótkich sekund cieszyła się drobnymi pieszczotami jakimi obsypywał ją Marcin, ale po chwili zapragnęłą więcej i szybciej. Odczekała jednak aż głowa jej partnera znalazła się na wysokości jej głowy i przyjmujac pocałunek rękoma powędrowałą do jego paska, który sybkim i wypracowanym ruchem odpięła, a następnie sprawnie wyciagnęła ze szlufek i rzuciła na podłogę. Miała nadzieję, że sugestia byłą wystarczajaca by powoli zamienić grę wstępną, w tą właściwą. Przesunęła palce do guzika od spodni, błyskawicznym ruchem palców go odpięła i również postąpiła podobnie z krótkim zamkiem w spodenkach swojego (w tej akuratnej chwili) mężczyzny. Bo ogólnie nie był on jej mężczyzną, ale teraz ona trzymała go w garści tak jak on trzymał w garści ją. | |
| | | Marcin Wroński Wicedyrektor
Liczba postów : 769 Join date : 20/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 17 Wto Lip 31, 2012 12:36 pm | |
| I dobrze, że Marcin nie był księciem. Przynajmniej nie tworzył dla siebie przydomków, które miały podkreślić jego wielkość oraz wspaniałość… Nazywanie samego siebie lordem czy innym tytułem było po prostu dziecinne. Wróćmy jednak do naszej akcji! Tym razem chcę pozbawić swój post zbędnych retrospekcji, które są zwyczajnie nie potrzebne w obecnym momencie. Pozbycie się spodni było tylko kwestią czasu. Rozległ się dźwięk szurania paska po materiale spodni, a następnie zapięcia zderzającego się z drewnianą podłogą. Spodnie Marcina jednak nadal trzymały się na jego zgrabnym (przynajmniej ja tak uważam) tyłku. Kobieta, jak widać, nie dawała za wygraną. Nadal podtrzymując pocałunek, otworzyła guziczek, a następnie rozpięła krótki zamek błyskawiczny wszyty w spodnie. Więcej kobieta nie musiała robić, aby Wroński zrozumiał jej aluzję. Przerwał na chwil parę pocałunek, aby móc wstać (hoho, rozpoczynają się widoki!). Nie rozwiązując butów, ściągnął je przydeptując piętę o pietę. Takim sposobem od razu pozbył się również skarpetek, za którymi de facto nie przepadał, ale głupio było nosić eleganckie buty na bose stopy. Spodniom musiał nieco pomóc, aby wreszcie opadły całkowicie. Rzucił je właściwie gdzie popadnie. Teraz pozostał jedynie w czarnych bokserkach. Można byłoby więc uznać, że wszystko się wyrównało. Oboje byli na wpół nadzy. Skoro Marcin wybrał fotel, trzeba było to wykorzystać w odpowiedni sposób. Ponownie ukląkł tuż przy fotelu na którym zasiadała kobieta. Niczym się nie przejmując, oparł jej nogi na swoich barkach. Wiadomo do czego dążył, prawda? Aby kobieta lekko rozstawiła swoje nogi. Zamierzał jej zafundować coś o wiele lepszego niż to, co mógł zdziałać za pomocą swojej drugiej magicznej różdżki. Przysunął ją nieco na skraj fotela. Ucałował wewnętrzną stronę jej ud. Dopiero po upływie kilku chwil ucałował jej kobiecość przez koronkowy materiał jej bielizny. Wydawać się mogło, że Marcinowi wcale nie przeszkadza koronkowa przeszkoda. Dwoma palcami odchylił nieco materiał majteczek i ucałował jej zaróżowioną skórę. Jak na razie było to tylko muśnięcie wargami, nic poza tym. Dopiero później przejechał po niej koniuszkiem języka. W tej chwili nie liczyło się nic innego oprócz tej małej odrobinki przyjemności, którą można było z tego czerpać. Wszystkie zmysły wirowały, a myśli krążyły tylko i wyłącznie dookoła Yenny. I nie, nie myślcie o Marcinie źle jakoby kobietę w tej chwili traktował przedmiotowo. Pozwalał również dojść do głosu duszy, aby też miała ucztę z tej niewątpliwej przyjemności. Przejechał raz jeszcze językiem. I jeszcze raz. Tylko raz spojrzał w górę, aby spróbować odczytać emocje malujące się na twarzy Jen. Tego chyba również nie było wtedy, prawda? W końcu i tak to był ich dopiero drugi raz… …więc wszystko mogło się jeszcze wydarzyć i wszystko było przed nimi. Marcin zatoczył kółka koniuszkiem języka przy jej wejściu. Zwariował, doprawdy zwariował! Wsunął ostrożnie swój język do jej środeczka, aby nim umiejętnie poruszać. Nie ma jak to sprawny język w każdym kierunku… Chyba gen od zwijania języka w trąbkę w takich sytuacjach naprawdę się przydawał. Po chwili jednak zabrał swój język. Znów tylko musnął swoimi wargami jej kobiecość. Nadal chciał się z nią droczyć? Ależ skąd. To już nie było droczenie się. To było sprawdzanie które więcej wytrzyma. Przechodzenie od razu do rzeczy było takie nudne… A pieszczoty tego typu miały za zadanie ich tylko bardziej nakręcić na siebie samych. Opuścił dwa palce, którymi przytrzymywał materiał jej mateczek, tylko dlatego, aby złapać za cieniutki pasek z boku i pociągnąć je do dołu. Najpierw uwolnił jedną jej nogę z nich, a następnie drugą. Znów Marcin wykonał niezbyt celny rzut bielizną za siebie. Dobrze jednak, że przepiękne koronkowe stringi kobiety nie wylądowały na kloszu, bo byłby z nimi „deczko” problem. Po tym jak pozbył pannę Yennę ostatniej części bielizny, znów powrócił do swojej czynności. Ponownie ucałował jej kobiecość i znów swoim sprawnym językiem zaczął zataczać kółka. Przez większość czasu drażnił okolice jej łechtaczki. Niedobry Mahcin, niedobry! Ale miał swój cel… spróbować doprowadzić czarownicę do minimalnego, ale zawsze, szaleństwa. W końcu taka noc nie zdarza się dwa razy.
| |
| | | Jennifer Rachel Wood
Liczba postów : 151 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 17 Wto Lip 31, 2012 1:33 pm | |
| Och przydomki przecież są prze! Nie powiesz mi, że Książe Półkrwi nie był pięknym i idealnym przydomkiem dla Seviczka. A na dodatek ani trochę dziecinnym, mimo, że wymyślone w szczenięcych latach. Co innego Huncwoci, ale to też ma ponadczasowy urok. Nie da się z tym kłócić. Fotel, którego z początku nie doceniła, gdy po raz pierwszy ukazał się jej oczom, teraz okazał się nad wyraz pomocnym narzędziem. Chociaż nie wiem czy słowo narzędzie właściwie opisuje jego rolę w tej chwili. Ostatecznie możemy pofatygować sie o stwierdzenie, że stanowił przyzwoity substytut dla łóżkowego materaca jeżeli chodzi o igraszki płciowe naszej dwójki bohaterów. Z łokciem opartym na podłokietniku i ręką wygiętą w sposób "tańczcie dla mnie narody!" obserwowała jak Marcin pozbywa się swojej dolnej garderoby. Kiedy zsunął spodnie lekko przygryzła wargę, bo podobało jej się to co widziała i przez te pół roku absolutnie nie stracił formy. Małe show jednak się skończyło, a raczej dopiero zaczęło. Przed oczyma znów stanęła jej jakaś baśń, ale nie parała się jej rozpoznaniem, bo bardziej przejęła się tym co zaczął wyprawiać Wroński i musiała przyznać, że całkiem jej się owy pomysł spodobał. Delikatnie obsunęła się w fotelu kiedy umieścił jej nogi na swoich dzielnych, meskich ramionach. I akuratnie należy wam wiedzieć, że o ile owy sposób zabawy w sypialni doceniała, to za nim nie przepadała. Szczególnie w drugą stronę. Więc będzie musiała znaleźć inny sposób by odwdzięczenie się Marcinowi, ale teraz się tym nie martwiła, bo będąc Jenną o takie rzeczy martwić sie nie trzeba. Odchyliła lekko głowę do tyłu i zamknęła oczy by poraz kolejny odciąć jeden zmysł: mimo, że widok klęczącego przed tobą mężczyzny, który ma w zamiarach cię zadowolić nie był codziennością, poświęciła go dla większego dobra. Starała się miarowo oddychać i skupić się na chwili tu i teraz. Nie dać swoim myślom popłynąć tak jak to miały w zwyczaju. Chciała je ustrzelić z łuku i przygwoździć do ściany tego pomieszczenia, tej sypialni. Miała tu zostac ciałem i duchem. Westchnęła zmysłowo czując jak Marcin porusza językiem i chociaż tak mocno próbowała nie siać dygresji i rozważań to bez kontroli pojawiła się myśl, iż jest niezmiernie ciekawym, że ktoś z tak sprawnym językiem nie potrafił wypowiadać litery 'r'. Widzicie, tyle z jej starań o pozostaniu przyszpiloną do fotela. Ciche westchnięcia zamieniły się w jęki rozkoszy z początku też całkiem cichutkie, lecz coraz głośniejsze im dłużej Marcin pozostawał między jej nogami. Kiedy przerwał przywitała to przeciągłym mrukiem pełnym niezadowolona i cichej pretensji, ale uniosła bioderka by współpracować w niecnym planie jej negliżu. Jeżeli tak wyglądała próba doprowadzenia jej pod stan zatracenia umysłowej stabilości to rzeczywiście należy skomentować to jednym słowem: udana. Już po kilku sekundach drugiego podejścia Jenna zacisnęła ręce na podłokietnikach fotela powstrzymując się by nie zakończyć swojej przyjemności tak szybko przy tak niewielkim wysiłku. Nie dość, że on ją torturował to jeszcze ona postanowiła potorturować sama siebie odepchnęła się plecami od fotela, nachyliła nad Marcinem lekko odchylajac jego głowę do tyłu rękoma i ześlizgnęła się pośladkami na podłogę by następnie gibnąć Wrońskiego zgrabnym ruchem do tyłu, co z pewnością miało w sobie element z jakichś sztuk walki. Tuz nad ziemią zadbała by nie uderzył się o nic głową i z dzikim błyskiem w oku naga Jennifer usiadła na biodrach Marcina. Skoro on ją drażnił, czas na odwet. Wciąż obecne na zgrabnym tyłeczku bokserki stanowiły wbrew pozorom idealne narzędzie do takiej tortury. Czuła pod swoją kobiecością twardość drugiej różdżki (ależ mi się to określenie spodobało) mężczyzny, ale to jeszcze nie było to. Zaczęła niewinnie zataczać biodrami kółeczka, a następnie by go jeszcze bardziej zająć dwoma czynnościami na raz, przygwoździła jego ręce do podłogi i zaczęła całować jego tors. Wredna, mała Jenna xD | |
| | | Marcin Wroński Wicedyrektor
Liczba postów : 769 Join date : 20/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 17 Wto Lip 31, 2012 2:29 pm | |
| A widzicie moi kochani. Wada wymowy została zrekompensowana tym, że Marcin miał nadzwyczaj sprawny języczek i wiedział jak go użyć. Nie robił tego co chwilę, ale kiedy już odważył się pieścić w taki sposób swoją partnerkę, robił wszystko, aby zapamiętała go jak z najlepszej strony. Nic w tym dziwnego, że nasz Mahcino bardzo się przyłożył do tego, aby sprawić jak największą przyjemność kobiecie. Jeśli mowa o pieszczotach w drugą stronę – niekoniecznie, niekoniecznie. Jakoś nie sprawiało mu to aż tak wielkiej satysfakcji jak większości członkom rodu męskiego, wolał obdarowywać niż otrzymywać takie pieszczoty. Dziwne? Pan Wu był dziwny w każdym calu, więc nie powinniśmy się dziwić ani trochę. Same jęki rozkoszy Yenny stanowiły o tym jak bardzo pan Wu był w tym dobry i nawet to połechtało jego ego (a nieczęsto udała się komuś ta sztuka, ponieważ nasz pan Marcin był bardzo wymagający jeśli chodziło o ‘komplementy’ wszelkiego rodzaju). Osiągnął swój cel, pokazał kobiecie na co było go stać. Jednak Yenna nie byłaby sobą, gdyby nie zaskoczyła naszego Mahcina. Kiedy wsunęła swoje dłonie i odchyliła lekko jego głowę do tyłu, spojrzał na nią zaciekawiony. Cóż tym razem kobieta wymyśli? Ześlizgnęła się z fotelu tak jakby znudziło się jej siedzenie na tym jakże wygodnym tronie. Gibnęła pana Wrońskiego do tyłu – niestety, biedny pan Wroński musiał plecami wylądować na parkiecie oraz na kawałku dywanu. No nic… Nie zawsze musiało być wygodnie. Liczyły się teraz zupełnie inne przyjemności niż fakt, że pod plecami nie miał zbyt miękko. Zresztą… Czy kiedyś nie spał na podłodze, bo zapomniał zabrać ze sobą materaca w góry? Oj… Żeby tylko raz! Tym razem jednak pan Marcin spać nie zamierzał. Spanie było zakazane, szczególnie w takim momencie. Uniósł głowę owszem, nie lubił leżeć niczym kłoda nie patrząc na wszystko. To byłaby zbrodnia, gdyby omówił sobie patrzenia na cudowne ciało kobiety wygięte niczym struna, gdy usiadła na jego biodrach. Na jego ustach pojawił się delikatny uśmieszek, kiedy poczuł jak dotyka swoją kobiecością jego drugiej różdżki (! xD) przez materiał czarnych bokserek. Kiedy zaczęła zataczać biodrami kółeczka, a więc jednocześnie drażniąc go tam na dole… Chyba pojął co wcześniej zrobił kobiecie. Chciał zrobić coś z rękoma, ale niestety kobieta przygwoździła je do podłogi. Mógł teraz jedynie przyjmować pieszczoty, nic innego. Mógł spróbować prosić ją, aby przestała… ale na cholerę, po co?! Skoro to mu się bardzo podobało? Czuł jak przesuwa wargami po nagim torsie… Myśli oraz zmysły krzyczały. Najpiękniejszy jednak był dla niego jej zapach, który dzięki tej bliskości docierał do jego nozdrzy. Yenna nie miała litości nad nim, tak samo jak on nie miał dla niej wcześniej. Nasz Marcino mógł tylko zatracić się przyglądając się jej pięknym, złotym włosom. Mógł tylko czuć jej ruchy całkowicie nie odpowiadając za reakcje swojego ciała. …aż wreszcie nasz pan Wroński nie wytrzymał. Wcale nie był taki bezbronny jakby mogło się wydawać. W jednej chwili wyzwolił swoje łapki, aby móc przyłożyć je do policzków Yenny. Przysunął sobie ją nieco wyżej, aby móc złożyć na jej ustach kolejny, gorący pocałunek. Chyba był odpowiedni czas, aby wreszcie pozbyć ostatniej części bielizny. Ale na Merlina? Czy aby na pewno musieli robić to leżąc na parkiecie? Nie, żeby Marcin marudził… …bo przy takiej partnerce marudzić nie wypadało i nawet nie można było… Skoro jego partnerka ważyła tyle co piórka, chyba nie było problemem lekko ją unieść, prawda? Trzeba było wykorzystać to, co było dane Marcinowi w chwili obecnej czyli to, że siedziała na jego biodrach. Spryciarz z trudem, bo z trudem pozbył się ostatniej części garderoby i nadal całując panną Rachel, objął ją mocno i zwyczajnie wstał. Powrócił do pozycji, którą zaserwował jej podczas przenoszenia na krzesło od progu. Tym razem nie zamierzał już nigdzie się przenosić. W głowie zaświtał mu pomysł zrobienia tego na stojąco… Po raz kolejny – trzeba było wykorzystać przepiórczą wagę swojej partnerki, prawda? A takie wymyślne pozycje były wprost zdumiewające! Przynajmniej według myśli pana Wu. Jak na razie był grzeczny. Trzymał mocno Yennę w powietrzu przylegając do niej torsem w taki sposób, aby nic się jej nie stało i żeby ją zwyczajnie nie wypuścić z objęć. Dość nabrzmiałą męskością trącił delikatnie jej kobiecość… Ale tylko odrobinkę. Jak na razie bez jakiejkolwiek penetracji. Nadszedł czas na kolejny etap ich gry. Pan Wroński nie mógł się doczekać!
| |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Gabinet nr 17 | |
| |
| | | | Gabinet nr 17 | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |