|
| Gabinet nr 3 | |
|
+5Cristina Reed Avérille de La Fontaine Elizabeth Hall Jensen Kinghsley Mistrz Gry 9 posters | |
Autor | Wiadomość |
---|
Mistrz Gry Admin
Liczba postów : 240 Join date : 13/07/2012
| Temat: Gabinet nr 3 Sob Lip 28, 2012 10:11 pm | |
| First topic message reminder : | |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Tony Shepard
Liczba postów : 254 Join date : 21/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Czw Sie 02, 2012 11:00 am | |
| Co raz więcej ludzi zaczęło się zbierać, nawet podszedł do nich zacny pan Wroński. Kogo więc brakowało w zacnym pijackim kółeczku? Jeśli Tony się nie mylił, to gajowy Ged obraził się za brak ciasteczek, a także Avcia siedziała w kącie. Jeśli chodziło o tą drugą – to lepiej, aby siedziała w kącie i nic nie gadała ani nie robiła, bo się jeszcze wyda, że Shepardziątko ma od niej malinkę na szyi. Tak, tak… Będziemy to nieźle wypominać. - Wronia! – przywitał Marcina siadającego na podłodze tuż obok Krysi. Właściwie to ‘Wronia’ bardziej pasowało do jego matki, do niego co najwyżej ‘jurny Marcin’, ale nie będziemy komentować jego niedawnych igraszek z Rachel, skoro nieformalnie wszyscy na forum o tym wiedzą, a formalnie, w fabule nikt oprócz dwójki bohaterów. - No wiesz… Chować się za plecami kobiety, w dodatku wróżbitki? – niby mówił do Gryfona, a tak naprawdę patrzył na Ślizgonkę. - Nisko upadły twe morale, nisko. Niedługo będzie trzeba wzywać matkę, abyś mógł na każdym kroku trzymać się jej spódnicy. – o, właśnie także dlatego, aby nikt tak o nim nie mówił, traktował swoich rodziców. Bo prawdę mówiąc to jego ‘hejting’ starszych Shepardów zaczął się jak przyszedł do Hogwartu, aby nikt nie posądził go o bycie maminsynkiem albo co gorsza stwierdził, że Tony ma jakieś przywileje z powodu dwóch rodziców uczących w szkole. Ataku na swoją własną osobę ze strony Krysi się nie spodziewał. Poklepał ją delikatnie po plecach. - Nie płacz póki nie wiesz co to będzie… Może jednak… Zawsze mogę być Twoją dodatkową sztuczką. – stwierdził bez ogródek. Malo to raz się wkurzał i swatał ludzi, bo ich marudzenie nad Shepardowymi uszami go denerwowało? Zwyczajnie takiego delikwenta brał za fraki, prowadził do „wybranki” i twierdził grobowym tonem, że ten osobnik chciałby ten teges z nią. To było skuteczne w osiemdziesięciu procentach. W końcu nie będziemy dalej ukrywać, że w tej szkole seksu nie ma, kiedy był! - Ejjjj! – prychnął kiedy jego kieliszek zabrała Ślizgonka i podała Gryfonowi od cycków. - On padnie trupem. – stwierdził na jedną chwilę błyskając swoimi oczami – tęczówki jego oczu stały się na ten moment złote. No tak… W transmutacji zawsze istniało przeświadczenie, że co jak co, ale koloru oczu się nie zmieni. Od paru lat, w nowych podręcznikach zawsze był dopisek: nie dotyczy to Shepardów w różnych wróżbiarskich stanach. Nie ma jak to wylądować w podręczniku, prawda? Tak naprawdę to Tony wcale nie postrzegał czy Gryfon to wypije i może się popłacze z mocności tego trunku, tylko zobaczył siebie samego jutro rano jak leży przy stole Gryfów płacząc Ell dlaczego pozwoliła mu pić bimber Wrońskiego. - No ejj… - znów mruknął niezadowolony, ale wziął sobie czysty kieliszek i nalał sobie do niego. - Udław się. – zwrócił się do Gryfoniaka mając na ustach najwredniejszy uśmiech jaki tylko miał w zanadrzu ręki. A teraz post będzie odnosił się do posta Bena, bo mi się nie chce pisać chronologicznie, haha, bo nie wiem co było po czym! Tony uniósł jedną brew do góry słysząc debilne tłumaczenie Gryfona. Nie, wcale nie o to chodziło. - Nie o to chodzi. Chodzi o to, że jesteś debilem, który nie potrafi podrywać. – cmoknął głośno trzymając mocno swój kieliszek, aby nikt mu już go nie zabrał. - Teksty o cyckach zupełnie nie pozwolą ci ich zobaczyć. No chyba, że trafisz na totalną kretynkę, a takich u nas w Hogwarcie jest stanowczo za mało, aby udało ci się na takową trafić. – że też ktoś taki jak Shepard musiał sprowadzać na ziemię takiego debila… - Ale wiesz co? Bądź dalej kretynem. Mi to w dechę, bo będę mógł przynajmniej cię wykorzystać do swoich niecnych celów. Właściwie to lubię kretynów. Wysługuję się nimi co chwilę. – chociażby nawet do wykonania pracy domowej, kiedy Tony’emu się nie chciało. - A tak właściwie to naprawdę widziałem, że po tym lecisz do tyłu, więc bym tego nie pił. Bo wątpię, aby ktokolwiek chciał ciebie łapać. – cmoknął znów i uniósł swój kieliszek. - No Marcinie, pijemy, nie ociągamy się! Dość gadania! – zarządził. Uniósł kieliszek do swoich ust i nie zastanawiając się wypił do dna. - JA JEBIEEEEE! – wydarł się. Oj, nieźle dawało po rurach. W kącikach oczu Tony’ego pojawiły się łzy, ale chłopak zaraz je przetarł. - Wroński… to jest mocniejsze niż wcześniej. – spojrzał na kuzyna oczekując odpowiedzi dlaczego tak było.
/ Mam w dupie czy w poście Ell było coś dla mnie. Wrzeszczałam, że piszę. Teraz nie chce mi się poprawiać. / | |
| | | Jensen Kinghsley Dyrektor
Liczba postów : 270 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Czw Sie 02, 2012 11:05 am | |
| Usiadł obok Tonyego w siadzie skrzyżnym i teraz z niecierpliwością przebierał pośladkami. To było coś więcej niż bimber. Pan Józef Wroński dokonał największego odkrycia wszechczasów. To było lepsze niż kamień filozoficzny! Lepsze niż... -Ludzie mówię wam, że ten bimber jest chyba lepszy niż seks z Kryśką! Baxter myślę, że musisz spóbować tego trunku, koniecznie, wtedy mi powiesz czy mam rację! Krzyknął do Gryfona, bo siedział od niego w lekkiej odległości, a muzyka i rozmowy były głośne. Nie wiedział dlaczego jego zdaniem Reed i Benjamin mieli uprawiać seks, ale była to jakby dla niego oczywista oczywistość, bo panienka Reed teraz miała w jego oczach lekko dziwkarskie zabarwienie, a sposób w jaki tuliła się do tej pokraki mówił sam za siebie. -Wypraszamjasobie, to nie ja tu specjalizuję się w alkoholowych oszustwach! Warknął do dziewczyny, ale zamiast wrogo wdało się to śmieszne, bo pierwszą część chciał powiedzieć tak szybko, że zlała się w jedno słowo, lekko sepleniące. Machnął przy tym rękoma jak dziecko, które usilnie próbuje dorosłemu wytłumaczyć, że ma gniazdo nagli na głowie, a owy dorosły nadal twierdzi, że nargle to bzdura! Ignoranci! -Alkohol jest dobrem wspólnym na tej imprezie! Oznajmił głośno i wzią do ręki swój kieliszek. Nie krył grymasu niezadowolenia kiedy Cristina oparła się o jego ramię. Jej zapach zdecydowanie był zbyt drażniący. Wbił się w jego nozdrza i scena ze skłądziku mimowolnie stanęła przed jego oczyma. Zacisnął powieki i pokręcił głową. Zaliczył ją, było minęło. Może ją dopisać do księgi, ale nigdy już nic takiego się nie powtórzy. -Moje stare kości... Zaczął, ale w przerwie padł toast, więc po stuknięciu się z Wrońskim, którego miał na przeciwko szybko opróżnił szklane naczynie i zawtórował Elizabeth, która zażądała powtórki z rozrywki. -Wytrzymują znacznie wiecej niż Ci się może zdawać, aczkolwiek martwię się o Ciebie skoro musisz szukać oparcia w takich staruszkach jak ja. Szepnął z lekką alkoholową chrypką do jej ucha, które miał praktycznie przy twarzy. Niestety miał też dobry widok na dekolt naszej ślizgonki co spowodowało, że gdy tylko tam spojrzał głośno przełknął ślinę i automatycznie odwrócił wzrok. Po raz drugi tego wieczoru jego spodnie zrobiły sie lekko przyciasne, ale odchrząknął i kazał sam sobie niezwracać na to uwagi. Po chwili poczuł jak bimber wolno rozpoczął swoje działanie i jego zwyczajowa alkoholowa faza powoli weszła mu do głowy wraz z okropną ochotą powrócenia do swojego jednorożcowego wyobrażenia. Na usta rwało mu się 'patataj' a nogi wręcz żądały by wstał i rozpoczął koński taniec, ale stwierdził, że odczeka jeszcze kolejeczkę. Mimowolnie zerknał na Bena, który robił maślane oczy do cycków Criss i zaczął walczyć z niepowstrzymaną ochotą walnięcia dzieciaka w nos z pięści. Warto dodać, że zapewne po czymś takim od razu wróciłby tam skad przyszedł, to jest ze Skrzydła. Zacisnął prawą rękę na kolanie, a lewą delikatnie zaczał obracać kieliszek by znaleźć sobie dla obu łap zajęcie. | |
| | | Marcin Wroński Wicedyrektor
Liczba postów : 769 Join date : 20/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Czw Sie 02, 2012 11:29 am | |
| Wroński był naprawdę grzeczny, bo właściwie jako jedyny z tego kółeczka jeszcze dzisiaj nie pił nic oprócz soku dyniowego podczas wieczornej uczty. Być może dlatego tylko przysłuchiwał się rozmowom zamiast już zaczynać swoje wielkie rozmowy o polityce, świecie oraz wojnie. Do czasu oczywiście, do czasu. Uśmiechnął się szeroko, kiedy wreszcie ktoś zarządził picie (nawet nie zwrócił uwagi, że był to Tony). Pan Wu szybko wypił swojego kielona i podsunął, aby nalać mu następnego. Marcin nie wyglądał, aby cokolwiek się w nim zmieniło ani nawet żeby go piekło. Był przecież Wrońskim, pił to już tyle razy… Wstyd byłoby mu, gdyby reagował na ten bimber niczym inni. Wstyd, powiadam wam! Dopiero po toaście, zwrócił się do Krysi uśmiechając się. Był w szoku, kiedy usłyszał polski, nawet w takiej wersji jak ta. Nasz Marcin słyszał ten język tylko w domu matki oraz w Polsce, kiedy jechali na wakacje (zawsze musieli odbębnić dwa tygodnie nad polskim morzem, chociaż pogoda zazwyczaj była beznadziejna! Zawsze! Nawet po tylu latach, kiedy Marcin był już dojrzałym mężczyzną!). - Ty mówisz po polsku?! – zdziwił się wielce. Niecodziennie dowiaduje się przecież, że któryś z uczniów mówi mówić w tym języku! A szczególnie, że Ślizgonka była pierwszą osobą, której udało się rozszyfrować śmieszny napis na jego koszulce, który specjalnie miał wplecioną jego wadę wymowy. - Jestem w szoku! I tak oczywiście! Hajcujesz mnie! Dlaczego nie? W końcu nie ghrzeszych uhodą. Nie miałbym oczu, gdybym powiedział, hże nie jesteś w moim typie. – właściwie to chyba wszystkie panny były w typie Marcina oprócz matek, żon i babć. Naparł (bez skojarzeń proszę), aby Tony nalał mu drugiego kieliszka i zaraz go wypił do dna. - A nie mówiłem? – wyszczerzył się słysząc reakcji innych ludzi. Doprawdy, to był dobry pomysł, aby przynieść te dwie flaszki tego bimbru! Szczególnie, że ludzie byli z tego bardzo zadowoleni. Uj z ruską wódką! Bimber Wrońskiego to jest to! - Seks z Khyśką? – powtórzył po Jensenie przyglądając się Ślizgonce. Marcinowa druga zaczarowana różdżka zapamiętała sobie te słowa.
| |
| | | Cristina Reed Klasa VI
Liczba postów : 720 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Czw Sie 02, 2012 11:58 am | |
| Zaczarowana uwagą wozaka Cris doszła do takiego samego wniosku. Zakochała się na amen. A jakże dobry to był układ! Z łasicą seksu nie mogła uprawiać (chociaż patrząc po słownictwie Zygfryda i uroczym określeniu druzgotojebcy, pewnie zwierzak by to sugerował), więc ich związek nie zostałby sprowadzony do czystej fizyczności. Nadal mogłaby wybierać sobie partnerów tak, jak jej się żywnie podobało, a wracając do domu miałaby hardcorowy trening paskudności. Jeśli to nie był raj, to Cris nie chciała znaleźć się w tym prawdziwym. No i stało się to, co przewidywała. Niepotrzebnie tak przystopowało ją, kiedy Ged przywitał się z Jensenem. Powinna pójść w ich stronę raźnym krokiem, najlepiej bujając się na boki, coby podkreślić swoją cwaniaczkowatość i zawiązać nić nienawiści z Wozakiem Kurewsko Wspaniałym. Liz domyśliła się, że coś było nie tak, a Reed naprawdę nie była w stanie wymyślić teraz odpowiedniego kłamstewka. Mogłaby powiedzieć, że prawie zamordowała obecnego tu i teraz Baxtera, o czym jutro będzie gadać cała szkoła. A jednak nie chciała konfrontacji z Elizabeth właśnie tu i teraz. Jeszcze przekonałaby Baxtera, który obecnie był bardzo usatysfakcjonowany przeprosinami złożonymi z piersi przez parę sekund przylegających do jego torsu, że powinien być na nią zły i wyzwać ją na pojedynek z serii: zrobię ci z dupy jesień średniowiecza? No nie, teoretycznie to w stylu Ell nie było, ale dochodził alkohol i fakt, że pewnie chętnie by na taki pojedynek popatrzyła. - Nie teraz - syknęła wpatrując się Ellie prosto w jej śliczne oczy. Po alkoholu czy nie, dziewczyna nie była tak głupia, żeby nie załapać o co chodziło Criss. A chodziło o to, że w obecności tylu postronnych nie będzie gadać. A stwierdziła, że jednak powie Hall o kompletnym przypadku. Skoro ruda znała filozofię Ślizgonki, nie powinna mieć problemu z rozumieniem, dlaczego Reed nie widziała problemu w tym, co zaszło... Prawda? Nadzieja matką głupich, a Cris dziś popisała się głupotą nie z tej ziemi. - W takim razie dobrze, że ja wróżbitką nie jestem, za moimi plecami... a dokładnie pięścią - Tu zacisnęła palce i żartobliwie pogroziła Tony'emu pięścią, unosząc przy tym brew w wyrazie rozbawienia. [/b] - I różdżką...[/b] - dopiero teraz zorientowała się, że nie wzięła magicznego patyka, co wtedy wydawało jej się logiczne, ale teraz już nie. Zaczęła obmacywać Baxtera, żeby znaleźć jego różdżkę (tę pierwszą, tę drugą pewnie znaleźć byłoby łatwiej), a kiedy cel został osiągnięty wyciągnęła ją przed siebie z pełnym zadowolenia: ha! - Może się chować. - Swoją drogą zabawne, że Bax był pierwszym czarodziejem, któremu mogła zabrać różdżkę bez pisków i paniki ze strony okradanego. Czyżby przywiązywał tak samo małą wartość do tego patyczka, co Criss? Z jednej strony jej magia kumulowała się właśnie dzięki niemu, z drugiej... wiedziała, że odrobina podszkolenia w lasach Wicklow, a poradziłaby sobie bez niej na dawną modłę. Zacisnęła powieki, kiedy Hall mówiła o mandragorach i kiwała się to na boki, to w przód i w tył jakby w transie. Taki chwyt zapobiegawczy, żeby już wszyscy myśleli, że znowu wpadła w swój stan zachowywania się jak Cris Ly Reed, a nie, że miała w oczach odrobinę zbyt wiele bólu. Wyrzuty sumienia do końca życia. Można zrozumieć, dlaczego tak bardzo przyczepiła się do Baxtera, co niektórym się nie podobało, prawda? To dotykała do niego, to rozmawiała z nim, to znosiła palące spojrzenia... Wszystko tylko dlatego, że każdy mały gest utwierdzał ją w przekonaniu, że chłopak żyje, że ma się całkiem dobrze. I zdecydowanie była mu coś winna, a skoro chciał właśnie takiego odszkodowania, nie mogła się przed tym bronić. Dziwkarskie podejście? Niby dlaczego? Facet, który chce uszczęśliwić seksem kobietę, jest w porządku, a odwrotne podejście nagle jest czymś zdrożnym? - Szowiniści - mruknęła pod nosem, do swoich myśli, a nie ludzi zgromadzonych wokół. Cris uniosła brew, słysząc, że może być dodatkową sztuczką Tony'ego. - Ta twoja durna metoda na swatanie, czy zaprezentujesz się Wrońskiemu jako bonus do bardzo długiego numerku? - spytała złośliwie i odrobinę zbyt głośno, więc rzeczony Wroński miał prawo usłyszeć. Mimo wszystko Cris wolałaby, żeby było inaczej. Zmrużyła oczy, przyglądając się podejrzliwie Shepardowi. Naprawdę Bax miał się uchlać w trupa czy to była tylko sztuczka? Przeniosła spojrzenie na Gryfona i odebrała mu wódkę, kiedy ten nie patrzył. Akurat przechodził obok nich jakiś Krukon, na którego machnęła ręką i włożyła mu butelkę w dłoń, rzucając mu takie spojrzenie, iż powinien się domyślić, że ten alkohol należy trzymać od nich z daleka. Jeśli Jensen myślał, że swoją uwagą wyprowadzi z równowagi Reed, to baaardzo się mylił. Wręcz przeciwnie, kącik ust powędrował do góry, kiedy Cris rzuciła Kinghsley'owi pobłażliwe spojrzenie. - Nie ma nic lepszego od seksu ze mną... dlaczego sam się o tym nie przekonasz, tylko wyręczasz się Baxterem? - skoro krzyczeli, to i Cris krzyknęła, unosząc nieznacznie brew. Tak, to zdecydowanie nie była miła i niewinna minka, tylko... no, taka mina, która ukazywała całą osobowość Cristiny Reed. Możecie się tylko domyślać, bo tego słowami opisać się nie da, a gifów nie chce mi się szukać. Zaśmiała się kpiąco, bo z opóźnionym zapłonem dotarło do niej, co Jensen sugerował. No tak, przypominał o tej całej imprezie z barmanem, nim i setką wódki w Ognistej... Całe szczęście, że Cris przez chwilę o tym zapomniała, bo pewnie zaczęłaby się oburzać, że Jen przecież to jej wybaczył. A tak mogła się zaśmiać. - Dlaczego jestem otoczona samymi praworządnymi cnotliwcami i nikt mnie nie poprze, że oszustwo czasem jest konieczne? Puchonów nie ma, to wszyscy zrobiliście dupy borsucze! - jęknęła teatralnie, przykładając sobie dłoń do czoła, jakby bardzo cierpiała z powodu zaistniałej sytuacji. Jej spojrzenie zbystrzało, kiedy spoczęło na Tonym. - Hej, wyrodny synu i wybrakowany orzełku, ty jeden doceniasz piękno kipiącego... oszustwa! - wydarła się w stronę Sheparda, szczerząc się od ucha do ucha. - Weź uratuj kumpelę w potrzebie! - dodała jeszcze, jakby nie załapał, że ma poprzeć ją w kwestii tego, że kłamanie i granie nie fair czasami jest lepsze, niż bycie w porządku wobec innych ludzi. I wtedy otworzono bimber i przerażona jego zapachem, a także zachowaniem motłochu panna de la Fontaine wyszła z gabinetu, głośno trzaskając drzwiami (bo była oburzona tym, że nikt się nią nie interesował... jak widać, wódka okazała się bardziej interesującym towarzystwem), czego i tak w gwarze nikt nie usłyszał (zette Av, na jej zlecenie). Kiedy w końcu wszyscy mieli swoje kieliszki i padł toast, Cris uniosła swój do ust. Faktycznie, palące świństwo, ale jeszcze nie uderzyło jej do głowy. Bardziej działała na nią głośna muzyka, duża ilość osób, z którymi mogła pożartować i ogólnie to, że działo się dużo, a także... cóż, co tu ukrywać, Jensen, do którego się właśnie przytulala (albo opierała, jeden kij w sumie). - Dobre! - stwierdziła i machnęła kieliszkiem na Tony'ego, zaraz jednak stawiając go na ziemi. Tak bylo bezpieczniej, niż gdyby miał nalewać do czegoś, co tkwiło w nadpobudliwych rączkach panny Reed. Nie mogła powstrzymać się od roześmiania się, kiedy Jensen odpowiedział na jej uwagę. Dzięki temu dźwięk, który wyszedł z jej ust był bardzo daleki od mruknięcia, bo kiedy Jensen powiedział swoje słowa prosto do jej ucha, powietrze z jego ust wywołało irytujące dreszcze, które od zdradzieckiego ucha szpileczkami przeszły aż do końca kręgosłupa. - Nie musisz się martwić, chociaż nie mogę ukryć, to słodkie - a ironia w jej głosie była równie słodka. - Jesteś całkiem wygodny i tak, to komplement, a nie ma dla mnie nic lepszego, niż wygoda. Oprócz wódki! - wrzasnęła w stronę Tony'ego, który osiągał się, zamiast nalewać. Obdarzyła Marcina słodkim i jakby zakłopotanym uśmiechem, kiedy zwrócił się do niej po polsku. Zdecydowanie, pisanie i czytanie szło jej lepiej, ale skupiła się i udało jej się prawie wszystko zrozumieć. - Zaraz... Nie grzeszę to chyba znaczy, że jestem brzydka? Miało być: grzeszę? - upewniła się po polsku, w końcu przyznać się do tego, że się czegoś nie wie jest lepiej, niż okłamywać siebie, że zjadło się wszystkie rozumy. A Cris polski znała raczej dla przyjemności i dlatego, że brzmiał zabawnie, niźli po to, aby używać go na co dzień. - Moja babcia jest Polką... To znaczy urodziła się w Anglii, ale jej rodzice byli Polakami, którzy wyemigrowali, a trzeci mąż mojej mamy był Polakiem. Po polsku się fajnie przeklina! - ucieszyła się i żeby to potwierdzić powiedziała głośno: - Kurwa! - Rozejrzała się po innych zgromadzonych w kółeczku. - Zajebiste, nie? Zatrzepotała rzęsami, kiedy Wroński powtórzył po Jensenie, ale myśl, jak słodko idiotkowo musiała przy tym wytrzymać sprawiła, że parsknęła śmiechem, jeszcze bardziej opierając się o Jensena. W którymś momencie straciła równowagę i osunęła się po jego boku, a jej głowa wylądowała prościutko na kolanach Kinghsley'a. - Tak jest jeszcze wygodniej... prawie - dodała z odrobiną złośliwości, a czego ta złośliwość dotyczyła, pan Jensen wiedzieć powinien. | |
| | | Elizabeth Hall Klasa VI
Liczba postów : 209 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Czw Sie 02, 2012 12:41 pm | |
| 'Nie teraz' zabrzmiało w jej uszach boleśnie, ale rzecz jasna domyśliła się, że jest zbyt dużo do powiedzenia, a podsłuchiwowaczy także nie brakowało. I El wiedziała, że nie ma takiego słowa, jednakże w tej jednej, konkretnej chwli jej to absolutnie nie przeszkadzało. Ba. To jej nigdy nie przeszkadzało, ale zazwyczaj, jak już była mowa, w którejś z poprzednich sesji- Hall miała irytujące zwyczaje w domu, które wymagały mówienia poprawnie, więc i jej gramatyka była zwykle idealna. Ale czyja gramatyka czy dykcja jest dobra po alkoholu? Chyba nie znała takiej osoby, a warto podkreślić, że większość ludzi w Hogwarcie, którzy sobie na pijackie eskapady pozwalali robili to w towarzystwie rudej. Na dodatek widziała więcej niż połowę piąto, szósto i siódmo klasistów zalanych do upadłego. Czy jest jeszcze coś co ją zaskoczy? Może wieść o przygodzie Criss i Jensena, może historia o nausznikach i lekcji zielarstwa. Skinęła ze zrozumieniem głową, by dać przyjaciółce znać, że nie będzie na razie więcej tego tematu dźgać, ale nie zapomni. Niemalże nigdy nie urywał jej się film. Jeżeli już miała przestać pamiętać co się działo w okół niej to dlatego, że mdlała, albo zasypiała. Zignorowanie przez Tony'ego zabolało. Nawet bardzo. Bardziej niż powinno. Jej pierwszą reakcją było lekkie nadęcie policzków i chęć naubliżania Krukonowi. Powstrzymała to jednak, tłumacząc sobie w duchu, że wymyśli coś co bardziej go skompromituje. Zdenerwowana gapiostwem swojego 'chłopaka' wyrwała mu flaszkę z ręki i zaczęła polewać nową kolejkę jako ostatniej napełniając swój kieliszek. Bez toastu uniosła naczynie centymetr nad podłogę, stuknęła nim o ziemię i torpedowym ruchem pochłonęła zawartość. Następnie trzepnęła głową. Nawet nie zauważyła kiedy poleciała jej łezka, ale gdyby ktoś o to zapytał to odpowiedź byłaby następująca: [You must be registered and logged in to see this link.]- I've got something in my eye... Mruknęłaby i pokręciłą głową, a następnie szeroko uśmiechnęła i zachichotała z jakiegoś żartu, które co jakiś czas były rzucane. Dlaczego ze wszystkich możliwych humorów jakie dostawała po wódce musiałą dostać ten smutny, filozoficzny i mściwy? Uwalniało to jej najgłębiej skrywane instynkty pierwiastka ślizgońskiego, a to nie było fajne. Słysząc teksty jakie Tony puszczał do Baxtera wykonała coś takiego: [You must be registered and logged in to see this image.]- Znalazł się wielki gentelmen, obrońca uciśnionych, ha? Warknęła. -Mam tego dość. Zrywam z tobą. Oznajmiła dramatycznie i wstała o mało nie prewracając krukona hiszpańskiego pochodzenia imieniem Julian, który niósł olbrzymią tacę z żarciem, która miałą dwa poziomy. Wzięła z góry pucharek z lodami śmietankowymi i zawartość wytrząsnęła prosto na głowę Sheparda. - Goń się!Skąd taki wybuch złości. Otóż spotengowane odczucia naszej gryfonki musiały wypłynąć na zewnątrz. A ona nienawidziła być ignorowana. To była dla niej najgorsza obelga. Słownie? Wal najgorszym co masz w słowniku. Ignoracja? Wypierdalaj gnoju na palmy prostować banany. Wyszła z pomieszczenia wolno, bo starała się to zrobić jak najbardziej prosto i jej nawet nie źle wychodziło, ale co jakiś czas podpierała się ramieniem stojącej obok osoby. Nikt nie ignoruje Elizabeth Margaret Hall. /Muuuusiałam xD Odczułam potrzebę dramaturgii! | |
| | | Jensen Kinghsley Dyrektor
Liczba postów : 270 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Czw Sie 02, 2012 1:14 pm | |
| Uśmiechnął się złośliwie do Cristiny. - Nie mogę! Jestem profesorem. Oboje byśmy wylecieli za taki numer. Chociaż nie powiem, że nie jest twoja propozycja kusząca.Oznajmił teraz już ciszej, bo skoro miała swoje ucho przy jego ustach to nie musiał marnować cennej energii na podnoszenie głosu. Czerpał satysfakcję z tej drobnej konwersacji. -Potrafię sobie wyobrazić jak rozpalona wzdychasz moje imię: "Jen...". Och, rozkoooszny widok. Wywrócił oczyma, a jego głos był prawie idealną repliką tego pamiętnego westchnienia, które sprawiło, że Jensen się przełamał. Nawet zachował tą chrypkę, w czym z całą pewnością pomogło mu zachrypnięcie alkoholowe. Czy sprawiało mu przyjemność bycie takim wrednym dla Cristiny? Nie. Najchętniej wziąłby ją, zabarykadował się w sypialni i pokazał takie sposoby uprawiania miłości, o jakich ona nawet nie śniła. Ale wiedział, że to nie jest sposób w jaki ona chce to rozegrać. Odniósł wrażenie, że Cristina próbuje zrobić na siłę wszystko tak, by on zobaczył, że nic się w ich relacji nie zmieniło, mimo, że mury poprzedniej przyjaźni jak dla niego runęły. Ktoś z kim uprawia się przygodny seks nie może pozostać blisko. Już raz to przerabiał z młodą nauczycielką astronomii, która uczyła w szkole w zeszłym roku. Jednak to ona nie wytrzymała napięcia i odeszła ze szkoły. - Nie jestem zainteresowany komplementami z twojej strony. Wiem, że jestem wygodny. Zaśmiał się lekko złośliwie, bo nie chciał już dodawać jak wiele kobiet mu to mówiło przed nią. Nie była oryginalna. Ani nawet urocza czy słodka. W tej chwili ogarnął nim spazm ochydy i obrzydzenia. Skąd to się wzięło? Jensen, człowieku?! O co Ci chodzi? I jakkolwiek odpowiedź na to pytanie nie padnie, tą odrazę jaką poczuł wewnątrz siebie... ona odmalowała się bardzo wyraźnie w jego oczach, które teraz były wlepione w oczy Cristiny. Poczuł, że musi coś zrobić. Uwolnić się. Wyjść. Może się wysikać. Jakakolwiek akcja byłą teraz mile widziana. Poczuł, że od tego czy się ruszy z miejsca czy nie zależy jego życie. A przynajmniej zdrowie psychiczne, które i tak już wisiało na włosku. I wtedy jej głowa wylądowała na kolanach Kinghsleya, a on się wzdrygnął. - Prawie? Uśmiechnął się. -Łaski bez.Wstał szybciej niż Cristina mogłaby powiedzieć "nie" i w ogóle nie przejął się czy jej głowa uderzyła o poasadzkę. Podniósł swój kieliszek. - Za Cristinę Ly Reed. Szczerą, odważną dziwkę z Hogwartu!Nie mówił do ogółu, ale prosto do Kryśki, jednakże postronni mogli to usłyszeć gdyby tylko im się chciało zwrócic uwagę na Jensena. Uniósł wysoko kieliszek i opróżnił jego zawartość. Zaczęło lecieć [You must be registered and logged in to see this link.] stary hicior. Wstęp był idealny. Jensen zaczął przeskakiwać z nogi na nogę jakby udając kowboja. - Uuuuuuhuuuuu! Zdjął koszulkę i zaczął nią kręcić niczym lasso. Kiedy zaczęły się słowa piosenki rzucił nią w publiczność i wszedł na biurko chwytając kremowe piwo. - Eye of the tiger! Dwoma palcami wskazał na swoje oczy, a potem na tłum w gabinecie i otworzył piwo przy pomocy zębów. Kapsel wypluł w stronę Reedówny. Kręcąc biodrami na prawo i lewo przechylił butelkę i wypił trochę piwa. Taniec na stole, a co! Idelane rozładowanie jensenowej frustracji. /Wiem, że nadużywam gifów, ale... znajduje takie perełki, które tak idealnie mówią o minach Jensena w danym momencie, że sie nie da no! | |
| | | Tony Shepard
Liczba postów : 254 Join date : 21/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Czw Sie 02, 2012 1:31 pm | |
| Różdżką? Ona powiedziała różdżką? Shepard uniósł swoją głowę patrząc na Kryśkę, która pozbawiała Gryfoniaka różdżki. No, proszę. Ten debil już tak się spił, że nawet nie protestował, kiedy dziewczyna zabierała mu magiczny patyk. Doprawdy, zdumiewające! Chyba jednak nawet bez postrzegania Shepard mógł zorientować się jak może skończyć się impreza dla tego jegomościa. I bynajmniej tutaj Tony po raz pierwszy w życiu nie chciał być ani odrobiny wredny czy też uprzedzony, on po prostu wiedział i znał takie przypadki jak kończyły. - I tak nie zmienia to faktu, że w spodniach powinien mieć interes… No chyba, że mu się nie wykształcił. – uniósł swoje dłonie do góry w dziwnym geście poddania się. Chyba już nie chciał dalej jechać po gryfonie, bo zwyczajnie go to nudziło i stanowczo miał za mało energii, aby to robić. Zresztą po co było sobie głowę zaprzątać jakimś tam cyckolubaczem? To, że był durny, to już jego sprawa, a nie młodego Sheparda. - Eeee… Wroński jest hetero, w stu procentach. Po co przecież używa antykoncepcyjnego matki. Gdyby lubił chłopców, to by już dawno dupczyłby się z Jensenem. W końcu on i te jego zaklęcia. – stwierdził Tony zupełnie nie przejmując się faktem, że przyszywany kuzyn może go słyszeć. I co by mu zrobił? Machnąłby swoją różdżką i walnąłby niewerbalną Avadką w Sheparda? Chyba przecież dokładnie wiedział o planach młodego, że nie chce dożyć dwudziestki, więc faktycznie pomógłby mu bardzo w tych planach. - Oszustwo…! OSZUSTWA SĄ WSPANIAŁE! GDYBY NIE ONE, NIE BYŁOBY MNIE TUTAJ! – wydarł się popierając tym samym Ślizgonkę całym swoim serduszkiem. Chyba nie od dzisiaj było wiadomo w jaki sposób Shepard wykorzystywał swój dar. Czasami na łaskę boską mogły liczyć właśnie Krysia i Ell, kiedy podawał mi pytania na następny sprawdzian z zaklęć albo z czegokolwiek innego. Nie ma jak to używać daru po to, aby oszukiwać. Tylko takie zastosowanie dla niego nasz młody Shepard odnalazł. - Uwaga… - szepnął złowieszczo widząc jak Gryfonka zaczyna się podnosić ze słowami, że zrywa z nim. Czyżby to oznaczało, że przyznała się do porażki? Tony wyszczerzył swoje ząbki. No proszę! Chyba nie pomyślał, że nastąpi to tak szybko! - Nadchodzi… - w sumie to gdyby się uprzeć, to Krukon mógłby się nieco przesunąć, bo znów błysnął swoimi cudownymi oczętami, aby wiedzieć, że Ell wyrzuci mu na głowę puchar lodów, ale po co? Śmietankowa breja zaraz okleiła jego włosy. Tony uniósł jeden palec i zlizał z niego trochę lodów. - Mmm, wie co dobre. – stwierdził patrząc do tyłu jak idzie Gryfonka. Dopiero kiedy wyszła z gabinetu, Shepard uniósł swój zacny tyłek. - No nic, muszę przypomnieć pannie Hall o naszym zakładzie. A właściwie o tym, że przegrała zakochując się we mnie. – ukłonił się grzecznie przed wszystkimi. - Jaja jak berety, nie? – znów zlizał trochę lodów ze swojej czupryny. - Lodowy, lodowy pingwin się z Wami żegna. – i podążył za Gryfonką. W przeciwieństwie do niej, lazł nawet prosto, bo nie wypił aż tyle.
Opuszczam temat.
| |
| | | Marcin Wroński Wicedyrektor
Liczba postów : 769 Join date : 20/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Czw Sie 02, 2012 1:51 pm | |
| Wroński stanowczo był za grzeczny. Siedział na podłodze i pił jeden za drugim kielichem. Nawet nie pojawiły się żadne rumieńce na jego twarzy. Nawet był zdolny do trenowania swojej okulmencji i trzymania dość dobrych barier na swoim umyśle. Jego stoicki spokój był aż dziwny, aż nienaturalny. Przecież ten człowiek potrafił wywijać na stołach podczas przeróżnych balów, bawił się z byłą dyrektorką, przeleciał się nawzajem z Yenną, a teraz? Siedział spokojnie od czasu do czasu odpowiadając na niektóre pytania albo zwyczajnie przysłuchując się rozmowom innych jeśli usłyszał swoje nazwisko lub imię. Doprawdy, takiemu człowiekowi należał się medal za jego postawę. Chyba jako jedyny w tym towarzystwie zachował klasę w pełnym znaczeniu tego słowa. - Nie, nie! – zaraz zaprzeczył słysząc słowa Krysi. Marcin nigdy nie wiedział czy na piękną osobę mówi się, że nie grzeszy czy grzeszy urodą. Po prostu to było dla niego zbyt dziwne, aby móc to ogarnąć. W dodatku język polski miał stanowczo za dużo wyjątków, aby nasz Mahcinek zastanawiał się nad istnieniem ich i nad ich użyciem. - Mohże coś pomyliłem, ale chodziło mi, hże jesteś ładna. – no co? Wroński lubił każdą dziewczynę, nie widział jeszcze brzydkiej. Nawet twierdził, że jego własna matka miała coś pomimo swoich blizn. Po prostu cały naród niewieści był piękny! Szkoda tylko, że większość dziewczyn nie potrafiło zobaczyć piękna w sobie… A to piękno tkwiło w chociażby szczegółach: wyjątkowym uśmiechu, błyszczących oczach, pieprzyku w dziwnym miejscu… Wystarczyła tylko jedna rzecz, która sprawiała, że cała osoba zaczynała błyszczeć niczym najjaśniejsza gwiazda na niebie. - To phawda co mówi Jensen? Ty i on…? Mi mohżesz powiedzieć. – puścił oczko Ślizgonce mając naprawdę nadzieję, że mu powie czy kochała się z Jensenem czy też nie. Dlaczego pytał ją, a nie mężczyzny? Ze zwykłego powodu: mężczyzna aż za dużo miał na koncie podbojów miłosnych i Mahcin już od ładnych paru lat się o to nie wypytywał, bo czasami aż popadał w kompleksy słysząc o orgiach zacnego pana Kinghsleya. I znów Mahcino pozostał sam, bo panna Krysia wolała zainteresować się mistrzem eliksirów. No nic… Nasz szkolny Iron Man musiał pogodzić się z tym, że brakowało mu aż takiej cudownej prezencji oraz pleców w postaci Dyptama w rodzinie. Nie mniej jednak może kiedyś się do niego szczęście uśmiechnie i uda mu się zdobyć podobne panowanie, którym cieszył się Jensen… Ale to były tylko pobożne życzenia. Wroński napił się kolejny kieliszek. Z rozbawieniem oglądał scenkę rozegraną pomiędzy Elizabeth a Tonym. Naprawdę lubił tą Gryfonkę. Kiedy „wylała” (trudno było znaleźć mi słowo) lody śmietankowe na cudownie ułożoną fryzurkę Krukona, parsknął śmiechem. Tony wyglądał teraz jakby miał śmietankową spermę na głowie. Skoro Mahcin miał już takie skojarzenia z seksem, to znaczyło, że powoli bimber zaczął na niego działać. - Leć Homeo i phrzephoś Julię! – zakrzyknął za Tonym, który również podniósł się za Ell. Dzieciaki… Kiedyś Marcin był taki sam. Również nie wiedział czego chciał i nie potrafił określić swoich uczuć. Chociaż czy teraz było inaczej? Raczej też nie. Przybyło mu kilka lat, nic więcej. Polał sobie kolejną kolejkę – tym razem z nowej butelki, którą przywołał ze stołu. Jakie to było smutne, że praktycznie Wroński pił sam ze sobą. Na szczęście nie narzekał. O oklumencji już całkowicie zapomniał…
Koniec treningu!
| |
| | | Cristina Reed Klasa VI
Liczba postów : 720 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Czw Sie 02, 2012 3:01 pm | |
| Cristinie odrobinę ulżyło, kiedy Elle kiwnęła głową. Nie żeby miała co do tego wątpliwości, w końcu nie wybrała sobie na przyjaciółkę kretynki skończonej (tylko taką zabawną kretynkę, jak i sama Reed). Mimo wszystko alkohol, no i fakt, że nagle wszyscy skupili swoją uwagę na Cris, zamiast na Ellie, mógł wyprowadzić ją z równowagi. Kiedy Gryfonka zaczęła nalewać, Criss wytarła wyimaginowaną łezkę z oka i pełnym wzruszenia głosem krzyknęła do Hallówny: - Krwi z mojej krwi! - Tak, tak, to miał być znak, że jest dumna z podjęcia babskiej decyzji przez Lizzie. Faceci nie potrafili podejmować takich decyzji równie szybko i sprawnie, co kobiety. Natychmiast sięgnęła po świeżo napełniony kieliszek i, uśmiechając się wymownie do Ellie, uniosła go w ramach toastu. Szybko wychyliła jego zawartość, która paliła odrobinę mniej, niż poprzednio. Nadal była trzeźwa jak hipogryf, którego nikt nie obrażał i jeśli po jeszcze pięciu kieliszkach nie poczuje choć lekkiego kręcenia się w głowie, to chyba specjalnie ruszy dupę do Polski, żeby obrazić seniora rodu Wrońskich! Uśmiechnęła się mściwie, kiedy Ellie zwróciła się do Tony'ego. Nie żeby cieszyło ją obrażanie kumpla (chociaż cieszyło jak cholera, najlepszych przyjaciół zawsze się obraża!), ale miny Elizabeth były przekomiczne, no i... naprawdę wzięła Baxtera pod swoje piersi. Widząc, że chłopak wypił już swoją kolejkę, wzięła z rąk Ell butelkę i dolała Benowi jeszcze jednego, nadprogramowego kieliszka. W polewanie się nie bawiła z jej ręcznym adhd, o nie! Uśmiech znikł z jej ust, przeradzając się w ogromne o (takie akurat, żeby zmieścić tam drugą i pierwszą różdżkę Jensena na raz), kiedy Lizzie zerwała z Shepardem. - A co z wy... piciem za szwagierstwo?! - jęknęła, w odpowiedniej chwili zmieniając wersję: co z wygraniem zakładu na tę, która była bezpieczniejsza i nie pogrążała ani Elżbiety, ani Krystyny. Ze smutkiem pokręciła głową, jednak po sekundzie dotarło do niej, że Elizabeth mówi serio. - Melancholia, filozofia i mściwość? - mruknęła do ucha Jensena, bo czego między nimi nie było, nadal byli przyjaciółmi Hall. I nikt tak jak oni nie znał stanów post-alkoholowych Gryfonki. O nie, nie znaczyło to, że tylko z nimi piła. Po prostu byli w niewielkiej grupce ludzi, którym udawało się wychodzić z popijaw trzeźwiejszymi, niż Ellie Hall. To wszystko działo się przed jej wymianą zdań z Jensenem, więc teraz mogła spokojnie zająć swoje miejsce. Aż dziw, że Jensen nie wpakował w nie Wrońskiego, żeby nie mogła znowu denerwować go swoją obecnością... Bo jakoś jej się podejrzewało (a raczej jej głowa, leżąca obecnie na nogach Kinghsley'a, wyczuwała), że faktycznie go drażniła. Ach, Ułamek z Wili mogła się od niej uczyć, jak być prawdziwą slut! Wkurzała jednego faceta, drugiemu cały czas coś obiecywała, a trzeciego... jej spojrzenie spoczęło na Wrońskim. A z trzecim ma zamiar flirtować. -Pan profesor urodą zdecydowanie grzeszy. Wie pan dlaczego? Bo ilość kobiet, które patrząc na pana ma zdecydowanie... grzeszne myśli jest ogromna. Na pewno gorsza, niż w przypadku tego tam - Skinęła głową w stronę Kinghsley'a, ale cały czas uśmiechała się słodko do Marcina. Niestety, później musiał wspomnieć o czymś, o czym Reed na pewno nie miała zamiaru mówić komukolwiek, prócz Lizzie. A już na pewno nie nauczycielowi. - Nie zna pan nas, profesorze? - Zaśmiała się i pokiwała głową, jakby chciała powiedzieć: no że ci kretyni uwierzyli, ale pan! Teraz musiała poradzić sobie z Jensenem... Który okazał się być aż nazbyt dobrym przeciwnikiem. - Wywalenie z beznadziejnej roboty w zamian za piętnaście minut w składziku ze mną? - Uśmiechnęła się wymownie i uniosła brew. - Jak dla mnie aż nazbyt kusząca propozycja. Aż nazbyt dobrym przeciwnikiem, ale jeśli myślał, że nawiązując do wydarzeń z poprzedniego wieczora wprawi Cristinę w zażenowanie, a przynajmniej wywoła u niej rumieniec, to dotkliwie się pomylił. Reed nie wstydziła się tego, co między nimi zaszło, nie miała problemów z rozmawianiem o seksie i tak naprawdę jedyną blokadą, jaką obecnie mieli, była zbyt duża liczba uszu wokół nich. Prawda jednak była taka, że - pomimo braku wstydu - żadna riposta nie przyszła Cristinie do głowy. Już samo to było wystarczająco wkurwiające i frustrujące zarazem, ale głos Jensena załatwił sprawę całkowicie. Przed państwem jedna z niewielu sytuacji, kiedy Cris Reed zamilkła, nie wiedząc co ma powiedzieć i... poddała się. Tak. Bo tego nie można było nazwać przegraną. Przegrywasz, kiedy choćby podejmujesz próbę walki, kiedy jakakolwiek riposta opuszcza twoje usta. Cris była Ślizgonka. Wiedziała, że czego nie powie - przegra. Więc wycofała się. W odpowiednim momencie. Niestety, nie trwało to długo, bo kolejny komentarz Jensena wręcz prosił się o uwagę. - W takim razie powinieneś się cieszyć, że wiele ich nie słyszałeś - skwitowała z nutą pobłażliwości, jakby nic, co robił Jensen na nią nie wpływało. Wkurwiło ją jedynie to obrzydzenie w jego oczach, to, które wydawało się jej tak nie na miejscu po zdarzeniu w składziku. Miała ochotę znaleźć tego chłopaka z jedzeniem i zrobić z drugim pucharkiem lodów to, co Ellie właśnie robiła z Tonym. Zerwała się z podłogi parę sekund po przyjaciółce (w końcu musiała się wyśmiać widząc, jak cudownie wyglądał Shepard z lodami na głowie) i natychmiast za nią pobiegła, potrącając tego samego Krukona, co ruda. Niestety, zanim znalazła się na korytarzu, Elizabeth znikła z zasięgu jej wzroku. - Damn you! - wydarła się, na co stojąca najbliżej zbroja zaskrzypiała z wyraźnym oburzeniem. - Ciebie i kurwa, ją też! - krzyknęła w kierunku kawałka żelastwa, któremu wybitnie nie podobało się słownictwo panny Reed. Dzięki temu prostemu zabiegowi udało jej się uniknąć jakże upokarzającej sytuacji, z której oczywiście wyszłaby z twarzą. Reed wyszła z twarzą z próby morderstwa. Tak jakby. Wróciła akurat w chwili, kiedy Jensen wygłaszał jakże uroczy toast. Prawda była taka, że nikt się już nimi nie interesował, że w tym samym czasie rozgrywały się dwie bitwy. Jedna między Tonym a Ellie, a druga między Jensenem a Cristiną. Skoro ta pierwsza była bardziej widowiskowa, spojrzenie tych, którzy jeszcze nie leżeli na podłodze próbując opanować swoje upojenie alkoholowe, nie tańczyli, ani nie obściskiwali się w kątach, spoczęło na Anthonym, który właśnie oznajmiał przegranie zakładu. - Chuj centymetrowy z ciebie, Shepard! - wrzasnęła za wychodzącym chłopakiem, bo są w życiu każdej Cristiny Reed priorytety. Elizabeth Hall stała na pierwszym miejscu jej listy. Po co ona w ogóle wracała do gabinetu, na tę przeklętą imprezę? Dla Jensena czy dla Baxtera? A może dla obu? Dla swojej durnej godności? Hipogryf by cię kopnął, Reed... Dopiero teraz odpowiedziała na toast Jensena. - Przynajmniej nie ukrywam prawdy o sobie, Kinghsley. - Tak, tak, powiało chłodem. Nawet w chwilach, kiedy obrażała go z całych sił, nazywała go Jensenem, bo w ten sposób strącała go z piedestału nauczycielskości. Aż żałowała, że nie dodała przed nazwiskiem słowa 'profesor', wybudowałoby jeszcze większa granicę między nimi. Bo Kinghsley najwyraźniej naprawdę uważał, że nie mogli pozostać przyjaciółmi. I dlaczego? Dlatego, że się przespali! Dobre sobie! Cris zerknęła na Bena. W takim razie tu i teraz, na przykładzie pokaże, że można przyjaźnić się z kimś, z kim się spało i w żaden sposób nie zmieni to waszych relacji. Sięgnęła ręką po opuszczony bimber, chlusnęła sobie zdrowo z gwinta i mimowolnie potrząsnęła głową. Upita czy szalona, nie obchodziło jej to zbytnio. Była dziwką z Hogwartu, prawda? W dodatku odważną i szczerą, piękne przymioty domu Godryka! I z jego podopiecznym miała zamiar spędzić parę najbliższych minut. Nie, nie łudziła się, że to będzie seks porównywalny do tego z Jensenem. Nie o to jej chodziło. Miała w planach tylko dwie rzeczy - udowodnienie czegoś sobie (i nie chodziło o to, że może się podobać, tylko o możliwość bytności relacji zwanej powszechnie friends with benefits) i odpłacenie Benowi za swoją głupotę, przez którą prawie go zamordowała. Podciągnęła Baxtera do góry i ruszyła z nim w stronę sypialni. Dwadzieścia razy upewniła się, że Kinghsley nie patrzy w ich stronę (i bardzo dobrze), bo właśnie odstawiał cyrk na stole otoczony przez parę zbyt napalonych Krukonek. Z odrobiną złośliwości pomyślała, że teraz, kiedy dzięki niej przekroczył granicę, nie powinien mieć oporów przed wyruchaniem paru swoich wspaniałych niebieskich dziewczyn. Tuż przy drzwiach do sypialni zawróciła stamtąd mieszaną parę Gryfońsko-Krukońską (przez chwilę pomyślała o Ell, ale natychmiast zagłuszyła wyrzuty sumienia słowem: później), jednak wystarczyło im spojrzeć na minę Cristiny, żeby zrobili jej przejście. Wciągnęła do środka Bena, który zbytnio się nie opierał. właściwie to stwierdzenie, że się opierał w ogóle było fatalnym nieporozumieniem. Jedyne, co przeszkadzalo mu w chodzeniu, to wypita ilość alkoholu i Cris miała tylko nadzieję, że jutro będzie cokolwiek pamiętać. No dobrze, będzie pamiętać przyjemność, nie jak dokładnie go potraktowała, bo miła być nie miała zamiaru. Pchnęła go gdzieś w stronę łóżka i z nutą zdziwienia usłyszała, że faktycznie na nie trafił. Wzruszyła ramionami z cichym 'hm', jakby nie było to nic, co powinno skupić na sobie jej uwagę na dłużej, niż pięć sekund i zamknęła drzwi. - Propinquus - powiedziała wyraźnie, wskazując rózdżką na zamek. Co prawda czar był potężny, ale Cris korzystała z nieswojej różdżki. Mimo to dla kogoś, kto chciałby się tam włamać, powinno to zając co najmniej pół godziny. Ale niech Jensen się nie martwi. Po szybkim numerku miała zamiar złamać zaklęcie i uwolnić jego sypialnię. Może nawet po nich posprząta? Cisnęła różdżkę gdzieś na ziemię, żeby im nie przeszkadzała i weszła na łóżko, okrakiem siadając na Bennym. Morgano, on się naprawdę tak ubrał na alkoholową imprezę, kiedy wiadomo, że alkohol rozgrzewa?! Cris tylko raz nałożyła kurteczkę, na jedną ze swoich pierwszych imprez, i skończyło się na tym, że później chodziła w staniku i spodniach, tak było jej w górę gorąco. Ale w końcu była Reed, nikt się tym nie przejmował. Teraz też zmięła w ustach komentarz i wyszarpnęła ręce Baxtera z marynarki. Chłopak tylko wpatrywał się to w jej twarz, jakby pytał się czy naprawdę to robi, to na jej cycki, jakby czekał, kiedy wreszcie zdejmie bluzkę i stanik. Cris miała już dość tych spojrzeń, więc zrzuciła z siebie bluzkę, a ręce Bena powędrowały w stronę jej piersi, jakby był zombie ze starego horroru, nad którego głową unosi się dymek: mózg! Cris strąciła jego ręce, a zamiast tego zaczęła rozpinać mu koszule, ale po pięciu minutach stwierdziła, że to bez sensu. Zamiast tego wypakowała go ze spodni - a i to nie do końca, tylko tyle, ile było jej potrzeba. Z odrobiną kpiny zerknęła na jego... męskość, a nazwijmy to w ten sposób, chociaż nie udało jej się nie porównać go z Jen... Zachichotała mimowolnie, a gdy jakieś takie zamulone spojrzenie Bena na niej spoczęło, pokręciła głową, mówiąc szybko: nic, nic. Durny Jensen, cały czas jej w głowie siedział. Więc teraz wniosek, który nasuwa się większości z was zapewne brzmi - jednak Cris ma zamiar uprawiać seks z Baxterem tylko po to, żeby wywołać zazdrość w Jensenie. A otóż nie. Cris ma zamiar uprawiać seks z Baxterem dlatego, że ma ochotę go uszczęśliwić. Bo taka z niej pierdolona altruistka. Nie przejmując się zdejmowaniem spódniczki, ściągnęła z siebie majtki (całkiem ładne, z odrobinkę dłuższymi nogawkami, granatowe, w identycznym kolorze co stanik - nie po to, żeby wyglądały ładnie, tylko wiedziała, jak to bywało, kiedy nakładała spódniczkę. koniec końców zawsze zasypiała w dziwnych miejscach i w dziwny sposób, a wszyscy mieli wgląd na jakąś połowę jej gołego tyłka) i znowu wlazła na na Bena, na parę sekund wisząc nad nim w powietrzu. Tak powinien wyglądać seks na imprezie. Chociaż nie. Nie powinna nawet zdjąć bluzki, ale cóż, Nie musiała się wysilać, jego druga magiczna różdżka (jeny, jak ja kocham to określenie, Ania luv ya foreva!) już była w stanie gotowym do wystrzelenia Avady. Powoli na niego opadła, czując, jak, przy jej pomocy, bez większego problemu w nią wszedł. Zanim zaczęła ruszać biodrami, miała ochotę nachylić się nad Benem i pocałować go, ale ta myśl wywietrzała tak szybko, jak się pojawiła. Żadne z nich tego nie potrzebowało, no, a już na pewno nie pan Baxter. Wystarczyło parę ruchów, by Ben spróbował wystrzelić Avadą. Cóż, dla niego zdecydowanie była to Avada, ale dla niej jak... Wingardium Leviosa. Nie, nie, Leviosa też była śmiertelna. Cóż, panna Reed nie była Fedrą nó Delaunay, żeby zwykły jedenastominutowiec (bo tyle według znanego wszystkim guru onetowych oczytanych nastolatek trwał przeciętny stosunek) mógł doprowadzić ją do orgazmu. Zeszła z Baxtera, a jego penis wysunął się z niej z cichym i odrobinę obleśnym plaśnięciem. - No już, muszę tu posprzątać - warknęła na Bena, zganiając go z łóżka, a ten nałożył spodnie na tyłek i ruszył do drzwi. Parę razy szarpnął klamką i odwrócił się w stronę Cris z niezrozumieniem. No tak, zamknęła przecież drzwi. Skupiła się na naprawdę mocnym Colloportusie, takim, który potrafił otworzyć drzwi, a jednocześnie nakładała bluzkę i spódniczkę. Kiedy Baxter wyszedł, ponownie przypieczętowała drzwi tym samym zaklęciem i, zamiast ogarnąć pościel, padła na łóżko. Zajebiście... Cóż, przynajmniej nie miała długu wobec Gryfona. I wychodził raczej zadowolony, choć zbytnio jej nie pomacał. Ziewnęła szeroko, a jej powieki zaczęły się kleić. No tak... powoli przychodził do niej sen, w końcu była już tyle godzin na nogach, a ze snem Cris walczyć nie umiała... I nikt nie umiał jej zbudzić, nie, dopóki nie minie przynajmniej osiem godzin. W jakimś ostatnim przebłysku racjonalizmu pomyślała, że jej będzie niewygodnie w spódniczce i staniku, bo spódniczka będzie ograniczać ruchy jej nóg, które w nocy wariowały, jak ruchy w dzień, a stanik będzie się odciskał na jej ciele. Nogami ściągnęła z siebie kosmiczną spódnicę, a stanik wyciągnęła od spodu, nawet nie zdejmując bluzki w sposobie znanym chyba każdej dziewczynie. Przewróciła się na brzuch, bo, niezależnie od tego w jakiej pozycji by zasypiała, koniec końców zawsze lądowała na brzuchu. Objęła poduszkę, przytulając do niej prawy policzek i nogami wymacała kołdrę, by przykryć nią jedną, drugą kładąc na wierzch. Nie minęło parę sekund, nie zdążyła nawet pomyśleć: kurwa, przecież to sypialnia Jense..., kiedy odpłynęła do ukochanej przez nią i Morfeusza krainy.
/przedstawiam wam genderswap Briana Fuckin' Kinney'a, szlag by was w dupę...
Ostatnio zmieniony przez Cristina Reed dnia Czw Sie 02, 2012 5:23 pm, w całości zmieniany 2 razy | |
| | | Marcin Wroński Wicedyrektor
Liczba postów : 769 Join date : 20/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Czw Sie 02, 2012 4:08 pm | |
| Zacny pan Marcin całkowicie nie ogarniał tego, co się dzieje dookoła niego, bo zwyczajnie działo się o wiele za dużo. Tyle przeróżnych cyrków dookoła niego, że sam nie wiedział na czym ma skupić swoją uwagę. Pijani uczniowie walali się po całym gabinecie Jensena, ktoś nawet wylądował pod stołem (dobrze, że nie rozlał alkoholu ani nie zwalił żadnej cennej butelki). Mahcino pił nadal sam. Już nie odpowiedział Krysi na jej słowa jakoby wiele kobiet ma grzeszne myśli widząc jego skromną osobę, ponieważ zwyczajnie nie wiedział co ma powiedzieć. Wroński wypił kolejną kolejkę bimbru z nijakim Krukonem Horracym, który akurat się napatoczył. Tymczasem Jensen zaczął tańczyć. Mahcino uśmiechnął się szeroko. Przynajmniej mężczyzna dobrze się bawił i raczej nie wyglądało, aby miał jakkolwiek jutro żałować, że urządził taką dziką popijawę i zaprosił na nią nawet i uczniów. Sam Wroński chyba nie zaprosiłby uczniaków do swojego gabinetu, bo zwyczajnie bałby się o swoje rzeczy… Ale przecież Jensen i Marcin nie byli do siebie jakkolwiek podobni. Mahcino był o wiele bardziej ostrożny, udawał pana z dobrego domu i często zachowywał się tak jakby połknął kij. Na szczęście nie zawsze, chociażby na takich popijawach wychodziło jakie z niego jest ziółko. Mahcino wreszcie stał i przeciągnął się potężnie. Właściwie to chyba czas już było opuścić imprezę, pomimo tego, że dość mocno się rozkręciła. Wroński spojrzał na zegarek i aż go rozbolała głowa. No nic, naprawdę będzie musiał się ewakuować póki nogi się nad nim nie załamują. Jakoś sobie nie wyobrażał pozostania na całą noc w gabinecie kumpla. Jeszcze rano zagoniłby go do sprzątania, a Wroński nienawidził sprzątać. To, że poskładał ubrania Yenny wcale nie znaczyło, że był wielkim fanem porządków. Jako, że Jensen zbyt dobrze się bawił, Wroński nie zamierzał mu zawracać głowy swoją własną osobą. Tańcząc razem z innymi uczniami powoli przesuwał się w stronę drzwi. Tam zatrzymał jakąś blond piękność z siódmej klasy i spróbował sprzedać jej całusa. Niestety, tej nie za bardzo uśmiechało się całowanie z profesorkiem, dlatego ta cała scena wyglądała mniej więcej tak: Z tego powodu, że całus mu nie wyszedł, Wroński był bardzo niepocieszony. Wyciągnął ostatni kieliszek (tym razem była to chyba ruska wódka) z rąk jakiegoś Ślizgona i wypił go do dna. - Blehh… - skomentował jej smak. Jeszcze raz spojrzał na całą ferajnę. Uśmiechnął się pod nosem. Nawet było fajnie. Teraz musiał dotrzeć do swojego gabinetu… Nie, moja kochana magiczna różdżko w spodniach. Nie do gabinetu Rachel. Co za dużo, to niezdrowo.Wroński wreszcie opuścił gabinet. Otworzył i zamknął drzwi bardzo ostrożnie, chociaż zapewne gdyby trzasnąłby nimi z pełnej pary i tak nie zrobiłby na nikim żadnego wrażenia. Zadowolony z siebie, ruszył przez korytarz. Biedne portrety obok gabinetu Jensena zwyczajnie opuściły swoje ramy, bo nie mogły wytrzymać tych hałasów. Ale jazda! Zły humor z powodu nieudanego pocałunku gdzieś się tam ulotnił. Teraz marzył tylko o tym, aby znaleźć się w swoim cieplutkim i jakże mięciutkim łóżeczku. Opuszczam temat. | |
| | | Jensen Kinghsley Dyrektor
Liczba postów : 270 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Czw Sie 02, 2012 5:45 pm | |
| Piosenka w końcu się skończyła, a właśnie zabrał się rękoma za swój pasek poruszając się niczym zawodowy striptizer. Jensen był chłopakiem, którego nigdy nie miały i nigdy nie będą mieć. Ideałem męża o którym mogły pomarzyć podczas samotnych wieczorów. Perfekcyjnym facetem na jednorazową przygodę. Niestety ostatnie takty Eye of the tiger ucichły i poleciała jakaś inna piosenka już tych nowszych. Rozłożył ręce w geście bezradności. -Sorry Ladies... Mruknął i skoczył prosto w ich tłum, a one skorzystały bardzo perfidnie z faktu wymówki: "musimy pana podtrzymać panie profesorze, bo taki skok jest niebezpieczny". Czując na sobie conajmniej tuzin rąk zaśmiał się paskudnie, jak stary zboczeniec, ale akurat w jego wykonaniu było to oczywiście pociągające. Przyjrzał sie twarzom wszystkich otaczających go dziewcząt i wyciągnął rękę do jednej, stanowiącej całkowite przeciwieństwo Cristiny. Wysoka, smukła blondyneczka, o idealnych lokach i pięknych krągłościach. Lekko wstawiona, więc nie było problemu by poszła z nim zatańczyć. Obracał nią niczym kot bawiący się swoją ofiarą. W prawo, w lewo, zawijał, odwijał, przyciągał i odpychał od swojego boskiego ciała. Co jak co, ale w tańcu wyglądał nie gorzej niż młody bóg! Na koniec piosenki zetknął się czołami ze swoją taneczną partnerką, a ta wykonała ruch jakby chciał go pocałować. Na ten fakt Jensen położył jej swoją rękę na twarzy obejmujac ją prawie całą i odepchnął. -Co za dużo to niezdrowo, cukiereczku... Szepnął pogardliwie i zostawił dziewczynę samą na środku "parkietu" jak rasowy chuj. Och, no zaraz, zaraz. Każdy facet to, jakby nie ukrywać był chuj. Ale jak chodziło o Jensena to nie mógł być jakimś tam kundelkiem. On był rasowy i to z jakiejś lini książęcej co całkowicie uprawniało go do bycia również chamem. I chociaż zazwyczaj z tego nie korzystał dziś panna Reed wyzwoliła w nim najgorsze ze wszystkich instynktów. Niczym łowca przeczesywał wzrokiem tłum napranych dziewcząt. W końcu podbił do wyjątkowo cycatej Gryfonki i zatańczył z nią wolny taniec. Kiedy tylko swoimi powolnymi podrygami trafiali w okolice biurka Jensen pociągał łyk pierwszej, losowej butelki. Szkocka wciąż pozostała nieotwarta, więc do tej sie nie pchał. Bimber Wrońskiego był w obiegu, zaś ruska juz prawie zeszła. Popijał więc Whisky. W pewnym momencie nawet nie parał się odstawianiem butelki na biurko tylko tańczył z trunkiem w ręce. Tak robią prawdziwe ignoranckie chamy. A on chciał właśnie teraz takiego zgrywać. W końcu jednak tańczenie mu się znudziło, a w pęcherzu poczuł znajomy ucisk świadczący o pzyjęciu zbyt dużej ilości płynów. Nie miał pojęcia jak niektórzy chodzili sikać tylko rano i wieczorem. On praktycznie latał na każdej przerwie między lekcjami. Ot trafił mu się mały pęcherz. Dobrze, że nie małe co innego. Gabinet ten mał jednak jedną bardzo dużą wadę. Do kibelka dało się dostać tylko przez sypialnię. Odgarnął włosy z twarzy i poprawił koszulkę. Machinalnie upewniając się, że ma w tylnej kieszeni różdżkę. Tik nerwowy był tikiem nerwowym w każdej sytuacji i nie dało się tego wyzbyć. Zaczął się przeciskać przez tłum uczniów aż do drzwi do sypialni, które jak dobrze pamiętał zostawił otwarte na oścież, ale wzrok go raczej nie mylił. Miał nadzieję, że nie przerwie nikomu w ekstazie. Dopiero kiedy przeszedł przez całą długość gabinetu i nie zobaczył nigdzie Cristiny jego myśl przemknęła w okolicach, że szkoda iż jej tu nie ma bo chciałby by zobaczyła jego podboje i zrozumiała, że nie jest jedyną, którą on może zdobyć. Ba! Że on może mieć każdą. Złapał za klamkę od drzwi i lekko ją nacisnął, bo szła jak po maśle w przeciwieństwie do jego starego gabinetu. Jednak napotkał opór. -Co jest do kurwy nędzy... Szepnął i spróbował jeszcze raz. Zmierzył drzwi jakby te stawiały mu conajmniej wyzwanie. -You've got to be shitting me! Warknął i wyciągnął różdżkę ze swoich spodni. Nie, nie przyszło mu do głowy, że ktoś w środku zwyczajnie w świecie może się pieprzyć. A gdzie tam! W końcu Jensen pod wpływem alkoholu absolutnie nie myślał o konsekwencjach swoich działań. Ale nie będąc pod wpływem najwyraźniej też skoro przespał się z Cristiną Ly Reed. -Aloho...mora. W środku czknął, więc pokręcił głową i zafundował swojej różdżce podejście numer dwa. -Alohomora. Nic się nie stało. Wzudziło to poniekąd jego podejrzliwość, ale bardziej zwrócił uwagę na fakt, że wyzwanie właśnie zawyżyło poprzeczkę do przeskoczenia. -Jak tak stawiasz sprawę... Mruknął patrząc na drzwi jak na najgorszego wroga i z pogardą mierząc je w pojedynku na spojrzenia. Szkoda tylko, że drzwi nie miały oczu, ale zdawało się, że dla Jensena nie ma to najmniejszego znaczenia. -Jensen... Tam weszła Reed i Baxter. Chyba nie chcesz im przeszkadzać. Powiedział Krukon, którego wcześniej przegoniła od sypialni Ly Reed. -Co? Ile minęło?! -Jakieś dwadzieścia minut może mniej... Odpowiedział Krukon zdziwiony tą reakcją. Jensen miał furię w oczach. Ona wstydu doprawdy nie miała! Miała go mniej niż Jensen! Miała go mniej niż... tania dziwka spod londyńskiego mostu! Jak śmiała w tym samym dniu najpierw pieprzyć się z nim, a potem w JEGO sypialni walić jakiegoś... pedała! O nie! Widać seks z nim fakycznie doprowadził ślizgonkę do szaleństwa, że tak nisko spadła. Odwrócił się w kierunku drzwi i raz jeszcze wymierzył im spojrzenie jak kowboj tuż przed pojedynkiem w samo południe. To było dokłądnie to spojrzenie, którym ci kowboje się raczą. Wybiła północ i ludzie zaczęli opuszczać gabinet Kinghsleya. Hey, w końcu rano były lekcje. Jensen zacisnął rękę na patyczku. -Bombarda Maxima! Czuł, że wytrzeźwiał, chociaż to nie do końca była prawda. Było to podobne do tego uczucia kiedy adrenalina wlałą się w jego żyły wtedy, w składziku. Muzyka wciąż była głośna więc huk nie był słyszalny, a drzwi popękały lecz się nie rozpadły, za to trochę ściany pokruszyło się na podłogę. Musiał trafić w bok drzwi, zamiast ich środek. Tak ciężko było wycelować kiedy obraz lekko drgał. -Confringo! Drewno poszło w drobny mak. Jensen wkroczył wolnym krokiem do swojej sypialni i zmierzył wzrokiem parę. Stał teraz na wyciągnięcie ręki od Benjamina, ale już nawet nie chciał go uderzyć. -No proszę... od kurewskiej całej nacji... Baxter akurat wychodził, a Jen go nie powstrzymywał. -Przyszły kurwy w delegacji. Z lekko złośliwym uśmieszkiem skomentował sytuację i spojrzał na tak pijanego gryfona, że ten to chyba nawet nie wiedział, że uprawiał seks. -Śmieć Warknął i przeniósł spojrzenie na Ly Reed. -Więc zjeżdżają się jebacze, Czarodzieje, zaklinacze, I rycerze, królewicze, By królewnie zerżnąć piczę! Każdy swoich sił próbuje, Lecz choć tęgie mieli chuje Na nic się to wszystko zdało, Bo królewnie wciąż... za mało. Recytował z każdym wersem robiąc krok do przodu. -Serio? Zapytał patrząc na Cris, której przerwał sprzątanie jego łóżka, wyglądała dość marnie i dość sennie. -Dwóch w jednym dniu, no no. Nawet ja nie mam takiego apetytu. Powiedział z obrzydzeniem na nią patrząc. I nie było to wymuszone obrzydzenie, lecz najprawdziwsze. Najprawdziwsze we wszechświecie. Jebana (dosłownie) Cristina. Nie dał jej tej satysfakcji wykłócania się z nim. Poszedł do łazienki, żeby zrobić to, po co w ogóle tu przyszedł. Wysikać się. | |
| | | Cristina Reed Klasa VI
Liczba postów : 720 Join date : 24/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Czw Sie 02, 2012 6:15 pm | |
| /będzie krótko, sorry, bejb xD
Cris była tak zaspana, kiedy do sypialni wpadł Jensen tuż po tym, jak wyrzuciła Gryfona i musiał chyba śmieciem nazwać go już na zewnątrz. Była tak rozespana (najwyraźniej Maxima jednak zaliczała się do rzeczy, które mogły Cris obudzić), że nadal nie do końca wiedziała, co się dzieje. - Bard? - spytała ze zdziwieniem, kiedy dosłyszała jakieś rymy, ale jakie, to już dobrze nie kojarzyła. Zaspana Cristina Reed to zjawisko straszne, wierzcie mi. By dobudzić taką potworę trzeba było pięciu godzin. Nic dziwnego, że kiedy wybierała się na imprezę albo na nocne przechadzki, następnego dnia nie zjawiała się na lekcjach. A przynajmniej nie na innych, niż astronomia. Po omacku zaczęła układać pościel, na której było jej naprawdę wygodnie i wreszcie dotarło do niej, że właścicielem głosu był Jensen. - A, to ty - przywitała się prawie tak samo, jak wieeele godzin wcześniej w składziku i przeczesała palcami włosy, jednocześnie ziewając potężnie. - Jest już po północy, Kinghsleeeeey - powiedziała, a jego nazwisko zmieniło się w przeciągłe ziewnięcie. Machnęła ręką w stronę zegara, który na pewno gdzieś tam wisiał, bo kiedy wchodziła do sypialni jakoś wpadła jej w oczy godzina: trzydzieści pięć po północy. Teraz pewnie było jeszcze później, więc Cris nie musiała się przejmować. Na szczęście Jensen przestał jej drzeć się do ucha i gdzieś poszedł, a ona mogła usiąść na brzegu łóżka, spuszczając nogi na podłogę i jakoś tak automatycznie wciągnęła spódniczkę, chociaż nadal jej się drzemało.
| |
| | | Jensen Kinghsley Dyrektor
Liczba postów : 270 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Czw Sie 02, 2012 7:01 pm | |
| Wysikał się. Umył rączki. Wrócił do kibelka i się dosikiwowywał. Umył rączki. Poprawił włosy i oparł się obiema rękoma o umywalkę nieobecnym wzrokiem wgapiając się w swoje odbicie. Zdenerwowało go to, że widok Cristiny i Benjamina oraz świadomość tego, że chwilę wcześniej uprawiali seks, tak paskudnie na niego zadziałał. Nie rozumiał kompletnie dlaczego ten dzień obfitował w tak irracjonalne zachowania. Do tego wszystkiego czuł jakby miał zaraz zwymiotować, ale się powstrzymał. Wyciągnął różdżkę ze spodni, odłożył ją na blat przy umywalce. Był już pozbawiony koszulki. Teraz tylko zrzucił na ziemię bokserki i znalazł porzucone gdzieś, przypalone spodnie z dresu w kolorze szarym będące należnością Dyptama Kinghsleya. Nie miał już siły na więcej przygód tego dnia. Dostrzegł, że lekko obsikał sedes, co mu się po pijaku lub w wyjątkowym rozkojarzeniu zdarzało. Chwycił różdżkę. -Tergeo. No... Tergeo! Potrenował zaklęcie jeszcze kilka razy nim w końcu biały sedesik zalśnił czystością. Spróbuje jeszcze oczyścić tym zaklęciem podłogę w sypialni i pościel. Nie mógłby znieść myśli spania na tym co przed chwilą zostało tak kurewsko zbrukane. Wyszedł z łazienki drapiąc się po tyłku. -Ty ciągle tutaj Warknął z niesmakiem i dźgnął ją różdżką żeby się obudziła, ale na niewiel się to chyba zdało. -Levicorpus! Syknał kierując różdżkę w strone Cristiny i nie przejmując się tym czy zostanie uniesiona delikatnie. Właśnie chciał, chciał by było to brutalne i jednoznacznie ślizgonkę obudziło. Jeżeli tak się stało... opuścił ją niedbale. -Serio Reed. Idź sobie. Dość już dzisiaj zrobiłaś... Wybacz, że Cię do drzwi nie odprowadzę. Powiedział z lekką ironią i wskazał jej wyrwę w ścianie, w której kiedyś były drzwi. Gdy wyszłą zaczął czyścić pościel i podłogę.
Trenign Tergeo | |
| | | Jensen Kinghsley Dyrektor
Liczba postów : 270 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Pią Sie 03, 2012 3:24 pm | |
| Kiedy już wyczyścił i pościel i podłogę... Postanowił w końcu swoją pościel zmienić, bo obrzydliwość nad obrzydliwościami była zbyt obrzydliwa by mogł to obrzydliwie, bo obrzydliwie, ale znieść. Znalazł gdzieś zapasową, a warto powiedzieć, że musiał po to wczołgać sie pod łóżko i to na dodatek by wyciągnąć pościel różową jak gacie pani Tess, kobiety, która mieszkała w domu obok Kinghsleyów. Jednak nawet różowe zło było lepsze niż myśl, że gdzieś na pościeli może być sperma lub nawet ślina Benjamina Baxtera, bo wydzielin Cristiny by się nie brzydził. Aż tak bardzo. Zdjął starą poszewkę na kołdrę i stanął przed wykonaniem zadania, którego wcześniej nigdy nie musiał się podjąć. Przebranie kołdry. Wziąłdo ręki różową poszewke i najpierw spróbował wepchnąć kołdrę do jej środka, ale nie podziałało. Za drugim podejściem, sam nie wiedział jak to zrobił, ale znalazł się cały w poszewce. Nim się z tego potrzasku wykaraskał to upadł trzy razy na ziemię i zbił jeden wazon. Trzecie podejście, chociaż bardzo pokraczne, obfitowało w jako taki efekt. Z poduszkami sobie darował. Nie był do tego stworzony i tyle. W końcu padł. Zbyt wiele emocji towarzyszyło mu w tym dniu. Tak wiele, że powinno Ministerstwo ustalić jakiś limit, because fine wizzards will be dying! (wszystko brzmi lepiej po angieslku). Spał pełne osiem godzin co znaczy, że zaspał na śniadanie. Co znaczy, że musiał swojego kaca leczyć jedynie czasem, bo nie mógł nic zjeść. Oznacza to również dzień pełen w obfite wyżywanie się na puchonach.
Koniec treningu i poranne zt. | |
| | | Ged Mohr Pracownik Hogwartu
Liczba postów : 94 Join date : 27/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Sob Sie 04, 2012 7:55 am | |
| Najwyraźniej mugolski syropek na kaszel i zacny, doprawdy bardzo bardzo zacny bimber pana Whońskiego tworzyły razem mieszankę zabójczą, która na Geda zadziałała lepiej, niż podejrzewam najlepszy eliksir nasenny z asortymentu Skrzydła Szpitalnego, bo dosłownie jeden kieliszek wyłączył gajowego z imprezy. Nie doczekał nawet ciastek, których tak się domagał jego organizm! Dosłownie w kilka sekund po łyknięciu trunku jego powieki mimowolnie opadły i tak jak siedział, tak zasnął. Trochę szejm, ale cóż poradzić? Nikt nie mógł się spodziewać, że syropków z pomiotami polskopiwnicznymi się nie łączy, bo ani na jednym, ani na drugim nie było napisane, że przed użyciem należy skonsultować się z magomedykiem lub zielarzem, gdyż każde z nich niewłaściwie stosowane zagraża twojemu życiu i/lub zdrowiu (chociaż co do bimbru pana Józka, to można się było tego domyślać). Zygfryd wykorzystał okazję i czmychnął w tłum, by uczynić sobie rozrywkę wieczoru z obrażania młodych krukonów, ciesząc się nieograniczoną swobodą, której zazwyczaj nie miał. A jak się już Ged ocknął z tej jednorazowej narkolepsji, to było już pozamiatane, wszędzie cisza, walające się butelki i chrapanie Jensena - to żeś się wybawił, panie Mohr! Impreza wszech czasów, doprawdy. Do tego nabawił się przykrych dolegliwości "po", łeb łupał go niemiłosiernie, więc chwiejnie stanął na nogi, opętany tylko jedną myślą, że gdzieś powinien mieć jeszcze flaszkę eliksiru przeciwkacowego od Roxy, i niczym zombie ruszył w stronę wyjścia, zgarniając przy okazji chrapiącego Zyga, na którego najwidoczniej niebiescy znaleźli sposób - upili go nie zgorzej od "właściciela". Gdyby nie znał wozaka tak długo, mógłby się przestraszyć, że na ramię zarzucił już truchełko, a nie żywe zwierzę, ale nie miał zbytnich nadziei, wredota był niezniszczalny. Z miną cierpiętnika ruszył labiryntem korytarzy, by jak najszybciej dotrzeć do świeżego powietrza, przeciwkacowego i swojego łóżka, dokładnie w tej kolejności.
zette | |
| | | Jensen Kinghsley Dyrektor
Liczba postów : 270 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Pon Sie 06, 2012 7:38 pm | |
| Jego plan jego samego zachwycał. Jego geniusz był aż przerażający. Tak! Napoi pannę Reed eliksirem miłosnym. Sprawi, że jej zmysły będą krążyły tylko i wyłącznie wokół jego osoby. Będzie mogła myśleć tylko i wyłacznie o nim, a jej pożądanie doprowadzi ją do szaleństwa... a on? On nie da jej tego, czego ona będzie chciała najbardziej. Ta myśl była tak szatańska, tak upojna... Uczepił się niej całym sobą i od razu wszystko co mu do tej chwili przeszkadzało... ulotniło się. Nawet jego bezpodstawna nienawiść do chuja Benjamina odeszła na tak daleki plan, ze Jensen nawet nie parałby się spojrzeniem w tamtym kierunku. Tak, tak. Benjamin miał już zapewniony spokój od zawiści Jensena Kinghsleya. Przemykał po schodach szybciej niż Ged Mohr gdy mu powiedziano, że w miejscu docelowym znajdzie ciasteczka. Potrzebował swojego gabinetu. Swojego zacisza. Swojego... nie. Nie może myśleć o tym, że ten teren został splugawiony. Podszedł do drzwi i otworzył je różdżką. Jego oczom jako pierwsza ukazała się wyrwa w ścianie, którą sam spowodował. Westchnął ciężko i zatrzasnął drzwi, ale już po chwili je otworzył i wyszedł na korytarz. Musi zabezpieczyć swój obszar, trwale. Sophie powiedziała mu kiedyś o zaklęciu Cave Inimicum. Tak, to była konieczność. W razie jakby Hall albo Reed albo ktokolwiek inny chciał mu sznupać w prywatnych zapasach czy innych takich. Stała czujność! Najlepsze czego Dyptam go nauczył. -Dzięki Wujaszku, dzięki Nevou... Szepnął i zacząłswoje starania w postawieniu bariery przy wejściu do gabinetu.
Trening Cave Inimicum. | |
| | | Jensen Kinghsley Dyrektor
Liczba postów : 270 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Sob Wrz 01, 2012 11:19 am | |
| I paczcie! Zapomniałam o tym wychodzącym poście, więc napiszę go teraz. A co. Wszystko przez Kryśkę, na nią, na nią wina spada!
Po narysowaniu linii przed swoim gabinetem przyjrzał się swojemu "niewidzialnemu" dziełu z nieskrywaną dumą. Była to na prawdę skomplikowana magia, więc było z czego być dumnym. Rozejrzał się po korytarzu by upewnić się, że nikt nie dojrzał jego szczwanej intrygii wyjrywania gości. Nie było nikogo. Uśmiechnęła się z zadowoleniem i wycofał do wnętrza gabinetu. Teraz mógł w spokoju rozmyślać nad planem paskudnej zemsty. Zemsty, która będzie miała liczne ofiary, ale jedną najważniejszą. Cel? Kompromitacja i doszczętne zniszczenie życia Cristiny Ly Reed. Sposób? Zamknął drzwi gabinetu i zaśmiał się cicho, mrocznie i niewątpliwie psychicznie. Eliksir miłosny. Skoro odmawiała go kochać, on nie będzie się prosił, poniżał, błagał. On wykorzysta to przeciwko niej. Z całą możliwą siłą. Uderzy w nią niczym kula armatnia. Zły Jensen Kinghsley jest zły. W ogóle nasza sesja dziejąca się w czasie późniejszym pozwoliła mi zrozumieć dlaczego tak na prawdę Kinghsley był na Kryśkę wściekły. Był zły, rozjuszony niczym byk tylko i wyłącznie dlatego, że jej nie zdobyłcałkowicie. Podczas seksu kobiety oddawały mu się pod opiekę niczym Bogu, którego spotkały na drodze po wielu latach gorliwych modlitw i wierzeń. Oddawały mu się całe. Ale nie Cristina. To było pierwsze paskudne zetknięcie się z realnym światem dla naszego Kinghsleya. Jakaś kobieta mogła go nie doceniać. Mogła go nie kochać. Ale jak to? Wszystkie kobiety go kochają! Muszą. Jest niemalże bogiem! Warknął z niezadowoleniem kiedy odkrył, że w końcu nie wziął od Jenny tej książki o roślinach w eliksirach miłosnych. Wściekły na siebie wyszedł z gabinetu i ruszył na piętro drugie do Wood.
staree jak świat zt i koniec treningu. | |
| | | Jensen Kinghsley Dyrektor
Liczba postów : 270 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Sob Wrz 01, 2012 12:01 pm | |
| Obudził się o szóstej rano. Z minutami. Chwilę zajęło mu przetworzenie danych i faktyczne przypomnienie sobie tego co działo się zeszłej nocy. Zaczął odtwarzać przebieg akcji po kolei. Pamiętał, że po kolacji przyszedł do gabinetu by odnieść stertę prac niezapowiedzianej kartkówki dla trzecioklasistów, zaczął to sprawdzać i nim sie obejrzał wybiła dziesiąta. Musiał wypełnić swój dyżur na piątym i szóstym piętrze. Potem coś go tchnęło by sprawdzić wnętrze biblioteki i znaleźć przy okazji ksiągę o... Dalsze wspomnienia uderzyły w niego jak tsunami i musiał zacząć wykłócać się z zawartością bokserek, bo w pobliżu nie ma Kryśki. Zarumienił się i zaklął. Debilizm. Ale od tej pory chodził po gabinecie i przygotowywał się do dalszej części dnia z szerokim bananem na twarzy. Założył czarne jeansy i biały, prosty opinajacy się t-shirt. Zerknął na zegarek. Zostało mu trochę czasu. Zajęcia zaczyna o dziewiątej, śniadanie jest na sali do ósmej trzydzieści. Wyciągnął z tylnej kieszeni spodni różdżkę i zaczął nią kręcić kółeczka w powietrzu. Co by tutaj poczarować? Wyobraził sobie, że wchodzi do klasy eliksirów, a tam wśród bulgoczących kociołków Cristina pieprzy się z jakimś pendrakiem. Niewiedzieć, albo wiedziec czemu wywołało to u niego nagły atak złości i cisnął czerwonym promieniem w ścianę krzycząc: -Drętwota Twojemu Chujowi! A potem zrozumiał, że właściwie to nie życzy jego członkowi drętwoty, ale zaklęcie zostało rzucone. Swoją drogą nie wiem dlaczego mam teraz paskudną wizję rzucenia na faceta drętwoty podczas stosunku i... ale to ewidentnie podchodzi już pod nekrofilię. Na dżizasa co ja mam w głowie. Nie powiem. Przerażające.
Trening Drętwoty. | |
| | | Jensen Kinghsley Dyrektor
Liczba postów : 270 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Nie Wrz 02, 2012 11:34 am | |
| W końcu piękny, dostojny czerwony promień spowodował, że na ścianie Jensenowego gabinetu pojawiła się czarna wypalona plama. Genilanie. Kinghsley jesteś po prostu... Walnął głośnego facepalma i skierował różdżkę w stronę wypalonego miejsca. -Chłoszczyść Mruknął z nadzieję, a mydlana piana na chwilę zakryła czarne miejsce lecz nie wiele zdziałała na tym polu. Zagryzł wargę i obrócił różdżką między palcami. -Tergeo Jęknął z nadzieją, ale również nie przyniosło za wiele nowego do tej sytuacji. Rozpaczliwie chłoszczyściował ścianę, lecz to wszystko zdało się niemalże na nic. Może poza faktem, że teraz to już nie był czarny smolisty, czarny kruczy czy czarny atramentowy, a bardziej czarny szata-po-starszym-bracie. To już postanowione. Woźny go zabije. Nie miał odwagi by zgłosić brak drzwi, a co dopiero jak wejzie tutaj by odebrać gabinet po końcu roku szkolnego? Ba! Na przerwe świąteczną. Jensen Kinghsley był właśnie zdrowo udupiony. Przeczesał włosy. Mówi się trudno i płynie się dalej. Zarzuciłą na siebie czarną profesorską pelerynę, która tak fanjnie kontrastowała z czarnymi jeansami i białą koszulką. Dookoła szyi owinął sobie szalik Ravenclawu, bo w lochahc zrobiło się już naprawdę zimno, a mimo, że zostawiał dla skrzatów notki by paliły w kominku całą noc to śmiał twierdzić, że te olały go ciepłym moczem. Pod pachę zabrał podręcznik, w lewą rękę kociołek i opuścił gabinet. Wychodząc z uśmiechem przypomniał sobie o rzuconym Cave Inimicum. Zero intruzów. Koniec z nieproszonymi gośćmi. Niczym baner reklamowy! Ha! Swoje kroki skierował do komnaty wielkich schodów.
Koniec treningu
zt | |
| | | Jensen Kinghsley Dyrektor
Liczba postów : 270 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Nie Wrz 09, 2012 4:58 pm | |
| Pojawił się na samiutkim końcu Hogsmeade, tudzież na samiutkim początku. Jak kto wolał. W każdym razie w ostatnim możliwym punkcie aportacji i takim, który był jak najbliżej Hogwartu. Był zimno więc przebierał nogami szybko. W prawej ręce trzymał kurczowo tobołek z zakupami z Pokątnej. Uwielbiał małe zakupy w Slugu i Jiggersie. Od razu natychało go to do warzenia eliksirów. I właśnie z takim postanowieniem wbiegł do sali wejściowej zamku i ruszył prosto do gabinetu. Miał dość sporządzania mikstur w lochach to było takie... no nie. Po prostu nie. -Dzień dobry, hej, tak, tak. Do zobaczenia na eliksirach. Curtney! Pamiętam ciągle o tym karnym essayu. Hej, Avery! Masz krzywo zawiązany krawat. Minus jeden punkt dla Puchonów. Przeskakiwał po dwa stopnie komentując mijanych uczniów. Niektórych bardziej, niektórych mnie. W końcu jednak zabarykadował się w swojej samotni i ustawił wszystko co było mu potrzebne na biurku. Palnik, kociołek, wszystkie składniki, mieszadło, klepsydrę, wagę, dzienniczek eliksirów, pióro, kałamarz, fiolki oraz termometr i srebrny nożyk. Następnie podszedł do biblioteczki i zabrał z niej księgę z przepisami. Wyposażony już we wszystkie te rzeczy zaczął powoli szukać odpowiedniego przepisu zaś w głowie przypomniała mu się sztuka legilimencji. Rzucone Cave Inimicum aktywowało napis, który wypłynął z jego różdżki. Ktoś przechodził obok jego gabinetu. Jensen spróbował wtargnąć w umysł tej osoby, lecz niestety jego próba nie powiodła się. -Wezmę się za coś na czym się znam. Stwierdził z rezygnacją i przejechał nadgarstkiem po złączeniu stron by księga mu się nie zamknęła. Zaczął od środka, bo najpierw posiekał korzeń i liście asfodelusa. Drobno pokroił bezoar, tak jak kazały mu instrukcje. Musiał też zadbać o sproszkowanie rogu jednorożca co było najmozolniejszą ze wszystkich czynności. Wlał do kociołka 400 mililitrów wody i z termometrem w środku czekał na to, aż rtęć dobije do 40'C. Za pomocą pipety odciągnął z fiolki trochę krwi jednorożca i kiedy znamienna czterdziestka wybiła dodał do środka jedną, nie więcej nie mniej, kroplę krwi jednorożca. Od razu chwycił za mieszadło i z przesadną precyzją zamieszał pięć razy w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. -Raz, dwa... Drugą ręką chwycił przygotowany półmisek z posiekanym asfodelusem (korzeń i liście) i po odpowiedniej ilości ruchów nadgarstkiem przesypał zawartość naczynia do kociołka. Barwa gwałtownie się zmieniła co Jensen powitał zadowolonym pomrukiem aprobaty i kiwnięciem głową. Teraz zaczął ponownie obserwować termometr wetknięty w kociołek. 80'C. Ponownie rozpoczął mieszanie zawartości kociołka i chwycił drugi półmisek, który zawierał w sobie sproszkowany róg jednorożca, dokłądnie 15g- pozostałe 85g przesypał do fiolki i schował. Ostrożnie, powoli przechylał naczynie. Ręka mu nie drżała. Był zbyt pewny siebie i nie obawiał się o jakieś niepowodzenia. Po zakończeniu tej czynności minęło tylko kilka sekund nim wywar nabrał barwy pomarańczowej. Sprawnie zdjął kociołek z ognia i odstawił obok. Wyłączył płomień. Teraz był czas na dodanie drobno pokrojonego beozaru i toteż uczynił. Eliksir zabulgotał i stężał. Miał teraz trochę czasu, więc prędko ustawił klepsydrę na czas czterdziestu pięciu minut. Po chwili podszedł do półki z książkami i odszukał sobie taką, w której mógł znaleźć coś traktującego o legilimencji. Co jakiś czas przerywał czytanie by skontrolować klepsydrę.
Trening legilimencji.
Zużywam: Korzeń asfodelusa. 1ml krwi jednorożca. 15g rogu jednorożca; 5 liści asfodelusa; 500g beozaru | |
| | | Jensen Kinghsley Dyrektor
Liczba postów : 270 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Pon Wrz 10, 2012 4:52 pm | |
| W jego gabinecie o tej prze roku, ani o tej porze dnia nie było słonecznego miejsca, ale dobrze oświetlonym punktem było miejsce pod biurkową lampką, która zapalała się na magię po stuknięciu różdżki, więc właśnie pod takim światłem eliksir tężał sobie spokojnie podczas kiedy Jensen Kinghsley zgłębiał wiedzę dotyczącą legilimencji. Teraz jednak przerwał odkładając księgę na bok, bo w klepsydrze zostało tylko tyle piasku, które wskazywałoby na pięć ostatnich minut przed końcem wyznaczonego czasu. Pozwolił sobie w tym międzyczasie wyczyścić termometr by nie było na nim resztek poprzedniego etapu warzenia mikstury, a także odpalić różdżką niewielki palniczek, na którym bez zbędnej zwłoki postawił kociołek kiedy tylko klepsydra zaczęła nerwowo podskakiwać by podkreślić upływ wyznaczonego czasu. Teraz wsadził termometr w gęstą breję, czyli w efekt zamierzony. -Idealnie. Kinghsley jesteś mistrzem w swej dziedzinie. Pochwalił sam siebie, ot nieskromnie po czym przy temperaturze osiemdziesięciu stopni sięgnął po szczypczyki i z serca borsuka wyciągnął jedno dosyć mięsiste włókno. Jeszcze sekunda... termometr wskazał równo dziewięćdziesiąt stopni co było sygnałem dla eliksirowara by rozluźnić uścisk na szczypczykach i pozwolić włókienku zanurzyć się w wodnistej konsystencji zawartości kociołka. Jensen skrzywił się widząc cholerną słoneczność bijącą z wnętrza jego ukochanego kociołeczka. Gdyby nie właściwości tego eliksiru to miałby wszystko nazwane 'Hufflepuff' szerokim łukiem, ale że miewał czasami silne bóle brzucha to musiał od czasu do czasu zaopatrzyć się w kilka fiolek. -Kurwa. Skomentował szybko owy niesatysfakcjonujący go fakt. Owym rozmyślaniom towarzyszył ruch ręki po mieszadełko i teraz dla pewności palcem lewej ręki najpierw zatoczył kółeczko w prawo, potem w lewo przypominając sobie jak krążą wskazówki zegara. Upewniwszy się, że na pewno jest pewien wsunął wolniutko mieszadełko niczym... nie. -Nie myśl dziwkarzu o Cristinie! Rozkazał sobie i pewnym siebie ruchem zaczął mieszać w stronę przeciwną do ruchu wskazówek. -Dziewiętnaście, dwadzieścia, dwadzieścia jeden i... dwadzieścia dwa. Nie wykonał ani obrotu ani o jeden milimetr dalej. Wolno wyciągnął mieszadełko i zdjął eliksir z ognia. Odstawił ostrożnie obok. Teraz tylko musi wystygnąć. Chwycił termometr, używane miseczki, tacki, nożyk i resztę używanego badziewia i wziął do łazienki by umyć dokładnie każde narzędzie. Po powrocie do gabinetu w oczekiwaniu na ochłonięcie przyrządzonego wywaru ponownie zanurzył się w lekturze.
trening legilimencji
| |
| | | Jensen Kinghsley Dyrektor
Liczba postów : 270 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Wto Wrz 11, 2012 4:52 pm | |
| Przyłożył dłoń do kociołka. Stracił rachubę czasu. Zimny. Wziął chochelkę i przygotował pięć kryształowych fiolek, które zaczął teraz bardzo ostrożnie i powoli napełniać czerpiąc eliksir z górnych warstw, nie zanurzając chochli za głęboko, bo tam opadł już w tym czasie osad, który był bardzo nie fajny i podrażniał przełyk, co przy bólach brzucha dawało niefajne połączenie. Ostrożnie zakorkował wszystkie fiolki i teraz przy pomocy różdżki, ładnymi złotymi, zdobionymi literami opisał każdą "Eliksir Hufflepuff", a następnie wsunął je do stojaczków na te eliksiralne 'słoiczki' i teraz dumnie spoglądał na żółciutki płyn w nich zawarty. Był geniuszem. To prawda. Zabrał kociołek i najpierw opróżnił go zaklęciem tergeo, a potem wyczyścił dokładnie przy pomocy Chłoszczyść. Pod światłem zbadał czy naczynie zostało dokładnie wymyte, a kiedy stwierdził, że tak ponownie zaczął przygotowywać się do kolejnego wyworu w swej dziedzinie. Tym razem wziął się za coś bardziej przystępnego niż paskudny eliksir Hufflepuff. -Eliksir Wiggenowy Powiedział na głos kiedy odszukał odpowiedni przepis w księdze i podobnie jak to zrobił z poprzednim zapisem, przejechał nadgarstkiem po złączeniu stron. Potrzebował tylko 300g kory z drzewa Wiggen i stu gram śluzu gumochłonów. Obydwa rzecz jasna na stanie po ostatniej wizycie w Slugu i Jiggersie. Odchrząknął zupełnie jakby przygotowywał się do rzucenia zaklęcia, jednak nic bardzie mylnego. Wypakował korę z woreczka, w który była owinięta, ułożył na deseczce do krojenia, a w prawą dłoń chwycił świeżo wymyty srebrny nożyk. Wyposażony w narzędzie pracy zaczął kroić korę, jakkolwiek idiotycznie to brzmiało, na cienkie paski o długości pięciu centymetrów. Kiedy to już przygotował kilka razy strzepnął dłonie, które od kurczowego zaciskania ich na twardej korze, bolały. Teraz odmierzony śluz gumochłonów wlał do niewielkiego naczynia, które nie było jego ulubionym, ale do podgrzewania śluzu gumochłonów nadawało się idealnie, bo gęsta maź nawet leniwie bulgotała w temperaturze wrzenia, więc spokojnie postawił ową miseczkę na palniku i wsadził do środka termometr czekając na wybicie liczby 60. Lewą ręką ostrożnie, by nie połamać przygotowanych pasków przeniósł "plasterki" do niewielkiego słoika. Był jeden olbrzymi minus tego, że zachciało mu się wyrabiać eliksir wiggenowy- musiał się zakraść do przejścia pomiędzy szklarniami, gdzie leżało zawsze siano i słoma przygotowane by opatulić rośliny na zimę. Nawet już dwa lata temu przygotował sobie 150cm dół w ziemi pod jedną z beli siana, bo stwierdził, że nie będzie kopał dołu za każdym razem kiedy chce warzyć eliksir. -Sześćdziesiąt. Oznajmił sam sobie i ostrożnie zdjął naczynie z ognia, a następnie przelał podgrzany śluz do słoika z korą. Zakorkował naczynie przy pomocy zaklęcia zamykającego i owinął szmatką. Sam ubrał na siebie bluzę, w której wcześniej wybrał się na Pokątną, a na to narzucił czarną czarodziejską pelerynę by uchronić swe przezacne włosy od deszczu. By dojść do szklarni przez zamek można było przejść przez niemalże nieużywaną część zamku. Tak też zrobił. Ale nie mógł wejść najprostszą drogą- przez szklarnię numer cztery, bo ta cholera Wood ją zamknęła. Musiał więc niestety wyjść na deszcz bocznym skrzydłem, obejść tą część zamku i dopiero wejść do szklarni numer trzy kiedy odszukał odpowiedni klucz w pęku posiadanych brzęczących kluczyków profesorskich. W końcu dostał się na upragnione podwórko, przy pomocy wingardium leviosa podniósł belę siana chroniąca jego dół. Z satysfakcją stwierdził, że ten tam ciągle jest, wiec zanurzył w nim słój, zakrył sianem. -Incendio. Mruknął, a siano się zajęło i spaliło szybko na popiół. Obsypał naczynie owym popiołem dość dokładnie, a następnie przysiadł na beli słomy i zaczął trenować swoją umiejętność legilimencji. Byłoby łatwiej gdyby miał jakąś żywą istotę, ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma.
Legilimencja Ekwipunek: 5 fiolek [kryształ] wypełniam eliksirem Hufflepuff, tracę 300g kory z drzewa Wiggen i 100g śluzu gumochłonów
| |
| | | Jensen Kinghsley Dyrektor
Liczba postów : 270 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Sro Wrz 12, 2012 4:30 pm | |
| Marzł. Dobrze, że jakieś zaklęcie sprawiało, iż deszcz nie mógł padać w okolice słomy i siana, bo pewnie by przemókł. Tylko on jest takim idiotą, by nie pójść sobie na tą wolną godzinę do zamku, gdzieś gdzie jest ciepło, albo chociaż do szklarni, w której jakby nie było jest ciepło. Nie. To był proszę szanownego państwa Jensen Kinghsley, którego procesy myślowe, choć zaawansowane, czasami bez ostrzeżenia potrafiły się wyłączyć. W końcu jednak zegar na wieży zegarowej wybił dwudziestą i mógł wykopać słój z ziemi. Nie zrobił tego swoimi przezacnymi drogocennymi rączkami. O nie. Użył do tego różdżki i zaklęcia Accio. Strzepał resztki popiołu i ziemi ze słoika, który wsadził pod pachę. Odstawił wszystkie przesunięte bele słomy na miejsce i przebiegł przez ten niezadaszony kawałek bardzo szybko dłońmi chroniąc eliksir. Wrócił do gabinetu, gdzie przywitało go rozkoszne ciepło. Był takim lamusem, że wychodząc nie wyłączył światła. Czysty jensenowy kretynizm i tyle. Ustawił słoik na biurku, odkręcił go i zakaszlał kiedy jego nozdrzy dobiegł smród eliksiru wiggenowego. -Nienawidzę tej brei. Podsumował kiedy sięgał po chochelkę i między palce lewej ręki chwycił cztery kryształowe fiolki. Zamieszał w słoiku, a następnie napełnił cztery naczynka. Na dnie trochę zostało, ale tym się za bardzo nie przejął, bo jedna trzecia fiolki nie uleczyłaby nawet rosomaka. Nawet półmózgiego puchona. Zakorkował swoje nowe nabytki i opatrzył je złotawym napisem "Eliksir Wiggenowy", a fiolki spoczęły obok tych opisanych "Eliksir Hufflepuff". -Dziesięć fiolek eliksiru. Not bad. Stwierdził patrząc na swoje dzieło, a teraz ponownie zabrał się za sprzątanie, bo nikt inny jak wujaszek Dyptam powiadał: "możesz zostawiać mokry ręcznik na podłodze w łazience, rzucać byle gdzie skarpety, a majtek nie zmieniać przez choćby tydzień, ale po pracy z eliksirami zawsze musisz odnaleźć w sobie dawno zaginiony pierwiastek pedanta, mój młody padawanie"- oboje Kinghsleyów było wielkimi fanami mugolskich, bo mugolskich, Gwiezdnych Wojen. Pomyślał o Jessice, która wiecznie narzekała kiedy w Nowy Rok nalegali by oglądać po raz kolejny ten film i wtedy znów przypomniało mu się o legilimencji. Wprawił w lewitację księgę i rozkazał jej za sobą podążać do łazienki. Niby mył kociołek i przyrządy, a tak naprawdę czytał o tej niezacnej sztuce wnikania w umysły.
Legilimencja.
Cztery kryształowe fiolki eliksiru wiggenowego
| |
| | | Jensen Kinghsley Dyrektor
Liczba postów : 270 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Czw Wrz 13, 2012 2:22 pm | |
| Włożył wszystkie przybory do wnętrza kociołka uprzednio wykładając go szmatką, by żadna klepsydra czy inne coś nie uszkodziło "teflonowej" powłoki "garnka". Odstawił wszystko do szafki w biurku i rozsiadł się na fotelu szefa. Teraz kiedy był już spełniony jako eliksirowar postanowił... no właśnie. Co teraz. Jensen Kinghsley nie był dobry w wielu rzeczach, ale kiedy już był w czymś dobry, to robił to zajebiście. No bo jaki inny wybór ma ktoś kto jest totalną dupą w transmutacji, rośliny zabija nim je dotknie, prawdopodobnie miał coś toksycznego w spojrzeniu, już od dawna spodziewał, że za duża ilość seksu wylewająca się przez jego gałki oczne, może zabijać rośliny, magiczne zwierzęta od niego uciekały, a nieśmiałki wiecznie orały jego skórę niczym pług pole ziemniaczane. Więc kurczowo chwytał się tego co mu wychodziło. Eliksiry, zaklęcia... seks. Spojrzał na kominek, do którego wrzucił ostatnie dwa listy od Cristiny Ly Reed. -Co mnie podkusiło? Zapytał sam siebie przymykając powieki zmęczone patrzeniem w ogień. Gwałtownie obrócił się przodem do biurka i wyciągnął z szuflady kawałek pergaminu, pióro i kałamarz. -Drogi Dyptamie.Powiedział, ale nim przyłożył koniec pióra do papieru zdążył sie rozmyślić i zamiast tego nabazgrał: 'Wyjątkowo paskudna i nieprzydatna roślino, Czy wiesz, że Jennifer Wood robi z kwiatów dyptamu herbatę? Chyba jedyne użyteczne zastosowanie tej idiotycznej rośliny o głupkowatej nazwie. ' Zaśmiał się czytając dwa, a nawet trzy razy właśnie stworzone przez siebie zdanie. Wstęp niezły. Lewą rękę zacisnął w pięść, a dolną wargę raz po raz przygryzał próbując ubrać w słowa to co chciał przekazać wujaszkowi. Ciężko mu było to powiedzieć na głos, ale potrzebował rady. Rady kogoś innego niż Elizabeth, kogoś innego niż nawet najlepszy przyjaciel Marcin, a tym bardziej tak szalonego jak Ged. Potrzebował rady kogoś kto już to raz przeżył i wyszedł na tym jak alkoholik zamknięty w składziku na bimber Wrońskiego. 'Nie chcę do Ciebie pisać i rzygam faktem, że zaraz zaadresuję do Ciebie kopertę mimo, że wystarczyło by sowie powiedzieć: 'znajdź odrażającego potomka krzyżówki czyrakobulwy z ptasim guanem', ale jesteś dosłownie moją ostatnią deską ratunku.' Kropkę postawił za mocno i zrobił sie niewielki kleks, ale nie dbał o to. W końcu nie były to jakieś estetyczne liryczne listy miłosne do obiektu westchnień, a jedynie epika wyżalająca swoje grzechy niczym na spowiedzi do najchujowszego kretyna we wszechświecie. 'Pamiętasz ten jeden raz kiedy po raz pierwszy w wakacje przyniosłem do domu dwie flaszki bimbru Wrońskiego i głupio obaliliśmy każdy po jednej? To były czasy, co nie stara niedołęgo? W każdym razie nie to jest moim celem. W ramach fazy czytaliśmy na role listy Heloizy i Abelarda, wiesz ten słynny idiotyczny mugolski wywód o miłości uczennicy i guwernanta?' Dyptam już zrozumie do czego zmierza Jensen, prawda? Nie musi chyba więcej pisać, nie musi się bardziej pogrążać. Ale skoro juz żal za grzechy to na całego. Nie możesz być tchórzem Kinghsley! Krew tej rodziny ma wiele pomówień i zboczeń, ale tchórzami nie jesteście. Mimo wszystko już widział wujaszka szturmującego drzwi sali wejściowej Hogwartu, pomimo zakazu zbliżania się, którego nikt od lat nie raczył znieść, i dokonującego na nim mordu gołymi rękoma. Ba. On by go zabił chochelką do eliksirów. Powolna i bolesna śmierć. A potem? Potem pewnie dowiedziałby się, która to Cristina Reed i potajemnie by ją otruł, albo coś tam. 'Opowiedziałeś mi wtedy twoją historię z Nadią i kazałeś przysiąc, że nigdy nie wpakuję się w takie gówno. Ale nie wiem czy te słowa obejmowały również sytuację, kiedy gówno przychodzi do mnie?' Bolesna i powolna śmierć... to już nie przypuszczenia, ani proroctwa. To fakt. Jensen sam na siebie pisał teraz wyrok. 'Bo widzisz, nic nie miałoby miejsca, gdyby Cristina nie powiedziała mi, że idzie do Zakazanego jeździć na centaurach, na co upuściłem fiolki z eliksirem poprawiającym humor czy innym ustrojstwem, a że potem musiałem nas zamknąć we wnętrzu składzika, żeby woźny nas nie opierdolił... wszystko stało się tak szybko. Wiesz, że pewnych odruchów nie potrafię kontrolować. ON zwyczajnie czasami myśli za mnie, poza tym ty coś o tym wiesz, prawda?' Przerwał pisanie i wstał od biurka. To było nie do pomyślenia, żeby czuł się tak winny za to co zrobił. Pisząc ten list po raz pierwszy jasno i wyraźnie zobaczył całą sytuację od jej zarania. -Ale kurwa spierdoliłem. Jak można być takim łosiem? Następnie wystosował szereg pretensji wpatrując się między swoje nogi. Czasami na prawdę żałował, że pozwalał swojemu 'drugiemu mózgowi' na swobodne działanie, bo jak widać miał on tendencje do pieprzenia wszystkich na około i na dodatek do pieprzenia całego życia. Czasami się mówi, że 'life fuck us all' ale tutaj zdecydowanie następowała inwersja, bo to drugi mózg Jensena pieprzył życie. Jak się okazuje nie tylko jego samego o czym jeszcze nasz Kinghsley nie miał prawa wiedzieć. Niechętnie, bo niechętnie, ale zmusił się do ponownego spoczęcia swych pośladków na krześle przy biurku i zakręcił piórem między palcami. 'I nie wiedzieć czemu zapragnąłem więcej. Ona potraktowała to jak jednorazowy numerek... a ja nie potrafiłem. Czasami jestem skłonny przyznać, że jestem większym burakiem od ciebie, ale wtedy uświadamiam sobie, że to przecież niemożliwe by osiągnąć większe dno co nieco podbudowuje moją samoocenę. Tego samego dnia była nasza tradycyjna libacja inaugurująca rok szkolny i wyobraź sobie szczyt dziwkarstwa, a potem pomyśl, że to nic w porównaniu z tym co zrobiła Reed, która zaciągnęła do MOJEGO łóżka jakiegoś ciotowatego gryfona... Czy może być większy stopień poniżenia? Dyptam, powiedz mi z całego serca, czy za te wszystkie laski, które przeleciałem... zasłużyłem na takie ośmieszenie? ' Teraz jego pismo zrobiło się nieco niechlujne, bo słowa cisnęły się mu na myśl szybciej niż mógł je przelać na papier. Czuł ulgę, ale jednocześnie wiedział, że sam siebie karze pisząc ten list. Bo ze wszystkich ludzi na świecie najbardziej to co zrobił chciał ukryć właśnie przed wujem. 'Więc wszystko pociągnęło za sobą konsekwencje... Biblioteka, opuszczona klasa... Codziennie wstaję rano i mówię sobie, że chce to skończyć, ale potem widzę ją gdzieś na korytarzu, chcę wypożyczyć książkę... i nie mogę pomyśleć o tym, iż miałbym przestać się z nią widywać. Jestem idiotą. Nie kocham jej, ale jednocześnie nie mogę pozwolić jej odejść. Dyptam, skurwysynu, pomocy." - Jensen. Szepnął spoglądając na list i czytał go raz po raz. Kilka razy chciał go wrzucić do ognia, zgnieść, wyrzucić na deszcz za okno... Lecz w końcu zapakował go do koperty i opatrzył adresem. -A teraz szybko, nim do mnie dotrze, że to bezsensu...Wyszedł do sowiarni. Kiedy wrócił usiadł na podłodze przed kominkiem i spróbował myślami odszukać umysł Ly Reed... i do niego wniknąć. Pochłaniało to takie zapasy skupienia, że nie miał juz czasu myśleć o swoim kretynizmie. Legilimencja. | |
| | | Jensen Kinghsley Dyrektor
Liczba postów : 270 Join date : 19/07/2012
| Temat: Re: Gabinet nr 3 Pią Wrz 14, 2012 3:20 pm | |
| Nie udało mu się znaleźć umysłu Cristiny, chociaż próbował dosyć długo. W końcu jednak zdenerwowany swoją porażką zajął się przygotowywaniem lekcji na poniedziałek. Miał w zanadrzu kilka ciekawych tematów, które wypadałoby w końcu zrealizować nim umkną jego zajętemu oświeconemu umysłowi. Skrobanie pióra o papier było usypiające. Czuł zbierający sie pod powiekami piasek i ciążące na nich odważniki przybierające na masie z każdym kolejnym słowem, które pisał. W końcu przysnął na chwilę składając głowę na biurku. Obudziło go jakieś szuranie po drewnianej podłodze. Zaalarmowany wskazał różdżką w ową personę. Wystraszył skrzata domowego, który upuścił jego brudne spodnie na ziemię. -Przepraszam. Wybacz, to wszystko przez tą stałą czujność...Wymamrotał zaspanym głosem i ziewnął przeciągle. Kilka sekund poświęcił na obserwowanie skrzata, który dorzucał do kominka i za pomocą jakiejś nieznanej Jensenowi magii ścierał kurze i mył podłogę. Kinghsley uśmiechnął się do stworzenia i w końcu wstał od biurka. Przeczłapał tylko na łóżko i tak jak opadł na miękki materac, tak zasnął. Szedł przez Zakazany Las, śledził kogoś. Na około było ciemno. Widział tylko ścieżkę przed sobą, a głucha cisza silnie napierała na jego uszy. Nawet nie słyszał łamanych pod stopami gałęzi czy chrupania jesiennych liści. Wędrował jakiś czas, aż w końcu dotarł na polanę. Na jej środku, ktoś był. Albo coś. Kształt był nie wyraźny. Pchnięty ludzką ciekawością podszedł do tego miejsca... Cristina siedząca okrakiem na Baxterze, nie już nie na Baxterze. Na Tonym, potem na Marcinie, Caseyu, Dorianie, jakimś krukonie. Dziewczyną targnął impuls rozkoszy, a on poczuł jedynie napływ okropnego gniewu i nim zorientował się co robi wyciągnął przed siebie różdżkę i błysnęło zielone światło. Zerwał się cały zlany potem. Odgarnął z twarzy włosy i zamknął oczy kręcąc z niedowierzaniem głową. - Masz Ci los... a teraz coś takiego. Już wiedział, że zapamięta owy sen, chociaż tak bardzo chciał by zaniknął tak jak się to działo ze wszystkimi cudownymi marzeniami. Teraz dostrzegł, że na nocnym stoliku siedzi sowa, która sobie cichutko pohukiwała czekając na obudzenie się Jensena. Jak wleciała? Może wpuścił ją skrzat? Przeturlał się po łóżku i odwiązał list od nóżki ptaka. Odprowadził sowę do okna, gdzie ta odleciała w stronę sowiarni. Od razu poznał pismo, a nawet gdyby nie poznał to przecież od kogo innego mógłby dostać list? - "Udany synu równie udanej mamusi" a to skurwiel...Szepnął i przeszedł z pergaminem z powrotem na łóżko gdzie rozsiadł się wygodnie, bo taka ciężka lektura nie powinna odbywać się na stojąco. "Przyznam, że z początku pomyślałem, że robisz sobie ze mnie jaja. Potem przeczytałem list jeszcze raz, z niedowierzaniem. Potem może wystarczy, że powiem iż musiałem nieudolnie naprawiać kuchenne krzesło, które wyleciało przez okno. Okno też naprawiłem, chociaż trochę ciągnie. Myślę, że ty się musisz tym zająć, moja dupa jest zwyczajnie za biedna by utrzymać Reparo na godnym poziomie. Więc tak. Pozwalam Ci wrócić do domu, bo teraz odrzuciłem już myśl o tym by Cię z niego wyrzucić. Nikt nie powinien mieć na tyle żałosnego życia by dwa razy go porzucano, prawda?" Jensen zaśmiał się mimowolnie, bo miał do wyboru albo to, albo się rozpłakać, a na to drugie nie mógł sobie pozwolić. Chociażby go na żywca kastrowali, przecież nie może płakać! "Jesteś zupełnie nieodpowiedzialnym idiotą i zaczynam się zastanawiać czy opary tych eliksirów nie uszkodziły Ci mózgu, albo przynajmniej go nie skurczyły. Nie dość, że uczennica to jeszcze Reed? Czyś ty do końca ochujał? Przecież wiesz dobrze tak jak i ja, że ona nawet nie będzie się silić na trzymanie tej gadatliwej, jak już słusznie zauważyłeś co ja potwierdzam, dziwkowatej gęby na kłódkę! Musisz tak samo kończyć jak ja? Na dodatek oboje jesteście zdrowo potrzepani, bo pasujecie do siebie jak krwawa borówka do antidotum na trucizny! Wybuch nie tylko będzie głośny, ale też kurewsko niszczycielski. Jensen miejże litość i zakończ to. " Poczuł pod dłonią pierze i zerknął w kierunku swojej poduszki, następnie wyrwało mu się ciche 'fuck' kiedy spostrzegł, że tak zaciskał na materiale rękę aż go rozerwał i teraz miętosił zamiast poduszki rozprutą gęsią gardziel... "Wiem, że i tak tego nie zrobisz. Zakazany owoc smakuje najlepiej. Szkoda tylko, że taki marny wybór. Też nienawidzę puchonów, ale puchonki mają w sobie taką wrodzoną niewinność i przyjemnością jest im ową niewinność odbierać w brutalny sposób- if you know what I mean. Moja rada: spróbuj bez pieprzenia się z nią przeżyć miesiąc. Do świąt wytrzymaj. Jeżeli Ci nie przejdzie osobiście postaram się o to by nikt nie zaglądał do szklarni Sophie podczas kiedy wasza dwójka zniknie w zupełnie nietajemniczych okolicznościach. Do tego nawet namówię Linnet i Jessicę na jakiś epicki pojedynek gry w szachy, żeby zajęły czymś swoje dary. Może jednak, i na to nie ukrywam, że liczę najbardziej, przejdzie Ci i okaże się, że to tylko było bardzo groźne zauroczenie" W tym momencie zrozumiał, że nie ma innego wyjścia. Dyptam miał całkowitą rację. Musi zwyczajnie poddać sie próbie i zobaczyć czy to co do dziewczyny czuje to nie jest przypadkiem ta paskudna miłość. Wątpił w to całym sobą, ale nie raz nie dwa już się na swoim zupełnym braku intuicji przejechał. Westchnął głośno i przeniósł się do ostatniego zdania, które mu pozostało. "Imbryczek właśnie nalał mi herbaty z kwiatów dyptamu, co za zbieg okoliczności;
Roślinka" Odłożył list na bok. Po raz ostatni spróbował namierzyć w przestrzeni umysł Cristiny Ly Reed. Odnalazł go. Ale nie udało mu się wejść. Może to jakiś znak, może dziewczyna poznała sztukę oklumencji, a może zwyczajnie był tak ułomny, że jeszcze legilimencja była zbyt tajemnicza by potrafił takie sztuki... Legilimencja. | |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Gabinet nr 3 | |
| |
| | | | Gabinet nr 3 | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |